Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0226)
Paluszek Michał, syn Romana i Marii z d. Puszkar
ur. 26.08.1930
Wierzbica, pow. Rawa Ruska (teraz Tomaszów Lubelski), gmina Uhnów.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 24.11.2011 2. Numer kolejny: 0226
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Paluszek Michał, syn Romana i Marii z d. Puszkar

Różaniec, pow. Pieniężno, woj. warmińsko-mazurskie
Polska - Польща
4. Data urodzenia: 26.08.1930 5. Miejsce urodzenia: Wierzbica, pow. Rawa Ruska (teraz Tomaszów Lubelski), gmina Uhnów.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Wierzbica.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

We wsi dominowały nastroje proukraińskie. Ojciec był na gospodarstwie. Interesował się (ukraińską kulturą), cały czas działał w „Ridnej Szkole” (ojczystej szkole). Miał szczęście, gdyż nie trafił na Brygidki (polskie więzienie we Lwowie), nikt go nie wydał, nikt nie wygadał się, kilka innych osób nie miało takiego szczęścia i siedziało (w Brygidkach). W sotni „Kałynowycza” był taki Tymczyna, miał pseudonim, zdaje się się „Zorja” („Gwiazda”), a także Chejżyj, już umarł, w Olsztynie. Ojca nie zabrali do Brygidek, ponieważ nikt na niego nie nagadał. W tym okresie zabierali ludzi za przynależność do OUN. Mój ojciec też należał, gdzieś od 1936-37 roku, (mniej więcej) w tym okresie się zapisał.


2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 17 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem:

Mój starszy brat Teodor, który już nie żyje. Stefan, najstarszy brat, był na Ukrainie. Złapali go za Niemca i zabrali do Niemiec na roboty. Myślał, że po wojnie granica została ta sama, jak w 1939 roku, że nasza wieś do Ukrainy należy, a ona została przesunięta o kilka kilometrów i nasza Wierzbica znalazła się w Polsce. Nie wiedząc o tym, podał się za obywatela Ukrainy. Z tego powodu potem do Polski go nie puścili. Ruscy wzięli go do wojska. Walczył, Berlin zdobywał. Jeszcze był młody, to po wojnie nie od razu zwolnili go z wojska. I tak to było... Przesiedlili więc tylko brata Teodora i mamę (Marię). Tatę (Romana) wtedy aresztowali, mnie również, to mogło być 7 czy 8 czerwca (1947 r.). Dlaczego tatę wzięli? No bo u nas we wsi wszystkich chłopów zabrali do Jaworzna! Nikt nie pytał: winny - niewinny.

5. Ile osób zostało na miejscu: 0
6. Ile osób przesiedlono: 2
7. Ile osób zaginęło: 0
8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

Było kilka rodzin polskich, no i, rzecz jasna, żydowskich. Dokładnie nie pamiętam ile. Byłem jeszcze młody, gdy poszedłem z domu i… A potem, na swoje nieszczęście, wróciłem i tak się stało (aresztowali).

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

Różnicy między ludźmi się nie odczuwało, nie. Nie odczuwało się, że ten to Polak, tamten Ukrainiec czy Żyd. Co prawda, w ostatnich latach przed wojną to już się zaczęło zmieniać. No bo jak to! Wieś ukraińska, patriotyczna, a oni likwidują język ukraiński w pierwszej klasie, w drugiej zostawili troszkę... A jeszcze jak ja chodziłem do szkoły, to i pierwszy rocznik uczył się ukraińskiego.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Czapka, mundur - to wszystko, co posiadałem... Niczego więcej nie miałem! Tata był gospodarzem. Miał dom, gospodarstwo. Stajnia, stodoła, jakaś szopa, dom. Ziemi mieli koło siedmiu morgów, czyli ponad trzy hektary. Nasz dom był drewniany, spalili go razem ze wszystkimi innymi domami. Zanim wywieźli - wszystko spalili. Wcześniej ludzi wypędzili i zegnali za wsią i co chcieli - to robili. Dlatego większość przyjechała tu (na północ Polski) z tym, co mieli na sobie.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono?

Mamę i brata wywozili 7-8 czerwca 1947 roku. Ja i tata zostaliśmy zaaresztowani.

2. Kiedy Panią/Pana przywieziono? Opowiadali mi potem, że byli w drodze około tygodnia.
3.1. Trasa przejazdu: Wierzbica - załadunek do pociągu w Bełżcu albo Lubyczy Królewskiej - rozładowywali chyba w Ornecie - Dębowiec (tymczasowo) - rok później - Różaniec
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

(Michała Paluszka zaaresztowano i dlatego nie był świadkiem tego, jak przesiedlali mamę i brata, informacje o tym posiada z późniejszych opowieści).

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?

Ani mama, ani brat nie wiedzieli, gdzie ich wiozą.

W dniu przesiedlenia byłem w domu, siedziałem (pracowałem) na dachu (chlewa). Przyszło wojsko i powiedziało, żeby wszystkich ze wsi zabrać. Zgonili ludzi koło młyna za wsią. Mama jeszcze zdążyła mi powiedzieć: uważaj, bo wieś otoczyli, żeby czegoś czasem nie usłyszeli. Mieszkaliśmy na samym skraju wsi, akurat w tym miejscu wartę postawili. Potem żołnierz strzelił (tak myślę, bo słychać było) i zapalił strzechę, zaczęła płonąć stodoła. No jak stodoła, to i chlew zaraz będzie płonął, bo to obok. Trzeba było uciekać. Schowałem się w pokrzywach. A potem chodzili, szukali, szukali i znaleźli mnie. Co mogłem zrobić? Człowiek był tak wychowany: wyrwałem (pod sobą) zawleczkę w granacie, a on nie wybuchł. (Gdyby wybuchł) – zostałbym tam do dziś, w ludzkiej pamięci śladu po mnie nie zostałoby. Cóż, tak byliśmy wychowani, nic nie zrobisz. Człowiek bardziej bał się wpaść żywym (w ręce wroga), niż stracić życie. Jak już mówiłem, jedną noc trzymali mnie we wsi, potem zawieźli do Lubaczowa i dalej cały mój (więzienny) szlak. Człowieka zbili na „kwaśne jabłko”. Wieś płonie, strzelanina. Kto bił? Wojsko polskie! Oni. Przy zatrzymaniu. Nad nikim się nie użalili, nikogo nie oszczędzili.

Przypominam sobię taką sprawę (sytuację). Kiedy mnie prowadzili (przez wieś), zapalili dom, a tam był pies. Pies boi się ognia, bo piecze, żołnierz chciał go odwiązać, puścić na wolność, lecz gdzie tam – pies nie daje do siebie podejść. Wtedy wziął pepeszę i go zabił. Na tego żołnierza narzucił się inny - zapewne plutonowy, bo miał trzy belki. Krzyczy:

- Po coś to zrobił!

- Przecież to Ukrainiec!

- To ty Ukrainiec, a to jest zwierzę!

Takie rzeczy się zdarzały.

Przez jedną noc trzymali mnie we wsi, a na drugi dzień powieźli do Lubaczowa. Tam śledztwo... Jak to na śledztwie, nie głaskali. Spędziłem tam ze dwa tygodnie, potem przewieźli do Rzeszowa. Tam również za swoje się oberwało. Stamtąd, jak już mówiłem, zawieźli do Jaworzna (do obozu), na samego Piotra i Pawła przywieźli, to zapewne przypada 12 lipca, to tam już wiecie jak było (w Jaworznie), ludzie opowiadali to nie ma potrzeby powtarzać.

5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony? Nie.
6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE: --------
6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU: --------
6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE: Wzięli to, co na sobie było. Nie wiem, bo mnie przy tym nie było.
6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY:

Spłonęły. Przed wywózką spalili domy, a ludzi wygonili za wieś i co chcieli, to robili. Ludzie potem mówili, że kto co na sobie miał - z tym przyjechał.

6.5. Przywiezione przedmioty - INNE: -------
7. Które z nich zachowały się do dziś?: Nic się nie zachowało.
8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?: -------
9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?:

Nie. A kiedy? Ten okres w życiu naszej wsi przypominał czasy tatarskiej nawały.

D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?:

Mamę i brata zawieźli do miejscowości Dębowiec, gdzie mieszkali tymczasowo, rok później dali im budynek w miejscowości Różaniec.

2. Co Państwu przydzielono?:

W Różańcu dali mamie małe zabudowania. Zbudowany za Niemców budynek mieszkalny był przeznaczony dla robotników, dlatego nie było tam stodoły, jedynie chlewik. Dali też 10 hektarów ziemi.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Budynki w Różańcu nie były zrujnowane, nie było jednak okien i drzwi.

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

Trochę było... Najgorzej było, jak wróciłem z wojska. Miejscowi myśleli tak: ponieważ byłem w wojsku, to oni tam zrobili ze mnie takiego, jakiego chcieli. A gdzie tam! Nawet do mojego taty jeden znajomy mówił: już twój syn, Romanie, przepadł! Tata mówi: ty patrz na swoje (dzieci). Jeśli jego przez sześć lat (więzienia) nie złamali, to przez te dwa lata (wojska) też nie dali rady.

Z Polaków czasem ktoś mówił „banderowiec”, czasem słyszałem podobne wyzwiska, ale nie w oczy, za plecami.

Zorganizowaliśmy USKT (Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne). Byłem skarbnikiem. Wtedy taki jeden nalatywał trochę na mnie, z naszych ludzi, cholera... Z Ulhówka pochodził, tam od Tomaszowa Lubelskiego. I mnie po prostu zwolnili z tego stanowiska, faktycznie doprowadzili mnie do takiego stanu, że sam musiałem się zwolnić. Musiałem, bo już nie było wyjścia. Zrobilii zabawę w Płoskini. Nie wiem jak to było, ale stało się tak, że podarli sztandar ZMP (Związek Młodzieży Polskiej), który był w świetlicy. Nikogo nie wzywali na milicję, tylko mnie. A mnie na tej zabawie w ogóle nie było, ponieważ właśnie w tym czasie przyjechali do mnie ludzie z Olsztyna, nie było więc jak. Gdy mnie wezwali, to byli stuprocentowo pewni, że to właśnie ja zrobiłem, a mnie, jak się okazało, tam nie było.

Rzecz jasna, proponowali żebym został donosicielem. Gdybym się zgodził (tak jak mi proponowali), drzwi wszędzie stałyby dla mnie otworem, poszedłbym do szkoły, także na zaoczne (studia)! Ale ja twardo odmówiłem… Pytali tak: czy chce pan z nami współpracować? Mówię: jaka współpraca? Przecież wy jesteście milicja, a ja mam gospodarstwo! No, co tam ludzie mówią... Mówię: a ja tam wiem, co oni mówią. Do mnie nie mówią! Było to, gdy z kopalni wróciłem.

A jeszcze był taki Węgielewski, miejscowy komendant milicji, on po ukraińsku dobrze mówił, jego potem przenieśli, gdzieś w Ornecie był. To on mi mówił, że mam na sumieniu taką plamę, która nigdy nie zejdzie. Jak już nastały te czasy (po komuniźmie), to spotkałem go w Ornecie, na rynku. Mówię: widzisz pan, moja (plama) sama zeszła, a twoja nigdy nie zejdzie! On tylko machnął ręką, odwrócił się i poszedł. Tak mu powiedziałem: moja zeszła, a twoja nie zejdzie...

Śpiewak to ze mnie żaden, ale mam kilka ulubionych, przeważnie powstańczych piosenek, za co nie raz miałem kłopoty, tu na północy, bo to wszystko nie tak prosto było po tych wszystkich wydarzeniach. Wróciłem z wojska - zaczęli ciągnąć do ORMO (ochotnicza rezerwa milicji obywatelskiej). Frajerem byłem – należałoby się zapisać, ale pozostać człowiekiem. Po wojsku chciałem iść do szkoły dla leśników, ale nigdzie mnie nie puścili, miałem jedynie prawo pracować na gospodarstwie i to wszystko. Gdybym zgodził się na to ORMO... Tylko, żeby pozostać przy tym człowiekiem...

