Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0211)
Małecki Bazyli, s. Wasyla i Marii z d. Markowycz
ur. 08.12.1931
Klimkówka, pow. Gorlice, woj. Kraków.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 02.10.2011 2. Numer kolejny: 0211
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Małecki Bazyli, s. Wasyla i Marii z d. Markowycz

Pruszków
4. Data urodzenia: 08.12.1931 5. Miejsce urodzenia: Klimkówka, pow. Gorlice, woj. Kraków.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Klimkówka, pow. Gorlice, woj. Kraków.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

Moja wioska nie wyróżniała się niczym szczególnym, tak samo jak i jej mieszkańcy. Może była trochę lepiej rozwinięta w porównaniu do wiosek położonych daleko w górach, gdyż tam była zupełnie inna sytuacja. Niczego szczególnego [w Klimkówce] nie było, ale była zgoda, ludzie żyli zgodnie.

Trudno pwiedzieć, ale wydaje mi się, że było koło stu numerów.

Ojciec był, jak by to powiedzieć, takim działaczem, to znaczy... No takim kimś, kto jest przykładem dla wszystkich. Zawsze miał swoje układy.

Inna sprawa, że mój wujek pracował w niemieckim arbeitsamcie, a jego syn, czyli mój kuzyn, był w Strzelcach Siczowych, gdzieś w Przemyślu czy koło Przemyśla. Oni mieli tam swoje układy. Gdy Niemcy kazali dać kontyngent robotników do Rzeszy, to oni mieli takich inwalidów, wariatów, i innych takich, i oni im takich podrzucali, przez cały czas. Zawieźli czy świniaka, czy kury, gęsi, dawali takim, którzy decydowali w tych sprawach, i w taki sposób wykupywali [tych, którzy mieli jechać na roboty].

Po wojnie ojca nikt nie ruszył. Bo on był taki, że grosza nie wziął ani niczego. Ale już mój teść to siedział, w Jaworznie [w powojennym obozie dla Ukraińców].

Gdy gdzieś w latach 1930 budowali cerkiew (ojca wszędzie brali, zresztą on to finansował, no nie całość, bo była składka), to krył ją przyjezdny Polak. Dokładnie nie pamiętam skąd on był, z jakichś polskich terenów pochodził. W międzyczasie zawrócił babie w głowie, to była moja daleka kuzynka. Rodzina nie chciała dać zgody na ślub. W końcu zrobili zebranie wszystkich mieszkańców.

Ten Polak nazywał się Czapliński. No więc on się zakochał w mojej kuzynce. Na zebraniu prosił, żeby mieszkańcy go przyjęli, że on potrafi wiele rzeczy robić. W końcu zdecydowali, że blacharz jest potrzebny wiosce, i w ten sposób... A potem nam się „odwdzięczył”, paskudnie...

[Jak?] Aj, panie... Po pierwsze, tam było straszne złodziejstwo. Polacy kradli wszystko. W nocy to całe stada krów i koni gnali z gór, bo my mieszkaliśmy bliżej Gorlic, a oni tam dalej się zapuszczali.

[Pan mówi już o latach 1940?] Tak. Bo w okresie przedwojennym to specjalnie nic się nie działo. No był raz taki eksces...

W tym czasie chodziłem już do szkoły, do pierwszej albo drugiej klasy. W szkole zawsze organizowaliśmy taki festyn, coś w tym rodzaju. Nauczycielka kazała mi się nauczyć wiersza Tarasa Szewczenki. A wiersze Szewczenki są bardzo trudne do nauczenia. Wyszukałem więc sobie innego pisarza, zapomniałem jak się nazywa, no ten, co napisał „Rusinem se jestem Rusinem, Rusinem się urodziłem, mój tato był Rusinem...” i tak dalej. Wyszedłem na scenę, a tam był starost i inne kanalie. I co się dzieje? Starosta zerwał się z miejsca, zaczął krzyczeć: „Jak do was się przyjedzie, to tak jak gdyby przyjechać do innego państwa”.

A ja byłem taki... Wie pan, mnie nikt niczego nie uczył, tylko to co gdzieś z kąta usłyszałem. Byłem ciekaw wiedzy, gdy tato miał gości, a do niego nawet ze Lwowa przyjeżdżali, to oni siedzieli przy wielkim stole, a ja właziłem pod stół i słuchałem, słuchałem. Słuchałem i motałem sobie. Choć, wie pan, to były jeszcze bardzo młode lata.

Skończyło się to tak, że wszystko się rozsypało, starosta uciekł, ja również, gdyż bałem się, że ojciec będzie bić, no bo zdawałem sobie spawę o co w tym wszystkim chodzi.

Wróciłem do domu około 12 w nocy, oni tam na mnie już czekali... Oni nie wiedzieli gdzie mnie szukać: pójdzie dokąd tylko zechce, gdzieś się schowa w wiosce. Wszedłem do domu cichutko, żeby mnie nikt nie zobaczył, ale zobaczyli. Tato wówczas po raz pierwszy w życiu mnie „pogładził”, a on gdy „gładził”, to kijem. I na tym się skończyło.

Po jakimś czasie idę przez wieś, a tam w ogrodzie pracowały kobiety, słyszę szepczą: „Patrz, Wasyl idzie”. Myślę sobie, o co chodzi, co takiego zrobiłem?.. Ja tego wówczas nie rozumiałem, dopiero potem zrozumiałem. Później powiem na ten temat więcej...

[Wróćmy jeszcze do tego Polaka... Dlaczego on negatywnie zapisał się w historii wsi?] Jeśli on był, proszę pana, sukinkotem, to on zawsze będzie sukinkotem, wcześniej on po prostu udawał, bo nie mógł sobie na coś takiego pozwolić. A później, gdy już można było...

Mój... Zresztą też Małecki, znalazł u niego w domu... Przyszedł do niego do domu, patrzy, a tam w korytarzu jest jego uprząż dla koni. A konie ukradli w nocy. Mówi, że to jego uprząż! „Nie twoja!” Zanim co, to gdzieś wynieśli, nie ma i już. Ja nie wiem, co tam się stało, kto kradł, ale uprząż była u niego. Konie odpędzili gdzieś dalej, to zrozumiałe, że nie trzymał ich gdzieś tam w oborze, tylko gdzieś dalej, bez uprzęży. No więc takie numery były...

Ja mu później też się odwdzięczyłem... Gdy nas wywieźli [w 1947 r.], to on przyjechał na zachód [Polski], nie do mnie, nie do nas, ale do rodziców mojej siostry Luby [chodzi zapewne o rodziców męża Luby], ona była u nich, bo była już zamężna.

No więc przyjechał ten Czapliński, przyjechał do nich, bo oni byli sąsiadami, więc się odwiedzali. Wie pan, nasi ludzie to tacy durni, bo oni zawsze chcieli być w dobrych stosunkach ze wszystkimi. No więc wchodzę do domu. A ja nie wiedziałem, że on tam jest. Wchodzę, a ten Czapliński tam siedzi. I jest tam jeszcze kilku chłopaków, m.in. szwagrowie. Czapliński krzyczy: „O, Wasyl, jak ty się pięknie po polsku nauczyłeś!”. A mnie to tak zabolało!!! Mówię: „Ty skurwysynu, – ja w ten sposób od razu do niego – to ty jeszcze śmiesz takie coś mówić!” A ja byłem taki kajtek... „Ty wiesz coś ty nam narobił!? I ty jeszcze żeś tutaj przyszedł! Przez pół roku zżarłeś to wszystko coś nakradł i coś nabrał?”

No bo przecież gdy nas wywozili, to my niczego nie wzięliśmy! Niczego! Nawet jeśli ktoś nie miał chleba, to bez chleba musiał jechać, jeśli ktoś inny miał, to jakoś tam jeden drugiego ratował.

Mnie poparli inni, bo i szwagrowie... Tam było 8-6 chłopaków, nie pamiętam dokładnie. A Czapliński jak się zerwie... Nawet czapki nie wziął. Jak poszedł! I więcej nie wracał. Do Głogowa przyjechał, bo słyszał, że tam można coś „podoić”. No więc taki przykład.



2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 16 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem:

Ojciec Wasyl, siostry: Luba, Ksenia, Stefa, Nadia i ja.

Mama w tym czasie już nie żyła. Umarła w trakcie wojny niemiecko-polskiej, w 1939 r. Wracała z miasta i front ją zastał. Dwa dni siedziała w rowie, przemarzły płuca i zmarła. Przed wojną nie było leków na płuca.

Ojciec nie ożenił się po raz drugi.

5. Ile osób zostało na miejscu: 0
6. Ile osób przesiedlono: 6
7. Ile osób zaginęło: 0
8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

Jedna... Jeden skurwysyn, który wżenił się do wioski [Polak, który ożenił się z Ukrainką z Klimkówki].

[A Żydów u was nie było?] Rzeczywiście... Byli również Żydzi, ale im nikt nie mieszał, nie było takiego problemu, żeby ktoś Żyda obrażał. Nie, czegoś takiego nie było.

[Mieli karczmę?]Mieli, mieli... Koło nas był taki Żyd, kóry był krawcem, szył ubrania i oddawał do sklepu.

Inny miał karczmę, była bożnica.

Był jeszcze jeden... Ale ich wszystkich potem Niemcy zabrali. Nie pamiętam wszystkich... To było trochę dalej [od naszego domu], ja ich za bardzo nie znałem.

[Tam musiało być kilka rodzin żydowskich, jeżeli oni mieli własną synagogę.]

Na modlitwę przychodzili również ci z Łosia, moja żona stamtąd pochodzi, tam było więcej Żydów. I w Uściu byli [Uście Ruskie, po 1949 roku – Uście Gorlickie]. Oni chyba wszyscy tam się zbierali [w synagodze]. Ale dobrze tego nie wiem, bo mnie to nie interesowało.

Byli również Cyganie.

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

Nie było żadnych przykrości. Za to ja miałem przykrość [śmieje się], ponieważ zapalałem Żydom w piecu. Rozumie pan o co chodzi? Żydom nie wolno było zapalać [w święto], to szukali sobie goja, żeby im zapalił. Miałem wówczas jakieś 5 lat, może nawet mniej.

Tam było dwóch chłopców w podobnym wieku, odwiedzaliśmy się, nie było problemów. Któregoś razu Jenty (tak na nią wołali) powiedziała: „Wasyl, zapaliłbyś nam takiego to dnia?”. Dlaczego nie! Jestem dobra dusza. Nie wiedziałem o co chodzi.

Nadszedł wyznaczony czas (to było w takim okresie jak teraz, to święto, gdy im nie można było niczego robić). I co się dzieje? Gdy tylko poszedł dym, to wszyscy dokoła już krzyczeli, że to Wasyl zapalił.

Przyszedłem do domu, tato, co prawda, nie bił, ale powiedział mi tak: Wiesz co, lepiej byś zrobił, gdybyś spalił nasz dom. Dopiero wtedy zrozumiałem co narobiłem! Że to było takie ważne! Choć to była bzdura! Wie pan, dziś to mógłbym i tysiąc razy podpalić.

Ojciec uważał, że postąpiłem źle, dlatego, że to była inna religia. W domu powiedział mi: Lepiej byś zrobił, gdybyś nasz dom podpalił. Aż tak.

Gdybym dziś znalazł się w takiej sytuacji, to zapytałbym: Dlaczego tata nigdy mi nie powiedział, że tak nie trzeba? Wówczas nie zrobiłbym tego. No i co z tego, że zapaliłem zapałkę – i do pieca?

Nie wiem, czy płacili mi za to, czy dawali coś, zdaje się, że nie.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Nasz las to ja odzyskałem [od państwa], mam teraz ten las. Pewnie jestem jedyny w Polsce komu to się udało.

[Ile mieliście tego lasu?] 15 hektarów na pewno było... [15 hetarów!?] Tak. [To wy byliście bogaci!] Ja i teraz jestem bogaty. 15 hektarów, tylko co ja z tego mam? Niczego, ale to już inna sprawa.

Pola było ogółem gdzieś 8 hektarów, a jeszcze były 3 hektary „amerykańskie”, które nam również zabrali, choć niesłusznie, gdyż nie mieli prawa tego zabierać. „Amerykańskie...” Dlatego, że szwagier mego ojca był w Ameryce, miał tu pole, i on mu je zapisał, a potem Lachy wszystko „zjedli” [odebrali].

W budynku część mieszkalna miała na pewno ze 150 metrów [kwadratowych], były 3 stodoły. To był taki moloch: była jedna stodoła, potem stajnia, i jeszcze jedna stodoła, oddzielnie stał budynek mieszkalny, i jeszcze była taka stodoła po drugiej stronie, i wozownia tam też była, tam trzymaliśmy wozy.

Niezależnie od tego ojciec prowadził warsztat, był stolarzem, był kiedyś taki okres, że nawet dyliżansy pocztowe robił. Robił też eleganckie bryczki, eleganckie sanie, takie inkrustowane, zdaje się u mego kuzyna coś z tego jeszcze zostało. W zasadzie ojciec wszystko robił.

Oprócz tego prowadził księgowość, był zastępcą wójta, był pisarzem w gminie, prowadził księgowość w spółdzielni. Spółdzielnia była ukraińska, podlegała pod Lwów.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono?

Chyba 27 czerwca 1947 r.

2. Kiedy Panią/Pana przywieziono?

Oj, my byliśmy długo w drodze – 3 tygodnie!

3.1. Trasa przejazdu: Klimkówka – wozy – Gorlice – pociąg – Jaworzno – Wrocław – Głogów – wozy – pegeer na literę D. [główny pegeer był w Żukowicach, obecna nazwa – Huta Głogów].
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

Ładowali nas w Gorlicach. Potem jechaliśmy przez Jaworzno, na pewno przez Jaworzno, bo tam był etap, tam wyciągali ludzi do kicia, do tego... [obozu dla Ukraińców]. No a dalej przez Wrocław... Tam, gdzie Dolny Śląsk, tam byliśmy w różnych miejscach, gdyż szukaliśmy [domu]. Bo, proszę pana, gdy tam przyjechaliśmy, to nie było gdzie mieszkać. Wozili nas po różnych stacjach i szukali miejsca. We Wrocławiu byliśmy coś dwa razy. W Legnicy – co najmniej dwa razy. W Głogowie też byliśmy ze trzy razy. Potem trafiliśmy do Piły, do innych miejscowości, i nigdzie nie było miejsca. W końcu nas przywieźli do Głogowa, wywalili i rozwieźli po pegeerach.

