1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS (przed przesiedleniem):
[Z przedwojennego Ulucza] dużo nie pamiętam, ale, ogólnie, wszystko było dobrze. Chodziliśmy do cerkwi, modliliśmy się, chodziliśmy do szkoły, krowy trzeba było paść, takie to były sprawy.
2. Wiek w trakcie przesiedlenia:
18
3. Wyznanie:
Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem:
Siostra Handzia [Anna]; siostra Marysia; brat Miron; tato Wasyl; babcia staruszka Maria (mama taty); Gieni ojciec, stryjek Mikołaj i ja, Michał.
[Przyczyną śmierci pana mamy w 1940 roku była jakaś choroba, czy też nie wiadomo co się stało?] Wie pan, tak to było, że u nas byli Niemcy, potem się wycofali i przyszli Ruscy, do naszej wioski. Granica była na Sanie.
Gdy przyszli Ruscy, zaczęli spisywać inwentarz i różne inne. No i nie było leków… Mama zachorowała, przeziębiła się, nie było lekarza, niczego nie było.
Pochowaliśmy ją w Uluczu, na Dębniku. Tam, na Dębniku, w Uluczu, jest cerkiew, i tam koło tej cerkwi ją pochowaliśmy.
5. Ile osób zostało na miejscu:
0
6. Ile osób przesiedlono:
7
7. Ile osób zaginęło:
Dwie osoby: w przededniu akcji „Wisła” zaaresztowano ankietowanego Michała Szczurka i jego ojca Wasyla, wojsko polskie powiozło ich w nieznanym kierunku.
8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:
Byli u nas i Polacy, i Żydzi, ale, wie pan, nic to, była zgoda, zgoda była.
Tak dokładnie to panu nie powiem, Żydów było tak koło 10 [rodzin], Polaków było więcej. Tak dokładnie, to nie mogę powiedzieć. Wie pan, mam już prawie 84 lata.
[Ładny wiek. Jak to się tak panu udało?] Nie wiem. Bogu niech będą dzięki, że człowiek zdołał tyle tego wszystkiego wytrzymać.
9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?
Była zgoda.
[A skąd się wzięła potem ta niezgoda?] Nie mogę panu powiedzieć, dlaczego tak było. Tym bardziej, że przed wojną Polacy chodzili na modlitwę do cerkwi.
No, a Żydzi… Żydów później, gdy Niemcy przyszli – ich zabrali. A co oni z nimi zrobili, to, wie pan… No i takie to były sprawy.
10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:
Było trochę ziemi, wtedy na morgi liczyli, kawałek lasu, no i dom. Dom się spalił, ale tato naściągał drzewa z lasu i zbudowaliśmy dom. Tato nie chciał przenosić się do innej wioski, mówi, tu zbuduję sobie dom. No i zbudował dom. Ale co z tego! Dom został tam.
[Pierwszy dom dlaczego spłonął?] No, spalili go, ponieważ palili… [Kto?] No, Polacy. [Dlaczego oni palili?] A bo ja wiem? Wpadali, no i dawaj – i wioska stawała w płomieniach. [Bez przyczyny?] A jak! [A co to za Polacy byli? Wojsko, czy bandyci?] To tacy… Mojemu świętej pamięci ojcu jeden oficer, porucznik, mówił tak: „Człowieku, gdy wojsko idzie – nie uciekaj, ale jak idzie banda – to musisz uciekać”. Tato mówi: Ale jak to poznać? On mówi: Gdy idzie wojsko, to jest to duża grupa, a gdy banda, to tam różni idą, mniejszymi grupami chodzą, i rabują. Mówi: gdy wojsko idzie, to „tylko za banderowcami”.
Dom był kryty słomą, bo tak wtedy… U was pewnie też tak było. Słomą… No ale to był dom. Była tam wielka kuchnia i pokój. Kiedyś nie było tego [tak dużo], jak teraz.
Było trochę ziemi. Tato był murarzem, mógł komuś piwnicę zbudować, zrobić podmurówkę pod domem, piec postawić, a piece budowali nawet z kamieni.
Były skrzynie, no ale ile tego było: trochę pszenicy, trochę żyta, trochę ziemniaków, no, jakaś tam fasola. Gdy sadzili ziemniaki, to w grzędach dodatkowo sadzono fasolę, pole było wykorzystywane maksymalnie.
Mieliśmy trzy krowy, trzymaliśmy je w stajni, która była przy domu (wszystko było pod jednym dachem). Była też jakby stodoła, jak to mówili u nas – ubojsko [boisko], tam, gdzie młócili, to było przy stajni. I jeszcze była taka jakby drewutnia, tam można było naskładać sobie drzewa na zimę. A jeśli mówić o jakimś sianie, słomie, to takie coś trzymaliśmy na strychu. No, takie to było życie.
Było trochę lasu, ale ten las, wie pan, pasek taki był, jak to mówią – były paski ziemi i pasek, kawałeczek tego lasu.
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):
Gdy zaczęło się wysiedlenie, to mnie już nie było w domu. 2 czy 3 kwietnia 1947 roku zabrali mnie i tatę. Resztę rodziny wywieźli do Susza. Dołączyłem do nich w lutym 1948 roku.
Nic na to nie wskazywało. Wyszedłem na podwórze i słyszę krzyczy – „stój!”. Stanąłem, mówi – „chodź”. Zabierają mnie, wyszedł tato z domu i zaczął prosić. Mówią: „chodź i ty”. No i zabrali nas. Mieszkaliśmy tak trochę z boku – zabrali nas do wioski, do środka.
[Aresztowali pana wojskowi?] To też była taka jakby banda, tam byli różni, także ormowcy [ORMO – Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej], i jeszcze jacyś, no i nas zabrali.
Nałapali mężczyzn z naszej wioski i spędzili wszystkich w środku wsi. Wówczas, dawaj, do drugiej wioski, do Dobrej, i dalej, aż do miasteczka, do Mrzygłoda. Tam zanocowaliśmy.
Zawieźli nas do Sanoka, na UB [placówka Urzędu Bezpieczeństwa]. Bili – nie żałowali.
Potem zawieźli nas do więzienia [w Sanoku], a z więzienia do Jaworzna [do obozu koncentracyjnego dla Ukraińców].
[Bić kiedy zaczęli?] Cały czas bili. W Jaworznie też. Po drodze bili. Jednego wzięli na bok, to tak go pobili, jak nie wiem co. Wie pan, znęcali się, bo… „Mów! Tyś dawał jeść, tyś dawał to, tyś dawał tamto”, no, mówię, znęcali się. Żołnierze, wojsko, z nimi było trochę inaczej, u nich była trochę dyscyplina, najwyżej gdzieś tam trochę [bili], a ci inni – co im zależało.
Przywieźli do Jaworzna, wyprowadzili z wagonów, potem prowadzili do Jaworzna [do obozu], ludzie krzyczeli, wie pan, jak to ludzie: „Bić ich!”.
Dalej był obóz, brama, „Centralny Obóz Pracy” – taki napis był na tej bramie.
[Skierowali] nas do łaźni wykąpać się, puszczali na przemian ciepłą wodę, gorącą, zimną, a potem to samo – dawaj bić.
Przebrali nas w obozowe ubranie, i na baraki. Wówczas nas rozłączyli [z ojcem].
Później było śledztwo. Gdy cię zabrali na śledztwo, to tam miłosierdzia nie było. Prosiłem, mówię, macie tak robić, to lepiej od razu życie odbierzcie. Eeee, nie, mówi, trzeba trochę pocierpieć.
Pewnego razu, a było to już po świętach Bożego Narodzenia [w 1947 r.], wzięli nas do robienia porządków koło lazaretu. Tam były choinki, gdyż tam przebywały dzieci, mieliśmy te choinki przystroić jakimiś papierami czy czymś takim. Jakaś kobieta mówi przez okno: „Szczurko! Szczurko! Twój ojciec nie żyje!”.
Rozpłakałem się. Podszedł nadzorca, który był z nami i zapytał: „Kto ci to mówił?”. Mówię: „No ktoś mi powiedział”. „Pójdę się dowiem”. Poszedł. Wrócił i od razu zabrał mnie na barak.
Później wywołali na śledztwo, płakałem. Był tam jeden, wie pan, jakiś dobry był, mówi: „Nie płacz, bo trudno, stało się”. My tam nie mówiliśmy „panie poruczniku”, a „obywatelu poruczniku”, a ja się pomyliłem i powiedziałem „panie poruczniku”. On mówi: „Nie martw się, dobrze, że jeszcze żyjesz i na wolność wyjdziesz niedługo”.
Pewnego razu – paczka dla mnie. Był tam bochenek chleba i kilogram cukru. „Szczurko Michał, Szczurko Michał” woła, wyszedłem z baraku – „Masz paczkę”. Poszedłem, zaprowadzili mnie tam, ale od kogo dostałem tę paczkę [pytają]? Do głowy przychodzą różne nazwiska, imiona, przypominam sobie sąsiadów, nawet Polaków, a oni – nie, nie, nie, to nie ten. W końcu ten z magazynu mówi: „No masz, zabieraj”.