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

(Nasi księża) najpierw zaczęli odprawiać w kościele w Łajsach, dopiero potem tu (w Pieniężnie). Już nie pamiętam nazwisk, tym specjalnie się nie interesuję... Hardybała (Piotr), zdaje się on odprawiał. Jakie tłumy przychodziły! Z całej okolicy. Potem postarali się i wyremontowali tu w Pieniężnie, i od tego czasu już tu chodzimy. A teraz, jak przyjdzie zima, to pewnie już nie pojadę, bo samochodem już nie mogę tak jeździć, jak kiedyś, w młodości. A kiedyś jeździłem, nawet po Mołdawii. A teraz... Do Ornety ciężko... Gdyby jeszcze ktoś z boku siedział, to pół biedy, a tak…

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Ożeniłem się po wyjściu z więzienia, w 1955 r. w kościele prawosławnym w Ornecie (moja żona była prawosławna). Nazywała się Januszewska Maria, pochodziła z Krzywowierzby, powiat włodawski to był. Poznaliśmy się w Pieniężnie. Dlaczego ją wybrałem? Tak trafiło. Oczarowała mnie! Urodziwa była. Trzeba by poszukać zdjęcia... Poznaliśmy się przypadkowo. Mieliśmy syna, ale obora się zawaliła i on zginął. Więcej dzieci nie mieliśmy.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: brak danych
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: -----------------
7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ----------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: brak danych
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: ----------
8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ---------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?: Nie.
E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Tak.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):? --------
2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA:

Dlaczego Polacy mają tak zły stosunek do UPA? Wtedy, jak to się mówi, każdy szukał sobie wroga. Ale i nasi postępowali czasem... Mi się to nie podobało. Ale co robić, głosu nie miałem. Nie podobało się – zdarzało się - kiedy skazywali niewinnego człowieka. Bo tam ktoś powiedział, a oni nie sprawdzili tego dokładnie, tylko „jesteś winien” i tyle. Taka prawda.

3.2 Byłem członkiem UPA: Tak.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

Byłem bardzo młody, gdy poszedłem do lasu. Zaledwie 15 lat skończyłem. Tam byłem prawie dwa lata. Kilka potyczek się stoczyło.

W UPA miałem pseudonim „Pawluk”, byłem strzelcem (szeregowym) I roju (drużyny), I czoty (plutonu), ІІ oddziału, najpierw w sotni „Bałaja”, potem „Tuczi”. „Bałaja” zabili, kiedy szedł ze swoim pocztem i wpadł w zasadzkę. Po jego śmierci dowództwo w sotni objął „Tucza”.

Czułem jakiś wewnętrzny głos, że powinienem wstąpić do UPA. A zanim wstąpiłem... Przyjeżdżała milicja z Uhnowa. Mówią, a co, ty jeszcze nie w lesie? I jeszcze dobrze w skórę dali. Pomyślałem: czekajcie, ja wam pokażę, jak się odpłaca za krzywdę. I poszedłem. A, po drugie, w domu tata wychowywał mnie dosyć patriotycznie.

Przysięgę składałem, ale w pojedynkę, z tego powodu, że mnie wzięli do zwiadu i wierzyli mi. To było koło Miłkowa, w lesie. Stół zrobili, obciosali trochę jeden bok, z okrąglaków, prętami powiązali, był nawet dosyć równy. Na tym stole postawili karabin maszynowy i modlitewnik, no i trzeba było mówić. Zaczynał oficer polityczny.

Nie wiem, czy jeszcze pamiętam dokładnie… Tam było tak: Ja, żołnierz Ukraińskiej Powstańczej Armii, który stanął do walki z bronią w ręku, uroczyście przysięgam na swoje sumienie i honor, przed wielkim narodem ukraińskim, przed świętą ziemią ukraińską, przed najwyższym zwierzchnictwem narodu ukraińskiego: walczyć o pełne wyzwolenie wszystkich ukraińskich ziem od zaborców, wywalczyć ukraińskie niepodległe zjednoczone państwo. W tej walce nie będę żałować ani krwi, ani życia, będę walczyć do ostatniej kropli krwi, do ostatniego tchnienia, do ostatecznego zwycięstwa nad wszystkimi wrogami Ukrainy. Będę... tu mogę się trochę pomylić. Będę dzielnym, odważnym żołnierzem, bezwzględnym wobec wrogów ziemi ukraińskiej. Będę nieposzlakowanym i nieugiętym żołnierzem rewolucji. Będę surowo przestrzegał dyscypliny. No widzicie, w tym miejscu kilku słów zapomniałem... Będę godnym towarzyszem w walce i w codziennym frontowym życiu dla wszystkich moich kamratów. Jeśli naruszę to ślubowanie, albo wydam tajemnicę, niechaj mnie ukarze najwyższy sąd rewolucji i dosięgnie zniewaga narodu ukraińskiego.

Może słyszeliście gdzieś dokładniej, bo ja już nie pamiętam tak dokładnie. Wiecie, minęły lata...

(Przed przysięgą) dali tylko raz przeczytać. A ja znałem tekst jeszcze… nie pamiętam... chyba z późnej jesieni 1943 albo 1944 roku z wczesnej wiosny. Oficer polityczny czytał tak: „Ja, żołnierz Ukraińskiej Powstańczej Armii…” i robił pauzę. Powtórzyłem za nim. I on dalej takimi krótkimi zdaniami. Kiedy mu powiedziałem, że znam tekst, to się zdziwił, a „Zalizniak”, nasz kurinnyj (dowódca batalionu), nawet rozzłościł się, bo skąd mogę znać, przecież taki młody jestem! A znałem, bo mojego kolegi brat często przychodził do mego taty, on gdzieś tam w górach był na szkółce dla oficerów, więc przychodził i opowiadał. Miałem kiedyś (dobrą) pamięć, teraz zapominam. Przedtem raz usłyszałem i wystarczało (ten kolega miał to napisane, więc kilka razy przeczytałem).

W UPA mnie wzięli do łanki (sekcji) minerów. A miner tylko jeden raz się myli, nigdy dwa razy. Oprócz tego, byłem łącznikiem i zwiadowcą. Kiedy rozdzielili sotnię na czoty (plutony), potrzebny był ktoś, kto będzie przekazywać czotam rozkazy dowództwa. Robił to łącznik. A zwiad, to znaczy należało chodzić w teren, dowiadywać się jaka tam sytuacja, czy jest wojsko, czy nie ma, żeby bezpiecznie sobie w lesie żyć.

Miałem pseudonim „Pawluk”, sam sobie taki wybrałem. Znam co nieco z historii Ukrainy... Pytali: jaki (wybierasz) pseudonim? Jeśli ktoś nie powiedział - to oni sami dawali. Pytają mnie, powiedziałem - „Pawluk”. Podarowali mi nawet... Z Białego Boru jeździli do Czerkas, tam, gdzie Pawluk żył, przywieźli mi ikonę, przed którą Kozacy się modlili, jak szli na wojnę.

Jeśli chodzi o życie codzienne w UPA, to od czasu, gdy pod koniec października (1945 roku) wstąpiłem do UPA, tylko jedną noc w domu nocowałem, a tak cały czas w lesie i w lesie. Mieliśmy ziemianki dobrze przygotowane na zimę, tak że tam ciepło było. Z rana - nie zawsze – była, jak u nas mówili, „ruchanka”, czyli gimnastyka. Potem było śniadanie, na śniadanie dawali koło litra zupy i chleb taki wiejski jak kiedyś piekli, na trzech. Wstawaliśmy na hasło „zorja”, wieczorem szliśmy spać, gdy alarmowy ogłosił „weczirniu zorju” (gwiazdę wieczorną) i wszyscy mieli być cicho. Z myślą o zimie w ziemiankach stały zrobione z blachy czy czegoś takiego beczki, paliliśmy w nich, było więc ciepło, tym bardziej, że ziemianki były dosyć głęboko wkopane w ziemi, z wierzchu dobrze przykryte ziemią, żeby nie przeciekało... To już można było żyć. Drzwi przynieśli gdzieś ze wsi, postawili przegrodę, mróz więc nie ciągnął.

Mieliśmy kucharza, który organizował wyżywienie.

Jak się żyło zimą? Po śniadaniu trzeba było siedzieć w cieple, w ziemiance, tylko wartownicy co jakiś czas wychodzili na swoja zmianę. Co dwie godziny była zmiana, a przy dużym mrozie - co godzinę. No a w dzień... Rozmawialiśmy, ktoś w karty grał, ktoś spał. Co prawda, gdy było ostre pogotowie, to nie wolno było spać. Lecz zimą to nie zdarzało się często, najczęściej latem, wtedy wojsko (polskie) często chodziło na obławy, musieliśmy więc być gotowi.

Ja nie grałem w karty, ale byli tacy, co grali. „W durnia”, „w tysiąca”, czy jak tam, nie wiem, bo nie grałem.

(O ziemiance.) Na przykład, w moim roju (drużynie) był dowódca czoty (plutonu), oficer polityczny, intendent, który kierował kuchnią... Ziemianka była wykopana na wzrost czlowieka, tak by najwyższy chłop mógł się wyprostować. Połowę zajmowała część wejściowa, a w drugiej było podwyższenie, na którym stały prycze do spania. Łóżka stały jedno koło drugiego. Wszystko było pomyślane tak, by 12 osób mogło dobrze się wyspać.

Obóz o którym mówię miał okrągłą formę, kwaterowała w nim cała sotnia. Dokoła był wykopany rów głęboki po piersi, tak by tam można było wygodnie stanąć, stanowiska (żołnierzy) były tak na oko co trzy metry. Otwór do prowadzenia ognia miał jakieś 10, może 12 cm wysokości, szeroki na 30-40 cm. Nie mierzyłem...

Na zwiad chodziliśmy. Pierwszej zimy nie chodziłem.

Najbardziej wbił się w pamięć bój na Krzywej Pałce (masyw leśny pomiędzy miejscowościami Bachory-Lipina-Stare Sioło. Wikipedia). Nasi dowódcy trochę źle zrobili, bo mogliśmy się wycofać. A oni podjęli bój, znaleźliśmy sie w otoczeniu, potem przez cały dzień trzeba było odpierać ataki, nas było tylko 28, a tamtych może nawet 400. Odstrzeliwaliśmy się przez cały dzień. Dopiero wieczorem, gdy już dobrze się ściemniło, zebrali się dowódcy rojów i mówią: jeśli będzie jeszcze jeden atak – odpieramy, a potem wycofujemy sie w takim to kierunku. I rzeczywiście, tamci jeszcze raz zaatakowali, wymiana ognia była nocna. Wtedy padł rozkaz, abyśmy odchodzili. Szedł taki Sobal, był dowódcą ІІ roju (drużyny). Idzie i w pewnym momencie słyszy:

- Stój! Hasło?

Odpowiada:

- Zaraz będziesz miał hasło. Przegrupowujemy się! Z tej strony będzie zaraz natarcie, mówi im. Kiedyś służył w polskim wojsku i znał dobrze język. Więcej nikt nic nie mówił, a my ot tak po prostu przeszliśmy, bez jednego wystrzału. Bo gdyby następnego dnia znowu trzeba było iść w bój, to nam mogłoby zabraknąć amunicji. Nie można było dłużej czekać. Jeden mój kolega zginął w tej potyczce, dwóch innych było rannych. Trafienia były przeważnie w okolicy szyi i wyżej, ponieważ odstrzeliwaśmy się z dobrze przykrytych ziemią rowów. Był tylko niewielki otwór do prowadzenia ognia. Ale i w tych warunkach kula czasem znajdowała drogę. Jeden z tych, z kim tam byłem, mieszkał potem w Przemyślu, pisał do mnie. Niedawno zmarł, nazywał się Piotr Kulczycki, pseudonim „Łuhowyj” (siedział w polskim więzieniu około 7 lat).