Zanim nas załadowali [do wagonów], najpierw przez kilka dni czekaliśmy. Było tak: wysiedlili nas na takie pole, które ogrodzili kolczastym drutem. Nie było tam żadnego zadaszenia, a deszcz padał i padał przez cały czas. My tam chyba cały tydzień byliśmy.

Potem, jak już nas załadowali do tych wagonów, to jechaliśmy... No nie wiem, ale mam w głowie tak utrwalone, że 3 tygodnie w tym wagonie siedzieliśmy.

[Dzień wysiedlenia]

Zachowywałem się normalnie, pasłem krowy i inne takie rzeczy robiłem. Ale [tego dnia] to my krów już nie paśliśmy, dlatego, że gdy rano powstawaliśmy, to pomiędzy domami już byli polscy żołnierze. Wioska była otoczona i już pędzili [ludzi] z tej strony [Klimkówki], z góry. My mieszkaliśmy pośrodku wioski, to nam było trochę łatwiej.

Ojciec jak poszedł, to już go nie było, bo on zawsze musiał urzędować. Ale ja tam byłem, i, zdaje się, dwie siostry były. Inne siostry były gdzie indziej, bo w tym czasie były już zamężne.

Z własnej inicjatywy zrobiłem coś takiego. Polacy strasznie obawiali się sabotażu. A mi ile było wtedy? Nie miałem jeszcze 16 lat, ale już rozumiałem, co mają na myśli polscy żołnierze, gdy mówią: żeby tylko nie było sabotażu.

Mieliśmy ładny ogród warzywny. Wszystko tak pięknie wyglądało, proszę pana, bo akurat był czerwiec, a więc wszystko dobrze rosło. Krowy były na podwórzu, nie wiem kto je wpuścił, ale były na podwórzu. Co prawda, u nas po wojnie tej trzody było mało, bo Niemcy zabrali, Polacy zabierali konie itd.

Cichutko poszedłem i... odemknąłem furtkę. Bo u nas wszystko dokoła było zagrodzone, z jednej strony była wozownia, dalej dom, a koło domu taki niewielki przesmyk o szerokości może 5 metrów, po którym można było przejechać do drogi i był wyjazd na pole, ale był zamknięty. No więc ja go otworzyłem...

Siostry tego nie widziały, no a Polacy też nie widzieli, gdyż oni byli zainteresowani czymś innym, bo przecież dziewczyny były już o-ho-ho-ho, a oni z pewnością byli jeszcze kawalerami, bo to z wojska. No i proszę pana co widzę: poszła jedna krowa, wlazła tam, poszła druga, poszła trzecia, poszły owce, i wszystkie tam buszują. Ale ja niby niczego nie widzę.

W końcu któryś zauważył i zaczął krzyczeć: „Co to jest! Rozstrzelam! Mamy tu sabotaż!”. Mówię do niego: „To kto otworzył furtkę?!”. Powiedziałem to teraz po polsku, ale wtedy mówiłem po ukraińsku, ponieważ w tym czasie nie umiałem mówić po polsku. Więc on mówi: Wygonić! Tłumaczę mu: Jeżeli ganiać krowy, to one nigdy nie pójdą na furtkę, będą biegać dokoła. Poszedł, wszyscy poszli jak zmyci. No i dobrze. Potem to ja już te krowy wygoniłem. Narozrabiałem wtedy! Do tej pory nikt o tym nie wiedział, bo ja o tym nie mówiłem. To jasne, że zrobiłem to specjalnie, bo co: oni zabierają za darmo, a ja powinienem tego...

Mieliśmy konie, ale nasze konie rozeszły się w ten sposób: najpierw jednego konia wzięli Polacy gdy wojna wyskoczyła [w 1939], i przepadł! Mieli dać pieniądze, mieli dać zamianę, mieli konia zwrócić, a gdzie tam! Potem, gdy przyszli Niemcy, to również wzięli, jednego czy więcej, tam na wschód. A gdy [Niemcy] się wycofywali, to wzięli ostatnie [konie]. Jednego zwrócili, ale chorego na ochwat. Nie wiem czy wiesz pan co to znaczy? To jest takie, że będzie żył, ale niczego nie będzie warty.

Czyli [w 1947 r.] praktycznie nie mieliśmy koni. A takich jak nas to... Bo wie pan, byli tacy, którzy w ogóle nigdy nie mieli, a my mieliśmy, bo mieliśmy dużo pola. Inna sprawa, że u nas był cały czas ruch, ojciec stale miał co najmniej 4-5-6 uczniów w zakładzie, do niego silnie lgnęli, z daleka przyjeżdżali, a on nie każdego przyjął. Gdy przyjeżdżali, to chyba mieszkali u nas, nie pamiętam, nasz dom był dosyć duży, 150 metrów [kwadratowych], to dużo. Latem z całą pewnością spali na słomie, a zimą – nie pamiętam, bo to tak dawno było.

[Wróćmy do dnia wysiedlenia, do wozu, na którym rzeczy składaliście.] No co można na tym wozie poskładać? Nie wiem, co my tam mieliśmy, ten wóz ciągnęły krowy, gdyż innego transportu w ogóle nie było. Ci, którzy nie mieli niczego (a byli tacy, co nawet krów nie mieli), to oni – co zarzucił na plecy, tyle zabrał z sobą. I co, daleko taki zajdzie? Do Gorlic było 20 kilometrów! Wozów mieliśmy bardzo dużo! Ale kto miał je ciągnąć? No, były krowy, zaprzęgliśmy je, i tymi krowami ciągnęliśmy.

[I co wzięliście na ten wóz, jakieś obrazy...] Niczego nie wzięliśmy, kto by tam wtedy jakieś obrazy brał! Wszystko zostało, nawet odzież. Co złapali – jakąś miskę, trochę mąki, trochę czegoś do chleba czy jeszcze czegoś – i tyle! [Dlaczego nie wzięliście wszystkiego?] Dlatego, że wrzeszczeli: „Już! Już! Już!”, żebyśmy się szybciej zbierali, im chodziło o to, żebyśmy wszystko zostawili.

No więc pojechaliśmy do Gorlic... Przybyliśmy do miejsca ogrodzonego drutem, żołnierze mieli tam wartownię, żołnierze byli tam rozlokowani, a my siedzieliśmy w błocie, dlatego, że jak w górach trochę popada, to od razu robi się błoto. A tam było koło stu osób (na pewno więcej, bo w każdym domu było po kilka osób), więc błoto zamiesili w ciągu godziny. Ani siedzieć, ani stać, bo jak długo można, do tego człowiek cały mokry... Ja im tego nie zapomnę nigdy, dlatego, że to cholerne przeżycie. Byliśmy tam kilka dni, nie wiem ile dokładnie, bo nie liczyłem...

[Wagony, do których was załadowali, były z dachem czy bez?] Wagony były z dachem i bez dachu. System był taki, że bydło i dwóch gazdów, czyli dwie rodziny, jechali w jednym wagonie, towarowym, rzecz jasna.

[A konkretnie pan w jakim wagonie jechał, z dachem czy bez dachu?] Ja jechałem na... Tam mi było wygodniej, tam były wozy-nie wozy, to był taki wagon towarowy odkryty, więc ja właziłem pomiędzy [naskładane rzeczy] i tam sobie spałem.

Pan nie jest w stanie sobie wyobrazić tego, co ja przeżyłem. Tego się nie da opisać słowami, co ja będę panu bzdury opowiadał, to nie jest specjalnie interesujące, jak sądzę. Kogo to interesuje? Tego, o czym teraz opowiadam, to nawet dzieciom nie mówiłem. Bo gdy im zaczynam opowiadać, to widzę, że one nie słuchają, to po co mam to robić. Tłumaczyłem im, że opowiadam nie dlatego, że mam w tym jakiś interes, chcę po prostu żeby wiedziały, że [w życiu] coś takiego jest możliwe. Nic to nie dało...

[Czyli pana rodzice byli gdzieś w innym wagonie, a pan, jak chłopiec, biegał sobie w różne miejsca, bo gdzieś między wozami było ciekawiej...] Nie za bardzo można było tam sobie pobiegać, bo nas pilnowali, proszę pana, z wagonu nie można było wyjść, nie, to nie tak było...

Tam jeszcze była taka ciekawa sprawa, gdy nas wieźli... [W domu] zostało ziarno, zostało siano, bo to było po sianokosach. Niczego nie dali zabrać. Powiedzieli: „Tam wszystko dostaniecie”. A, proszę pana, gdy tylko z domu wyszliśmy, to krowy już ryczą. Gdyby pan tylko widział jak to wszystko szło, jak wyglądał ten pociąg z tymi krowami, jak to wszystko ryczało! Tak ryczało, że można było tylko spoglądać w górę i modlić się. Coś strasznego!

Po pierwsze, nie było wody. Gdy nas załadowali, to krowy były jeszcze najedzone, a potem – nie było siana, nie było wody. Wiadro wody można było wziąć tylko wówczas, gdy parowóz tankował wodę (bo to było na węgiel). Długo tam nie stał, więc kto tylko mógł, ten to jedno wiadro wody złapał, gdyby było więcej wiader, to może wzięliby więcej, a tak to się nie dało. Tym krowom zawsze chciało się pić. No i koniom, bo tam przecież konie też były. Szwagier miał konia, zdaje się i małe było. Wyglądało to strasznie.

Później ludzie, no, mężczyźni, dogadali się z tym, który prowadził parowóz, że gdy będzie widać w pobliżu kopy z sianem, to żeby się zatrzymał. I on tak robił. Oni mu coś za to dawali, nie wiem jak to było, ale za darmo nie stawał. Dawał sygnał, stawał i wszyscy ludzie natychmiast wyskakiwali z wagonów i kto ile mógł nabrać, tyle nabierał, a potem uciekał z powrotem do wagonów. A za nimi już pędzili mieszkańcy wioski z widłami. Powskakiwali i jechali dalej. Taki cyrk odbywał się przez całą drogę.

Była jeszcze jedna ciekawa sprawa... Bo tak... Nie mówię już o jedzeniu, bo posiłki sami sobie organizowaliśmy: mleko było, bo były krowy, chleb miały moje siostry, bo to one były gazdyniami. Ale byli i tacy, którzy [chleba] nie mieli. Ci, którzy nie mieli, krzyczeli: kto ma dużo chleba, bo ja nie mam? No, jak ktoś nie miał, to dzielili się, jeden dał, drugi dał. To było normalne, ludzie pomagali sobie.

Takie rzeczy zdarzały się i w normalnym życiu, pamiętam, jeszcze przed wojną... Bo tak... Byli tacy ludzie, którzy nie mieli niczego: ani pola, a dom mieli taki, wie pan... No więc, proszę pana, tacy chodzili i prosili. Czasami przychodzili też do nas – tato zawsze dawał. Zawsze! Oddali potem czy nie – to nie było ważne. Czasami odrabiali, czasami nie... Ale to tylko swoim, bo Polakom to już raczej nie, bo my ich nigdy nie lubiliśmy.

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?

Nie wiedzieliśmy dokąd jedziemy. W ogóle.

5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony?

Nie.

Moja córka kupiła w innej wiosce, w Łosiu, tam, skąd pochodzi moja żona. Od właściciela kupiłem, nie od leśniczego, bo od leśniczego bym nie kupił, od właściciela. On został [nie był deportowany w 1947 r.], gdyż był Polakiem, a żonę miał Ukrainkę. I zostawili go. Byłem tam kilka razy, mówi – kup kawałek pola, bo potrzebuję pieniędzy. Powiedziałem, że mogę kupić, pieniądze miałem. Dobrze, mówi, daj mi tyle to pieniędzy. I w ten sposób kupiłem. Nie pamiętam w którym to było roku, gdzieś w latach 1970-80... Bo nas tam nie wpuszczali przez co najmniej 10 lat [po akcji „Wisła”]. Jeśli tylko ktoś by się tam pokazał, od razu takiego wysyłali do Jaworzna, do obozu... [I pan się bał.] Oczywiście, że się bałem. A po drugie – po co tam było jechać? Żebym się denerwował?

[Nigdy pan nie myślał o tym, żeby wrócić w swoje strony? Niektórym się udało, w 1957...] Wie pan, gdyby wszyscy wrócili, to i my wrócilibyśmy. A jeśli sam jeden mam wrócić i wśród Lachów żyć, to nie. Ja ich mam tutaj.

[Czyli takiego zamiaru nigdy pan nie miał?] Nie mogę powiedzieć, że nic mnie z tego powodu nie bolało... Ale... W 1960 roku kupiłem tu dom, w Legnicy miałem dobrą pracę i dobrą pensję, dlatego, że pracowałem w zakładach dziewiarskich, tam pracowało 4.5 tys. ludzi. Ode mnie zależały zarobki całej załogi, bo ja byłem i od pensji, i od norm. Moje stanowisko nazywało się... albo inżynier, albo technik, to zależało od tego kto kim był, bo ja nie jestem inżynierem, byłem technikiem normowania i organizacji, no i rachuby płac.

6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE:

Оbrazy, nie obrazy – wszystko zostało.

6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU:

[Z rozmowy poza mikrofonem wyjaśniło się, że nie wzięliście dwóch koni, choć w dokumentach z jakiegoś powodu odnotowano, że one były. Był wóz, co jeszcze pan pamięta?] No proszę pana, co można na taki górski wóz położyć? Dwie-trzy walizy pan położył i już wóz pełny. No a jeszcze musiał ktoś siedzieć, bo przecież nie każdy mógł iść pieszo ponad dwadzieścia kilometrów do Gorlic.

[Mówił pan, że dali wam bardzo mało czasu na przygotowania...] No właśnie. Po drugie, proszę pana, tam był taki popłoch, że już nic nie było ciekawe. No bo, proszę pana, ziarna pan nie weźmie, siana nie weźmie, narzędzi pan nie weźmie, bo to wszystko jest ciężkie. Proszę pana, ojciec miał tych narzędzi, gdyż on jeszcze przed I wojną [światową] sprowadzał z Ameryki narzędzia stolarskie, miał tego od cholery, gdyż robił różne ciekawe rzeczy, bo on nie był takim zwykłym stolarzem, był, można powiedzieć, swego rodzaju artystą. I wszystko to zostało. Obrazy, nie obrazy – wszystko zostało.