Wziąłem tę paczkę, zaniosłem do baraku. Wie pan, coś takiego zdarzyło się tylko raz… Podszedł jeden, przyszedł drugi – zje trochę, ci z baraku: „Daj kawałek, daj kawałek chleba”. Podzieliłem się, cukrem również do tej kawy, czarnej. Tak to było, wie pan…
Nie wiem od kogo dostałem tę paczkę.
Potem, gdy już nas zwalniali… Przyjechaliśmy do Olsztyna. W Olsztynie trzeba było zarejestrować się w PURze [Państwowy Urząd Repatriacyjny]. Pytają: „Do kogo ty jedziesz?”. A był tam mego wujka brat, on miał adres. Mówię: „Jadę do wujka”. „A gdzie on mieszka”. Dałem im adres, dał mi go wujka brat (razem przyjechaliśmy). No, a ten w tym Olsztynie zagląda do takiej księgi, takiej grubej księgi, w końcu mówi: „No dobrze”.
W ten sposób przyjechaliśmy do… Nazywała się ta miejscowość Wolny Las [obecnie – Krzywiec].
[Powiedzieli panu, co było przyczyną śmierci ojca?] Niczego nie powiedzieli. Mówili tylko: trudno, zmarł, to zmarł. Ale co to była za przyczyna – niczego nie powiedzieli.
[Pozwolili panu pożegnać się z ojcem?] Skąd! Nic, w ogóle. [Więc pan już go więcej nie widział?] Nie. [I, prawdę mówiąc, nie wie pan, gdzie jest pochowany…] No, gdzieś tam, gdzie ta mogiła. Wie pan, ci którzy mieszkali koło tego Jaworzna, miejscowi, oni pokazali, gdzie te ciała zakopywali, gdy ktoś umierał. Ludzie, którzy mieszkali w pobliżu, nie w obozie, ale w pobliżu – oni widzieli, i to zapewne oni potem powiedzieli, że tam grzebali te ciała.
[Panie Michale, a potem, w następnych latach, spotkał pan człowieka, który był w baraku z pana ojcem, który opowiedział panu, co się tam wtedy wydarzyło?] Nikt mi niczego nie powiedział. [No ale z nim ktoś siedział w baraku. On w baraku zmarł…] Nie, w lazarecie. A w lazarecie – sam pan rozumie. Ta jedna kobieta powiedziała, ale kto to był? Powiedziała: „Szczurko! Szczurko! Twój ojciec nie żyje!”.
[Wydali panu akt zgonu ojca?] Niczego [nie wydali]. Wiedziałem o tym tylko dlatego, że mi ta kobieta powiedziała, a potem mówił o tym również ten śledczy: „Trudno. Zmarł, to zmarł, trudno”.
[Czyli ustnie taką informację panu przekazali, ale żadnego dokumentu nie ma pan do dziś.] Proszę pana, ja pisałem do Jaworzna. Tam mi poradzili, żebym się zwrócił do urzędu stanu cywilnego. I przysłali mi akt zgonu, tyle, że zostawiłem w domu [nie mam przy sobie]. Tak, przysłali mi. Pomyślałem, no dobrze, niech będzie przynajmniej tak, choć akt zgonu będę miał.
[Ten dzień, gdy pana wypuścili z Jaworzna, jak to wszystko się odbywało – szedł pan z jakąś grupą, czy…] Po zwolnieniu zawieźli nas na stację, dalej do wagonu i jedziemy. Z nami byli żołnierze, była obstawa, w ten sposób dojechaliśmy do Olsztyna.
W Olsztynie przekazali nas PURowi, a już PUR rozdzielał, kto, dokąd ma jechać. Mieli adresy, wie pan, mieli taką grubą księgę z informacjami o przesiedleńcach, gdzie kto mieszka.
Zawołali mnie, wchodzę: „Do kogo ty jedziesz? Masz jakiś adres? Gdzie masz rodzinę?”. Mówię: „Brat, dwie siostry, babcia, i stryjek, wszyscy zostali wysiedleni”. Tyle, że ja nie wiem, dokąd ich przesiedlili. Mówię panu, ja się wtedy rozpłakałem…
Była tam taka pani, siedziała, mówi: „Nie płacz, jeśli nie wiesz gdzie [oni mieszkają], to ja zabiorę cię do siebie, wyślę do szkoły, potem odszukamy twoją rodzinę i wtedy pójdziesz do rodziny”. A ja płaczę. Mówię: „Nie, jest ze mną wujka brat, ja chcę z nim jechać”. Był jeszcze sąsiad, byliśmy razem, było nas czterech z jednej wioski. Ona mówi: „No, trudno”. A ja mówię tak: „No, ale jest tu przecież wujka brat, on wie, gdzie wujek mieszka, i ja pojadę z nim do wujka”. Sprawdzili w tej księdze, mówią: „Tak, jest taki Własiewicz”.
Dokooptowali mnie do tej grupy i ja… Przyjechaliśmy z Olsztyna do Iławy. Idziemy do PURu – w Iławie PURu nie ma, PUR w Iławie został już zlikwidowany. Przyszedł taki młody człowiek i mówi: „Idźcie na posterunek. Tam wam powiedzą jak i dokąd się udać”.
Przyszliśmy, a ci mówią: Skąd mamy wiedzieć, gdzie kto przebywa. Musicie sami coś [wymyśleć]. Ale jeden z tych milicjantów mówi: Panowie, wy idźcie pod most na dworzec. A my mieliśmy bilet tylko do Iławy. No, bo jeśli my do Wolnego Lasu, tak nam tłumaczy, to [najpierw] musimy jechać do Susza.
Przyjechaliśmy do Susza, tam nam mówią, że dalej trzeba do Redak, w Redakach pytamy… Widzi pan, ile my tej drogi zrobiliśmy! A było to w lutym (dokładniej nie pamiętam) [w 1948 roku].
Idziemy i idziemy, a tego mego wujka brat, wie pan, już nie daje rady. Do jakiego domu nie zajdziemy – pytamy: Gdzie ten Wolny Las? „O, jeszcze kawałek”.
Idziemy, idziemy, idziemy – wioska, pytamy, mówią: „Jeszcze kawałek”. Zaszliśmy do jakiegoś domu, pyta nas gospodarz: „Skąd wy idziecie?”. Mówimy, że wracamy z pracy, byliśmy w pracy i wracamy. On tak się popatrzył na nas, mówi do żony (akurat gotowała obiad): „Daj im jeść. Są głodni. Ja już wiem z jakiej oni pracy wracają, bo ja tu mam takiego, który również z tej pracy wracał”. Wszedł młody chłopiec, w moim wieku, spojrzał na mnie i zaraz wyszedł. Ktoś powiedział: Przyszedł tutaj, ale jakoś tak dziwnie od razu wyszedł…
Dała nam [jeść]. To były tzw. pospółki, tam była łoksza, można również powiedzieć makaron, i ziemniaki, wszystko polane mlekiem. Mówię panu… Ja zjadłem tylko ziemniaki i ten makaron wybrałem, a kto zjadł z mlekiem… Mówię panu… Co kawałek trzeba było… Wie pan, człowiek nie był do tego przyzwyczajony. Ktoś powiedział: Wiesz co, jesteś młody, ale okazałeś się najmądrzejszy, bo my to wszystko wypiliśmy, i mleko, a śmietana z tego mleka mogła być odciągnięta.
Idziemy, idziemy… W końcu mówią: ja byłem w tym domu, a ja byłem w tamtym i pytałem, czy daleko jeszcze do tego Wolnego Lasu, teraz ty pytaj. Idziemy tak drogą, koło drogi jest dom. Skręciłem na podwórze… A mój wujek miał niemą córkę. I oto ona jest w oknie i krzyczy: „Michalo!, Michaaalo!”. Wujek z ciotką wybiegli z domu: „Co za «Michalo»?”. Dochodzę do drzwi, a oni już są na podwórzu, czekają. „Mój ty Boże, skąd ty się wziąłeś!?”. Mówię: No, widzicie, wracamy…
A tego wujka brat… Jeszcze jego mama żyła. Wyszła mama tego wujka brata i mówi: „A gdzie jest Orko, Orest?”. Odpowiadamy: Idzie z tyłu. Ta mama wujka mówi: „Zaprzęgaj konia do sań i jedź po niego”. A to tak – ani sańmi, ani wozem jechać, bo już roztopy były. Wujek wsiadł do sań… Mówimy, że szliśmy drogą, i on też gdzieś tam jest. Wujek pojechał i przywiózł go na podwórze.