Wycofaliśmy się, mieliśmy umówiony punkt na zbiórkę i tak było, już z rana poprzychodzili wszyscy. I tak... Po stronie wroga było sporo rannych i zabitych. To było w 1945 roku 26 listopada. Wtedy byłem jeszcze młodziutkim żołnierzem.

Na Młynach w Kobylnicy Wołoskiej też był bój, było to wiosną 1946. Dokładnej daty nie pamiętam. Ale śniegu już nie było. Tam było około 26 ruskich, wszystkich potłukliśmy. U nas było dwóch zabitych i dwóch rannych.

Poszliśmy nawiązać kontakt. Byliśmy wtedy rozbici na czoty (plutony). To było zimą, na początku stycznia, obozowaliśmy koło wsi Krowica, a tamci gdzieś pod Oleszycami, z nimi był sotenny. Poszedł „Malina” z Lipiny i ja, razem udaliśmy się na umówione miejsce. Przychodzimy. A akurat była kolęda, nasze święta były. „Malina” prosił, żeby pozwolili mu wstąpić do Lipiny, do rodziny, czy może znajomych tam miał, zapewne tam była jego rodzina, lecz dalsza. Powiedzieli, że jak sotenny zezwoli, to możemy na jeden dzień się oddalić. Wtedy to było ważne, żeby w porę wracać, bo jak nie, to pojawiało się podejrzenie, że Polacy złapali i on (jeniec) przyprowadzi ich ze sobą - różnie bywało.

Poszliśmy do tej Lipiny. Tam było trzech z kuszcza (oddziału samoobrony), mieli kryjówkę, ale malutką, cztery osoby się pomieściły, a dla jednego miejsca nie ma. Wtedy oni mówią, że jest druga kryjówka i mnie tam zaprowadzą. Tam kobieta była, jej mąż poszedł do ruskiej armii, potem uciekł z tej armii, potem zrobił sobie papiery, że niby w polskim wojsku był. Tak że on kręcił się gdzieś koło Jarosławia, Przeworska, czasem przychodził do żony.

Dali mnie do tej kryjówki. Fajna była kryjówka, zdążyłem tam dobrze odpocząć. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że już dawno powinien do mnie ktoś przyjść. Nie ma nikogo, a już ciemno się robi. W końcu przychodzi ta kobieta. – „Niech pan ucieka! - mówi. Tamci już pobici, ten pana kolega i ci z kuszcza, zabili się w kryjówce”. Sami się zabili, widać nie chcieli wpaść żywymi w ręce wroga. „Niech pan ucieka!” Dała mi jakiegoś kołacza, oni tam mieli zwyczaj piec chleb z gryczanej kaszy, dobry był. I kawy zbożowej w butelce mi dała. „Niech Pan ucieka, bo oni wiedzą, że tu jest jeszcze jeden i jutro będą pana szukać”.

Wyszedłem z kryjówki, a ona mówi, że nie wie, czy wszyscy żołnierze (polscy) poszli, możliwe, że część została. A jutro, jak przyjdą ci (Polacy) z Zapałowa, to oni będą cholernie szukać. Myślę sobie - trzeba uciekać. Podziękowałem za wszystko i cichutko, poza stodołami, ruszyłem w drogę. Mróz był siarczysty.

Szedłem trochę lasem, trochę tak. Początkowo było widać jeszcze światła z Radymna, była również gwiazda polarna, to mniej więcej wiedziałem w którym kierunku iść.

Długo szedłem, a tu mróz, chce się już i zjeść, i wypić. Podszedłem do Starego Sioła, obszedłem z daleka, do wsi nie chciałem zachodzić. Przyszedłem pod Suchą Wolę. Tam w lesie była taka polana i dwa świerki, takie niewielkie, samotnie rosły, dosyć gałęziste, pomyślałem: może podpalić, to bym ogrzał się trochę, ale przecież będzie widać! Ale było mi już wszystko jedno. Podpaliłem, zagrzałem kołacza, czy jak tam go nazwać, kawa się podgrzała, napiłem się, i poszedłem dalej.

Podchodzę pod Szczukowską Rudę, już zbliżam się, idę drogą przez las, patrzę - trzy postaci pośród drogi leżą. Skoczyłem za drzewo. Myślę, gdyby to ludzie byli, czego by pośrodku drogi się kładli? Przypatruję się - jakieś dziki czy psy, jakieś 15-20 metrów ode mnie. Na wszelki wypadek zdjąłem karabin z ramienia. Przyglądam się i rozumiem, że to nie dziki, że to psy, dwa odpełzły na bok, a jeden podpełza, skrada się do mnie. Myślę, to na pewno wilki, bo w tym czasie w tych stronach już były wilki, wiedziałem o tym. Celowałem, ale co z tego: muszkę widać, a szczerbinki - jest taka mała - w żaden sposób nie zobaczysz. Pomyślałem, że chociaż wystraszę, co będzie to będzie. Wystrzeliłem, a ten obrócił się dokoła i znów ustawił się w moim kierunku. Jeszcze raz wystrzeliłem – uciekł w las. Niedaleko byli nasi chłopcy, w jakimś domu, słyszeli te strzały (Ankietowany jeszcze wróci do tego tematu). No nic, trzeba iść dalej…

Minąłem Szczutków, dalej - do Borowej Góry. Jak już jestem na tej drodze, to wiem, że nie zabłądzę, dojdę do obozu. Doszedłem, a na dworze już zaczęło się ściemniać, wiadomo, zimą po śniegu daleko nie zajdziesz. Zachodzę, widzę w ziemiance palili, jest jeszcze nawet ogień, na nim stoi kociołek, taki ruski, z kawą, zbożową (innej wtedy nikt nie znał!). Napiłem się, sen mnie morzy, nie dziwota – człowiek w cieple siedzi. Zdrzemnąłem się kilka razy, ale nie można spać, gdy jesteś sam... Oni tam byli, czekali na nas, o ile jednak nie pojawiliśmy się w umówionym czasie, wrócili do wsi, musieli to zrobić póki jeszcze było ciemno.

Spędziłem tam dzień. Trochę na dworze, trochę wewnątrz. Nasi poszli, bo zwiad dał znać, że wojsko (polskie) pójdzie na ten las. Wyszedłem na drogę, widać było wiele śladów, wydeptana ścieżka, co prawda śnieg twardy był, ale miejscami załamywał się i było widać. Poszli dalej. Nie odkryli naszego obozu. Znajdował się na łagodnym zboczu, wśród młodych świerków. Przeszli obok i poszli dalej.

Wieczorem przyszło trzech naszych. Pytają, gdzie ten, co z mną był. Nam nie specjalnie można było o wszystkim mówić, dlatego powiedziałem wymijająco, że przyjdzie później. Co, będę mówił, że nie żyje? Jeden został ze mną, dwóch gdzieś poszło.

Następnego dnia przyszło więcej. I dawaj się ze mnie nabijać. Dowcipkują:

- 100 wilków za nim goniło!

- 100 to może nie, ale 50 to napewno!

Śmieją się ze mnie. Mówię: czekajcie, chłopcy, jeszcze ten temat wróci. Dokuczali mi wtedy tak, że zaczęła mnie brać złość, i to nie byle jaka złość. No nic to.

Wrócił zwiad. Powiedzieli, że tam i tam były dwa strzały. A ja (wcześniej) powiedziałem, że dwukrotnie wystrzeliłem. W rejonie Bubli (przysiółek Krowicy), znaleźli zdechłego wilka, wyglądało, że ktoś go pogryzł. W ten sposób moja opowieść zaczęła nabierać wiarygodności. Trafiłem tego wilka w pobliżu głowy, kula była rozrywająca, a więc pokaleczyła go. A na takim mrozie nie mógł długo wytrzymać, szedł, szedł, w końcu padł. Ile oni mi wtedy (tymi dowcipami) zdrowia zjedli. Cholery jedne…

W UPA nie można było pić wódki. O nie! Tam za takie coś groziła... po prostu śmierć. Gdyby zauważyli, że człowiek wypił, można było stracić życie. Byliśmy świadomi tego, gdyż nas uprzedzali.

Gdy upowcy wpadali w otoczenie, przeważnie popełniali samobójstwo, aby uniknąć tortur. Tak było ze mną. Mogłem nie żyć, a taki młody byłem, tylko żyć... Gdyby tylko - jak wam już mówiłem - granat (pode mną) wybuchł, byłoby po wszystkim, potem psy rozerwałyby ciało, kości porozciągały i ślad po mnie zaginąłby. Gdybym ten granat rzucił w nich, to co by było? Pokaleczyłbym ich, a oni potem wzięliby mnie w swoje ręce. I co? Oni by mnie, cholera, zamęczyli. Gdybym miał dwa (granaty), to pewnie zrobiłbym im to (jednego rzuciłbym we wroga). Na pewno tak bym postąpił. Widzicie jak to jest. Nieco wcześniej sześć rzuciłem, i wszystkie wybuchły, a ten jeden nie...

W moim roju najwięcej chłopców było z Lublińca, na przykład "Hruszka" (Jan Dranka). Z Lublińca był też taki "Wynnyj" (Waplak nazwisko), jego brat mieszkał koło Kruklanek, czy gdzieś tam. Potem byli jeszcze z Młynów, z Sieniawki na Ziemi Lubaczowskiej. Dowódca roju "Wilk" (Andrzej Kosior)był z Łazów. Z Borowej Góry był jeden, niestety, był to niegodziwy człowiek, cholera. Byli i tacy... W moim roju był jeszcze Stefan Onyszko "Hrusza", dostał karę śmierci i ją wykonali, w Rzeszowie. Pochodził z Dachnowa.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

W Wierzbicy w kuszczu był Koć Wasyl, mój tata i jego mama to byli brat i siostra. Koć został zabity koło Żółkwi.

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?:

Tak. Jak poszedłem do UPA, to już dobrze strzelałem, bo u nas fronty przetaczały się, ludzie nagromadzili dużo broni. Każdy miał dla siebie. Za Niemca ludzie byli ostrożniejsi, bo, cholera, Niemcy mogli... Jak ktoś nie zdał broni, to można było dostać nawet kulkę. Najwięcej broni było w 1944 roku, po przejściu frontu. Byłem dobrym strzelcem.

5. Czy był Pan/Pani więziony?:

Zaaresztowali mnie we wsi, w 1947 roku, 7 czy 8 czerwca, nie pamiętam już tak dokładnie. Zabrali z Wierzbicy. Zawieźli do Lubaczowa, z Lubaczowa do Rzeszowa, dalej do Jaworzna (do obozu). W Jaworznie byłem krótko. Byłem za młody (dla sądu), nie chcieli mnie sądzić w Rzeszowie, dlatego odesłali do Jaworzna, żebym tam troszkę "zestarzał się". Nie pamiętam daty, na Piotra i Pawła, zdaje się 12 lipca, przywieźli mnie do Jaworzna, a na Spasa (Przeobrażenie Pańskie), na naszego, to chyba przypada 19 sierpnia, już byłem sądzony. W Krakowie. W Jaworznie sądu nie było. I co potem? Dali mi karę śmierci. 60 dni czekałem (na wykonanie).

Na śledztwie byłem w Lubaczowie, potem w Rzeszowie, w Jaworznie już mnie nie pytali (nie przesłuchiwali), bo wszystkie dokumenty były gotowe, tylko w Rzeszowie coś tam kręcili, że jestem za młody, żeby mnie sądzić. Ale i tak nie miałem jeszcze pełnych 17 lat, gdy mnie sądzili.

(O co pytali?) "Wiele zabiłeś? - to było podstawowe pytanie (początkowo). Natomiast w Lubaczowie to już pytali szerzej: w jakim oddziale służyłem, ilu nas było. Trzeba było ostrożnie odpowiadać. Mówiłem, że nie pamiętam, każdy miał jakiś krótki pseudonim, ale nie znam tych ludzi (nazwisk). Kiedy pytali ilu nas było, to tu już trzeba było dać jakąś konkretniejszą odpowiedź, mówiłem, że w roju było nas ośmiu. Dalej chcieli wiedzieć, kto obsługiwał karabin maszynowy, kto jaką broń miał, trzeba było kręcić, żeby prawdy nie powiedzieć. Takie sprawy...