[Ojciec jeździł do Ameryki?] Nie, ojciec nie jeździł.

Nie wiem, co my tam mieliśmy, bo ciągnęliśmy ten wóz krowami, żadnego innego transportu nie było. Ci, którzy nie mieli niczego (bo byli i tacy, którzy nawet krów nie mieli) – ile zarzucił na plecy, tyle wziął. I co, daleko zajdzie? Drogi było 20 kilometrów.

6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE:

Trzeba zacząć od tego, że zbyt wiele nie posiadaliśmy. Rośliśmy wraz z wojną. Ja, na przykład, przed wojną, gdy zaczęła się wojna polsko-niemiecka, miałem chyba 8 lat. No to, proszę pana, po roku, dwóch, nawet jeśli była odzież, to ona się już nie nadawała dla mnie. Trzeba było coś innego. A już potem to nie można było niczego kupić, nie wiem, czy pan wie, ale wtedy niczego nie można było kupić, niczego!

[Miałem na myśli, że może miał pan krzyżyk, coś takiego tylko dla siebie, prywatnego, wtedy, w 1947 roku?] Nie, niczego takiego nie było. Osobiste rzeczy mogli posiadać starsi ludzie, a takie dzieciaki – gdzie tam!

6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY:

[Ze starych dokumentów zachowała się jedynie karta przesiedleńcza? Może jest coś jeszcze? Przedwojenne, z 1947 roku...] Niczego nie ma, wszystko zostało tam. Mieliśmy mnóstwo ukraińskich książek, były obrazy, nawet olejne, ale, proszę pana, to wszystko zostało tam, wtedy takie rzeczy nie były uważane za wartościowe. Wie pan... Szliśmy jak... Nas potraktowali, no, trudno powiedzieć, że po ludzku, bo to w ogóle nie miało... Nas pędzili jak bydło.

6.5. Przywiezione przedmioty - INNE: -----------------
7. Które z nich zachowały się do dziś?:

Z domu rodzinnego nie posiadam niczego. No nie wiem, chyba niczego... Żona ma jakieś stare łyżki i widelce, ale od dawna tego nie używa. Niczego nie ma...

Gdy się tu sprowadziliśmy, to tu mieszkał mój ojciec i mama żony, ale oni, proszę pana, byli na naszym utrzymaniu, mieli swoje renty, ale oni nigdy do niczego się nie dokładali. Mieli te pieniądze dla siebie.

8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?:

Mogę przekazać kopie zdjęć.

Jakiś czas po nagraniu pan Bazyli Małecki podarował Fundacji „Losy Niezapomniane” następujące przedmioty:

1. Ostrzałka do noży. Przywieziona z rodzinnego domu w 1947 r.

2. „Piła, którą przywieźliśmy z domu w trakcie akcji „Wisła”. Jej właścicielem był mój ojciec. Ma ponad 100 lat”.

3. Strug. Przywieziony z rodzinnego domu w 1947 r. Ma ponad 100 lat.

4. Wiertło. Przywiezione z rodzinnego domu w 1947 r. Zakupione przez ojca Wasyla Małeckiego w USA.

5. Dłuto. Przywiezione z rodzinnego domu w 1947 r. Zakupione przez ojca Wasyla Małeckiego w USA.

6. Hebel (spust). Przywieziony z rodzinnego domu w 1947 r. Zakupiony przez ojca Wasyla Małeckiego w USA. Wasyl Małecki: „Ojciec zakupił przed wojną w USA całą partię takich narzędzi, ale w trakcie deportacji w 1947 r. zdążył zabrać tylko cześć”.

9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?:

Nie.

D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?:

Pegeer na literę D. (główny pegeer był w Żukowicach, obecna nazwa – Huta Głogów).

Gdy nas tam przywieźli, to wojsko odeszło, przywieźli – i ich robota była skończona.

[Do jakiej miejscowości was zawieźli?] To było... Pan nie zna tych stron, teraz w tym miejscu jest Huta Głogów, huta miedzi. To były tereny, które należały do pegeeru w Żukowicach, to był główny pegeer, a my byliśmy... Nas było 4-5 rodzin, ta miejscowość nazywała się... no właśnie... na literę D...

Mieszkaliśmy tam jakieś 2 miesiące, potem stamtąd uciekliśmy. Dlatego że tam była taka sytuacja: gdy tylko tam się pojawiliśmy, to od razu ten cały ober... Chodził w wojskowym mundurze, w randze oficera, chociaż ja na tym się nigdy nie znałem, w oficerkach, i z nahajką, gorszy skurwysyn od gestapowca.

Pracowaliśmy tam, sprzątaliśmy ziarno z pola, a tego ziarna było tam do cholery, bo to jeszcze wojsko zasiało. Ojciec, jak to u nas mówili, ze swatem [zięciem], poszli szukać jakiegoś kąta gdzieś, poszli do gminy, to było jeszcze pół biedy, bo tam co najwyżej powiedzieli, że nie mają. A inni, gdyby mieli dobrego psa, to by puścili na nich, tacy tam byli...

No i co się robi? Znaleźli gdzieś aż tam z drugiej strony Głogowa (pomiędzy Legnicą i Głogowem) taki dom, to nie był dom gospodarczy, tam był sierociniec. Były tam trzy budynki: gospodarczy, coś takiego jak tutaj, tylko większy, mieszkalny, tylko że stary, i był ten sierociniec. Ale na żadnym dachu nie było ani jednej dachówki. Bo tamtędy przechodził front, tam strzelali z ciężkiej broni, i wszystko spadło. Ten dach to ja naprawiałem, to była moja pierwsza praca – naprawiać dachy.

Zamieszkaliśmy tam, ale też nie na długo. Miejscowość nazywała się Buczyna. Ojciec dowiedział się, że byli tacy majstrowie, którzy przybywali z centralnej Polski i niby zajmowali gospodarstwa, bo oni byli tu wcześniej od nas. Od jednego z takich odkupiliśmy gospodarstwo (bo ojciec coś mu zapłacił) i zaczęliśmy tam mieszkać. Ale też nie na długo. To było w Klembanowicach, 2 kilometry od poprzedniego miejsca.

Nie byliśmy tam długo, ponieważ, chyba jesienią następnego roku... Zimę przesiedzieliśmy tam, ale ja nie siedziałem bez roboty, pracowałem w pegeerze, w roszarni (tam, gdzie len rozkładają, zbierają i przerabiają), ale to była nieciekawa robota. A że w pegeerze, no bo gdzieś trzeba było pracować, gdzieś zarobić. Sytuacja była następująca: jeśli pójść do pracy do prywatnego, to pan pracował, a on panu potem dał jedzenie, albo i nie dał. Niech panu moja żona opowie, ona w tym przypadku ma „lepsze” przeżycia. Nie mówię już o zapłacie. Taka to była sytacja...

Udałem się do Legnicy, nie znałem miasta, to się tak wydaje... Wcześniej mieszkałem w górach, niby nie byłem takim ciołkiem, ale... Pojechałem do Legnicy, niby do pracy, i mi się poszczęściło. Nie miałem żadnego zawodu, nikt w wieku 16 lat nie ma. Ile tej szkoły było! W czasie wojny do szkoły prawie nie chodziliśmy, bo tam cały czas Niemcy siedzieli. Nie znałem języka polskiego, dlatego że w szkole nikt nie uczył po polsku. Przed wojną tam nie było języka polskiego. Chodzili, co prawda, Polacy, ale... No nie wiem, może i uczyli po polsku? Naszą nauczycielką, rzecz jasna, była Ukrainka.

2. Co Państwu przydzielono?:

Dali nam pegeer i widły do pracy! No tak, tylko to nam dali. Pracowaliśmy, a nie dali za to nawet ziarna, żebyśmy chleba upiekli. Tylko jakimś sposobem... Bo tak: ojciec był stolarzem, a swat (ojciec zięcia) był kowalem, oni wykonywali różne drobne usługi okolicznym gospodarzom i parę złotych zarobili. W ten sposób się przechowaliśmy.

[Jednego nie zrozumiałem... Już potem, gdy trzy czy cztery razy zmieniliście miejsce zamieszkania, to w końcu wam dali ziemię, czy...] Proszę pana, gdy tam przybyliśmy, gdy już uciekliśmy z pegeeru, to, zdaje się, tam nam dali 80 arów ziemi, no, wie pan, 80 arów, to zawsze 80 arów.

Potem ojciec kupił... Co znaczy „kupił”? Zapłacił mało: dom i pole, to przecież śmieszna sprawa [za takie pieniądze]. Zdaje się dał wtedy 5 tysięcy, 5 tysięcy w tym czasie, to było dosyć dużo. Przykładowo, w 1950 roku, gdy zacząłem pracować, to zarabiałem 10 tysięcy na starą walutę. W tym samym roku była wymiana, to dostawałem 300 złotych. No a potem trochę więcej.

[Czyli ojciec trochę dokupił ziemi?] Faktycznie to on kupił wszystko razem: dom, ziemię. No mówię panu... Tego Polaka przystawili tam [do tego gospodarstwa, które ojciec ankietowanego kupił], ale to nie należało do niego. To było niemieckie, ale on niby to objął, rozumie pan. Oni to robili w taki sposób... Znałem te metody... Nie byliśmy głupcami, żeby nie rozumieć co się dzieje. Na przykład, był taki pan, który zajął... Miał kilkanaście czy kilkadziesiąt koni, krowy – do cholery tego! Tam byli bambry, którzy mieli i po 80 krów itp. W tej wiosce. No i proszę pana, u niego co tydzień, co dwa, prąd zabijał krowę. Podstawił, a potem musiał zabić tę krowę. Potem przyjeżdżała komisja z Głogowa, rozcinali, podzielili między sobą, spisali protokół i po wszystkim! Bo nie wolno było zabijać, rozumie pan. Tak to szło.

[Co w 1947 roku dało wam państwo polskie?] Nic, nic! Ten dom kupił ojciec. Natomiast, jak by to się potoczyło dalej... Z pewnością musiałby za niego zapłacić, jestem przekonany. Bo on nie był jego własnością [tego Polaka], a on to sprzedał [ojcu].

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Dom, który kupiliśmy, był względnie w dobrym stanie... Tyle że mały był: zdaje się tam były tylko trzy pokoje, kuchnia, jak się nie mylę, a to trochę było za mało dla nas.

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

Jeszcze jak! Do tej pory są! [Jakieś przykłady...] Przykłady... Proszę pana, no... Jeżeli jesteś Ukraińcem, to będą cię bojkotować. Nie mogę z nimi [z sąsiadami] rozmawiać! Gdy zaczynam coś mówić, to oni zaraz się zamykają i cisza.

[To biznesu z nimi nie da się robić...] Proszę pana, ja to robiłem tak: gdy zakładałem swoją firmę (a musi pan wiedzieć, że byłem specjalistą od pensji, norm itp.), to ja, właściwie, na jakimś rzemiośle to się nie znałem. Ojciec był stolarzem, a ja na tym też się nie znałem, bo nie interesowałem się tym.

Gdy w 1956 roku wybrali Gomułkę, to on to rozluźnił, już po śmierci Stalina. On to rozluźnił i można było zakładać firmy.

Pracowałem w tych zakładach dziewiarskich, mnie tam naprawdę szanowano. Gdy tam zaczynałem, to byłem jeszcze po prostu smarkaty, ale traktowali mnie poważnie, zresztą, ja też ich traktowałem poważnie. Później, gdy odchodziłem, to nie chcieli mnie zwolnić. Zwolniłem się tylko dlatego, że przyszedł nowy dyrektor i zaczął „zamiatać”, wykorzystałem okazję i odszedłem.

Gdy się zwolniłem, to potem pracowałem w innym miejscu, ale nie bardzo mi to pasowało, bo pensja była za mała.

[Pan pewnie chciał powiedzieć, że w realnym życiu nie przyznawał się, że jest Ukraińcem, gdyż Polacy na to reagowali.] Nigdy! Nigdy, proszę pana! Teoretycznie to i teraz jest tak samo, tyle że ci tutaj moi sąsiedzi to wiedzą o mnie, ale teraz to już nie dokuczają. Tu w tej budzie [pokazuje ręką], to był taki skur... On wciąż tam jest, ale widocznie przemówili mu do rozumu... Może pomogło również to, że rozmawiał z tymi tu, bo teraz już się zamknął. A kiedyś – zawsze coś do mnie miał. [Na przykład?] No choćby to, że jak założyłem pasiekę, to powiedział, że się na to nie zgadza. Ale, proszę pana, to nie jest jego! To jest bezdomny człowiek. On się po prostu włamał do tej budy, zresztą pomagałem mu początkowo, bo przyszło takie głodne, bose, z żoną i dziećmi. Skończyło się to tak, że żona i dzieci go zostawiły, sam teraz mieszka.

Proszę pana, ja panu coś powiem... My tutaj [w Pruszkowie] mieszkamy od 1966 roku. I myśmy udawali durnia, że jesteśmy Polakami. Wychowaliśmy dzieci w swoim języku, nawet do cerkwi [w Warszawie] chodziliśmy w każdą niedzielę. Oni [sąsiedzi] nie wiedzieli, myśleli, że w ogóle nie chodzimy do cerkwi, do kościoła [bo niewierzący].

Potem wnuki powyrastały. O, tu nawet jeden jest, co ma prawie 27 lat. Kiedyś one mnie wsypały... Bo to są bliźnięta, jeden jest w Przemyślu, drugi tutaj. Pewnego razu chcieli do mnie przyjść, a tam koło domu jest taki mur. Więc oni, proszę pana, zaczęli krzyczeć do mnie „Didu, didu!”. Nie wszyscy wiedzieli, co to słowo oznacza. Ale był jeden sąsiad, naprzeciwko (już nie żyje), który dobrze wiedział, bo pochodził stamtąd [ze wschodu].

Tu było piekło, gdy tylko się dowiedzieli. Gdy odrodziła się Ukraina, to, po pierwsze, zaczęło przyjeżdżać dużo Ukraińców. Jechały oblepione autobusy, flagi ukraińskie były itp. Doszło do tego, że przyszło dwoje ludzi z tamtej ulicy [pokazuje ręką] i chcieli nas wystrzelać. Dosłownie. Sprawa była w prokuraturze! [W 1991 roku?!] Tak, chcieli nas wystrzelać...