Przenocowałem tam, rano wujek zawiózł mnie do Susza. Jedziemy, a stryjek, Gieni ojciec, jedzie i macha, żeby wujek jechał. I przywiózł mnie tu, na to osiedle, tam, gdzie Gieni mama mieszka. Tam oni mieszkali: siostra, brat, babcia, nasza babcia, a stryjek pracował w piekarni. No i, wie pan, takie to były czasy…
A ja – taki biedny. Przyszła sąsiadka, taka Polka. Popatrzyła, rozpłakała się: „Dzieciaku! Co oni z tobą zrobili!”. Mówię: „Pani, to praca.”. „No, no, ty nie mów mi…”
Nie miałem ani jednej spokojnej nocy. Może pan sobie wyobrazić: to zwolnienie [z obozu koncentracyjnego], wie pan, to ja trzymałem pod głową. Bo co noc, w środku nocy – stuk-stuk do okna: „Otwierać!” – milicjant i ormowcy, czasem dwóch milicjantów i ormowiec. Tak to było.
To się powtarzało przez dłuższy czas. W końcu mnie to… Pewnego razu, gdy znowu przyszli, milicjant z ormowcem… Budzą mnie [i pytają]: „Co za jeden? Dokumenty!”. Pokazałem, popatrzył, a ja mówię: „Boże kochany! Już i tu nie ma ani jednej spokojnej nocy!”. Wówczas ormowiec powiedział do tego milicjanta: „Dobra, chodź”.
Od tego czasu już nie przychodzili. Później ten ormowiec powiedział mi tak: „Michał! Tłumaczyłem im, ale nie wierzyli, myśleli, że może jednak ktoś do ciebie przychodzi”.
[Ci ormowcy jak długo pana nawiedzali w nocy?] Rok, nawet nie cały, milicja i ORMO, milicjant i ormowiec. Ten ormowiec potem powiedział mi tak: „Wiesz co, Michał, mówiłem im: «dajcie mu spokój, bo do tego chłopaka nikt nie przychodzi, a on sam też nigdzie nie chodzi»”.
Pilnowali mnie, myśleli, że ja… A potem mówili tak: Miałem prikaz, żeby cię pilnować; i ja też… Powiedziałem im: Słuchajcie, dobrze robiliście, bo ja spokojniej spałem. [śmieje się]
Mówię, człowiek doświadczył wszystkiego… Wie pan, gdy mnie wezwali do Kwidzyna, na prokuraturę, ja nie mogłem tam słowa wymówić, zaciskało mnie. Była tam pani prokurator, mówi: „Pomału, pomału, niech się pan nie denerwuje!”. Mówiłem jej: „Pani, jak ja mogę się nie denerwować, gdy człowiek tyle wszystkiego przeszedł? Nie mogę tego wspominać, gdy mi się to przypomina, to mi coś serce zaciska”. A ona: "Ja pana rozumiem, tak…".
[To już było gdzieś teraz, niedawno…] Nie pamiętam… [Ale już po 1989 roku.] No… I ta pani prokurator tak dobrze powiedziała: „Niech się pan nie denerwuje, niech się pan nie denerwuje…”.
[Gdy zwalniali pana z Jaworzna, pan podpisywał zobowiązanie, że nie będzie opowiadał o tym, co tam widział?] Nie, tylko tak [powiedzieli], żeby tego nie rozgłaszać: co tam było, jak tam było. Tak mi tylko powiedzieli.
[Ci ludzie, którzy dali wam jeść, gdy wracaliście, to oni do was po polsku się zwracali?] Po polsku, po polsku, to byli Polacy, tak, Polacy. A ten chłopiec, wie pan, przyszedł, popatrzył na mnie i wyszedł. Wówczas ten Polak powiedział tak: „Ja tu mam służącego. Теż na tej robocie był”. Ale kto to był – nie wiem.
Z takich, to ja tylko jednego spotkałem, o czymś mu opowiadałem, ale on się nawet nie przyznał, że był w Jaworznie.
Kiedyś nigdy bym nawet nie pomyślał, że dociągnę do takiego wieku, że tak długo będę żył. Wróciłem do domu, sąsiadka przyszła, płacze biedna, Polka, i mówi: „Co oni, dzieciaku, z tobą zrobili!”. Mówię: „Pani, to praca”. No, a co można było powiedzieć…
[Niech pan powie szczerze: w tamtych czasach trochę się pan bał o tym mówić?] No, wie pan: trudno było się połapać – co, jak i do czego.
[Panie Michale, czy pan wie dlaczego pana wówczas zabrali? I ojca? Za co? Może ktoś na was doniósł?] O niczym nie wiedziałem. Dopiero w Jaworznie… Tam pytali: kto jest w „bandzie” (tak mówili); czy dawałem jeść [upowcom]. Na śledztwie oni tylko o to pytali.
[Ale przecież pan nie miał niczego wspólnego z UPA?! Czy miał pan?] Wie pan, he-he, różnie bywało…
4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?
[Wtedy, gdy pana i ojca aresztowali w Uluczu, już wiedzieliście, że będą was wywozić, że ludzi wysiedlą?] Niech pan posłucha, gdy byliśmy w Sanoku na UB, a może to było w więzieniu, to wtedy już wiedzieliśmy, dlatego, że w trakcie akcji wysiedleńczej część mężczyzn zabierali [aresztowali] i oni mówili o tym, że wysiedlają tę wioskę, tamtą, Dobrą, Jawornik, Żohatyn. Wysiedlają, ktoś powiedział, również Ulucz. Mieliśmy taką nadzieję, że nas dołączą [do tych ludzi], ale nie…
[Czyli, gdy was aresztowali, to wy jeszcze nie przygotowywaliście się do wysiedlenia, jeszcze nie wiedzieliście, że ono będzie.] Nie, nie wiedzieliśmy.
5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony?
Susz. [Ankietowany Michał Szczurko od kwietnia 1947 r. do lutego 1948 r. był utrzymywany w obozie koncentracyjnym w Jaworznie, a po odzyskaniu wolności przybył do rodziny w Suszu w powiecie Iława. W tym czasie nie miał już ani matki, ani ojca.]
[Gdy przyjechał pan do Susza, czy tam byli jeszcze Niemcy?] Nie.
2. Co Państwu przydzielono?:
Niczego nie dali, tylko ten dom. Z tym, że to też – trzeba było gdzieś okien szukać i takie tam. Tu były takie dwurodzinne domki.
Władze zezwoliły stryjkowi na kupno tego domu i on go kupił. Państwo niczego nie dało – trzeba było kupić. Natomiast mi dało, tu, niedaleko stąd.
[Na ogół państwo dawało domy (tam zabrali – tu coś dali), a pana stryjek musiał kupić?] On to kupił później, na początku przydzielili mu ten dom, ale on pozostawał w komunalnej własności.
3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:
Gdy tu przyjechaliśmy, nie wszystko było jeszcze zasiedlone, trzy domy stały puste, nikogo tam nie było. A gdzieniegdzie to bywało tak: przyjechał, trochę pomieszkał, wziął pieniądze i ustąpił dom komuś innemu. Trochę tu robili takie kombinacje.
4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:
Oprócz tego, o czym już opowiedziałem, to nie.
5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:
Minęło kilkanaście lat, zanim zobaczyliśmy ukraińskiego księdza, to było w Dzierzgoniu, tam był ksiądz Charchalis, a tak, to do kościoła chodziliśmy. Z tym był jeszcze taki problem, że do Dzierzgonia ciężko było się dostać. Najczęściej jeździliśmy tam na Wielkanoc. Wtedy nie było tak, jak teraz, teraz ludzie mają samochody, autobusy kursują.
6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:
Żonę znalazłem tu niedaleko, tam, gdzie mój wujek mieszkał, ten, do którego przyjechałem [w 1948 r.], w Wolnym Lesie. To był Wolny Las, taka miejscowość. Żona pochodzi z Hrebennego, jest to wioska, położona koło samej granicy.
Ślub braliśmy w Kisielicach w kościele. W tym czasie greckokatolickich parafii jeszcze nie było, nawet w Dzierzgoniu. Polski ksiądz powiedział mi nawet coś takiego: „Michał, oboje jesteście jednej wiary, moglibyście brać ślub w swoim obrządku”. Odpowiedziałem mu tak: „Niech ksiądz, bardzo proszę, powie mi gdzie? Gdzie to jest?”. On mówi: „Gdzieś jest parafia, gdzieś jest…”. My nie wiedzieliśmy, a to w Chrzanowie było.
Powiedział: Moglibyście po swojemu brać ślub. Ja mu na to: „Proszę księdza, ja chcę po chrześcijańsku żyć, dlatego będzie mi bardzo miło, jeśli ksiądz proboszcz udzieli nam ślubu”. A on na to: „Jednak katolik dobry jest z ciebie”. Było więc trochę tak – trochę nie tak, trochę po polsku, trochę…
Ślub braliśmy… Kiedy to było [pyta żonę]… W 1954 roku? Tak było? [Pana żona w tej chwili nie ma prawa niczego mówić.] Nie!?... Oooo!