Cholera... Najgorzej było jak po piętach bili. Parę razy jak uderzył... a potem od tych uderzeń bardziej bolało w głowie, niż w piętach, jak gdyby po głowie bili, a nie po piętach. A tak w ogóle – bili gdzie popadło. Najpierw całe ciało robiło się czarne, potem żółkło. Jak Indianin wyglądałem. Dziwne, że człowiek może coś takiego znieść, co prawda, nogi bolą do dziś. Mają prawo...

Na tę żarówkę (wskazuje na żarówkę, przy której rozmawiamy) jeszcze można patrzeć, a na światło, przy którym mnie przesłuchiwali - nie. Świecili po oczach. Przesłuchania odbywały się w takim pokoju jak ten (podobnej wielkości, czyli ok. 6 na 4 metry), ale nie byłem sam, w każdym kącie kogoś tłukli. Myślałem sobie: wkrótce moja kolej nadejdzie. I tak było.

Kiedy mnie aresztowali, liczyłem się z dużym wyrokiem. Niczego mi nie udowodnili, sądzili za działania w grupie: miner - a więc robił szkody. Nie przyznałem się do niczego. Zastępowałem na przykład kaemistę, ale nie przyznałem się do tego. Co prawda, jeden taki, z innej czoty, miał pseudonim "Mecz", pochodził gdzieś tam z Tymców, no, to gdzieś tam gdzie Horyniec, cholera, trochę zapominam... Podemszczyzna! O! On z tej wioski był (może to nazwa przysiółka). On mi trochę zaszkodził. Powiedział na śledztwie w którym byłem roju, że byłem w sekcji minerów, zastępowałem czasem kaemistę. To mi trochę...

Do niczego się nie przyznałem, bo gdybym się przyznał, nie podarowaliby mi tego, za cholerę! Myślałem, może dożywocie dadzą, liczyłem się z tym, bo kiedy sądzili innych, to słyszeliśmy, jakie wyroki dają. A on, skurczysyn, czyta - kara śmierci. To było w Krakowie, tam mi odczytali karę śmierci. Jakoś mi to... nie odczułem niczego szczególnego, bo to już człowiekiem obojętny był do wszystkiego, w życiu niejedno przeszedłem przecież. Ale byli tacy, którzy cały czas tylko jęczeli i jęczeli. To, cholera, najbardziej męczyło. Po co to! Co będzie - to będzie.

Pewnego razu wchodzi (strażnik do celi), otworzył drzwi, mówi, "no już ci się skończy”. Myślę, po wszystkim - to po wszystkim. Wyszedłem na korytarz, a on nie prowadzi mnie do bramy wyjściowej, tylko po schodach, do góry. A tam była duża sala, gdzieś 80 osób tam trzymali, w większości byli to Ukraińcy. Zaprowadził tam. Okazało się, że szykują nas do transportu... Zawieźli nas do (więzienia) w Wiśniczu. Przedtem jednak jeszcze zapytali, jaki mam wyrok, mówię - kara śmierci, bo nie wiedziałem, że nastąpiła zmiana. Mówią: jak to? Zaraz sprawdzili i okazało się, że jestem skazany na 10 lat więzienia.

Na wykonanie kary śmierci oczekiwałem w specjalnej celi, gdzie trzymali tylko takich skazańców. To wśród nich widziałem tych, co siedzieli i jęczeli. Trudno, co zrobisz. W celi śmierci siedziałem około 60 dni, dokładnie nie pamiętam. Był taki wiersz...

...Spokojnie czekałem chwili, Gdy na egzekucję poprowadzą. Mamo moja! Zapomnij o moim cierpieniu, To wszystko dla Ukrainy...

Taki wiersz... Trzeba sobie przypomnieć od początku, ja tak krótko... Nie ma zapisanego, mam jednak nadzieję, że wciąż jest "zapisany" w głowie.

Recytacja wiersza "Ostatnie pozdrowienie dla ciebie, kochana"

Ostatnie pozdrowienie, moja miła,

Zza krat ci przesyłam,

Bo nie wiem, czy jutro-pojutrze

Będę jeszcze żył.

Mam do ciebie prośbę:

Jeśli mama moja jeszcze żyje,

Przekaż jej ode mnie

Takie oto moje ostatnie słowa.

Mamo! Pod knutem siepaczy

Duszy nie zdradziłem,

A gdy mnie sądzili przeklęci,

O darowanie mi życia nie błagałem.

Spokojnie czekałem chwili,

Gdy na egzekucję poprowadzą.

Mamo moja! Zapomnij o moim cierpieniu,

To wszystko dla Ukrainy,

Wyrzuć więc swój żal do mnie.

Ześlą cię do dalekich łagrów,

Smutno ci tam będzie.

Kiedyś miną dni męki-niewoli

I wrócisz do domu.

A ja zostanę z przyjaciółmi

Na straży wiernych mogił,

Duch mój przywita wolność,

Która nadejdzie na ostrzach mieczy.

A gdy wreszcie nadejdzie

Ten dzień radosnej wiosny,

Wówczas, moja mamo,

W modlitwie o mojej duszy wspomnij.

Siedziałem w Wiśniczu Nowym, byłem tam około pięciu lat. Z Wiśnicza przenieśli do Jawiszowic k. Oświęcimia (kopalnia). W więzieniu w Wiśniczu pracowałem w rymarni, ale tylko przez ostatni rok pobytu. Szyliśmy na ogół wojskowe rzeczy, najczęściej plecaki, patrontasze (ładownice), takie rzeczy. W kopalni w Jawiszowicach przeważnie obsługiwałem taśmociągi, śledziłem pracę silników elektrycznych, czasami pracowałem przy transporcie drewna.

Niestety, nie dali mi żadnych dokumentów, innym dawali, a mnie zwolnili i dali świstek papieru, który potem na policji zabrali, wtedy, prawda, była jeszcze milicja.

W maju (1953 r.) zwolnili mnie z więzienia. Trzeba było jechać do Katowic, dalej z Katowic do Warszawy i do Olsztyna. Wróciłem, jak to się mówi, do taty, do mamy. Jednak nie na długo, bo wkrótce zabrali mnie do wojska, na dwa lata i dwa miesiące.

Kiedy opuszczałem wiezienie bardziej mi było żal tych, którzy zostali. Nie tylko sobie współczułem, ale także tym, którzy zostali. Taka sprawa... A przyszedłem do domu, jeszcze dobrze się nie rozejrzałem, i znów do więzienia. Bo, tak naprawdę, była to karna kompania. Ogółem, partyzantka, więzienie i wojsko kosztowało mnie ponad 10 lat życia.

O odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości dowiedziałem się z radia. Moja żona jeszcze żyła. Od razu pół litra na stół! Byli u nas wtedy goście, dziwili się, że tak się cieszymy. Oni na Ukrainie żyli, ale odebrali tę informację jakoś obojętnie, a dla nas radość ogromna była. Zwłaszcza dla mnie. Dobrze się wtedy pogościliśmy.

Nie, nie była ta nasza walka daremna. Nie żałuję tych lat, wyrzeczeń i cierpienia, cieszę się z tego, czego się doczekałem (wolnej Ukrainy). Że się doczekałem, o! Bo młode życie ma to do siebie... Nieraz chłopcy siedzą przy tym stole i opowiadają, jak oni spacerują, jak zabawiają się, a ja przez 10 lat tego nie miałem. A gdy wróciłem, to jeszcze prześladowali…

F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

U nas w Wierzbicy były tradycje, były... Mieliśmy czytelnię, młodzież się organizowała, uczęszczała na próby chóru, przygotowywała przedstawienia, była mocna grupa młodzieży, która grała w siatkówkę, w Żółkwi to nawet pierwsze miejsce wzięli. Chóry były. Mama Kertyczaka (Mirona) mogłaby dużo opowiedzieć o tym, jak się śpiewało w Wierzbicy, ale już prawie bez przytomności... Ma ponad 90 lat.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

Jeździłem do Wierzbicy często. W tym roku nie byłem - coś mi nogi wysiadają, nie dam rady, a tam do cmentarza część drogi trzeba pokonać na piechotę.

Po raz pierwszy pojechałem gdzieś w latach 1990, lecz który to był dokładnie rok - nie pamiętam. Początek lat 1990. Potem jeździłem prawie co roku. To było proste: jechał autobus, ludzie się zebrali - i w drogę. Nocowaliśmy w autobusie, a jak ciepło było - to niektórzy nawet na dworze: położył się na ziemi i spał. Ostatnim razem nocowaliśmy w Lubyczy Królewskiej.

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Tata nie chciał jechać, uciekł (z rodziną) do lasu i dlatego zostaliśmy. Nie chciał porzucać swojej ziemi. Pojechała połowa wsi, najczęściej tacy, których złapali, potem ich wieźli na stację do Uhnowa i ładowali do pociągów.

4. Co w życiu było najważniejsze?:

(Ankietowany mówi o swoich młodych latach) Ot, wziąć niebiesko-żółty praporzec, trochę z nim pobiegać, albo powiesić go jak najwyżej na drzewie, jeśli akurat święto jakie albo niedziela jakaś ważniejsza. Na drzewie, na największym! Takie sprawy były, patriotyczne. Miałem kolegę, już umarł, w Głębocku, w Jarzeniu dokładniej, wiecznie kolegowaliśmy się. Nazywał się Prytuła. To Kertyczaka (Mirona) mamy brat.

(Ludzie, Ukraińcy, którzy będą żyli po nas) powinni pamiętać kim są, kim są ich rodzice i chociaż żyjemy w obcym kraju, ale należy pielęgnować ducha swego narodu, swojej ojczyzny.

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Bo tak chcieli. Tak chciała polska władza ludowa. Popatrzcie tylko. Na Zakierzoniu nas (żołnierzy UPA), razem z członkami kuszczy (oddziałów samoobrony) było około 2000, gdyby im chodziło jedynie o zniszczenie UPA, to wystarczyło wysłać więcej wojska i nie trzeba byłoby ludzi przesiedlać. Oni chcieli zniszczyć wszystko, co ukraińskie, liczyli, że im się to uda, ale, jak na razie, trzymamy się. Choć, co prawda, młodzież, ta która dopiero nadejdzie, zapewne już nie będzie tak się trzymać swego. Za jakieś 20-30 lat, to już (przecząco macha głową)... Jak może być inaczej, jeśli ono, cholera, po polsku rozmawia? Co z niego będzie? A potem ich dzieci - nie ma o czym mówić. Tylko Cerkiew jeszcze będzie integrowała ludzi. Przez jakiś czas. Gdyby nie Cerkiew - to wszystko nadeszłoby już teraz.

Nie mówią (po ukraińsku), bo nie chcą. U mnie, w Pieniężnie, jest rodzina, nie będę wymieniać nazwiska. Co można zrobić! Mówisz do niego tak (po ukraińsku), a ono odpowiada tak (po polsku). Dalej, ich dzieci, co z nich wyrośnie? Janczarowie, cholera! Kiedyś mawiali: stanęła ciemność słupami, czerwieniły się chmury, ukraińskimi stepami pędzili janczarowie. Przed nimi szła wieść niewesoła, że palą i niszczą ukraińskie wioski. Starych ludzi zabijają, i tych, kto już siwy, małe dzieci zabierają do niewoli-jasyru. Wpada janczar do bialutkiej chaty, stoi kobieta w rozpaczy – nie ma dokąd uciec? Ona patrzy – ma oczy niebieskie. Zalamentowała wdowina - "synu ty mój, synu!" Podeszła, objąć chce, a ten przeklęty turczyn stoi i rechocze. Nie może pamiętać mowy ukraińskiej, gdyż wykradli go z domu gdy był malutki, z rodzicielskiego domu? Od mamy oderwali, od rodzicielskiej nauki, na dodatek mlekiem poili od wściekłej suki...