Napisałem zawiadomienie, tylko że nie do prokuratury w Pruszkowie, a w Warszawie. [Ale jak to, przyszli i powiedzieli: zastrzelimy cię?!] Tak. Przyszli i normalnie powiedzieli: albo się wynosisz, albo cię rozstrzelamy, całą rodzinę. [Za co? Dlaczego?] Dlaczego! Niech pan ich zapyta...

[Proszę wyjaśnić młodemu pokoleniu, czy też tym Ukraińcom, którzy będą to czytać za 20 lat: dlaczego pan, mieszkając w Warszawie, no, prawie w Warszawie, dlaczego do 1991 roku ukrywał pan swoją narodowość?] No proszę pana, gdybym nie ukrywał, to by nas zjedli, z miejsca, wówczas zjedliby bez... Ale gdy odrodziła się Ukraina w 1991 roku, to nie mogli już nas kąsać.

[Ale dlaczego mieliby was zjeść? Niech pan to wyjaśni młodym ludziom, bo ja to rozumię, ale...] Dlatego, że nie jesteśmy Polakami! To pan nie rozumie, że Polak tylko siebie uznaje i jeszcze między sobą się żrą!

Powiem panu coś... Kiedy pan spojrzy w tę stronę [wskazuje ręką], to tam sami Ukraińcy. Sami Ukraińcy! I to dość daleko wzdłuż ulicy. Tu naprzeciwko, i jeszcze tu – wiem, że oni są Ukraińcami. Ale oni się kryją.

Do mnie przyjeżdżało wielu Ukraińców [z Ukrainy], krzyczeli głośno, wszyscy już wtedy wiedzieli... To znaczy, nie wszyscy krzyczeli, ale byli i tacy, którzy głośno krzyczeli.

Przyszła prokuratura, zabrali tych dwóch asów... Oni na kolanach chodzili, tam, w prokuraturze. Błagali mnie, żebym wycofał sprawę. Że oni już nie będą tego robić.

[Czyli pan chce powiedzieć (wracam do mego pytania), że prowadziliście takie życie, tak się zachowywaliście dlatego, że Polacy są nietolerancyjni?] Pewnie, że nie są tolerancyjni! Toć to najgorsza zaraza, jaką znam na świecie. A co, pan się z tym nie zgadza?

Po 1947 roku na nowych miejscach – jakim cudem mogliśmy się tam dobrze czuć, jeśli nas wszędzie szczuli? Nas szczuli, po prostu szczuli. Proszę pana, mieli nas po prostu za nic, po prostu za nic. Człowiek mógł być najmądrzejszy, najlepszy, ale to na nic, by byłeś pan tym, kim byłeś [Ukraińcem]. To wszystko.

[Czyli za wami cały czas szła akcja „Wisła”?] Tak, to akcja „Wisła”. Proszę pana, gdybyśmy byli na swoich terenach, to wszystko byłoby normalnie, żyliśmy tam jak ludzie, i z ludźmi, i z obcymi – czy z Polakami, czy z Żydami, tam nawet Cyganie byli (ale ich wystrzelali podczas wojny). Oni, owszem, proszę pana, byli, ale co z tego, oni mieli swoje życie, a my mieliśmy swoje. To wszystko.

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

Chodziłem do cerkwi w Legnicy. W 1947 roku niczego nie było, bo nie było naszych cerkwi, w ogóle, proszę pana...

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Ożeniłem się w 1958 r., wtedy odprawiał jeden ksiądz [grekokatolicki], zapomniałem jak się nazywał, był z Mazur i przyjeżdżał tam. Gdy przyszliśmy, żeby zamówić ślub, to Polacy zamknęli przed nami kościół. Nie wpuścili. Bo wtedy [grekokatolicy] w kościele odprawiali. Mówię więc do teścia: wiecie co, jaka to będzie różnica, jeżeli weźmiemy ślub w kościele [w obrządku rzymokatolickim]? Dlatego braliśmy ślub w kościele. Polski ksiądz udzielił nam ślubu. Ale to był tylko ten jeden raz, więcej do kościoła nie chodziliśmy. [Czyli wy najpierw umówiliście się z grekokatolickim...] Tak, to oczywiste. [I was nie wpuścili...] Nie wpuścili, więc mówię – no i co, przyjadę z orszakiem weselnym i co dalej? Jak to będzie wyglądało! To było w Legnicy.

[Ślub brał pan w Legnicy w kościele...] Nie w Legnicy, to było w Prochowicach. Była taka sytuacja, że nie mogliśmy... Bo Polacy zamknęli kościół, nie chcieli nas wpuścić, to znaczy nie chodziło tylko o nas, generalnie Ukraińców nie chcieli wpuszczać. Dlatego udaliśmy się do kościoła, nie było innej możliwości, jeśli chcieliśmy wziąć ten ślub. Nie było cerkwi, do której moglibyśmy pójść. Co prawda, mogliśmy pójść do prawosławnej. Być może był to błąd, bo w zasadzie nie ma tu różnicy [pomiędzy wiarą prawosławną i grekokatolicką], jednak wtedy dostrzegaliśmy różnicę, dlatego stało się tak, jak się stało.

[To był ten sam kościół, w którym chcieliście po ukraińsku?] Nie, inny, to było w Prochowicach, a ten pierwszy kościół był w Legnicy.

[Ile ma pan dzieci?] Dwoje.

[Pana żona skąd pochodzi?] Żona jest z Łosia. Między naszymi wioskami, jeśli wziąć w linii prostej, to będzie może z kilometr, a drogą ode mnie do niej to będzie półtora kilometra.

[Gdzie się poznaliście?] Jak już mówiłem, poznaliśmy się w ten sposób, że ona u mnie mieszkała. Dostałem mieszkanie zakładowe [w Legnicy], właściwie to ono nie było zakładowe, gdyż zakład pomógł mi i miałem to mieszkanie dla siebie. Jej ojciec znał się z moim ojcem, ja w te sprawy nie specjalnie wtedy się angażowałem, no więc przyszedł i poprosił, żeby ją wziąć. No bo wie pan, dziewczynę zawsze wolą mieć pod kontrolą. I ona zamieszkała u mnie.

Była tam rok, a w następnym poszła do internatu. Tak chciała – tak zrobiła, nikt jej nie wyganiał, to inna sprawa, tak po prostu wyszło.

W tym czasie uczyła się w Legnicy, skończyła szkołę fermaceutyczną, zielarstwo takie rzeczy, a ja w tym czasie już pracowałem. Ja pracowałem od samego początku, gdy tylko nas wywieźli. Pierwsza moja praca była w pegeerze, potem w innym, następnie pracowałem w roszarni w Radwanicach, to było niedaleko tej miejscowości, gdzie mieszkaliśmy. Po roku, po tych wszystkich zajściach, poszedłem do Legnicy i znalazłem sobie pracę. To znaczy ja jej nie szukałem, gdyż ona była prawie na ulicy – pierwsza lepsza fabryka, która była koło dworca, poszedłem: macie miejsca – mamy.

Już nie będę opowiadał o tym, dlaczego tak wyszło, ale, proszę pana – mi się po prostu poszczęściło, bo ja nie miałem wtedy żadnego przygotowania. Zatrudnili mnie jako zastępcę magazyniera, ale magazyniera części do maszyn technicznych. Bardzo drogie rzeczy, bo to wszystko było zachodnie, oni tam dużo tego mieli.

Zastępcą byłem ponad pół roku, wtedy dali mi już swój magazyn, prowadziłem już swój magazyn. Pracowałem jeszcze około roku i wzięli mnie do dyrekcji, od razu na to stanowisko o którym mówiłem – płace, normowanie itp.

Więc, proszę pana, pracowałem tam przez dłuższy czas, no a potem, jak już mówiłem, zwolniłem się. Przez jakiś czas pracowałem potem w radzie miejskiej, przydzielałem mieszkania. Dalej było przedsiębiorstwo, ale to mi też nie bardzo pasowało, bo płace nie były zbyt wysokie.

W końcu kolega z tych zakładów dziewiarskich namówił mnie (był przewodniczącym związków zawodowych), powiedział: otwórz sobie jakiś zakład. Mówię: Jaki zakład! Ja niczego nie umię! –– Dasz sobie radę, ja już ciebie znam!

Tak mnie namówił... Najpierw chciał mi dać warsztat elektryczny. Mówię mu, ty daj spokój, przecież elektryka to nie żarty. Nie wezmę tego i już. Tak wyszło, że potem przyjechałem tu i założyłem firmę tworzyw sztucznych. Bardzo dobrze mi to poszło, bo, właśnie, zrobiłem ten patent, byłem jedyny, tak, że na targach dostałem dyplom uznania od centralnego związku. Dali mi go za mój wynalazek, to nie była maszyna, to był przyrząd. W każdym bądź razie od razu dostałem od jednej firmy (Motozbytu) zamówienie na całą Polskę, i, proszę pana, od razu byłem dobry. To tak trwało 3-4 lata.

No a potem, jak ja to mówię, Gomułka «dostał kota», tak zawsze mówiliśmy, bo on faktycznie był durnowaty, dobrze to wiem, bo tam niedaleko mieszkał mój kolega, ja z Klimkówki, a on z Klimkowej. Tak więc, proszę pana, on tam koło niego [Gomułki] mieszkał, więc ja do niego jeździłem i zawsze widziałem tego Gomułkę, jak łaził po ogrodzie.

No ale ja, proszę pana, nie miałem papierów. Trochę pokombinowałem, miałem troszkę chody, pojechałem nawet do Ukrainy, bo była wycieczka, organizowali z cechu. Pojechałem do Ukrainy, dlaczego? Dlatego, że jechał również kierownik oddziału z centralnego związku, rozumie pan, a on był mi potrzebny, żeby załatwić tę sprawę. Więc załatwiłem tę sprawę i przy okazji Ukrainę zwiedziłem. Potem założyłem firmę.

Ale to też tak... No bo przecież ja się na tym nie znałem. Co prawda podczas wojny robiłem różne takie rzeczy, nie będę o tym opowiadał, krótko mówiąc – całkiem bosy to ja nie byłem. W każdm bądź razie zacząłem pracować, szło to początkowo dosyć ciężko, no a potem, jak już w to weszliśmy, to szło niesamowicie dobrze. Tylko nie było ludzi do pracy. Tu [wskazuje głową] wszystko huczało, 15 osób pracowało, tam niżej również pracowali, po domach pracowali, a ja tylko jeździłem i załatwiałem, załatwiałem, załatwiałem... Surowce woziłem.

Teraz to już nic nie robię... Prowadziłem to do czasu, gdy Gomułka «dostał kota» i zaczął to wszystko likwidować. Zorientowałem się co jest grane i szybko się sprzątnąłem, zlikwidowałem firmę. Poczekałem dwa miesiące, założyłem inną firmę. Trzeba było mieć informacje o sytuacji w tej dziedzinie. Zajmowałem się galanterią skórzaną, byłem pierwszy w Polsce, kto produkował takie drobne rzeczy jak portfele, portmonetki, teczki, takie rzeczy. Bardzo dobrze mi to poszło. Nie kradłem, łapówek też nie dawałem, to znaczy, ze musiałem to wszystko zarobić. Od 10-12 lat jestem na emeryturze.

Nie było łatwo, dlatego, że za kamuny oni nas nie lubili [prywaciarzy]. Nie dlatego, że byliśmy tacy czy owacy, po prostu ideologia im nie pasowała. Zawsze powtarzam: a gdzie są ci komuniści z tamtych czasów? Proszę pana, gdy szedłem coś załatwić, to zawsze brałem papierosy. Paliłem, nie paliłem, ale z papierosem było najlepiej. Bo gdy przyszedłem do biura, to najpierw proponowałem papierosa, jeśli ten ktoś wziął ode mnie papierosa, to miałem nadzieję, że coś załatwię. I tak było. A jak nie wziął – to trzeba było uciekać.

Robiliśmy wszystko: portfele, męskie i damskie portmonetki. Tam na górze może nawet coś zostało z tych wyrobów, trzeba pójść i pokazać panu. Teraz córka tym się zjmuje. Możemy pójść do niej... Robiliśmy wiele rzeczy, etui na różne przyrządu, trudno nawet wyliczyć, bo tyle wszystkiego robiliśmy. Szło to bardzo dobrze.

Mama patent na wynalazek, który pracuje na całym świecie. Maszyna taka, w dziewiarstwie. No ale to już jest stara sprawa...

[Urodziło się wam dwoje dzieci: syn i córka...] Nie, dwie córki. [Jak mają na imię?] Dorota i Marysia.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: Tak.
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Ukraiński był ich pierwszym językiem. Uczyliśmy w domu. Do ukraińskiej szkoły nie chodziły.

7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: -------------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: Tak.
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Mamy czworo wnuków: trzech wnuków i wnuczkę. Znają język doskonale, lepiej ode mnie.

8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ---------------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?:

Nie ma się czym chwalić. To był zwyczajny pegeer. Gdy stamtąd wyjeżdżaliśmy, to traktowaliśmy to tak, jakbyśmy opuszczali więzienie, bo właśnie tak, mniej więcej, wyglądało tam życie.

E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Nie.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):?

Upowskich kryjówek nie było.

Owszem, byli partyzanci, w moim lesie, ale rosyjscy. Ukrywali się tam przez całą wojnę. Po wojnie wyszli i stworzyli u nas i naszą policję, i naszą administrację. Ale to nie trwało długo, dlatego że Polacy, gdy już dogadali się tam, w Poczdamie czy gdzieś, to, proszę pana, przejęli to i powyrzucali wszystkich naszych.

Oni byli czy z niewoli, czy coś, tego nie wiem, gdyż byłem za mały, a mi nikt niczego nie mówił. Ale, proszę pana, w moim lesie, ja tam krowy pasłem, i zawsze mi pies szczekał koło tego krzaka. A ja nie wiedziałem... Dopiero po wszystkim, gdy wojna się skończyła, powiedzieli, że tam i tam było. Bo o tym wiedzieli szwagrowie, dlatego, że oni do nich przychodzili i oni ich praktycznie utrzymywali.

Czy to byli ukraińscy, czy rosyjscy oficerowie, tego dokładnie nie wiem. Ale, wie pan, wtedy wszyscy byli ruscy.