Występują razem: pani Jarosława Szczurko z d. Durkiewicz i jej mąż pan Michał Szczurko.
Jarosława Szczurko: Poznaliśmy się na Krzywcu.
Michał Szczurko: To był Wolny Las. Teraz jest Krzywiec, a wtedy był Wolny Las. Może więc być i tak, i tak.
Jarosława Szczurko: Wtedy po Niemcach były jeszcze te stare domy, było dużo tego wszystkiego. A potem po trochu zaczęli to wszystko rozbierać i, echchch… Mało co zostało.
Michał Szczurko: Poznaliśmy się, gdyż przychodziłem tam w odwiedziny do wujka, do tego samego, do którego przyjechałem [w 1948 roku]. Ona tam przyszła (ja będę mówił), a ja jej mówię, że mi się podoba. Roześmiała się: „Co ty tam za głupoty pleciesz”. Pomyślałem: nie, to nie.
Po jakimś czasie mówię do niej: gdybym wiedział, że mnie nie wezmą do wojska, to bym się z tobą ożenił. W ten sposób jej powiedziałem. A ta znowu się śmieje.
Wzięli mnie do wojska, ale tylko na trzy miesiące. Minęły trzy miesiące – trzeba się żenić! No bo jak – będę sam? I już była zgoda.
[Pan Michał od razu się pani spodobał, czy później?]
Jarosława Szczurko: Tak i nie tak. A potem to już tak. Długo nie chodziliśmy z sobą. On w Suszu, a ja tam, 8 kilometrów trzeba było pokonać, piechotą.
Michał Szczurko: A jeszcze trzeba było do pracy chodzić. Roweru nie było…
Najpierw wzięliśmy ślub kościelny, a cywilny dopiero wtedy, gdy drugi raz mieli mnie zabrać na trzy tygodnie do wojska. Był taki sekretarz, mówi: „Michał, ty się żeń, żona dostanie parę złotych z twojej pensji”. Dostawała 80% pensji, gdy mnie wzięli do wojska, po raz drugi. To było tylko takie przeszkolenie.
[Welon pani sobie uszyła, czy kupiła?]
Jarosława Szczurko: Tak sobie pożyczali jeden od drugiego. Było ciężko dostać. Ciężko było… Tak sobie pożyczali jedni od drugich.
Michał Szczurko: Na weselu trochę ludzi było, trochę rodziny było.
Jarosława Szczurko: Z rodziny nie było aż tak dużo, nie.
[Jaką wódkę się wtedy piło?]
Jarosława Szczurko: Wódka była, ale minęło już tyle lat, że nie pamiętam, jaką my wódkę tam piliśmy.
[Grała jakaś kapela? Nasza, czy polska?]
Michał Szczurko: Nasza, nasza… To byli tacy ludzie: szwagier stryjenki miał swoją orkiestrę, jeden był tam prawosławny, to on na harmoszce grał, z kolei szwagier stryjenki na skrzypcach, i był taki Duński Roman – ten na perkusji grał. Trzech muzykantów, ale tak grali, że aj-ja-jaj!
[Jak państwo uważacie: życie młodych ludzi jest teraz prostsze, łatwiejsze w porównaniu do waszych czasów?]
Jarosława Szczurko: No, teraz tak!
Michał Szczurko: Teraz życie jest lżejsze, ale co z tego…
Jarosława Szczurko: My mieliśmy ciężko, nie było gdzie pieniędzy zarobić. Ciężko było, gdy przyjechaliśmy [w 1947 r.].
[Czy jednak nie wydaje się państwu, że młodzi ludzie mają teraz trochę mętlik w głowie?]
Jarosława Szczurko: Taak, bo to już za dużo mają wszystkiego. Mają za dobrze i nie wiedzą co z tym robić.
[Ukraińcy w Polsce przetrwają, czy może w pewnym momencie to wszystko ulegnie asymilacji?]
Jarosława Szczurko: Ludzie są rozmaici…
Michał Szczurko: Jest tak: co byś nie powiedział – on wie swoje.
Jarosława Szczurko: W rodzinie też tak jest.
Michał Szczurko: Wie pan, kiedyś było więcej czegoś takiego: tego nie można, tamtego nie można, i tego też nie można, a teraz – hulaj dusza. Do starszych oni mówią tak: jesteście zacofani, starej daty, a teraz jest inaczej, mówi, u nas jest teraz inaczej.
[Nie mam więcej pytań. Chcecie państwo coś dodać?]
Jarosława Szczurko: Już nie mamy o czym mówić. Zapominamy, bo mamy już swoje lata. Stara głowa wszystko zapomina…
Michał Szczurko: Tak, ona ma 83, a ja 84 lata. Mówię panu: nigdy nie myślałem, że dożyję takiego wieku!
[No tak, po przejściu Jaworzna niewielu wierzyłoby, że ma przed sobą długie życie.]
Michał Szczurko: Mówię panu…
[Wydaje mi się, że dopóki jest zdrowie, to dobrze jest żyć.]
Jarosława Szczurko: Jeżeli jest to zdrowie, a gdy zabraknie?
[Może nie zabraknie…]
Jarosława Szczurko: Już brakuje.
Michał Szczurko: Starszego człowieka nerwy łapią, robi się jakiś taki… Idzie gdzieś – nie wie po co. Pewnego razu idziemy z żoną, mówię: „Ty, ale ja nie wiem, czy dom zamknąłem?”. Ona mówi: „Przecież zamykałeś”. Klucz w kieszeni mam, ale nie wiem, czy zamknąłem? Musiałem wracać do domu.
[Eee, takie coś to i młodemu może się przydarzyć.]
Michał Szczurko: No tak. Wie pan co, teraz młodzi też zapominają.
[Drodzy państwo! Nie wiem, jak długo Bóg pozwoli wam jeszcze żyć, ale życzę, żebyście przeżyli te lata szczęśliwie i w dobrym zdrowiu. Niech się spełniają wasze marzenia! Bardzo państwu dziękuję!]
Michał Szczurko: My panu również dziękujemy! Wszystkiego najlepszego!
7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?:
brak danych
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:
Małżeństwo nie miało dzieci.
7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?:
-------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?:
brak danych
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:
Małżeństwo nie miało dzieci.
8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?:
-------------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?:
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:
[W 1947 roku znał pan język polski?] Już w swojej wiosce znałem język polski, w Uluczu. [Nauczył się pan w szkole czy od dzieci?] I w szkole się uczyłem, i tak… Ale proszę pana, u nas nawet Polacy, sąsiedzi po ukraińsku rozmawiali. Niektórzy z nich chodzili do innej wioski do kościoła, ale byli i tacy, którzy do cerkwi przychodzili, Polacy.
Na Święto Jordanu chodziliśmy nad rzekę. Tam, gdzie Roman [mieszkał], koło Romana wycinali krzyż na rzece. [Koło Romana?...] Cholewki, tam rzeka płynęła, tam krzyż wycinali, wodę święcili. No mówię panu, mimo, że było biednie, ale było wygodnie i swobodnie. Wody nabrali i dawaj, do domu, szybko. [Dlaczego trzeba było szybko?] Żeby jak najszybciej poświęcić dom, pokropić.
[Na Boże Narodzenie stawialiście choinkę?] Choinkę? Tak, musiała być. Również słoma na podłodze, ale jaka tam była podłoga, było, wie pan… Słoma, siano na stole, pszenica, a w pszenicy choć 10 groszy, żeby było bogato. Takie to były zwyczaje.
Szczedryj Weczir [Szczodry Wieczór, dzień poprzedzający Święto Jordanu], druga Wigilia, u nas mówili też Kulawa Wigilia. Otóż, w Szczedryj Weczir chodziło się na szczedraki [szczedrować – śpiewać pieśni, kierowane głównie do gospodarzy domu], od domu do domu. Na Boże Narodzenie chodziliśmy z kolędą, a później, gdy nadchodził Jordan, na szczedraki.
Było wesoło, śpiewali. Gdy nadeszły święta wielkanocne, to chodziliśmy, śpiewaliśmy. Na Boże Narodzenie również śpiewaliśmy, kolędnicy chodzili z kolędą, śpiewali. Ja również chodziłem, szczedrowało się. Miałem rolę pasterza.
My ubodzy pastuszkowie,
Znamy dobrze wszystkie ścieżki:
Do jasełek wyruszajcie,
Syna Bożego przywitajcie,
Wszystkim ludziom głoście,
Że Chrystus jest już w naszym świecie.
My to śpiewaliśmy. Mieliśmy specjalne stroje, robiliśmy je z papieru, sami robiliśmy.
[A dzieci, które pasły bydło, również śpiewały?] Śpiewały. Różnie bywało, różnie… Tak, jak panu mówiłem: było biednie, ale wygodnie. Wie pan, radość była.