Coś, cholera, urywa się pamięć... Aha, ale też będzie niedokładnie. Mieli nauczycieli niezłych, i nie znał on słowa "mama" nawet po turecku. Uczyli ich tylko jak broń trzymać, oto błysnęła szabla i upadła matka. Minęło wiele lat, nie jedno stulecie, niech was Bóg broni od takich ciężkich czasów.

Wystarczy. Jak szło dalej, to już nie przypomnę sobie... Było jeszcze parę zwrotek. Czasami w nocy pomyślę o czymś, coś wyszukam w głowie, przypomnę sobie. Dalej szło jakoś... Moc Boska, ona uczyniła z mamy czajkę... Tylko niedokładnie... a wilka z jej syna. Czajka lata i kwili: synu, mój ty synu! A ten przeklęty Turczyn po lesie się błąka, w lesie wyje, wydaje się, że próbuje wykrztusić: mamo, moja mamo! Coś tu pomyliłem, tyle lat minęło... Ale dobrze chociaż tyle pamiętać.

Dranka i Zinkiewicz to moi towarzysze. Z Dranką nawet byliśmy w jednym roju. Obaj już nie żyją. Pochodzili z Lublińca.

Marusia Chomyn mówi:

- Oni razem z moim dziadem (Piotrem Chomynem, pseudonim "Pyrian") razem w UPA byli.

- W jakim oddziale był?

- Należał do kuszcza "Trembita".

- Słyszłem, tak. Czasami spotykałem się z nimi. Kuszczaka znam dobrze.

- Dymitra?

- Tak. Nawet pisywaliśmy do siebie, na Wielkanoc czy Boże Narodzenie, na imieniny życzenia składaliśmy sobie. Ale od jakiegoś czasu coś nie odzywa się do mnie. Nie wiem...

- W zeszłym roku wydał książkę o Starym i Nowym Lublińcu.

- Mam jego książkę o partyzanckiej szlaku "Zalizniaka".

- Siedziałem z nim (w więzieniu) w Wiśniczu.

- Z Kuszczakiem?

- Tak.

- Tylko mnie potem przenieśli do kopalni, a ich - nawet nie wiem dokąd porozwozili.

Taki kawał kiedyś opowiadano. Idzie powstaniec, trochę odbił się od swoich, zabłąkał, pod wieczór przyszedł do Horajska. Pyta, gdzie droga na Siniawę czy coś takiego. Baby mówią: nie wiemy dokładnie, idź spytaj tego dziadka. Stary siedzi, fajkę pali, ten podszedł i mówi:

- Słuchaj, dziadusiu! Czy dojdę tą drogą do Siniawy?

- Oj nie dojdziesz, synku.

- No jak to? To gdzieś w tym kierunku powinno być!

- Nie.

- Za dzień może dojdę?

- Nie, nie dojdziesz.

- A za dwa?

- I za dwa nie dojdziesz.

- A za tydzień?

- Nie dojdziesz.

- A dlaczego?

- Bo, mówi, idziesz nie w tym kierunku.

Nie wiem, czy to tylko dla żartu opowiadano, czy może coś takiego rzeczywiście się zdarzyło.

O Karmelukowi jeszcze jest. Piosenka. Kiedyś śpiewali: "Za Sybirem słońce wschodzi, chłopcy nie ziewajcie, na mnie, Karmeluka, całą nadzieję pokładajcie". To śpiewali jeszcze nasi dziadowie-pradziadowie, a my śpiewaliśmy z trochę innymi słowami.

Za Sybirem słońce wschodzi

Jak przed wiekami,

Z dawien-dawna Ukraina

żyje z Karmelukami.

Dziad Karmelukiem był,

Ojciec też,

Nie wstydzi się go syn i wnuk.

Pradziad bił panów nienasyconych,

Dziad cara zrzucił,

Ty, potomku, enkawudzistów bij.

Póki księżyc nie zszedł

Chłopcy nie ziewajcie,

Wy za mną, Karmelukiem,

Szybko podążajcie.

W Buzynowie nasi bracia

Od moskali cierpią straszne męki.

Tam Ola, tam brat,

Na przesłuchaniach umierają

I od tych, co jeszcze na wolności,

Pomocy czekają.

Chłopcy cicho się podkradli, strażników podusili

I 120 dzielnych chłopaków na wolność wypuścili.

A enkawude przeklęte za Karmelukiem ganiało,

9 chłopców cała setka w lesie otoczyła.

Dzielnie bili się nasi chłopcy za świętą sprawę,

My za tobą, Karameluku, śmiało do piekła pójdziemy.

Strzeż się Karmeluku! A ten tylko uśmiechnął się,

Podzielił chłopaków na trójki i w teren ruszył.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje:

Tłumaczenie z ukraińskiego Katarzyny Bedryczuk. Rozmowę przeprowadzili Marusia Chomyn i Roman Kryk




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 11.11.2011 2. Номер анкети: 0226
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Палюшок Михайло, син Романа та Марії, уродженої Пушкар.
Ружанєц, повіт Пєнєнжно, воєвідство вармінсько-мазурське.

Polska – Польща
4. Дата народження: 26.08.1930 5. Місце народження: Вербиця, повіт Рава Руська (нині Томашів Любельський), ґміна Угнів.
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Вербиця
1.2. Місце проживання до переселення:

Село було проукраїнське. Мій батько був на господарці. Він цікавився (українською культурою), в «Рідній Школі» був весь час також. Вдалося йому, що не попав у Бриґідки (польська тюрма у Львові), його ніхто не зрадив, не сказав, бо інші кілька осіб сиділо (в Бриґідках). В сотні «Калиновича» був такий Тимчина, псевдо мав мабуть «Зоря», а ще Хейжий, він вже помер в Ольштині… Батька не забрали до Бриґідок, оскільки ніхто на нього не наговорив. Забирали людей тоді за приналежність до ОУН. Мій батько теж належав, десь з 1936-37 року, (приблизно) в тих часах (записався).

2. Вік на момент переселення: 17 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

Мій старший брат Теодор, який вже не живе. Степан, найстарший брат, був на Україні. Його зловили як німці були і забрали до Німеччини на роботи. Він думав, що кордон залишився після війни той, що був в 1939 році, що наше село до України належить, а його пересунули на кілька кілометрів і наша Вербиця опинилася в Польщі. Не знаючи про це, він подався як громадянин України. І його потім до Польщі не пустили. Руські (росіяни) взяли його до армії. Воював, Берлін здобував. Ще був молодий, то по війні не відразу звільнили з армії. І так це було... Переселили, отже, лише брата Теодора і маму (Марію). Тата (Романа) тоді арештували, мене також, це могло бути 7 чи 8 червня (1947 р.). Чому тата взяли? Та в нас в селі всіх хлопів забрали до Явожна! Там ніхто не питав: винен – не винен.

5. Скільки осіб лишилося: 0
6. Скільки осіб переселено: 2
7. Скільки осіб пропало безвісти: 0
8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

Було кілька родин польських, ну і жидівських. Не пам’ятаю точно, скільки. Я молодим пішов з дому і… А потім, на нещастя, повернувся і так сталося (арештували).

9. Стан відносин з ними:

Різниць між людьми не відчувалося, нє. Не відчувалося хто поляк, хто українець, хто жид. Правда, в останні роки перед війною то вже мінялося. Дивіться, ціле село проукраїнське, а мову українську в першому класі вирішили ліквідувати, в другій лишили трошки. А ще як я ходив до школи, то і перший річник вивчав мову українську.

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Шапка, мундур (однострій) - то всьо, що я мав... Більше не мав нічого!

Тато був господарем. Мав хату, господарство. Стайня, стодола, якась-там шопа, хата… Землі мали коло семи морґів, тобто понад три гектари. Наша хата була дерев'яна, її разом з усіма будинками спалили. Заки вивезли – все спалили. Перед тим людей вигнали поза село і що хотіли – то робили. Тому більшіть приїхала сюди (на північ Польщі) з тим, що тоді мали на собі.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли?

Маму і брата вивозили 7-8 червня 1947 року. Я з батьком був арештований.

2. Коли Вас привезли? Казали мені, що були в дорозі близько тижня.
3.1. Маршрут переїзду:

Вербиця – завантаження на потяг у Белжці або Любичі Королівський – розвантажували мабуть в Орнеті – Дембов’єц (тимчасове пристановище) – рік пізніше - Ружанєц

3.2. Маршрут переїзду:

(Михайло Палюшок був арештований і не був свідком, як переселяли маму та брата, цю інформацію він знає з розповіді).

4. Чи Ви знали куди їдете?

Ні мама, ні брат не знали куди їх везуть.

В день виселення я був вдома, сидів (працював)на дахове (на дасі хліва). Прийшло військо і сказало всіх з села забрати. Зігнали людей біля млина за селом. Мама ще встигла мені сказати: вважай, бо село оточили. Щоб нічого не почули часом. Ми мешкали на самому краю села, то там варта (польська) стояла. Потім жовнір стрілив (я так думаю, бо чути було) і запалив стріху, почала горіти стодола. Ну як стодола, то і хлів біля неї, то мені треба було тікати з вогню. І я пішов у кропиву сховався. А потім вони ходили, шукали і знайшли мене. Що я міг зробити? Чоловік був вихований в такому дусі: вирвав (під собою) колечко в гранати, а вона не трісла. (Якби трісла) так би там залишився до нині, сліду по мені ніхто б не знав, що такий чоловік як я жив. Ну, але таке було виховання в нас і що зробити. Чоловік більше боявся попасти (ворогу) живим, ніж стратити життя. Як я вже казав, ніч протримали в селі, а потім завезли до Любачева і далі ціла дорога. Чоловіка оббили на «квасне яблуко». Село горить, стрілянина… Хто бив? Польське військо! Вони. При арешті. Вони ніколи не ощаджувади, нікого не пожаліли.

Пригадую собі таку справу (ситуацію). Коли мене провадили (селом), запалили один будинок, там пес був. Знаєте, пес боїться вогню, бо пече. Жовнір хотів його відчепити, пустити на волю, але де там – пес не дає. Тоді взяв пепешу і забив. На цього жовніра накинувся інший – мабуть плютоновий (чотовий), бо три бельки мав. Кричить:

Po coś to zrobił (навіщо ти це зробив)!

Przecież to Ukrainiec (адже це українець)!

To ty Ukrainiec, a to jest zwierzę (це ти українець, а то є тварина)!

Отаке було.

Нас ніч протримали в селі, а на другий день повезли до Любачева. Там слідство… Як то на слідстві, не гладили. Я там пробув зо два тижні, потім перевезли до Ряшева. Там також за своє ся обірвало (там також отримав по голові). Звідтам, як я вже казав, завезли до Явожна, на самого Петра і Павла привезли, то мабуть є 12 липня, то там вже знаєте, як було (в Явожні), люди розповідали, то нема потреби повторювати.

5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони? Ні.
6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?: --------
6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?: --------
6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?: Взяли те, що на собі було. Я не знаю, бо мене там не було.
6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?:

Згоріли. Перед тим, як вивезли людей, будинки спалили. А людей з села вигнали поза село і що хотіли, те й робили. Люди потім говорили, що хто що на собі мав, з тим і приїхав.

6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?: --------
7. Які з них збереглися? Нічого не збереглося.
8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею? ---------
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли? Ні. А коли? Тоді наше село було неначе в час татарського лихоліття.
Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили?

Маму і брата завезли до села Дембов’єц, там вони жили тимчасово, рік пізніше дали їм будинок в селі Ружанєц.

2. Які умови Вам надали?

В Ружаньцу мамі дали малі будинки. Житловий будинок за німців побудували з думкою про робітників, тому стодоли там не було, а тільки невеликий хлівчик. 10 гектарів землі дали.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці? Будинки в Ружаньцу не були зруйновані, але не мали вікон і дверей.
4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

Трохи було... Найгірше було, як я з війська повернувся. Місцеві думали так: оскільки я у війську був, то вони там мене зробили якого хотіли (переробили). Де там! Навіть до мого тата один знайомий казав: вже твій син, Романе, пропав! Тато каже: ти своїх (дітей) пильнуй. Якщо його через шість літ (тюрми) не зламали, то й за ті два роки (війська) не змогли.