2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA:

Nie miałem kontaktów, u nas UPA nie funkcjonowała, oprócz tego, co już powiedziałem. A jeśli chodzi o tego, którego znałem, to dopiero z czasem dowiedziałem się kim on był, ten Jurek.

W Klimkówce widziałem upowców, ale, proszę pana... No przecież oni przychodzili jak do rodziny. I my ich tak traktowaliśmy.

[To znaczy, że bywali u was w domu, dawaliście im jeść.] No jasne.

[A byli w UPA chłopcy z Klimkówki?] Nie. Nasi w to nie wchodzili. To znaczy, tam w Brunarach coś było, ale nie jestem pewien, że oni... No, to są takie sprawy, że ja nie chcę o nich mówić. No, nie było...

Zresztą, proszę pana, przed wojną żyliśmy z Polakami bardzo dobrze. [No jak „dobrze”, jeśli u was nie było Polaków?] Dlaczego... Sąsiednia wioska była już polska, na przykład Ropa. Mówiłem, że u nas nie było Polaków, to prawda. Ale był przysiółek, gdzie byli Polacy.

3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

Nie, nie mogę powiedzieć, że wspierałem. Oni wpadali, coś tam tego, i poszli. Nie wiem... Nie mogę powiedzieć, że wspierałem.

[Wy w Klimkówce tych upowców, którzy do was przychodzili, faktycznie traktowaliście jak swoich ludzi.] No a jak!

[To dlatego, że ich znaliście?] Nie, my ich nie znaliśmy, to byli ludzie z innych regionów.

[Dlaczego więc z taką sympatią?] Dlatego, że to byli nasi ludzie.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

Nie.

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?:

Broni to ja nie miałem na pewno, a gdy już prowadziłem swoją firmę, to miałem pistolet gazowy. Ale oddałem go, bo na cholerę mi to.

5. Czy był Pan/Pani więziony?:

Siedziałem w 1950 albo w 1951 roku. Posądzili mnie o szpiegostwo.

Przyszedłem do pracy w tych zakładach dziewiarskich w Legnicy. W tym czasie chodziłem jeszcze do szkoły wieczorowej, gdyż podczas wojny nie mogłem chodzić do normalnej szkoły, ponieważ w szkole odpoczywało niemieckie wojsko, bo tam były do tego odpowiednie warunki. Trochę uczyliśmy się zimą, ale to było ot tak.

[Gdzie pan chodził do szkoły?] Nigdzie. Podczas wojny od wiosny do prawie zimy tam cały czas trwała rotacja niemieckich wojsk.

[Pan mówi o Klimkówce?] Tak, o Klimkówce, nie wiem jak gdzie, ale u nas tak było.

[A gdzie oni tam odpoczywali, tam były jakieś odpowiednie budynki?] Na przykład sztab był u nas, w moim budynku. Tak wychodziło, że gdy przyszli Polacy, to oni również u nas siedzieli. Tam były dwa wejścia, budynek był dosyć duży.

Przypominam sobie jeszcze, że oni [polscy żołnierze] podkładali różną broń, jakieś naboje, również rakietnice itp. Wie pan, ja byłem wtedy jeszcze miękki... Więc wziąłem nabój do rakietnicy i po prostu wyrzuciłem. [Gdzie ten nabój był?] Polscy wojskowi zajmowali u nas pokój czy dwa, spali tam i tam trzymali te naboje, oni specjalnie porozrzucali je byle gdzie. Wziąłem jeden nabój i po prostu gdzieś tam wyrzuciłem, nie był mi do niczego potrzebny, ale tak mi się zechciało, taka fantazja. Potem oni szukali tego naboju, szukali... Ale jakoś nic nie zrobili. Może domyślili się, że smarkaty to zabrał, nie wiem.

Gdy nas mieli wywozić, wówczas przyszło wojsko [w 1947 r.], to wtedy ten sztab był u nas. Więc, proszę pana, oni chodzili po lesie i tam strzelali. Poszli gdzieś tam, do jednego lasu, do drugiego, i przez pół godziny bez przerwy walili! Że niby tam byli banderowcy, a tam nikogo nie było! Strzelali w górę albo po drzewach, wracali, i tak codziennie. A potem nas wywozili...

Ale, proszę pana, jeszcze wcześniej było coś, wtedy również u nas siedzieli, nie pamiętam czemu oni tam się znajdowali, ale to też było jakoś przed przesiedleniem. No i, proszę pana, oni praktycznie zajęli nam wszystkie pomieszczenia. Bo jak Niemcy zajmowali, to tak, żebyśmy jeszcze i my się zmieścili, a gdy Polacy, to my chyba gdzieś na sianie spaliśmy, już nie pamiętam.

W każdym bądź razie jeden z nich, i powiem panu szczerze, jestem prawie pewien, że to był mój sąsiad, o z tego domu [pokazuje ręką], bo on się potem zdradził... Wtedy był w mundurze, a to zmienia wygląd. [To ten pana sąsiad w 1947 r. był tam?] No bo on był w wojsku. Gdy kupiłem tu dom, to pewnego razu jego żona powiedziała mi, że w tym czasie on po Bieszczadach z wojskiem się wałęsał. Teraz to już ktoś inny tu mieszka.

No i, proszę pana, specjalnie nakładł w słomę naboi (bo skąd w słomie mogłyby być naboje?). Potem niby je zbierał i mówi: „O! Naboje, banderowcy, banderowcy!”. [To było w stodole?] Nie, to było u nas w mieszkaniu, bo oni tam naścielili sobie słomy... Ale przyszedł jakiś starszy i powiedział: „Nie wydziwiaj”. On już wiedział, że ten żołnierz takie numery odstawia.

Co do tego, że siedziałem [w więzieniu]... Ja się uczyłem, pracowałem... Już rok czy dwa pracowałem [w Legnicy]. Przyszedłem do domu (wracałem ze szkoły gdzieś o ósmej-pół do dziewiątej), mieszkałem wtedy u kogoś, i na mnie już czekali, i zabrali mnie.

Nikt mi niczego nie powiedział. Wsadzili do lochu, tak jak liczyłem, gdy jechaliśmy windą, to było to szóste piętro pod ziemią. Tam był komisariat, może wciąż tam jest. Tam mnie trzymali. Co chwilę pytali o to, o tamto, że szpieg. Ja mówię – Panie... No bo faktycznie, ja wtedy nie wiedziałem, co to takiego ten szpieg. Dziś może trudno to sobie wyobrazić, bo teraz są inne czasy – jest telewizja, radio, gazeta. Wtedy nie było niczego. I, po drugie, nikt o takich rzeczach nie mówił. [Czyli oni panu mówili coś o szpiegostwie, a pan nie rozumiał, czego oni od pana chcą?] Tak, mówiłem im, że nie wiem co to takiego.

No więc trzymali mnie tam, a do jedzenia, panie, dawali coś takiego, że dziś żadna świnia by tego nie jadła. Tego się nie dało jeść. Gdy mnie w końcu wypuścili, to zwrócili mi parę złotych (wszystkich pieniędzy nie oddali, tylko część), to ja pierwsze co zrobiłem, to poszedłem do piekarni, wziąłem dwukilogramowy chleb, i zanim doszedłem do domu, to cały zjadłem. Choć to była głupota, dziś to rozumię, ale wtedy nie mogłem się najeść.

Długo tam nie siedziałem, ja wiem, może ze dwa tygodnie, ale tego wystarczyło. [Ale jaką oni mieli podstawę do zatrzymania, pan to pewnie później zrozumiał?] Nikt mi niczego nie powiedział! Proszę pana, pod koniec to przestali do mnie przychodzić. Bo tak. Cały czas kogoś podstawiali do mnie, wiedziałem, że podstawiają, bo wśród tych, kogo podstawiali był nawet jeden mój znajomy. Opowiadał w jaki sposób trafił do więzienia. Był hydraulikiem, poszedł na bazar, chciał coś kupić, bo chciał komuś naprawić jakąś kuchenkę gazową, no i Żydówka pokazała na niego, że niby on ją okradł, i gotowe! Złapali go.

Ale to była nieprawda, potem dowiedziałem się, że jego brat był ubekiem, a on im jedynie pomagał w taki sposób. Dlaczego? Bo tu nawet taki sąsiad, mieszka pod 19 numerem, już zmarł... No więc on miał zakład, i ja miałem zakład, spotykaliśmy się na targach w Poznaniu, no i, proszę pana, on zawsze powtarzał: wiesz, ja mam takiego dobrego akwizytora, on mi daje dużo zamówień. Mówię: to się ciesz! Pewnego razu jestem ja, jest on, i przychodzi ktoś, a ja tego „kogoś” znałem. On akurat pracował w „dziewiarzu” [w Legnicy], i tam była tzw. komórka specjalna. Choć pracowałem tam, ale nie wiedziałem co to takiego. Cały parter tam zajmował dział personalny, a oni tak z boku. Myślałem, że to są pracownicy działu personalnego. Proszę pana, ja pracowałem na drugim piętrze, co to mnie obchodziło? To było duże przedsiębiorstwo, pracowało tam ze 3.5 tys. ludzi. No i, proszę pana, ten człowiek poszedł sobie, a ja mówię: –– Morawski, to ten taki dobry? –– Tak, to on! Mówię: a ty go znasz? –– A co, pan go zna? Mówię: tak, znam go. –– Jak to pan go zna?! No i opowiedziałem mu. Myślałem, że tam się wszyscy posikają, bo tam, proszę pana, takich było więcej. Potem każdy ganiał do mnie, aby się zapytać, kto i co.

No i, proszę pana, na koniec przyszedł ten „dobry”, gdzieś się dowiedział co jest grane, przyszedł do mnie i mówi: „Po coś to powiedział?”. A ja do niego: „Powiedziałem prawdę. Ja nie kłamię, i nigdy nie kłamałem”. A ja go nie znałem, bo nigdy z nim nie rozmawiałem! To znaczy, nie rozmawiałem... Miałem taką sytuację, że jechałem autobusem do pracy i mój kolega... No, nie to że kolega, bo on pracował na produkcji, a ja byłem w dyrekcji, była więc między nami różnica. No i, proszę pana, on mówi: „Wiesz co, kup sobie chleba, bo zdrożeje”. A chleb drożał co tydzień, to nie była żadna nowość. [W pracy] przechodząc przez te pokoje, bo ja miałem miejsce oddzielnie, powiedziałem: „Dziewczyny, kupcie sobie chleba, bo ma podrożeć”. Tylko tyle powiedziałem i poszedłem dalej. I, cholera, po pół godzinie dzwonią: „Małecki, do komórki specjalnej!”. Pytam się: a gdzie jest ta komórka specjalna? Tłumaczą mi, że to jest tam i tam. Poszedłem, to mi cholera dwa dni protokół pisali. Nic mi nie zrobili, ale dupę zawracali, proszę pana.

[To pan nigdy nie dowiedział się za co te dwa tygodnie siedział?] Przypuszczam, że za szpiegostwo, bo jak mnie tam o szpiegów pytali, pokazywali różne zdjęcia, czy tego znam, czy tamtego znam, to jak to rozumieć?

[To zrozumiałe, ale jaka była formalna podstawa zatrzymania, tego, jak przypuszczam, nie wie pan do dziś...] No nie wiem, nic mi nie powiedzieli. Proszę pana, w końcu, gdy odsiadywałem ostatnie 4 dni – ani jeść nie dawali, ani niczego, siedziałem w tej dziurze, w tym lochu, i byłem już u kresu sił, zacząłem więc walić w te metalowe drzwi, waliłem tak, że czułem, iż idzie to daleko. W końcu ktoś przyszedł i mnie wypuścił. Kazali iść do domu i na tym sprawa się skończyła.

Wróciłem do pracy – nikt mi niczego nie powiedział. Normalnie poszedłem sobie do pracy. [Nie było pana dwa tygodnie i...] Oni wiedzieli o tym, ale rozumieli, że to bzdura, więc... A po drugie, prawdę mówiąc, to był jedyny zakład w którym pracowałem i dobrze się tam czułem. Ludzie byli bardzo porządni! Ale jak się teraz nad tym zastanawiam, to tam byli sami Ukraińcy.

[To pana zatrzymanie było mniej więcej kiedy?] To było albo w 1951 roku... No, nie później. [Jeszcze za Stalina...] Tak, za Stalina, oczywiście.

F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

Po pierwsze, tam była zgoda. Ludzie się szanowali. Ci, którzy wyróżniali się czymś, byli też wyróżniani przez innych. Nie było tak, że, jeżeli, na przykład, ktoś był od kogoś mądrzejszy, to mu dokuczali. Czegoś takiego nie było. A, po drugie, ci ludzie, którzy potrafili coś zrobić, czego nie umieli inni, to oni tym się nie szczycili, po prostu robili, gdyż chcieli pomóc tym ludziom.

[Ludzie żyli tam z czego, z pola, czy lasy były głównym bogactwem?] Nie wiem jak inni, ale jeśli chodzi o mego ojca, to on miał ziemię, miał zakład, miał lasy. Ale lasy, proszę pana, on strasznie szanował. Zamiast tego, żeby ściąć drzewo, to on pozwoliłby sobie palca odciąć! To było coś strasznego... Miał najlepsze lasy w okolicy. Drzewa miały po 48 metrów wysokości, i wszystko było grube, gotowe do wycinki. Wszystko wycięli [po akcji „Wisła”]! Teraz są tam krzaczki, małe buczki rosną. To będzie dobre, ale za 80 lat. A w jednym miejscu to w ogóle niczego nie ma. Po prostu niczego! To, co prawda, nieduży kawałek, oni zrobili tam bazę. W lesie. Zrobili bazę traktorów i innego [sprzętu]. Zaleli ziemię ropą i nic, nawet trawa tam nie rośnie.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

Na pewno później, niż po 10 latach [po akcji „Wisła”]. Bo była taka sytuacja, że każdego, kto się tam pokazał, to od razu do Jaworzna odsyłali [do obozu dla Ukraińców]. [Pan się bał...] Oczywiście że się bałem. A po drugie, po co było tam jechać? Żebym się denerwował?

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Ojciec nie chciał jechać, to jasne! A po co? Tu miał wszystko, co potrzebne. Proszę pana... Mogę panu dodać, że ojciec, gdy był młody, gdy się ożenił, a może jeszcze się nie ożenił, tego nie wiem, jeździł gdzieś tam koło Lwowa, bo tam właściciel majątku, Polak, sprzedawał ziemię. No więc on pojechał, żeby tam kupić sobie ziemię. Ale mu nie sprzedali, dlatego że nie Polak. Wszystko! To było przed wojną jeszcze...