2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:
Jeździłem tam dwa razy.
Gdy tam byłem – pytałem, powiedzieli: Tam niczego nie ma, tam las rośnie, tam, gdzie mieszkałeś.
3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:
[Do Ukrainy] trochę ludzi pojechało, ale ile rodzin – tego panu nie powiem. Wywozili… Zabrali do Sanoka na stację i wywieźli. [Wywieźli jedną trzecią wioski czy…] Nie, tylko parę rodzin.
[Tato, mama nie mówili panu, dlaczego nie pojechali?] Zawsze się mówiło, że jesteśmy na swoim. A mama w 1940 roku umarła, sami zostaliśmy, z ojcem.
[Czyli was nie zmuszali do wyjazdu, kto chciał – ten się zapisał?] Przyjechali, tego zabrali, tamtego zabrali, a inni się ukryli. A później już nie zmuszali do wyjazdu.
4. Co w życiu było najważniejsze?:
Żeby była zgoda, bo zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Gdy jeden z drugim dobrze żyje… Jedna Polka powiedziała mi: „Panie Michale, chciałabym pana o coś zapytać, ale czy pan się nie pogniewa?”. Odpowiedziałem jej: „Proszę pani! Jeśli będzie coś bardzo niemiłego, to mogę – chociaż też się nie pogniewam”. Mówi do mnie w ten sposób:
― Pan jest Ukraińcem, prawda?
― Tak.
― I pan się nie gniewa!?
― A dlaczego mam się gniewać? A pani jest Polką?
― Tak.
― I pani się nie gniewa, że tak panią nazwałem?
― Nie.
― To co, zgoda?
― Wie pan, znam takich, którzy oczy by mi wydrapali, gdybym nazwała ich Ukraińcami.
― Widocznie, to jakiś niepoważny człowiek, ponieważ dobry człowiek, mądry człowiek nigdy czegoś takiego nie powie.
5. Dlaczego Was przesiedlili?:
Skąd mogę wiedzieć, co im tam przeszkadzało? Nie wiem, nie mogę tego wiedzieć. Żeby jeszcze ktoś kogoś tam męczył, czy coś podobnego, przeszkadzał komuś, ale niczego takiego nie było. Ja nie wiem, co to było.
[Ma pan w sercu trochę żal do Polaków za to, że w 1947 roku zrujnowali panu życie? Czy nie ma żalu?] To, różnie… No, jasne, człowiek myśli sobie, dlaczego to musiało tak być?...
Rozmowę przeprowadził i nagrał Roman Kryk. Tłumaczenie na polski R. Kryka. 18.12.2020 r.
[Про довоєнний Улюч] я не пам’ятаю багато, але, загалом, все було добре. Ходили до церкви, молилися, ходили до школи, треба було корови пасти, такі то були діла.
2. Вік на момент переселення:
18
3. Віросповідання:
Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:
Сестра Ганця [Анна]; сестра Марійка; брат Мирон; батько Василь; бабуся старенька Марія (мама батька); Ґєні батько, стрик [брат батька] Микола і я, Михайло.
[Ваша мама в 1940 році померла від якоїсь хвороби, чи не відомо від чого?] Знаєте, то так було, що в нас були німці, потім вони відступили і прийшли «руські», до нашого села. На Сяну був кордон.
Коли оті «руські» прийшли, тоді вони почали списувати худобу, інше. Но й не було ліків… Мама захворіла, застудилася, не було лікаря, нічого.
Ми її в Улючу поховали, на Дубнику. Там на Дубнику, в Улючу, є церква, і там біля тієї церкви хоронили.
5. Скільки осіб лишилося:
0
6. Скільки осіб переселено:
7
7. Скільки осіб пропало безвісти:
Дві особи: напередодні акції «Вісла» заарештовано анкетованого Михайла Щурка та його батька Василя, яких польське військо повезло в невідомому напрямку.
8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:
Були у нас і поляки, і жиди, знаєте, але всьо згода була, згода була.
Точно не скажу, скільки їх було, жидів було десь так 10 [родин], поляків було більше. Точно не можу сказати. Знаєте, мені вже майже 84 роки.
[Гарний вік. Як вам це так вдалося?] Я не знаю. Богу дякувати, що людина змогла стільки всього витримати.
9. Стан відносин з ними:
Була згода.
[А звідки потім взялася ця незгода?] Цього я вам не можу сказати, чому воно так було. Адже, до війни, поляки до церкви приходили молитися.
Но, а жиди… Жидів пізніше, як німці прийшли – їх забрали. А що вони з ними зробили, то знаєте… Но й таке то є діло.
10. Опишіть залишений Вами маєток:
Було трохи землі, тоді рахували морґами, кавальчик лісу, но й хата. Хата згоріла, але батько накопичив дерева з лісу і ми побудували нову. Батько не хотів переїжджати до іншого села, тільки, каже, я собі хату побудую. Но й побудував хату. Що з того! Вона там залишилася.
[Перша хата чому згоріла?] Ну, її спалили, бо палили… [Хто?] Но, поляки. [А чому вони палили?] Хіба я знаю? Вривалися, а тоді давай – і село горіло. [Без причини?] Звісно. [А що за поляки? Військо, чи бандити?] То такі… Небіжчику батькові один офіцер, поручник, говорив так: «Чоловіче, коли іде військо – не тікай, але коли іде банда – то ти мусиш тікати». Батько каже: Але як то розпізнати? Він каже: Коли іде військо, то це велика група, а коли банда, то там різні ідуть, меншими групами ходять, і грабують. Каже, коли військо іде, то „tylko za banderowcami” [виключно за бандерівцями].
Хата була крита соломою, бо то так тоді… У вас мабуть теж так було. Соломою… Но, але хата була. В хаті була велика кухня і ще кімната. Колись не було такого, як тепер.
Було трохи землі. Батько був мулярем, він міг підвал побудувати комусь, зробити підмурівку під хату, п’єц поставити, а п’єци будували навіть з каміння.
Були скрині, ну але скільки того було: трохи пшениці, трохи жита, трохи бараболі, ну, там якась квасоля. Коли садили картоплю, то в рядах була ще й квасоля саджена, робили так, щоб максимально використати поле.
В нас були три корови, ми їх тримали в стайні, яка була при хаті (все було під одним дахом). Була також неначе стодола, як то казали вдома – убойско, там, де молотили, то було при стайні. І ще була така неначе дровітня, там можна було дрова на зиму собі заготовити. А коли говорити про якесь сіно, солому – таке ми тримали на горищі. То таке було життя.
Було трохи лісу, але той ліс, знаєте, смуга така була, як то кажуть – були смуги землі і смуга, кавальчик лісу.
2 чи 3 квітня 1947 р. мене та батька заарештували.
2. Коли Вас привезли?
В лютому 1948 року після звільнення з концтабору в Явожні.
3.1. Маршрут переїзду:
Улюч – Добра – Мриглод – Сянік – Явожно – Суш
3.2. Маршрут переїзду:
Коли почалося виселення, то мене вже не було вдома. 2 чи 3 квітня 1947 року забрали мене і батька. Решту родини вивезли до Суша. В лютому 1948 року я до них приїхав.
Ніщо цього не віщувало. Я вийшов на подвір’я і чую кричить – „stój!” [стояти]. Я зупинився, каже – „chodź” [іди сюди]. Мене забирають, вийшов батько з хати і почав просити. Кажуть: „chodź i ty” [ти також іди сюди]. І нас забрали. Ми мешкали так трохи на окраїні – нас забрали до центру села.
[Це військо вас арештувало?] То теж була неначе банда яка, там були різні, і ормовці [ORMO – Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej; ОРМО – Добровольчий резерв народної міліції], і того, і нас забрали.
Назбирали мужчин з нашого села, назганяли [до центру села]. Тоді, давай, до другого села, до Доброї, далі аж до містечка, до Мриглода. Там ми переночували.
Завезли нас до Сянока, на УБ [placówka Urzędu Bezpieczeństwa; відділення Служби безпеки]. Били – не жаліли.
Далі завезли нас до в’язниці [в Сяноці], а з в’язниці до Явожна [до концентраційного табору для українців].
[Бити коли почали?] Ввесь час били. В Явожні також. В дорозі били. Одного взяли на сторону, то його так побили, як не знаю що. Знаєте, знущалися, бо… „Mów! Tyś dawał jeść, tyś dawał to, tyś dawał tamto” [Кажи! Ти давав їсти, ти давав те, ти давав тамте], ну, кажу, знущалися. Жовнірі, військо, то вони трохи інакше, в них була трохи дисципліна, щонайбільше лише трохи [били], а ті інші – то що їм там залежало.
Привезли нас до Явожна, з вагонів випровадили, потім вели до Явожна [до табору], люди кричали, знаєте, як то люди: „Bić ich!” [бийте їх].