З поляків часом хтось казав «бандеровєц», часом чув таке. Але так просто в очі - то ні, тільки за спиною.

Ми тут зорганізували УСКТ (Українське Суспільно-Культурне Товариство). Я був скарбником. Тоді такий один налітав трохи (атакував мене), з наших людей, холєра… З Ульгівка походив, там від Томашова Любельського. І мене просто звільнили з тої посади, фактично, довели до того, що я сам мусив звільнитися. Мусив, бо вже не було виходу. Зробили забаву (танці) в Плоскіні. Не знаю як то було, але сталося так, що подерли прапор ЗМП (Союз Молоді Польської), який був у світлиці (клубі). Нікого не викликали на постерунок (участок) міліції, тільки мене. Тимчасом мене на цій забаві не було, оскільки саме в той час до мене приїхали люди з Ольштина, то не було як. Коли мене покликали, то були стовідсотково впевнені, що саме я то зробив, а мене, виявилося, там не було.

Звичайно, пропонували стати донощиком. Якби я згодився доносити на інших (так, як мені пропонували), мені скрізь двері були б відчинені, я б пішов і до школи, і ще на заочне! А я твердо став і… Питали так: чи хоче пан співпрацювати з нами? Я кажу: яка співпраця? То ж ви міліція, а я маю господарство! Ну, що там люди говорять… Я кажу: а я там знаю, що вони говорять. Переді мною ніхто не говорить! То було коли я з копальні повернувся.

А ще був такий Венґєлевскі, місцевий комендант міліції, він по-українськи добре говорив, його потім перенесли, десь в Орнеті був. То він мені казав, що я маю на грудях таку пляму, яка мені ніколи не зійде (не виведеться). Як вже настали ті часи (після комунізму), то я зустрівся з ним в Орнеті, на ринку. Кажу йому: Бачиш, пан! Моя (пляма) сама зійшла, а твоя нігди (ніколи) не зійде! Він лише махнув головою, обернувся і пішов. Я йому сказав: моя зійшла, а твоя не зійде...

Співак з мене не є, але маю декілька улюблених, переважно повстаньських пісень, за що я не раз мав клопіт, тут, на півночі, бо то все не так просто було по всіх тих подіях. Прийшов з війська – почали тягнути до ОРМО (добровольчий резерв народної міліції). Фраєр я був – треба було записатися, але залишитися людиною. Я мав йти до школи для лісничих після війська, але нікуди мене не пустили, тільки мав право працювати на господарстві і все. Якби був погодився на то ОРМО... Але залишився при тому людиною...

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

(Наші) почали правити в костелі в Лайсах, тільки потім тут (в Пєнєнжні). Я вже не пам'ятаю прізвищ, я тим спеціально не цікавлюсь... Гардибала (Петро), здається, він правив. Скільки народу приходило! З цілої околиці. Потім подумали і відремонтували тут в Пєнєнжні, і тоді ми вже туди ходили. А тепер, як прийде зима, то мабуть не поїду вже, бо вже машиною не можу так їздити, як колись, в молодості. А колись ганял, навіть по Молдавії. А тепер... Мені до Орнети... Якби ще хтось з боку сидів, то ще півбіди, а так…

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

Вінчався після виходу з тюрми, в 1955 в православній церкві в Орнеті (моя жінка була православна). Називалася Янушевська Марія, родом з Кривоверби, Володавський повіт то був. Ми познайомились в Пєнєнжні. Чому її вибрав? Так трафило. Підманула мене! Вродлива була. Треба було б пошукати знимки (світлини)… Пізналися ми випадково. У нас був хлопчик, але обора (корівник) обвалилася і його вбило. Більше дітей не було.

7. Ваші діти знають українську мову?
7.1. Так - Де вивчили? ----------
7.2. Ні - Чому? ----------
8. Ваші онуки знають українську мову? немає відповіді
8.1. Так - Де вивчили? -------
8.2. Ні - Чому? -------
9. Чи є у Вас світлини нового місця? Ні.
Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Так.
1.2. Чи в селі були криївки УПА? ----------
2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА:

Чому поляки так погано ставлять до УПА? Тоді, як то кажуть, кожен шукав собі ворога. Але і наші поступали часом... Мені це не подобалося. Але що зробиш, голосу я не мав. Не подобалося - бували випадки - коли засуджували невинного. Бо там хтось сказав, не перевірили докладно, тільки «ти винен» і все. Така правда.

3.2 Я був у складі УПА: немає відповіді
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

Я був дуже молодий, як пішов до лісу. Мені ледве 15 літ минуло. І так майже два роки прожив. Пару перестрілок (сутичок) довелося перейти…

В УПА я мав псевдо «Павлюк», був стрільцем І рою, І чоти, ІІ відділу, спершу в сотні «Балая», потім «Тучі». «Балая» убили, коли йшов зі своїм почотом і попав в засідку, після його смерти сотню очолив «Туча».

Був якийсь внутрішній поклик, тому я вступив до УПА. А поки вступив... Приїздила міліція з Угнева. Кажуть, a co, ty jeszcze nie w lesie (ти досі не в лісі)? І ще добре налупили. Я подумав: чекайте, я вам покажу, як ся відплачує за кривду. І пішов.

А, по-друге, вдома тато мене виховував досить патріотично.

Присягу я складав, але сам, через те, що мене взяли до розвідки і вірили мені. Це було коло Милкова, в лісі. Стіл зробили, обтисали трохи один бік, з кругляків, прутами зв'язали, був навіть досить рівний. На тім столі поставили кулемета і молитвенник, ну і треба було говорити. Політвиховник починав.

Я не знаю, чи ще пам'ятаю докладно (точно)... Там було так:

Я воїн Української Повстанчої Армії, взявши в руки зброю, урочисто клянусь своєю совістю і честю, перед великим народом українським, перед святою землею українською, перед найвищим проводом українського народу: боротись буду за повне визволення усіх українських земель від загарбників, здобуду українську самостійну соборну державу. В тій боротьбі не пожалію ні крові, ні життя, і буду битися до останньої краплі крові, до останнього віддиху (подиху), аж до перемоги над усіма ворогами України. Буду... (тут трошки може помилюся) мужнім, відважним воїном, та нещадним до ворогів української землі. Буду чесним і революційно пильним воїном. Сурово зберігатиму дисципліну. Сурово зберігатиму дисципліну... Тут, бачите, пару слів забув... Буду гідним побратимом в бою та в бойовому житті для всіх моїх товаришів по зброї. А коли б я нарушив цей закон, або зрадив таємницю, нехай мене покарає найвищий суд революції і спаде на мене зневага українського народу.

Може ви чули де докладніше (точніше), бо я вже не знаю так докладно. Знаєте, пройшли роки...

(Перед складенням присяги) дали тільки раз прочитати. А я її знав ще… не знаю... з пізньої осені 1943 року або з 1944 року з ранньої весни. Той політвиховник її читав так: «Я воїн Української Повстанської Армії» і перестав. Я повторив. І він далі такими короткими реченнями. Коли я йому сказав, що я вже знаю, то він здивувався, а «Залізняк», наш курінний, навіть розізлився, бо звідки я можу знати, адже такий молодий! А я знав, бо мого колеги брат часто приходив до мого тата, він десь там в горах був на вишколі старшинському, тож він приходив і розказував. Я мав колись (добру) пам'ять, тепер забуваю… Раніше раз почув і вистачало (той колега мав це написане, тож я кілька разів прочитав).

В УПА мене взяли до ланки мінерів. А мінер лише один раз помиляється, двічі – ніколи. Крім того, я був зв'язковим і розвідчиком. Зв'язковий, це коли розділили сотню на чоти, і потрібен був хтось, хто буде передавати чотам накази старшини. А розвідка, це значить треба було ходити в терен, розвідувати які там справи, дізнаватись, чи є військо, чи нема, щоб безпечно собі в лісі жити.

Мій псевдонім був «Павлюк», я собі сам таке вибрав. Знаю дещо з історії української... Питали: яке (вибираєш) псевдо? Якщо хто не сказав – то вони самі надавали. Запитали мене, я сказав «Павлюк». Мені навіть подарували... З Білого Бору були в Черкасах, там, де Павлюк жив, привезли мені ікону, перед якою козаки молилися, як йшли на війну.

Якщо говорити про життя в УПА, то з часу, як під кінець жовтня (1945 року) я вступив до УПА, лише одну ніч в хаті ночував, а так все в лісі і в лісі. Ми мали землянки добре збудовані на зиму, так що там тепло було. Зранку – не завжди, але нам не раз робили «руханку», як у нас казали, тобто гімнастику. Потім був сніданок, на сніданок було коло літра зупи, і хліб, такий сільський, як колись пекли, на трьох. Зранку вставали на заклик «зоря», увечері лягали коли алярмовий оголосив «вечірню зорю» і всі мали бути тихо. На зиму в землянках були пороблені з бляхи чи чого такі бочки, палили там і було тепло, тим більше, що землянки були досить глибоко вкопані в землю, зверху добре накриті землею, щоб не перетекло… То вже було добре. Двері принесли десь з села, так що заступили, мороз не входив.

Харчуванням займався кухар.

Взимку як жили? Сніданок з’їли, та й треба було сидіти в теплі, в землянці, тільки стійки щораз йшли на зміну. Що дві години мінялися, а коли був мороз великий - то кожної години. Ну а вдень… Розмовляли, хто в карти грав, хто спав. Правда, як було гостре поготівля (бойова готовність), то спати не можна було. Але зимою то не дуже, більше літом, тоді військо (польське) часто ходило на облави, то ми мусили напоготові бути.

Я не грав в карти, але були такі. Грали «в дурня» чи «в тисячу», чи як там, не знаю, бо я не грав.

(Про землянку.) Для прикладу, в моєму рою був командир чоти, політвиховник, інтендент, який керував кухнею... Землянка була викопана на зріст, так, щоб найвищий хлоп ся спростав (міг випростатися). На половині була вхідна частина, а на другій було підвищення, на якому стояли пріче (польові ліжка), де ся спало. Ліжка були одне біля одного. Все було задумано так, щоб 12 хлопів могли зручно лягти.

Табір про який говорю, мав круглу форму, там стояла ціла сотня. Довкола був викопаний рів глибокий по груди, так, щоб там було зручно стояти, позиції (вояків) були кожні три метри приблизно. Віконце для обстрілу мало десь 10, може 12 см висоти, ну а широке на якісь 30-40 см. Я там їх не міряв...

Ну, в розвідку ходили. Першої зими я не ходив.

Найбільше мені запам'ятався бій на Кривій Палці (лісовий масив між населеними пунктами Бахорі-Липина-Старе Село-Вікіпедія). Трошки наші командири зле зробили, бо нам можна було відступити. А вони прийняли бій, нас там оточили, потім цілий день треба було воювати, нас було тільки 28, а тих було може і 400. І цілий день треба було відстрілюватись. Щойно увечері, коли вже добре стемніло, зібралися ройові командири і кажуть: якщо буде - ще одну атаку відіб'єм і маємо відступити туди-то. І справді, вони ще раз заатакували, стрілянина була нічна… Тоді прийшла команда виходити. Йшов такий Собаль, він був командиром ІІ роя. Так от він іде і чує: Stój! Hasło? (Стій! Кличка?). Він каже: zaraz będziesz miał hasło. Przegrupowanie wojska. (Зараз я тобі покажу кличку. Перегрупування частин іде.) Каже їм: з цієї сторони буде наступ. Він служив раніше в польському війську і знав добре мову. Більше ніхто нічого не казав і ми просто от так перейшли, без пострілу. Бо якби наступного дня довелося воювати, то у нас і патронів було мало, і всього іншого. Не можна було довше чекати. Один мій колега був вбитий і двоє ранених. Ранило переважно близько шиї і вище, бо ми мали викопані рови, зверху ще прикриті землею дуже добре. Так що було лише невелике віконце для обстрілу. І десь куля сягнула. Один з тих, з ким ми там були, є в Перемишлі зараз, він до мене писав. Недавно помер (у 2015 році- інформація здобута по телефону в квітні 2015), називався Петро Кульчицький, псевдо «Луговий» (сидів в польській тюрмі, десь 7 років).