No a potem, jak nas wywozili [do ZSRS], to my wracaliśmy. Był taki Ukrainiec Siokało, był adwokatem, miał syna, też adwokata, ale on również już nie żyje. W każdym razie, oni byli, proszę pana, w bardzo dobrych stosunkach, mój ojciec i ten [adwokat].

Nasza wioska w połowie się spaliła. Ale nie wiem, czy warto na ten temat rozmawiać.. To się paliło tak strasznie, bo to było po żniwach. Nasz dom był kryty blachą, u nas się nie paliło. Ale koło nas spłonęło sześć zabudowań. To, proszę pana, te arkusze blachy, – to wszystko leciało jak rakiety, w las leciało jakieś trzy kilometry. To było straszne. Zapalono w jednej sekundzie, na rakietę. Ciach! – i gotowe. [To Ukraińcy spalili? Dlaczego?] Po to, żeby tam nie osiedlili się Polacy. [Stało się to wtedy, gdy ludzi wywieźli do Ukrainy?] Tak.

Nigdy o tym nie mówiłem, kiedyś wspomniałem o tym w rozmowie z Nastią, a ona – po co o tym mówisz, komu to potrzebne! [No, ale to normalne.] Dziś – normalne, ale gdyby pan powiedział o tym 20 lat temu, to nie byłoby to normalne...

4. Co w życiu było najważniejsze?:

Pan tamtego życia nie zna, dlatego pan nie zrozumie, bo to trudno zrozumieć. Żyło się, i tyle...

Trzeba wiedzieć jeszcze o jednym... Bo mama, jak już mówiłem, zmarła w 1939 r., znalazła się na linii frontu, tam przemarzła i... Najstarsza siostra miała 14 lat, a najmłodsza – 3 lata. Mi było między 7 i 8 rokiem. Sami siebie utrzymywaliśmy. Ojciec, owszem, pracował, ale wszystkim innym zajmowaliśmy się sami. Miał warsztat, więc tam pracował, a my to tak: bydła było do cholery, nigdy nie wiedziałem ile czego posiadam, bo nie mogłem się doliczyć. Większe sztuki to jeszcze tak, ale, na przykład owce: raz miałem 100, a innym razem – 10, ile było na prawdę, nigdy nie wiedziałem. Bo czasami przychodziły owce z innej wioski, przyłączały się do mego stada i szły razem ze mną do domu. I one tam sobie chodziły, a potem znowu gdzieś szły. Ale to nie był problem, dlatego że ludzie wszyscy swoi byli, zawsze mogli między sobą się dogadać i podzielić. I nigdy nikomu niczego nie brakowało.

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Przecież oni na to czekali! Była okazja wypchać nas stamtąd i zasiedlić swoimi. Proszę pana, gdybyśmy my tam zostali, oni nie daliby rady tak spolonizować te ziemie, nie mieliby takich możliwości. A tak, nas zamknęli, tam zrobili co zrobili... Zresztą, proszę pana, oni nie zrobili na tym żadnego interesu, bo my i tak jesteśmy, czy tam, czy tu.

Byli tu u mnie niedawno, mówi jeden: „Panie, myśmy myśleli, że pan się już spolonizował”. Ja mówię: „Co?!”. [To ci z IPN?] Nie wiem skąd oni byli, nie przedstawili się. Bo dzwonił do mnie ten Werbowy [redaktor z tygodnika „Nasze Słowo”], czy ja ich przyjmę? Mówię mu: dawaj ich! Tak se ulżyłem jak chciałem. Mówię mu: „Teraz ciekaw jestem i czekam tylko na to, kiedy was będę germanizować. A będą! Będziesz pan widział.

–– Тeraz to nie te czasy.

–– To nic, takie czasy nadejdą.

–– Teraz jest Europa.

Mówię: „Europa jest dziś, a jutro może jej nie być”. Widzi pan, już teraz się rozpada, gdyż... A niech jeszcze nie będzie komu dać [pieniędzy], to wszystko się podzieli.

[Proszę pana, w 1945 r. było gdzieś 700 tys., powiedzmy 750 tys. Ukraińców w Polsce. Po przesiedleniu do ZSRS zostało gdzieś 150 tys., dla tak wielkiego terytorium to bardzo mało!] Panie, panie... Kto panu powiedział, że 750 tys.?! Nie wiem ile było, ale na pewno było więcej niż 3 mil... tysiące.

[Nie, miałem na myśli 1945 r.] W 1945 r. dużo się nie przesiedliło. Ja to wiem... Siostra z mężem też tam pojechała, a potem wróciła. Nie wszyscy wrócili. Tam były perypetie, ale wrócili i byli [tu]. Ale potem znowu tam pojechali, dlatego że na nich naciskali. Na przykład, jeśli chodzi o mnie, o moją rodzinę... Byliśmy cztery razy w Gorlicach na peronie w gotowości do wysiedlenia do Ukrainy. Ale ponieważ ojciec miał chody, on był wójtem, był tym, i tamtym, miał po prostu dobrą opinię, i Polacy nie chcieli go wysyłać [do ZSRS].

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje:

[Proszę powiedzieć, według pana, dla organizatorów akcji „Wisła” ona zakończyła się sukcesem? Teraz, po latach, jak pan to widzi?] Dla Polaków – tak... Dla Polaków tak, prawda, oni mają przez to do tyłu, ale swoje zrobili.

[Co to znaczy „mają do tyłu”?] Mają do tyłu przez to, że z nami tak postąpili, wcześniej czy później, ale im się to odbije. Ale, proszę pana, to jeszcze nie koniec świata. Wszystko przed nami. Może nie przede mną, ale przed narodem to na pewno, no bo to tak nie zostanie, proszę pana... To będzie... Już teraz w Ukrainie mówi się o zbieraniu ziem. Swoich ziem. Bo przecież są takie na wschodzie i na zachodzie, na północy i na południu – wszędzie.

[Proszę wyjaśnić młodym ludziom, bo ja to stale słyszę: przed wojną wszystko było dobrze, a potem Polacy stali się tacy źli.] No bo proszę pana, jeżeli w szkołach uczyli, że UPA – to bandyci... Ja tu jednemu powiedziałem: „Uczyliście w szkołach dzieci w całej Polsce, że Ukraińcy to tacy i tacy, bandyci, z zakrwawionym nożem w zębach, to wyście...”. Tak właśnie było! Były filmy, i jeszcze jakie! I z tego powodu...

U nas, na przykład, było dużo taki, którzy mówili w ten sposób: „No my nic nie mamy do Ukraińców, ale Ukraińcy mordowali”. Mówię: kto mordował, gdzie mordował?

Stosunek do Ukraińców pogorszył się dlatego, że oni, aby nas wywieźć [deportować w 1947 r.], musieli zrobić propagandę. Bo inaczej... Ale nawet w takich warunkach zdarzali się tacy [Polacy], którzy byli przeciwko wywózce. Bo my współżyliśmy w dobrych warunkach.

Było jak było. Gdy nas wywieźli na zachód [Polski], to tam było piekło! Przez pół roku nas pilnowało chyba z 10 osób. Siedzieli pod domem z siekierami, widłami, kto co miał. [Te osoby, co z siekierami was pilnowały, to one tak same z siebie, czy ich władze...] Nie wiem. Nie wiem też, czy oni pilnowali nas w obawie przed nimi, czy pilnowali siebe w obawie przed nami.

[Co pan sądzi o Świerczewskim, kto go, że tak powiem?..] Według mnie oni sami [Polacy] go zabili.

Zapis następnym pokoleniom Ukraińców

Wydaje mi się, że, po pierwsze, trzeba mieć oświatę, a po drugie, trzeba mieć sumienie. Trzeba mieć jakąś swoją wartość i ją pielęgnować. Niezależnie od tego trzeba uczciwie pracować i szanować swój naród. Nie mówię o innych [narodach], bo inne, to zawsze warto.


Ankietę nagrał Roman Kryk, tekst ukraiński – Kateryna Bedryczuk; tłumaczenie na polski – Roman Kryk




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 02.10.2011 2. Номер анкети: 0211
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Малецький Василь, с. Василя та Марії з д. Маркович

Прушкув
Polska - Польща
4. Дата народження: 08.12.1931 5. Місце народження: с. Климківка, пов. Горлиці, воєводство Краківське.
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: с. Климківка, пов. Горлиці, воєводство Краківське.
1.2. Місце проживання до переселення:

Моє село, це було пересічне село, пересічні люди. Може було трішки більше розвинене, ніж ті далеко в горах, бо там була зовсім інша ситуація. Але нічого такого особливого [в Климківці] не було, зате там була згода, люди жили згідно.

Здається, було близько ста хат.

Батько був, так сказати, таким собі діячем, кимось таким, хто є прикладом для всіх. Він мав завжди свою систему зв’язків.

Мій вуйко [дядько] працював в німецькому арбайтсамті [бюро з працевлаштування]. Його син, тобто мій кузен, він був в Січових Стрільцях, десь там в Перемишлі чи біля Перемишля. Так ось, вони там мали свої домовленості. Наприклад. Коли німці вимагали дати контингент робітників для Рейху, то вони мали таких інвалідів, вар’ятів тощо, постійно їм таких підкидали. Ну, завезли чи свиню, чи курей, чи гусей тим, хто вирішував такі питання, і таким чином викуповували [тих, які повинні були їхати на роботи до Німеччини].

Після війни батька ніхто не чіпав. Він був таким, що не взяв ні копійки, нічого. А от мій тесть сидів в Явожні [польський концтабір для українців].

Коли будували церкву десь в 1930-х роках (мого батька всюди брали, він частково це фінансував, а так люди збирали гроші), то її крив приїжджий поляк. Точно не знаю звідки він був, з якихось польських територій походив. Між тим він закрутив одній бабі голову, то була моя далека кузинка. Родина не хотіла дати згоду на вінчання. Врешті-решт зробили збори всіх мешканців.

Цього поляка звали Чаплінський. Отже, він закохався в мою кузинку. На зібранні просив, щоб його [громада] прийняла, мовляв багато чого може робити. Врешті-решт вирішили, що бляхар потрібний селу, ну й таким чином… А згодом він нам «віддячив», паскудні…

[А як?] Ай, пане… По-перше, там була страшенна крадіжка. Поляки крали все. Вночі корів і коней гнали з гір, цілі рейди йшли, бо ми жили тут уже ближче Горлиць, а вони туди далі ходили.

[Це уже ви говорите про 1940-ві роки?] Так. Бо в період довоєнної Польщі то там нічого особливого не відбувалося. Правда, був один такий ексцес...

В той час я вже ходив до школи, до першого або другого класу. Завжди ми організували в школі щось в роді фестину. Вчителька доручила, щоб я вивчив вірш Тараса Шевченка. А вірші Шевченка важко вивчити. І я знайшов іншого письменника, забув, які він називається, той, який написав «Русин я си русин, русином народився, мій батько русин...» і так далі. Я вийшов на сцену, а там був староста і інше сміття. І що робиться? Староста зірвався з місця, почав кричати: „Jak do was się przyjedzie, to tak jak gdyby przyjechać do innego państwa” [Коли до вас приїхати, то неначе до іншої держави приїхав].

А я був такий… Знаєте, мене ніхто нічого не вчив, лише що я сам десь з кутика почув. Я був цікавий знання, коли у батька були гості, а до нього навіть зі Львова приїжджали, то вони сиділи за великим столом, а я залазив під стіл і слухав, слухав. Так слухав і собі намотував. Хоча, знаєте, то ще були малі роки.

Закінчилося це так, що то все розсипалося [концерт було зірвано], староста втік, я також, бо боявся, що батько буде бити, адже я був свідомий ситуації.

Я повернувся близько 12-ої вночі, то вони уже чекали мене… Но бо вони не знали де мене шукати, піду куди піду, десь в селі заховаюся. Я зайшов до хати тихенько, щоб мене ніхто не бачив, але побачили. Тато тоді перший раз в житті мене «погладив», а він коли «гладив», то києм. І так лишилося...

Потім я якось вийшов до села, там в огороді працювали жінки, перемовлялися: «Дивись, Василь іде». Я думаю, що це таке, що я такого зробив?.. Я того тоді не розумів, лише пізніше зрозумів. Більше про це потім скажу…

[Повернімося до того поляка, чому він погано записався в історії села?] Людина, яка стала сукін-котом [негідником], то вона завжди залишалася сукін-котом, він раніше просто грав роль, бо не міг собі цього дозволити. А згодом, як уже міг…

Мій… До речі, також Малецький, знайшов у нього в хаті… Прийшов до його хати, дивиться, а там в коридорі його упряж для коней. А коней вкрали вночі. І каже, це моя упряж! "Не твоя!" Туди-сюди, прибрали, немає і все. Я не знаю, що там сталося, хто крав, але упряж була в нього. Коней напевно відігнали подальше, з певністю, що не тримав десь там в оборі, тільки далі, без упряжі. Отже, були такі «номери»…

Я йому теж потім віддячив… Коли нас вивезли [в 1947 р.], то він приїхав на захід [Польщі], не до мене, не до нас, але до моєї сестри Люби батьків [очевидно ідеться про батьків чоловіка Люби], вона там була у них, бо вона була уже замужем.

Так от приїхав той Чаплінський, приїхав до них, бо то були сусіди, то вони себе відвідували. Знаєте, наші люди то дурні, бо вони завше хотіли бути в добрих стосунках з усіма. Так от, я зайшов до хати, я не знав, що він там є. Я заходжу, а той Чаплінський сидить. І там ще кілька хлопців, м. ін. швагри. А Чаплінський кричить: „O, Wasyl, jak ty się pięknie po polsku nauczyłeś! [О, Василь! Як ти гарно польською навчився розмовляти!]. А мені це так заболіло, так заболіло!!! «Ти курвий сину, – я так відразу до нього – то ти ще смієш мені щось таке говорити!» Я це сказав, хоч був з мене ще такий кайтек [котигорошок]. „Ty wiesz coś ty nam narobił? I ty jeszcze żeś tutaj przyszedł! Przez pół roku zżarłeś to wszystko coś nakradł i coś nabrał?” [Ти знаєш, що ти нам наробив? І ти ще сюди прийшов! За пів року ти зжер те все, що накрав і набрав?].