Далі табір, брама, „Centralny Obóz Pracy” [Центральний табір праці] – такий напис був на тій брамі.
[Спрямували] нас до лазні викупатися, пускали і теплу воду, і гарячу, і зимну, а тоді, давай, так само бити.
Потім нас переодягнули у в’язничний одяг, і до бараків. Тоді нас розлучили [з батьком].
Далі було слідство. Коли тебе забрали на слідство, то там не було милосердя. Я просив, кажу, маєте так [робити], то краще відразу життя заберіть. Еее, ні, каже, треба трохи потерпіти.
Одного разу, а то вже було після Різдвяних свят [1947 р.], забрали нас зробити порядок біля шпиталю. Там були ялинки, бо там діти були, ми мали ті ялинки одягнути якимось папером чи чимось там. Якась жінка з вікна каже: «Щурко! Твій батько помер!».
Я почав плакати. Зараз той службовий, який був біля нас, прийшов і запитав: «Хто тобі то сказав?». Кажу: «Та хтось сказав мені». «Я піду та довідаюся». Пішов. Повернувся і відразу мене забрав до бараку.
Пізніше викликали на слідство, я плакав. Був там один, знаєте, якась добра людина, каже: «Не плач, бо, що поробиш, то вже сталося». Ми там не говорили «пане поручнику», а «громадянине поручнику», а я помилився і сказав «пане поручнику». Він каже: „Nie martw się, dobrze, że jeszcze żyjesz i na wolność wyjdziesz niedługo” [Не журися, добре, що ти досі живий і незабаром опинишся на свободі].
Одного разу мені передали пакунок. Там була буханка хліба і кілограм цукру. «Щурко Міхал, Щурко Міхал» кличе, я вийшов з бараку – мені пакунок. Я пішов, мене туди завели, але від кого я той пакунок отримав, [запитують]? В голову приходять різні прізвища, імена, згадую сусідів, навіть поляків, кажуть – ні, ні, ні, не той. Нарешті чоловік з того складу каже: «Забирай».
Я взяв той пакунок, приніс до бараку. Знаєте, то тільки один раз таке було… Прийшов один, прийшов другий – з’їсть, ті, які були в бараку: «Дай кусок, дай кусок хліба». Я поділився, цукром також, до тої кави, чорної. Так воно було, знаєте…
Не знаю від того той пакунок я отримав.
Пізніше, коли вже нас відпускали… Приїхали ми до Ольштина. В Ольштині треба було відмітитися в ПУРі [Państwowy Urząd Repatriacyjny – державний орган з питань репатріації]. Запитують: «До кого ти їдеш?». А був там мого вуйка брат, і він мав адресу. Я кажу: «Їду до вуйка». «А де він мешкає?» Я дав їм адресу, її мені дав вуйка брат (ми разом приїхали). Но й він в тому Ольштині дивиться в таку книгу, в таку товсту книгу, врешті каже: «Ну добре».
Таким чином ми приїхали до… Називали то село Вольни Ляс [нині назва змінена на Кшивєц].
[Вам сказали, яка була причина смерті батька?] Нічого не сказали. Говорили лише: що поробиш, помер, так помер. Але яка то була причина – нічого не сказали.
[Вам дозволили попрощатися з батьком?] Та ні! Нічого, взагалі. [То ви його більше не бачили?] Ні. [І не знаєте фактично, де він похований…] Но, там десь, де є та могила. Знаєте, ті, які в тому Явожні жили неподалік, місцеві мешканці, то вони показали, де ті тіла хоронили, коли хтось помирав. Люди, які там жили неподалік, не в таборі, а поблизу – вони бачили, і це вони напевно згодом сказали, що там хоронили ті тіла.
[Пане Михайле, а потім, в наступних роках, ви зустріли якусь людину, яка була з батьком у бараці, яка розповіла вам, що відбулося з батьком?] Ніхто нічого не сказав. [Ну але з ним хтось був у бараці. Він у бараці помер…] Ні, в шпиталю. А в шпиталю – самі розумієте. Ота одна жінка сказала, але хто то був? Говорила: «Щурко, Щурко, твій батько помер».
[Вам видали свідоцтво про смерть батька?] Нічого [не видали]. Я про це знав тільки тому, що мені та жінка сказала, потім про це ще говорив той слідчий: «Що поробиш. Помер – так помер, що поробиш».
[Тобто на словах вам сказали, але навіть сьогодні ви не маєте жодного документу.] Слухайте, я писав до Явожна. Мені порадили писати до органу запису актів громадянського стану. І мені прислали свідоцтво про смерть, тільки, що маю вдома [не з собою]. Прислали мені. Я подумав, ну хоч так, хоч свідоцтво про смерть буду мати.
[Цей день, коли вас відпустили з Явожна, як це відбувалося – ви якоюсь групою йшли, чи…] Коли нас звільнили, завезли нас на вокзал, тоді до вагону і їдемо. З нами були жовніри, був конвой, вони були з нами до Ольштина.
В Ольштині передали нас ПУРові, а тоді ПУР розділяв хто куди має далі їхати. Вони мали адреси, знаєте, мали таку товсту книгу щодо тих переселенців, там мали інформацію де хто живе.
Покликали мене, заходжу: «До кого ти їдеш? Маєш яку адресу? Де хто там у тебе з родини?». Я кажу: «Брат, дві се́стри, бабуся, і стрик, всі вони виселені». Тільки, біда, я не знаю куди їх переселили. Кажу вам, я тоді розплакався…
Така була там жінка, сиділа, каже: «Не плач, якщо ти не знаєш де [вони живуть], я тебе заберу додому, відправлю до школи, пізніше ми відшукаємо твою родину і тоді підеш до родини». А я плачу. Кажу: «Ні, зі мною є мого вуйка брат, я хочу з ним їхати». А ще був сусід, ми були разом, всіх нас було чотирьох з одного села. Вона каже: «Но, трудно». А я кажу: «Ну, але тут є вуйка брат, він знає, де вуйко живе, і я з ним поїду до вуйка». Тоді вони провірили в книзі, кажуть: «Так, є такий Власевич».
Тоді мене приєднали до цієї групи і я… Ми приїхали з Ольштина до Ілави. Ідемо до ПУРу – в Ілаві ПУРу нема, ПУР в Ілаві вже ліквідований. Прийшов такий молодий хлопець і каже: «Ви ідіть до відділення міліції. Там вам скажуть, як, куди податися».
Ми прийшли, вони кажуть: Звідки нам знати де, хто перебуває. Ви самі маєте щось [придумати]. Але один з тих міліціонерів каже: Панове, ви ідіть під міст на вокзал. А ми мали квиток лише до Ілави. Бо якщо нам треба до Вільного Лісу, то [спершу] треба їхати до Суша.
Ми приїхали до Суша, там говорять, що далі треба до Редак. Поїхали до Редак, в Редаках розпитуємо… Дивіться – скільки ми тої дороги зробили! А то було в лютому (більш точно не пам’ятаю) [1948 року].
Ідемо та й ідемо, а того мого вуйка брат, знаєте, вже не годен іти. До якої хати не зайшли, питаємо: Де той Вільний Ліс? «О, ще шматок».
Ідемо, ідемо, ідемо – село, запитуємо, кажуть: «Ще шматок». Зайшли до однієї хати, господар нас запитує: «А звідки ви ідете?». Кажемо, повертаємося з роботи, ми були на роботі і повертаємося. Він так подивився на нас, до жінки каже (вона варила якийсь обід): «Дай їм їсти. Вони голодні. Я вже знаю з якої вони роботи ідуть, бо я тут маю такого, що також з цієї роботи повертався». Зайшов такий молодий хлопець, мого віку, подивився на мене і відразу вийшов з хати. Один каже: Він сюди зайшов, але щось він відразу вийшов...
Вона нам дала [їсти]. То були т.зв. поспулкі [pospółki; юшка], там була локша, можна також сказати макарон, і бульба [картопля], це було молоком залите. Я вам кажу… Я їв тільки бульбу і ту локшу вибрав, а хто з’їв з молоком… Я вам кажу… Що пару метрів треба було… Бо то людина не призвичаєна до цього була. Такий один каже: Ти молодий, але ти наймудріший був, бо ми то все випили, і молоко, а сметана з того молока могла бути відтягнена.
Ідемо, ідемо… Нарешті кажуть: Я був в тій хаті, а я був в тій хаті і питав, чи то ще далеко до Вільного Лісу, а тепер ти зайди. Ідемо так дорогою, біля дороги хата є. Я звернув на подвір’я… А у мого вуйка була дочка, вона була німа. І ось вона у вікні, і кричить: «Міхальо!, Міііхальо!». Вуйко з тіткою вибігли з хати: «Що вона то кричить „Міхальо”?». Я до дверей підходжу, а вони вже на подвір’ї, чекають. «Ой, Боже, звідки ти взявся!?» Я кажу: Но, видите, повертаємося...