Так що ми відступили, мали умовний знак, де маємо зійтись, і там зійшлися, ще зранку посходилися всі. І так... А з ворожого боку було досить і ранених і побитих. Це було в 1945 році 26 листопада. Я тоді був ще молоденький вояк.

На Мельниках в Кобильниці Волоській теж був бій, це була весна 1946. Точної дати не пам’ятаю. Но, снігу вже не було. Там десь було 26 руських, всіх потовкли. А з наших було тільки двоє вбитих і двоє ранених.

Пішли ми на зв'язок. Ми тоді чотами стояли. Це було взимку, на початку січня, ми стояли коло села Коровиця, а тамті десь під Олешичами, з ними був сотенний. І ми пішли, такий «Малина» з Липини і я, разом пішли на зв’язок. Зайшли там. А якраз була коляда, наші свята були. «Малина» просився, щоб йому дозволили вступити до Липини, до родини, чи може знайомих там мав, мабуть там була його родина, але дальша. Сказали, що як сотник дозволить, то можемо один день дістати. Тоді це було важливо, щоб вчасно повертатися, бо як ні, то була підозра, що поляки зловили і він (полонений) приведе їх з собою – по-різному бувало тоді.

Ми пішли до Липини. Там було трьох з куща, криївку мали, але дуже маленьку, там чотири людини помістилося, а для одного місця нема. Тоді вони кажуть, що є друга криївка і мене там відпровадили. Там жінка була, її чоловік пішов до руської армії, потім втік з тої армії, потім прописався ніби він у польському війську був. Так що він мотав десь коло Ярославля, Пшеворська (Переворська), часом приходив до жінки.

Ну, мене дали до тої криївки. Добра була криївка, я собі там навіть добре відпочив. Але відчуваю, що вже хтось повинен прийти до мене. Нема нікого, а вже стемніло. Тоді приходить та жінка. «Друже, втікайте! - каже. Тамті вже побиті, той ваш колега і ті з куща, побилися в криївці». Вони побилися самі, видно не хотіли здатися живими. «Втікайте!» Дала мені якийсь колач, вони там мали звичай пекти з гречаної каші, добрий (смачний) був. І кави збожової в бутельці (у пляшці). «Втікайте, бо вони знають, що тут ще один є і завтра будуть шукати за вами». Мороз тоді тиснув солідний. Я вийшов з криївки, а вона каже, що не знати, чи всі жовніри (польські) пішли, чи може деякі залишилися. А завтра, як прийдуть ті (поляки) з Запалова, то вони будуть холєрно (наполегливо) шукати. Думаю, треба втікати. Я подякував за те все і тихенько, поза стодоли, пішов.

Йшов трохи лісом, трохи так. Початково було видно ще світло з Радимна, була також Полярна Звізда, то я більш-менш знав в якому напрямку іти.

Довго йшов, мороз, хочеться вже і з'їсти, і випити. Підійшов до Старого Села, обійшов стороною, бо до самого села не хотів заходити. Прийшов під Суху Волю. Там в лісі була така поляна і дві смереки, такі невеликі, на самоті росли, досить гіллясті, подумав - може підпалити, то я б зігрівся трохи, але, то ж буде світло! Але мені вже було все одно. Давай я його підпалив, загрів той колач, чи як там його назвати, кава підігрілася, напився, та й іду далі.

Підходжу під Щутковську Руду, вже наближаюся, іду дорогою лісом, дивлюся – три постаті посеред дороги лежить. Я скочив за дерево. Думаю, якби то люди були, чого б це вони посеред дороги лягали? Придивляюся, якісь чи дзікі (кабани), чи пси, а то від мене яких 15-20 метрів. Зняв кріса з плеча, бо не знаю що буде. Придивляюся і розумію, що то не дзікі, що то пси, два відповзли на бік, а один підповзує, скрадається до мене. Думаю, це напевно вовки, бо тоді в тих сторонах вже були вовки, я про це знав. Прицілився, але що з того: мушку видно, але щербінки (прицілу) - вона така мала - то ніяк не помітиш. Думаю, хоч налякаю, що буде то буде. Я вистрілив і той так обернувся довкола і знов до мене повернувся. Я ще раз вистрілив і він побіг кудись в ліс. А там недалеко були наші хлопці. Десь в хаті були і чули ті стріли (Анкетований ще повернеться до цієї теми). Але що, треба йти далі…

Перейшов Щутків, туди до Борової Гори. Як я вже на тій дорозі опинився, то я знаю, що я не заблуджусь, табір знайду. Зайшов до того табору, а вже почало сіріти (сутеніти), адже зимою по снігах далеко не зайдеш… Заходжу, бачу в землянці палили, є ще навіть вогонь, на ньому стоїть котелок, такий руський з кавою, такою збожовою (хто тоді знав іншу каву!). Попив, ну а що ж, дрімок бере, бо то в теплі сидиш, придрімав пару раз, але не будеш спати, ну бо як нікого нема… Вони там були, на нас чекали, але нас не було до визначеного часу, то вони мусили повернутися до села ще за темна.

Я пробув там день. Трохи надворі, трохи всередині. Вони пішли, бо розвідка дала знати, що військо (польське) піде на той ліс. Я вийшов на ту дорогу, видно було багато слідів, стежка була втоптана, правда сніг твердий був, але місцями заламувався і видно було. Вони (вороже військо) пішли далі. Не потрапили на той наш табір. Бо він так був похило з горбка розташований, там смеречки були, вони пройшли і пішли.

На вечір прийшло трьох наших. Питаються, де той, що зі мною був. А нам не дуже можна було про все говорити, тому я сказав, що він прийде пізніше. Що буду казати, що він вже не живе? Один залишився зі мною, інші двох пішли.

На наступний день прийшло більше. Тоді давай з мене сміятися. Жартують:

- 100 вовків за ним гналося!

- 100 то може ні, але 50!

Насміхаються наді мною. Я кажу: чекайте, хлопці, ще почуєте. Вони мені надокучили, навіть солідно, брала мене злість, і добра злість. Але нічого.

Прийшла розвідка, сказали що там і там було два постріли. А я сказав, що двічі вистрілив. Там десь, де Бублі (присілок Коровиці), знайшли дохлого вовка, неначе хтось його покусав. То вже якась правда про мої слова з’явилася! А я трапив (попав) десь біля голови, куля була розривна, отже покалічила його. А на такому морозі він не міг витримати, йшов, йшов, нарешті впав. Але що мені (тими жартами) здоров'я з'їли холєри, то…

В УПА не пили горілки. О нє! Там за таке була... по просту смерть. Якби помітили, що людина випила, то була б загроза кари смерти. Нас про це попередили.

Коли упівців оточували, вони переважно стрілялися, бо не хотіли тортурів переживати. Так було і зі мною. Міг не жити, такий молодий був, іно (тільки) жити... Якби тільки – як вам вже казав – граната (піді мною) трісла, було б по всьому, потім пси тіло розірвали б, кості порозтягали й слід би пропав. Якби я кинув у них цю гранату, то що було б? Я б їх покалічив а вони потім схопили б мене в руки. І що? Та вони б мене, холєра, замучили… Якби мав дві (гранати), то може те їм би зробив (одну кинув у ворога). Напевно. Бачите як то є. Трохи раніше я мабуть шість кинув, і всі вибухли, а та одна ні...

В моєму рою хлопці були переважно з Люблинця, наприклад «Грушка» (Іван Дранка). З Люблинця був такий «Винний» (Вапляк прізвище), його брат живе коло Круклянок, чи десь там. Потім були ще з Млинів, з Синявки на Любачівщині. Командир роя «Вовк» (Андрій Косіор-по телефону в квітні 2015) був з Лазів. З Борової Гори був один, але то був негідний чоловік, холєра. Були і такі... В моєму рою був ще Стефан Онишко «Груша», дістав кару смерти і її виконали в Ряшеві. Він був з Дахнова.

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА:

Були в кущі у Вербиці: Коць Василь, мій тато і його мама то були брат і сестра. Коць був забитий біля Жовкви.

4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням?

Так. Як я пішов до УПА, то я уже добре стріляв, бо у нас фронти проходили, люди нагромадили багато зброї. Кожен мав для себе. За німців то люди були більш обережні, бо, холєра, німці могли... Коли хтось не здав зброю, то можна було отримати і кулю. Найбільше зброї було в 1944 році, після переходу фронту. З мене був добрий стрілець.

5. Чи перебували Ви під арештом?

Мене заарештували у селі, 1947 року, здається 7 чи 8 червня, не пам’ятаю вже так точно. Забрали з Вербиці. Завезли до Любачева, з Любачева завезли до Ряшева, далі до Явожна (до концтабору). В Явожні я був не довго. Я був молодий (для суду) і вони мене не хотіли судити в Ряшеві, тому мене відіслали до Явожна, щоб я там трошки «зістарівся». Не пам’ятаю дати, на Петра і Павла, здається 12 липня, мене привезли до Явожна, а на Спаса, на нашого, то мабуть 19 серпня, я вже був суджений. В Кракові. В Явожні суду не було. І що потім… Засудили на кару смерті. 60 днів чекав.

На слідстві я був в Любачеві, потім в Ряшеві, в Явожні вже мене не питали (не допитували), бо були всі документи готові, тільки в Ряшеві вони щось там крутили, що мовляв я замолодий, щоб мене судити. То і так я ще не мав повних 17 літ, як мене засудили.

(Про що питали?) «Wiele zabiłeś (Як багато ти убив (поляків)?» - це було основне питання. (Це на початку) А вже в Любачеві, то запитували ширше: в якому відділі (частині) я служив, скільки нас було… Треба було обережно відповідати. Я казав що не пам’ятаю, кожен мав якесь псевдо коротке, але я тих людей не знаю (на прізвище). Коли питали скільки нас було, то вже треба було дати якусь відповідь, я говорив в рої нас було восьмеро. Далі хотів знати, хто з кулеметом ходив, хто яку зброю мав, то треба було мотати (плутати), щоб правди не сказати. Такі справи...

Холєра... Найгірше було як в п’яти били. Пару разів як вдарив... а потім від тих ударів більше боліло в голові, ніж в п’ятах, неначе в голову б’є, а не в п’яти. А загалом – били куди попало… Спершу ціле тіло було чорне, потім жовкло. Як індіянин виглядав. Дивно, що людина може таке витримати, правда ноги і болять зараз. Мають право...

На цю жарівку (показує на жарівку, при якій розмовляємо) ще можна дивитися, а на світло, при якому мене допитували – ні. Світили по очах. Допити проводили в такій кімнаті як ця (подібної величини, тобто метрів 6 на 4), але я не був сам, в кожному куті когось лупили (лупцювали), били. Думав, скоро до мене дійде черга. І так було.

Коли мене арештували, я сподівався вироку великого. Мені особисто не доказали нічого, судили за групові дії: мінер – значить робив шкоди. Я не признався до нічого (я в нічому не зізнався). От, заступав кулеметника, але я не зізнався у тому. Правда, один такий, з іншої чоти, мав псевдо «Меч», походив десь там з Тимців, ну, ті села до Горинця, холєра, трохи забуваю... Подемщина! О, він з цього села був (може то присілок). То він мені трохи пошкодив. Сказав на слідстві я якому я був рою, що був в ланці мінерів, заступав часом кулеметника. Це мені трохи...

Я ні до чого не признався, бо якби признався, мені б цього не подарували, за холєру (ніколи в світі)! Я думав, може довічне дадуть, сподівався цього, бо коли судили інших, то ми чули, які вироки дають. А він, курчий син, читає кару смерті. Це було в Кракові, там мені читали кару смерті. Якось мені там… не відчув я нічого особливого, бо то вже людиною байдужість до всього володіла, я в житті не одно пройшов адже. Бо були такі, що весь час тільки йойкали і йойкали. Це, холєра, найбільше мучило. Та чого таке робити! Що буде – то буде.