Адже, коли нас вивозили, то ми нічого не взяли! Нічого! Навіть як хтось хліба не мав, то без хліба їхав, а якщо хтось мав, то якось там рятували один одного.

Мене підтримали інші, бо й швагри, там було хлопців 8-6, не пам’ятаю. А Чаплінський як підірветься… Навіть шапки не взяв. Як пішов – так більше не повертався. Це він до Ґлоґова приїхав, бо чув, що можна там щось «подоїти». Отже, такий приклад.


2. Вік на момент переселення: 16 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

Батько Василь, сестри: Люба, Ксенія, Стефа, Надя і я.

Мами в той час вже не було серед живих. Вона померла під час німецько-польської війни, в 1939 році. Поверталася з міста і фронт її застав. Два дні сиділа в рові, перемерзли легені і померла. В той час не було ліків для лікування легенів.

Батько не оженився вдруге.

5. Скільки осіб лишилося: 0
6. Скільки осіб переселено: 6
7. Скільки осіб пропало безвісти: 0
8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

Одна... Один курви син, який вженився до села [поляк, який одружився з українкою з Климківки].

[А жидів у вас не було?] А так… Були також жиди, проте їм ніхто не мішав, не було проблем, щоб хтось жида ображав. Нє, такого не було.

[Мали корчму?] Мали, мали… Біля нас був такий жид, котрий був кравцем, робив готовий одяг і віддавав до крамниці.

Інший мав корчму, була божниця, синагога.

Був ще один…. Але їх потім всіх німці забрали. Я їх всіх не пам’ятаю… То було трошки далі [від нашого дому], я їх за дуже не знав.

[То там мусило бути кілька родин жидівських, якщо вони мали синагогу.] Молитися приходили також ті з Лося, моя дружина звідтам, там було більше жидів. І в Устю були [Устя Руське, після 1949 р. – Устя Горлицьке]. Вони там мабуть всі сходилися [до синагоги]. Але цього добре не знаю, бо я тим не цікавився.

Були також цигани.

9. Стан відносин з ними:

Не було жодних прикростей. Зате я мав прикрість [сміється], бо я жидам запалював в печі. Розумієте про що ідеться? Оскільки жидам не можна було запалювати [в свято], то шукали ґоя, щоб їм запалив. Я мав тоді десь 5 років, може навіть менше.

Там було двоє хлопців, які були приблизно мого віку, ми ходили одне до одного, не було проблеми. Якось Єнти (так її називали) каже: «Василь, ти б нам запалив такого-то дня?». Чому ні! Я добра душа. Не знав, про що йдеться.

Прийшов визначений час (то було в таку пору як тепер, оте свято, що їм не вільно було нічого робити). В результаті, як тільки пішов дим, то всі вже кричали довкола, що то Василь підпалив.

Я прийшов додому, тато щоправда не бив, але сказав мені так: ти б краще зробив, коли б нашу хату спалив. Я лише тоді зрозумів, що я наробив! Що то було так важливо! Хоча, насправді, то була дурниця! Знаєте, сьогодні я б міг хоч й тисячу раз підпалити.

Батько вважав, що я погано зробив, тому що то була інша релігія. Вдома мені сказав: ти б краще зробив, якби нашу хату запалив. Аж так.

Якщо я б сьогодні був в такій ситуації, то запитав би [у батька]: Чому ви ніколи не сказали, що так не треба? Тоді я б цього не робив. Но й що такого, що я запалю сірника та у [піч]?

Не знаю, чи мені платили за це, чи щось давали, але здається – ні.

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Наш ліс я відібрав [у держави], маю тепер той ліс. Мабуть я єдиний в Польщі, кому це вдалося.

[Скільки ви мали цього лісу?] Було напевно 15… [15 гектарів!?] Так. [То ви багаті були!] Я й тепер багатий. 15 гектарів, але що я з того маю? Нічого, але то уже інше питання.

Поля було загалом десь 8 га, а ще було 3 га «американські», які нам теж забрали, хоча неслушно, бо вони не мали права це забирати. «Американські»… Бо мого батька швагер був в Америці, він тут мав поле, і він йому записав, а потім ляхи все «з’їли» [забрали].

В будинку житлова частина мала напевно метрів [квадратних] 150, були 3 стодоли. То був такий здоровенний комплекс: була одна стодола, потім стайня, і ще друга стодола, окремо стояв житловий будинок, а ще була така стодола по другій стороні і колешня, там де підводи тримали.

Незалежно від того батько мав заклад, він був столяром, був колись період, коли він робив навіть поштові диліжанси. Тато робив також елегантні брички, елегантні сани, такі інкрустовані, здається у мого двоюрідного брата щось з того збереглося. В принципі він все робив.

Крім того він вів книговодство, був заступником війта, був писарем в ґміні, вів книговодство в кооперативі. Кооператив був український, приналежав Львову.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли?

Мабуть 27 червня 1947 р.

2. Коли Вас привезли?

Ой… Ми були довго в дорозі – 3 тижні!

3.1. Маршрут переїзду:

Климківка – підводи – Горлиці – поїзд – Явожно – Вроцлав – Ґлоґув – підводи – колгосп на букву Д. [головний колгосп був в Жуковіцах, теперішня назва – Гута Ґлоґув].

3.2. Маршрут переїзду:

Вантажили нас в Горлицях. Далі ми їхали через Явожно, напевно через Явожно, бо там був етап, там витягували людей до кози, до того... [табору для українців]. Ну а далі через Вроцлав… Там, де Нижня Сілезія, то там ми були в різних місцях, бо ми шукали [житла]. Бо, прошу пана, як ми там приїхали, то не було де мешкати. Тож нас возили по різних зупинках і шукали місце. У Вроцлаві ми були десь двічі. В Лігниці ми були щонайменше двічі. У Ґлоґові теж були близько трьох разів. Потім ми були в Пілі, в інших місцях, і ніде не було місця. Нарешті нас привезли до Ґлоґова, вивалили і розвезли по колгоспах.

Поки нас завантажили [у вагони], то спершу ми чекали кілька днів, тому що було так: нас виселили на таке поле, яке обробили колючим дротом. Жодної покрівлі не було, а дощ падав і падав весь час. Мабуть ми там тиждень були.

Потім, коли нас завантажили до тих вагонів, то ми їхали… Ну не знаю, в голові закріпилася думка, що ми три тижні у вагоні сиділи.

[В день виселення]

Я поводив себе звичайно, пас корів та інші такі речі робив. Але [у цей день] ми корів уже не пасли, тому що коли ми вранці повставали, то вже між домами були польські вояки. Село було оточене і вже гнали [людей] з того боку [Климківки], від гори. А ми мешкали в середині села, отже нам було трохи легше.

Тато як пішов, то вже його не було, бо він завжди мусів урядувати. Але я там був, і дві сестри, здається, були. Інші сестри вже були деінде у тому часі, бо були заміжні.

Я з власної ініціативи зробив наступне. Поляки страшенно боялися саботажу. А мені скільки тоді було? Мені ще не було 16 років, проте я уже розумів що саме мають на увазі польські вояки, коли кажуть: щоб тільки не було саботажу.

Ми мали гарний город ярини. То все було таке чудове, бо якраз був червень, то все добре росло. Корови були на подвір’ї, не знаю, хто їх туди відпустив, але були на подвір’ї. Хоча у нас після війни тієї худоби було мало, бо німці забрали, поляки забрали коней і так далі. Я тихенько пішов і… відчинив хвіртку. Бо у нас все було довкола загороджено, з одного боку була колешня, далі хата, а біля неї на 5 метрів невеликий коридор, яким можна було проїхати до дороги і був виїзд в поле, але він був замкнений. Отже, я його відчинив…

Сестри цього не бачили, ну а поляки також не бачили, бо вони були зацікавлені іншим, адже дівчата були вже ого-го, а ті напевно холостяки, тому що з війська. А я бачу: пішла одна корова, влізла туди, пішла друга, пішла третя, пішли вівці там-то, і всі там бушують. А я неначебто нічого не бачу.

Врешті-решт котрийсь помітив і став кричати: «Що це! Розстріляю! У нас тут саботаж!». А я йому: «То хто відчинив хвіртку?!». Я тепер сказав це польською, але тоді говорив українською, бо я говорити по-польськи тоді не умів. Ну то він каже: Вижени їх! А я кажу: Якщо спробуєте худобу заганяти, то вона ніколи не піде у хвіртку, вона буде бігати довкола. Тоді він пішов геть, всі пішли, мов хвилею змиті. Ну й добре. Потім я її вже вигнав. Але чого я тоді накоїв! Досі ніхто про це не знав, бо я про це не говорив. Звісно, я це зробив навмисне, а що: вони беруть за дурно, а я маю того…

Ми мали коней, але наші коні пішли так: спершу один до поляків, коли війна [в 1939] спалахнула, і пропав! Мали дати гроші, мали дати заміну, мали коня повернути, де там! Потім коли німці прийшли, то також взяли, одного чи більше, там на схід. А коли [німці] відступали, то забрали останніх [коней]. Одного повернули, але хворого на охват. Не знаю чи знає пан що це означає? Охват, то таке, що жити буде, але нічого не буде вартий.

Тобто [в 1947 р.] ми практично не мали коней. А таких як нас то… Були люди, що взагалі ніколи не мали, а ми мали, бо у нас було чимало поля. Інша річ, що, окрім цього, в нас був постійно рух, батько весь час мав щонайменше 4-5-6 учнів у закладі, до нього тягнулися дуже сильно, здалека приїжджали, і він не кожного приймав. Коли приїжджали, то мабуть мешкали у нас, я не знаю, наше помешкання було досить велике, 150 метрів [квадратних], то багато. Влітку точно спали на соломі, а взимку – не пам’ятаю, бо то було так давно.

[Повернімося до дня виселення, до воза, на який ви речі складали.] Ну що можна на той віз поскладати? Я не знаю, що ми там мали, того воза тягнули корови, оскільки іншого транспорту не було взагалі. Ті, які не мали нічого (бо були такі, що навіть корів не мали), то вони – що взяв на плечі, те й забрав з собою. І що, далеко зайде? До Горлиць було 20 кілометрів! Ми возів мали дуже багато! Але хто мав їх тягнути?! Ну, корови були, ми їх запрягли, і так коровами потягли.

[Що ви взяли на цього воза, якісь образи…] Нічого ми не брали, хто б там тоді образи якісь брав! Те все залишилося, навіть одяг. Що схопили – якусь миску, трохи борошна, трохи чогось до хліба чи ще чого – і то все![Чому ви не взяли всього?] Тому що верещали – «Już! Już! Już!» [Ну все], щоб ми швидше збирались, їм йшлося про те, щоб ми все залишили.

І так ми поїхали до Горлиць… Ми прибули до місця огородженого дротом, там вояки мали пост, вояки там стояли, а ми сиділи в болоті, тому що в горах як тільки трошки піде дощ, то одразу робиться болото. А там була сотня людей (а напевно було більше, бо в кожному домі було кілька осіб), то болото замісили за годину. Ані сісти, ані стояти, бо як довго можна, і вся людина мокра… Я їм цього не забуду ніколи, тому що це страшний досвід. Кілька днів ми там були, не знаю скільки, бо я їх не рахував...

[Коли вас уже повантажили у вагони, то вони були з дахом чи без?] Вагони були і з дахом, і без даху. Худоба і двох ґаздів, тобто дві родини, йшли в одному вагоні, звісно, в товарному.

[А конкретно ви їхали у вагоні з дахом чи без даху?] Я їхав на… Мені там було зручніше… Там були вози–не вози, то був відкритий товарний вагон, то я залазив поміж [наскладані речі] і там собі спав.

Ви не маєте уявлення що я пережив. Це неможливо передати словами, що я вам буду бздури розповідати, це не дуже цікаво, мені здається. Кого це цікавить? Те, що я зараз розповідаю, я навіть дітям не розповідав. Бо коли розповідаю, то бачу, що вони мене не слухають, то навіщо мені це робити. Я їм пояснював, що розповідаю про це не тому, що маю в цьому якусь зацікавленість, а для того, щоб вони знали, що [в житті] щось таке може бути. Нічого то не дало…

[Тобто ваші батьки були десь в іншому вагоні, а ви собі, як хлопець, бігали туди-сюди, бо вам було цікавіше десь між возами…] Не так вже і бігав, оскільки нас пильнували, прошу пана, то не так було, з вагону не можна було вийти, то не було так…

Там ще було цікаво, коли нас везли... [Вдома] залишилося зерно, залишилося сіно, бо було після сінокосів. Нічого не дали взяти. Сказали: „Tam wszystko dostaniecie” [На новому місці все вам дадуть]. А, прошу пана, як ми тільки з дому вийшли, то корови уже ричать. Якби ви бачили, як то все йшло, як виглядав той поїзд з тими коровами, як то все ричало! Так ричали, що можна було лише дивитися вгору і молитися. Щось страшне!

По-перше, не було води. Коли нас завантажили, то корови ще наїлися вдома, а потім – не було сіна, не було води. Відро води можна було взяти лише тоді, коли паровоз заправляли водою (то було на вугіллі). Він там довго не стояв, тож хто міг, той відро води зловив, якби було більше відер, то може б і більше взяли, а так… не виходило. І тим коровам завжди хотілося пити. Та і коням, там же і коні були. Швагер мав коня, здається і лоша було. Це виглядало страшно.

Потім люди, но, мужчини, домовилися з тим, хто провадив паровоза, що якщо він побачить біля дороги копиці сіна, то щоб зупинився. І він так робив. Вони йому щось давали, я не знаю, але за дармо він не зупинявся. Отже, він давав сигнал, зупинявся і всі люди тут же вискакували з вагонів і хто скільки міг набрати, стільки набирав, і втікав назад до вагонів. А за ними вже бігли селяни з села з вилами. Повскакували і їхали далі. Такий цирк відбувався всю дорогу.

Там була ще одна цікава справа… Вже не говорю про їжу, бо харчування ми самі організували: молоко було, бо були корови, хліб мали мої сестри, бо це вони були ґаздинями, але були такі, котрі не мали. Ті, які не мали, то кричали: хто має багато хліба, бо я не маю? Ну якщо не має, то ділилися, той дав, тамтой дав. Зрештою, це було нормально, люди собі помагали.