А того вуйка брат… Ще його мама жила. Вийшла мама того вуйка брата і каже: «А де Орко є, Орест?». Кажемо: Іде там позаду. Та вуйка мама каже: «Ти запрягай коня до саней і їдь за ним». А то було так: ні саньми, ні підводою, бо вже розтопи [таяння снігу] були. Тоді вуйко до саней… Кажемо, що ми йшли тою дорогою, і він нею іде. Його вуйко поїхав і привіз на подвір’я.
А я переночув, зранку мене вуйко завіз до Суша. Ми їдемо, а стрик, Ґєні батько, їде і махає, щоб вуйко їхав. І мене привіз сюди, на цю оселю, там, де Ґєні мама живе. Там вони мешкали: сестра, брат, бабуся, наша бабця, а стрик в пекарні працював. Но й, знаєте, такоє то було…
Я бідний. Прийшла сусідка, така полька. Подивилася, розплакалася: „Dzieciaku! Co oni z tobą zrobili!” [Дитино! Що вони з тобою зробили!]. Кажу: „Pani, to praca” [Пані, це через роботу]… «Но, но, ти мені не кажи такого…»
Я не мав ні однієї спокійної ночі. Ви можете уявити: той документ про звільнення [з концтабору] я тримав під головою. Бо кожної ночі, в середині ночі – стук-стук у вікно: „Otwierać!” [відчиняй] – міліціонер і ормовці, або двох міліціонерів і ормовець [навідувалися]. Так то було.
Це продовжувалося тривалий час. І нарешті це мене… Одного разу, коли вони прийшли, міліціонер з ормовцем… Вони мене будять [і запитують]: „Co za jeden? Dokumenty!” [Хто такий? Ваші документи!]. Я показав, він подивився. Я кажу: „Boże kochany! Już i tu nie ma ani jednej spokojnej nocy” [Господи милий! Вже і тут нема ні однієї спокійної ночі]. Той ормовець каже тоді до того міліціонера: „Dobra, chodź” [гаразд, пішли].
З того часу вже не приходили. Якось той ормовець мені сказав: «Михайле, адже я їм пояснював, але вони не вірили, думали, що може хтось до тебе приходить».
[Ті ормовці довго до вас приходили?] Один рік, навіть не цілий, ота міліція і ОРМО, міліціонер і ормовець. Той ормовець пізніше мені сказав таке: «Знаєш що, Міхал, я їм говорив: „ви йому дайте спокій, бо до нього ніхто не приходить, він ніде не ходить”».
Мене пильнували, думали, що я… Пізніше розповідали: Я мав приказ тебе пильнувати, і я мав… Я кажу: Слухайте, ви правильно робили, бо я спокійніше спав. [сміється]
Кажу, людина зазнала всього… Знаєте, коли мене викликали до Квідзина, в прокуратуру, я там не годен був слова сказати, мене затискало. Там була пані прокурор, і вона каже: «Помалу, помалу, не денервуйся!». Я кажу: «Як я можу не денервуватися, коли людина стільки всього пройшла? Я не можу того згадувати, коли це пригадується, то мені серце затискається». Каже: Я вас розумію, так…
[То вже було десь тепер, нещодавно…] Не пам’ятаю… [Але вже після 1989 року.] Но… І ця прокурорша так добре сказала: «Не денервуйтеся, не денервуйтеся…».
[Коли вас відпускали з Явожна, ви підписували зобов’язання, що не будете нічого розповідати про те, що там бачили?] Ні, вони тільки так [говорили], щоб цього не розголошувати: що було там, як було там. Тільки так-во мені сказали.
[Ті люди, які дали вам їсти, коли ви поверталися, то вони до вас польською зверталися?] По-польськи, по-польськи, це були поляки, так, поляки. А той хлопець, знаєте, він прийшов, подивився на мене і пішов. А той поляк тоді каже: „Ja tu mam służącego. Теż na tej robocie był” [У мене тут прислуга. Він також на тій роботі був»]. Але хто то був – не знаю.
Я тільки одного такого зустрів, я до нього говорив, а він навіть не признавав того, що був в Явожні.
Колись я б ніколи не подумав, що дотягну до таких років, що так довго буду жити. Я прийшов додому, та сусідка прийшла, плаче бідна, полька, і каже: «Дитино! Що вони з тобою зробили!». Но… Я кажу: «Пані, то була така робота». Знаєте, бо що там було казати...
[Щиро скажіть: ви тоді трохи боялися про це розповідати?] Но, слухайте: незрозуміло було – що, як, і до чого.
[Пане Михайле, ви знаєте чому вас тоді забрали? І батька? За що? На вас хтось доніс може?] Нічого я не знав. Щойно в Явожні… Там питали: хто є в «банді» (як вони казали); чи я їсти давав [упівцям]. На слідстві вони тільки про таке питали.
[Але ви не мали жодного зв’язку з УПА?! Чи мали?] Знаєте, хе-хе, по-різному бувало…
4. Чи Ви знали куди їдете?
[Коли вас і батька арештували в Улючу – ви вже знали, що скоро буде депортація, що людей виселять?] Слухайте, ми в Сяноці, на УБ, чи може в тюрмі, то там вже так. Бо коли виселяли, то декого забирали [в тюрму], деяких мужчин, то вони розповідали, що виселяють, те село, Добру, Явірник, Жогатин, виселяють, каже, і Улюч. Ми надіялись, що нас приєднають [до тих людей], але ні...
[Тобто, коли вас арештували, то ви ще не готувалися до виселення, ви ще не знали, що воно буде.] Ні, не знали.
5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони?
Ні.
6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:
-------------
6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?:
-------------
6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?:
-------------
6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?:
-------------
6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?:
-------------
7. Які з них збереглися?
Лише знимки [світлини].
8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею?
Копії світлин.
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли?
Суш. [Анкетований Михайло Щурко з квітня 1947 р. і до лютого 1948 року перебував в концтаборі в Явожні, а після звільнення з ув’язнення прибув до родини в Суші, що в повіті Ілава. На той час серед живих вже не було ні матері, ні батька.]
[Коли ви опинилися в Суші, чи там були ще німці?] Ні.
2. Які умови Вам надали?
Нічого не дали, лише ту хату. Але то також – треба було десь вікон шукати. Тут були такі домики на дві сім’ї.
Цю хату влада дозволила купити стрикові і він її купив. Влада нічого не дала – треба було купити. А мені таки дали, тут, кавальчик дальше.
[Назагал влада давала доми (там забрали – тут щось дали), а ваш стрик мусив купити?] Це він купив пізніше, а на початку йому це дали, але дім залишався у комунальній власності.
3. Яку картину Ви побачили на новому місці?
Коли ми сюди приїхали, не все ще було заселене, три доми були ще порожні, нікого там не було. А в інших місцях то було так: приїхав, трохи там мешкав, взяв гроші і поступився хатою комусь іншому. Трохи так тут робили комбінації.
4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?
Окрім того, що я вже сказав – ні.
5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?
Пройшло кільканадцять років, поки ми побачили свого священника, це було в Дзєжґоню, там був отець Хархаліс, а так то до костела ходили. Знаєте, то ще таке було, що до Дзєжґоня було складно добратися. Найчастіше їздили туди на Великодні свята. То не було так, як тепер, коли люди мають автомобілі, коли автобуси курсують.
6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?
Жінку я знайшов недалеко, там, де мій вуйко був, той, до якого я приїхав [в 1948 році], у Вільному Лісі. То був Вільний Ліс, таке село. Дружина походить з Гребенного, [це село] біля самого кордону.
Ми вінчалися в Кісєліцах в костелі. Тоді, як ми вінчалися, ще так особливо не було організовано греко-католицьких парафій, навіть в Дзєжґоню не було. Якось навіть польський священник сказав мені: «Михайле, ви обоє однієї ж віри, ви б могли вінчатися по-своєму». Я кажу: «Скажіть, будь ласка, отче – де? Де то є?». Він каже: «Десь є парафія, десь є…». Ми не знали, а то в Хшанові було.
Він каже: Ви б могли по-своєму вінчатися. А я кажу: «Прошу отця, я хочу по-християнськи жити, тому мені буде мило, якщо отець-парох нас повінчає». А він каже: „Jednak katolik dobry jest z ciebie” [Ти таки порядний католик]. Трохи так – трохи так, трохи польського, трохи…
Ми вінчалися… Коли то було [запитує у дружини]… В 1954 році? Так було? [Ваша дружина зараз не має права нічого говорити.] Ні!?... Оооо!
Виступають разом: пан Михайло Щурко та його дружина пані Ярослава Щурко з д. Дуркевич.
Ярослава Щурко: Ми познайомились в Кживцу.
Михайло Щурко: То було у Вільному Лісі. Тепер є Кшивєц, а тоді був Вільний Ліс. Може бути й так, й так.