Одного разу приходить (до камери), відчинив двері, каже, "no już ci się skończy" (ну, скоро буде по всьому). Думаю, по всьому - то по всьому. Вийшов на коридор, а він не веде мене до вихідної брами, тільки по сходах до гори. А там був великий зал, десь 80 осіб там утримували, переважно українці були. Завели туди. А то на транспорт... Тоді завезли нас до (тюрми) у Віснічу. А ще до того питають, який у мене вирок, кажу кара смерті, бо я не знав, що вони мені змінили вирок. Вони кажуть: як то! Зараз однак провірили і виявилося, що я засуджений на 10 років тюрми.

Виконання смертної кари я очікував в спеціальній камері, де тільки «смертники» сиділи. То там я зустрів тих, що сиділи і йойкали. Трудно, що поробиш. Чекав там десь коло 60 днів, точно не пам’ятаю. Був такий вірш.

...Спокійно я ждав тієї хвилі,

коли на розстріл поведуть.

Ах мамо, прости мені моє горе

і жаль свій до мене забуть.

Такий вірш... Треба собі пригадати від початку, а то я так коротко… Записаного не маю, але, надіюсь, він досі «записаний» в голові (рецитує).

Рецитація вірша «Останній привіт тобі, мила»

Останній привіт, моя мила,

З-за решітки тобі я шлю,

Бо завтра, позазавтра, не знаю,

Чи я жить ще буду.

Я маю до тебе прохання:

Як мати моя ще живе,

Скажи їй, мила, від мене,

О такі-то остатні слова.

Я мамо, під кнутами ката,

Тіла-душі не зламав,

Як стали судити прокляті,

Пощади життя не благав.

Спокійно я ждав тої хвилі,

Коли на розстріл поведуть,

Ой, мамо моя, забудь моє горе -

То все для України.

І жаль свій до мене забудь.

Ти підеш в далекі табори,

І смутно там буде тобі.

Минуться дні горя-неволі,

Ти знову повернеш до своєї сім’ї.

А я тут з друзями зістану

На сторожі вірних могил,

І духом вітатиму волю,

Що прийде на вістрях мечів.

А як цей день настане радісної весни,

Тоді, моя мамо,

В молитві мою душу пом’яни.

Я сидів у Віснічу Новому (тюрма), був там до п’яти років, потім з Вісніча забрали до Явішовіц б. Освєнцима (копальня). В тюрмі у Віснічу я працював в лимарні, але тільки в останньому році перебування. Шили переважно військові речі, переважно такі наплечники, кружки на магазинки (патронташі), таке щось. В копальні в Явішовіцах я переважно був на обслузі конвеєрних стрічок, стежив за електродвигунами, також працював при транспортуванні деревини.

На жаль, мені не дали жодних документів, декому давали, а мене звільнили і дали клаптик папірця, та й його на поліції забрали, тоді, правда, була ще міліція.

В травні (1953 р.) мене звільнили з тюрми. Треба було до Катовіц їхати, далі з Катовіц до Варшави і до Ольштина. Ну прийшов, як то кажуть, до тата, до мами. Однак довгої історії не мав, бо незабаром забрали до війська. Ну і там знов відбув деякий час, два роки і два місяці. Коли я вийшов, мені було більше шкода тих, хто залишився. Я не тільки себе шкодував, а й тих, хто залишився. Така справа... А прийшов додому, ще добре не оглянувся, і знову до тюрми. Це, насправді, була карна компанія (дисциплінарний батальйон). Так що мені та партизантка, і тюрма, і те військо коштувало понад 10 років життя.

Про те, що Україна стала незалежною, я дізнався з радіа. Тоді ще моя жінка жила. Відразу – півлітра (горілки на стіл)! Була в нас тоді гості, то вони ся дивували, чого ми так тішимося. Вони на Україні жили, але їм було якось все одно, а для нас радість велика була. Особливо для мене. Так що ми навіть добре погостилися на ту урочистість.

Не пішла моя боротьба на марне… І не шкодую тих років, що потерпів, але тішуся тим, що зістався, що дожив (часів, коли Україна відродилась). Бо молоде життя воно таке, не раз хлопці сидять біля цього столу і розповідають, як вони гуляють і забавляються, а я протягом десяти років цього не мав. Потім я прийшов, то ще переслідували...

Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

Традиції були у нас в Вербиці, були, як то кажуть... Була читальня, молодь організувалася, ходила на співи, готували вистави, була добра група молоді, яка грала в сітківку (волейбол), в Жовкві то навіть перше місце взяли. Хори були. Мама Кертичака (Мирона) могла б розказати багато про співи у Вербиці, але вона вже майже непритомна... Має понад 90 літ.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

Я їздив до Вербиці часто. Цього року не був – щось мені ноги висідають (відмовляють), не дам ради, а там, на цвинтар, частину дороги треба пройти пішки.

Перший раз поїхав туди десь в 1990-х, але котрий це був рік – не пам'ятаю. Десь початок 1990-х. Потім їздив майже кожного року. Це було легко: їхав автобус, село зібралося – і в дорогу. Ночували в автобусі, а як тепло було – то дехто й надворі: положився і спав. Останнім разом ми ночували в Любичі Королівській.

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Тато н хотів їхали, втік (з родиною) до лісу і тому зісталися. Не хотів покидати своєї землі. Поїхала половина села, переважно лапали і везли на стацію до Угнова і потім далі вивозили. (по телефону в квітні 2015)

4. Що в житті було головне?

(Говорить про молоді літа) От, взєсти (взяти) прапорчик синьо-жовтий, бігати десь з ним, або на дерево якнайвище вивести його, якщо свято, або неділя якась важливіша. На дерево, яке найвище! Такі справи були, патріотичні. Я ще мав колегу, який вже помер, в Ґлембоцку, в Яженю точніше, ми оба вічно колєґували (дружили). Називався Притула. Він Кертичака (Мирона) мами брат.

(Люди, українці, які прийдуть після нас) повинні пам’ятати, ким вони є, які їх батьки, і хоч живемо на чужині, але треба мати дух свого народу, своєї батьківщини.

5. Чому Вас переселили?

Бо так хотіли. Хотіла народна польська влада. Дивіться. На Закерзоні нас, разом з кущами було коло 2000 вояків, то якби їм шлося лише про знищення УПА, то достатньо було б відправити більше війська і не треба було б людей переселяти. Вони хотіли українство знищити, думали що їм це вдасться, але, поки що (українство) тримається. Хоча молодь, ця яка прийде, то вона мабуть вже не буде так тримати українства. За яких 20-30 років, то вже (заперечливо змахує головою)... Як може бути інакше, якщо воно, холєра, по-польськи розмовляє? То що з нього буде? А потім їхні діти – то й нема про що говорити. Тільки Церква ще буде тримати. Поки що. Якби не Церква, то це б зараз сталося.

Не говорять (українською), бо не хочуть. У мене в Пєнєнжні є родина, не буду казати на прізвище. І що ти зробиш! Ти говориш до нього так (українською), а воно відповідає так (польською). Далі, їхні діти, що з них виросте? Яничари, холєра!

Як колись казали:

Встала темрява стовпами,

Багряніли хмари,

Українськими степами

Гналися яничари.

Перед ними йшла

Вістка невесела,

Що палять вони і руйнують

Українські села.

Старих людей вбивають,

Тих, що вже сив,

Малих діточок забирають

В неволю-ясир.

Забігає яничарин

У біленьку хату,

Стоїть жінка у відчаї –

Нікуда втікати!

Вона дивиться –

В нього очі сині.

Зойкнула вдовиця:

«Сину ти мій, сину!»

Вона взяла, обійняти хоче,

А той клятий турчин

Стоїть та й регоче.

Як же ж йому пам'ятати

Українську мову,

Як малим украли з хати,

З батьківського дому?

Від мами відорвали,

Від маминої суті,

Та ще й молоком наповали

Від скаженої суки...

Щось, холєра, ся увірвала пам’ять... Ага. Але також буде недокладно.

Мали учителів незлеських,

Що не знав він слова «мама»

Навіть по-турецьки.

Тільки вчили як зброю тримати,

От і блиснула шаблюка,

І упала мати.

Минуло багато років,

Не одно століття,

Хай вас Бог боронить

Від такого лихоліття.

Ну тут вже далі не пригадаю мабуть... Там є ще пару (декілька) звроток (куплетів). Не раз в ночі щось подумаю, щось знайду в голові, пригадаю. Там далі було якось... Божа сила, вона зробила з мами чайку, тільки недокладно... а вовком її сина. Чайка літає та все скиглоче: сину, ти мій сину! А той клятий турчин по лісу блукає, по лісу виє, ніби хоче вимовляти: мамо, моя мамо! Щось я тут помилив, стільки літ пройшло... Але, добре хоч стільки пам’ятати.

Дранка і Зінкевич то мої товариші. З Дранкою ми навіть були в одному ройові (рої). Вони вже оба не живуть. Були з Люблинця.

Маруся Хомин каже:

– Вони разом з моїм дідом (Петром Хомином, псевд. «Пирян») разом в УПА були.

– В якому відділі був?

– Він був в кущі «Трембіти».

– Так, знаю. Часом зустрічався з ними. Того Кущака знаю добре.

– Дмитра?

– Так. Ми навіть час від часу писали до себе, на Великдень чи Різдво, на іменини побажання складали. А щось останньо він не обзивався до мене. Не знаю... – Минулого року він видав книжку про Старий та Новий Люблинець.

– Я маю його книжку про партизантську дорогу «Залізняка».

– Я з ним сидів (в тюрмі) в Віснічу.

– З Кущаком?

– Так.

– Тільки мене потім вивезли на копальню, а їх – навіть не знаю де розвезли.

Ще такий гумор є. Іде повстанець, десь там трошки відбився від своїх, заблудився і заходить під вечір в село Горайське. Питає, де дорога на Синяву чи куда. Баби кажуть: ми не знаєм докладно, іди спитайся того старого діда. А старий сидить, файку (люльку) пикає, той зайшов і каже:

– Слухай дідусю! Чи я дійду цією дорогою до Синяви?

– Ой не дійдеш, хлопче.

– Ну як то? Це ж там десь має бути!

– Ні.

– Ну то за день може зайду?

– Ні, не зайдеш.

– А за два?

– І за два не зайдеш.

– А за тиждень?

– Та не зайдеш.

– А чому?

– Бо, - каже, - йдеш не в тому напрямку.

Не знаю, чи це тільки сміялися, чи це, може, правда була!

Про Кармелюка ще є. То є така пісня. Колись співали За Сибіром сонце сходить, хлопці не зівайте, ви на мене, Кармелюка, всю надію майте. То співали ще наші діди-прадіди, а ми вже співали інакше.

За Сибіром сонце сходить

Як перед віками,

Здавен-давна Україна

Та з Кармелюками.

Дід Кармелюком був,

Батько тоже,

Не соромиться його син і внук.

Прадід бив панів неситих,

Дідо царя скинув,

Ти, нащадку, енкаведистів бий.

Поки місяць ще не зійшов

Хлопці не зівайте,

Ви за мною Кармелюком

Скоро поспішайте.

В Бузинові там наші брати

Від москалів терплять страшні муки.

Там Оля, там брат на допитах вмирають

І від тих, що ще на волі помочі чекають.

Хлопці тихо підокрались, варту подушили

І 120 мужніх хлопців на волю пустили.

А енкаведе кляте за Кармелюком ганяло,

9 хлопців в лісі ціла сотня обкружила.

Славно бились наші хлопці за святоє діло,

Ми за тобою, Кармелюче, в пекло підем сміло.

Бережися Кармелюче! А той лиш всміхнувся,

Поділив на трійки хлопців і в терен микнувся.

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше: Зредагувала Катерина Бедричук та Роман Крик на основі розмови, яку записала Маруся Хомин та Роман Крик
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 07.04.2015 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 07.04.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
VIDEO






„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 697 273
Dziś:
Днесь:
215