Ярослава Щурко: Тоді по німцях були ще ті старі доми, було багато того всього. А потім по-трохи почали то все розбирати і, еххх… Мало що лишилося.
Михайло Щурко: Ми познайомилися, оскільки я там приходив у відвідини до вуйка, до того самого, до якого я приїхав [в 1948 році]. Вона туди прийшла (я буду говорити), вона прийшла і я їй сказав, що вона мені подобається. Почала сміятися: «Що ти там дурниці говориш». Я подумав: ні, так ні.
Пізніше говорю їй: якби я знав, що мене не заберуть в армію, то я б на тобі оженився. Так їй говорю. Вона знову сміється.
Мене забрали в армію, але на три місяці. Пройшли три місяці – треба женитися! Но бо як – буду один? І вже була згода.
[Вам пан Михайло відразу сподобався, чи пізніше?]
Ярослава Щурко: Так, і не так. Потім сподобався. Довго ми одне за одним не ходили. Він був в Сушу, а я там, доводилося 8 кілометрів ходити.
Михайло Щурко: А ще на роботу треба було ходити. Ровера не було…
Ми спершу повінчалися в костелі, а цивільний шлюб ми взяли тільки тоді, коли мене мали вдруге забрати на три тижні до війська. Такий був секретар, каже: «Міхал, ти одружуйся, бо тоді жінка принаймні отримає пару злотих з твоєї зарплати». Вона отримувала 80% зарплати, коли мене до війська забрали, вдруге. То тільки перешколення було.
[А ви весільну хустину (вельон) собі шили, чи купили?]
Ярослава Щурко: А от так позичали одні в одних. Було тяжко це отримати. Тяжко було… Так позичали одні в одних.
Михайло Щурко: На весіллі людей було не мало, трохи родини було.
Ярослава Щурко: З родини не було аж так багато, ні.
[Яку горілку тоді пили?]
Ярослава Щурко: Горілка була, але то вже стільки років пройшло, що я не пам’ятаю, яку ми пили горілку.
[Якийсь гурт грав? Наш, чи польський?]
Михайло Щурко: Наш, наш… То були такі люди: стрини швагер мав свій оркестр, там один був православний, він на гармошці грав, стрини швагер знов на скрипці, і такий Дунський Роман – на бубні [барабанах]. То було трьох музикантів, але грали – ай-я-яй!
[Як ви думаєте, життя молодих людей тепер, простіше, легше, ніж ваше було?]
Ярослава Щурко: Но, тепер – так!
Михайло Щурко: Тепер легше жити. Але що з того…
Ярослава Щурко: Нам було тяжко, не було де грошей заробити. Було тяжко, коли ми приїхали [в 1947 році].
[Не здається однак вам, що тепер молоді люди мають трохи таке замішання в голові?]
Ярослава Щурко: Таак, бо то вже за дуже мають всього. Мають задобре і не знають, що їм робити.
[Українці в Польщі виживуть, чи може якогось дня то все ополячиться?]
Ярослава Щурко: Люди є розмаїті...
Михайло Щурко: Є так: що-небудь йому скажеш – він знає своє.
Ярослава Щурко: То й в родині так є.
Михайло Щурко: Знаєте, колись було більше такого: того не можна, тамтого не можна, і того не можна, а тепер – гуляй, душа. До старших вони кажуть: ви зацофані [із застарілим світоглядом], ви старої дати, а тепер є інакше, каже, тепер в нас інакше є.
[У мене все. Бажаєте щось додати?]
Ярослава Щурко: Та вже не маємо що казати. Ми забуваємо, бо ми вже роки маємо. Стара голова – всьо забуваєм…
Михайло Щурко: Так, їй 83, мені 84 роки. Я вам кажу: я ніколи не думав, що я доживу до такого віку!
[Но так, після Явожна малохто мав би віру, що буде довго жити.]
Михайло Щурко: Я вам кажу…
[Але мені здається, що поки є здоров’я, то добре є жити.]
Ярослава Щурко: Якщо є те здоров’я, а коли його бракне?
[Може не бракне…]
Ярослава Щурко: Вже бракує.
Михайло Щурко: Така старша людина денервується, якась така стає… Іде – не знає чого. Ми от йшли, кажу: «Ти, я не знаю, чи я хату замкнув?». Вона каже: «Таж ти замикав». Ключ в кишені маю, але не знаю, чи я замкнув? Мусив повернутися додому.
[Таке й молодому може трапитися.]
Михайло Щурко: Но так. Слухайте, молоді тепер також забувають.
[Слухайте! Я вам бажаю, скільки вам там Бозя дасть ще жити, щоб ви ті роки в доброму здоров’ї прожили, в щасті. Нехай збуваються ваші мрії! Дякую вам!]
Михайло Щурко: Дякуємо й ми вам! Всього найкращого!
[В 1947 році ви знали польську мову?] Я вже в своєму селі знав польську мову, в Улючу. [Навчилися в школі, від дітей?] І в школі вчився, і так… Але, слухайте, в нас навіть поляки, сусіди, вони по-українськи розмовляли. Деякі з них йшли до другого села до костела, але були й такі, які до церкви приходили, поляки.
На Йордан ми ходили на річку. Там де Роман [жив], біля Романа витинали хрест на річці. [Біля Романа?...] Холявки, там річка пливла, там хрест витинали, воду святили. Ну, кажу вам, хоч було бідно, але вигідно і свобідно. Води набрали і давай, додому, швидко. [А чому швидко?] Щоб якнайскоріше посвятити хату, покропити.
[На Різдво ви ставили ялинку?] Ялинка? Так, обов’язково мала бути. Також солома на підлозі, та, яка там підлога була, було, знаєте… Солома, сіно на столі, пшениця, а в пшениці хоч 10 ґрошів [копійок], щоб багато було. Такі були звичаї.
Щедрій вечір, друга Велия, казали ще Ку̒лява Велия. Отже, в Щедрій вечір ходилося по щедраках, від хати до хати. На Різдвяні свята ходили з колядою, а пізніше, коли Йордан, то по щедраку.
Було весело, співали. Коли були Великодні свята, то ходили, співали. На Різдво також співали, з колядою ходили колядники, щедривики співали. Я також ходив, щедрувалося. Я мав роль пастиря.
Ми убогі пастушки,
Знаєм добре всі стежки:
До Вертепу поспішайте,
Сина Божого вітайте,
Усім людям голосіть,
Що Христос прийшов на світ.
Ми то співали. Ми мали для цього спеціальний одяг, робили з паперу, самі робили.
[Діти, які пасли худобу, співали?] Співали. Різне бувало, різне… Так, як я говорив: було бідно, але вигідно, знаєте, радість була.
2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?
Я їздив туди двічі.
Коли я там був – я запитував, сказали: Там нічого нема, там ліс росте, там, де ти мешкав.
3. Чому ви не виїхали в Україну?
[До України] трохи людей поїхало, але скільки родин – того я вам не скажу. Вивозили… Забрали до Сянока на вокзал і вивезли. [Вивезли третину села чи…] Ні, лише декілька родин.
[Тато, мама вам говорили, чому вони не поїхали?] Завжди говорили, що ми на своєму [на своїй землі]. А мама в 1940 році померла, ми залишилися з батьком.
[То вас там не примушували їхати в Україну, хто хотів – той записався?] Приїхали, того й тамтого забрали, інші люди заховалися. А пізніше вже не примушували виїжджати.
4. Що в житті було головне?
Щоб була згода, бо згода будує, незгода руйнує. Коли один з одним добре живуть… Одна полька мені сказала: «Пане Михайле, я б хотіла про щось вас запитати, але чи ви не погніваєтесь?». Я кажу: «Прошу пані! Коли буде щось такого немилого, то я можу – хоча навіть тоді я не погніваюсь". Вона каже до мене так:
― Ви, українець, правда?
― Так.
― І ви не гніваєтесь!?
― А чого мені гніватися? А ви, полька?
― Так.
― А ви не гніваєтесь через те, що я назвав вас полькою?
― Ні.
― Так що – згода?
― Я знаю таких, які б мені очі видряпали, якби я йому сказала, що він українець.
― Видно, це несерйозна людина, бо добра людина, мудра людина такого не скаже.
5. Чому Вас переселили?
Як я можу знати, що їм там заваджало? Не знаю, не можу знати того. Щоб ще хтось когось там мучив, чи щось таке, заваджав комусь – не було такого. Я не знаю, що воно таке було.
[У вас в серці є трохи жаль до поляків за те, що вам життя зруйнували в 1947 році? Чи нема?] То по-різному… Но, звісно, думаєш, чому воно мало так бути?...
Як би не дивитися – якщо людина добра, то їй всюди буде добре. Проте, якщо бути трохи таким, хто не розуміє, ким він є, то така людина не дуже є доброю.
Анкету провів та записав Роман Крик. Текст українською мовою набрав Р. Крик – 08.12.2020 р.