А втім, так деколи було і в нормальному житті, бо я пам’ятаю коли ще перед війною… Но бо були такі люди, як не мали нічого: ні поля, а хату практично таку, ну знаєте… Тож вони ходили просили. Часом до нас приходили – батько завжди давав. Завжди! Чи повернули потім чи ні – це не важливо. Часом відробляли, часом ні… Але то тільки своїм, полякам навряд чи, бо ми їх ніколи не любили.

4. Чи Ви знали куди їдете?

Не знали, куди їдемо. Нічого.

5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони?

Ні.

Моя донька купила в іншому селі, а втім, я також маю – в Лосю, там, звідки походить моя дружина. Від власника купив, не від лісничого, бо від лісничого я б не купив, від власника. Він залишився [не був депортований 1947 року], бо він був поляк, а жінку мав українку. І його лишили. Я був там декілька раз, він каже – купи шматок поля, бо мені потрібні гроші. Я сказав, що можу купити, зайві гроші у мене були. Він каже, гаразд, дай мені стільки-то грошей. От і купив. Не пам’ятаю, в яких роках, десь в 1970-80… Бо нас не пускали туди щонайменше 10 років [після акції «Вісла»]. Коли б хтось там показався, його б негайно відправили до Явожна, до табору… [І ви боялися.] Звісно, що боявся. І, по-друге, навіщо було туди їхати? Щоб нервуватися?

[Ви ніколи не думали, щоб повернутися в рідну сторону? Декому вдалося, в 1957…] Знаєте, якби всі повертались, то й ми б повернулись. А якщо я один маю повернутися і серед ляхів жити, то ні. Я їх маю тут.

[Тобто такого наміру ви ніколи не мали?] Не можу сказати, що нічого в мене через це не боліло… Але… Я в 1960 році купив тут хату, тому що коли я в Лігниці працював, я мав хорошу працю і хорошу платню, тому що я працював на швейному заводі, там працювало 4,5 тисячі людей. Фактично було так, що заробітна плата персоналу залежала від мене, бо я був відповідальним за оплату праці і виконання виробничих норм. Офіційно моя посада називалась або «інженер», або «технік», залежить від того, хто ким був, бо я фактично не був інженером, я був техніком нормування і організації, а також підрахунків оплати праці.

6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:

Образи, не образи – все залишилося.

6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?:

[З розмови поза мікрофоном вийшло, що двох коней ви не взяли, хоча в документах чомусь записано, що вони були. Була підвода, що ще пам’ятаєте?] Ну, пане, що можна на таку гірську підводу покласти? Дві-три валізи ви поклали і уже підвода заповнена. А ще хтось мав там сидіти, адже не кожен міг іти пішки двадцять з лишнім кілометрів до Горлиць.

[Ви сказали, що вам дали дуже мало часу на підготовку…] От, саме. По-друге, був такий переполох, що людина нічому не була рада. Адже дивіться: зерна не візьмете, сіна не візьмете, ніякої техніки не візьмете, бо все це важке. Прошу пана, у батька було багато приладів, бо він ще до Першої [світової] війни з Америки спровадив столярські прилади, мав цього до чорта, оскільки він виробляв різні такі цікаві речі, бо він не був таким простим столяром, він був, можна сказати, таким собі художником. І все це залишилося. Образи, не образи – все залишилося.

[Батько їздив до Америки?] Ні, батько не їздив.

Я не знаю, що ми там мали, бо тягли коровами ту підводу, жодного іншого транспорту не було. Ті, що не мали нічого (бо були такі, що й корів не мали) – що взяв на плечі, те й забрав. І що, далеко піде? Дорога була 20 км.

Нічого ми не брали, хто б там тоді образи якісь брав! Те все залишилося, навіть одяг. Що схопили – якусь миску, трохи борошна, трохи хліба чи ще чого – і то все! Тому що верещали, щоб ми швидше збирались, хотіли щоб ми все залишили. І так ми поїхали до Горлиць…

6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?:

Треба почати з того, що багато ми не мали. Ми росли одночасно з війною. Наприклад я перед війною, коли почалася війна польсько-німецька, мав мабуть 8 років. Но то, прошу пана, минув рік, два, навіть якщо одяг був, то він мені вже не підходив. Треба було щось інше. А вже потім не можна було нічого купити, я не знаю, чи пан знає, але тоді нічого не можна було купити, нічого!

[Я мав на увазі, що може ви мали хрестик, щось таке тільки своє, приватне, тоді в 1947 році?] Ні, такого не було. Особисті речі могли мати старші люди, а такі діти – де там!

6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?:

[Пане Василю, а зі старих документів зберігся лише документ про переселення? Може щось ще? Довоєнне, з 1947 року…] Нічого не залишилося, все лишилось там. У нас була маса українських книжок, були картини, навіть олійні, але, прошу пана, то все лишилося там, тоді це не представляло цінності. Знаєте… Ми йшли як… Нас потрактували, но, важко сказати, що по-людськи, бо то взагалі не мало… Нас гнали як худобу.

6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?: --------------
7. Які з них збереглися?

Сьогодні з батьківського дому нічого не маю. Не знаю, мабуть нічого… Дружина має якісь старі ложки і виделки, але давно того не вживає. Немає нічого...

Коли ми сюди переїхали, тут мешкав мій батько і мати жінки, але вони були нашими утриманцями, вони мали свої пенсії, але ніколи нічого вони не співфінансували. Вони мали ті гроші для себе.

8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею?

Можу передати копії світлин.

Певний час після запису пан Василь Малецький подарував Фундації «Живі долі» такі предмети:

1. Точилка для ножів. Привезена з рідного дому в 1947 році.

2. Василь Малецький: «Пила, яку ми привезли з рідного дому під час акції „Вісла”. Її власником був мій батько. Їй більше ста років».

3. Рубанок. Привезений з рідного дому в 1947 році. Йому більше ста років.

4. Дриль. Привезений з рідного дому в 1947 році. Йому більше ста років. Куплений батьком Василя Малецького в США.

5. Різець. Привезений з рідного дому в 1947 році. Йому більше ста років. Куплений батьком Василя Малецького в США.

6. Спуст, гобель. Привезений з рідного дому в 1947 році. Йому більше ста років. Куплений батьком Василя Малецького в США. Василь Малецький: «Перед війною батько купив в США набір таких інструментів, проте під час депортації в 1947 р. устиг прихопити з собою тільки деякі».

9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли?

Ні.

Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили?

Колгосп на букву Д. (головний колгосп був в Жуковіцах, теперішня назва – Гута Ґлоґув).

Коли нас там привезли, то військо вже відступило, привезли і їхня робота була закінчена.

[До якого села вас завезли?] То було… Ви не знаєте тих сторін, тепер на цьому місці є Гута Ґлоґув, гута міді. То були ті землі, які належали колгоспові в Жуковіцах, то був головний колгосп, а ми були... Нас було 4-5 родин, то та місцевість називалася… ну саме… на букву Д…

Ми там жили десь 2 місяці, і потім ми звідтам втекли. Тому що там була така ситуація: щойно ми прибули, то одразу той обер… Він ходив у військовому мундирі, в чині офіцера, хоча я в цьому не розбираюся, у військових черевиках з халявами і з нагайкою, гірший курви син за ґестапівця.

Ми там працювали, прибирали зерно з поля, бо того зерна було там достобіса, бо то ще військо посіяло. Батько зі сватом, як в нас казали [з зятем], пішли шукати якогось кутка, пішли до ґміни [району], то ще було півбіди, бо там щонайбільше сказали, що не мають. Бо інші якби мали доброго пса, то пустили б на них, такі там були…

І сталося так, що знайшли аж десь там з другого боку Ґлоґова (між Лігницею і Ґлоґовом) таку хата, не господарчу, а то була охоронка. Там були три будинки: господарчий, щось таке як тут, тільки більший, житловий, але старий, і була та охоронка. Але на жодному даху не було ні однієї черепиці. Бо там йшов фронт, і там стріляли з важкої зброї, і все впало. Той дах то я лагодив, перша моя робота була – робити дахи.

Ми там стали жити, але теж недовго. То називалося Бучина. Тоді батько довідався, що були майстри, які приходили з центральної Польщі і ніби займали господарства, бо вони туди прибували раніше нас. У одного з таких ми купили (бо батько йому щось заплатив) і стали там жити. Але теж не довго. Це було в Клембановіцах, за 2 кілометри від попереднього місця.

Ми недовго там були, оскільки, мабуть осінню наступного року… Зиму ми пересиділи там, але я не сидів склавши руки, в колгоспі працював, і в рошарні (там, де льон розкладають, збирають і переробляють), но, то була не цікава робота. А в колгоспі працював, бо десь треба було працювати, десь заробити. А ситуація була така: якщо піти до приватного на роботу, то ви працювали, а він вам міг дати їжу, а міг і не дати. Хай вам моя дружина скаже, в даному випадку у неї було більше досвіду. Я вже не кажу про платню. То була така ситуація…

Я пішов до Лігниці, не знав міста, то так здається... Раніше жив у горах, хоча, неначе, я не був аж так затурканий, але… Я поїхав до Лігниці, ніби до праці, і якось мені пощастило. Я не мав жодної професії, ніхто в 16 не має. Скільки тієї школи було! Під час війни ми до школи майже не ходили, бо там весь час німці сиділи. Я не знав польської мови тому, що у школі ніхто не вчив польською мовою. Перед війною там польської мови не було. Ходили, щоправда, поляки, але… Не знаю, може й вчили по-польськи? Ми мали українську вчительку, звичайно.

2. Які умови Вам надали?

Дали нам колгосп і вили до роботи! Ну так, бо нам тільки це дали. Ми робили, а нам навіть не дали зерна, щоб ми хліб спекли. Виживали способами… Мій батько був столяром, а сват (батько зятя) був ковалем, вони виконували різні дрібні послуги навколишнім господарям і пару злотих заробляли. Тож ми так пережили це тоді.

[Я тільки одного не зрозумів… Потім уже, коли ви три чи чотири рази поміняли місце проживання, то потім вам дали землю, чи…] Прошу пана, коли ми туди прийшли, коли ми уже втекли з колгоспу, то, здається, там нам дали 80 арів землі, ну, знаєте, 80 арів, то 80 арів.

Потім батько купив… Що значить «купив»? Він заплатив мало, хата і поле, то це була смішна справа [за такі гроші]. Здається 5 тисяч дав тоді, 5 тисяч тоді, то було досить багато. Наприклад, в 1950 році, коли я почав працювати, то я заробляв 10 тисяч на стару валюту. А вже в тому ж році була валютна реформа і я отримував 300 злотих. А потім вже більше.

[Тобто батько докупив трошки землі?] Та він фактично все купив разом: і хату, і землю. Ну кажу вам… Того поляка поставили там [до цієї хати, яку батько анкетованого купив], але насправді то не належало йому. Це було німецьке, але він нібито це зайняв, розумієте. Вони це робили таким чином… Я знав їхні методи… Ми не дураки, щоб не знати, що відбувається. Наприклад, був такий пан, який зайняв… Мав кільканадцять, чи кілька десяток коней, мав корів – до холери! Бо там були такі бамбри, що вони мали і по 80 корів і таке інше. На тому селі. Так у нього що не тиждень-два, так корову вбивало струмом. Спеціально підставляв і потім мусив вбивати цю корову. А потім приїжджала комісія з Ґлоґова, розтинали, поділили між собою, записали протокол і все! Бо заборонено було вбивати, розумієте. Так це відбувалося.

[Що вам в 1947 році дала польська держава?] Нічого, нічого! Ту хату купив батько. Як воно було б надалі… Напевно він мусив би за неї заплатити, я переконаний. Бо то не було його власністю [цього поляка], а він це продав [батькові].

3. Яку картину Ви побачили на новому місці?

Дім, який ми купили, був відносно в доброму стані, у відносно доброму стані... Тільки це був малий дім: здається там були тільки три кімнати, кухня, я думаю, а це трохи для нас замало було.

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

Ще б пак! Та досі є репресії! [Якісь приклади…] Приклади… Прошу пана, но… Якщо українець, то будуть вам влаштовувати бойкот. Я не можу з ними [з сусідами] розмовляти! Коли я починаю говорити, вони замикаються і тиша.

[То бізнес з ними робити не вийде…] Пане, я то робив так: коли я засновував свою фірму (а ви мусите знати, що я був спеціалістом з зарплат, норм і подібного), я по суті на жодному ремеслі не знався. Батько був столяром, а я на цьому теж не знався, бо не цікавився цим.

Натомість в 1956 році, коли обрали Ґомулку [першим секретарем партії], то все стало легше, то уже після смерті Сталіна. Стало легше і можна було засновувати свої [приватні] фірми.

Я працював у цьому швейному закладі, мене дійсно там шанували. Я там починав, коли був ще просто шмаркачем, але до мене ставились серйозно, зрештою я теж трактував тих людей серйозно. І потім коли я йшов, то не хотіли мене звільняти. Я тільки тому звільнився з роботи, бо прийшов новий директор і почав «замітати», я принагідно використав справу і пішов.

Коли я звільнився, то працював в іншому місці, але мені там не дуже підходило, зарплата була не та.

[Ви напевно хотіли сказати про те, що в житті реальному, ви не признавалися, що українець, бо тоді поляки реагували.] Ніколи! Ніколи, прошу пана! Теоретично, то й тепер так само, тільки ті тут мої сусіди, то вони знають про мене, але вони зараз вже не докучають. Ось в цій буді [показує рукою], то був такий сучий… Ну, він досі там, але видно поставили його… Може й те допомогло, що розмовляв з тими тут, бо зараз вже стулив пельку. А колись – завжди мав до мене щось. [Наприклад?] Ну хоча б таке, що коли я пасіку поставив, тоді він сказав що не погоджується на це. Але прошу пана, то не його! То людина-безхатченко. Він просто вломився до тої буди, зрештою я йому спочатку допоміг, бо прийшло таке голодне, босе, з жінкою і дітьми. В кінці жінка і діти його залишили, один тепер живе.

Прошу пана, я пану щось скажу… Ми тут [в Прушкові] живемо з 1966 року. І ми вдавали дурня, ніби ми поляки. Ми виховали дітей в своїй мові, ми навіть щонеділі ходили до церкви [у Варшаві]. Вони [сусіди-поляки] не знали, вони думали, що ми взагалі не ходимо до церкви, до костела [бо невіруючі].

Потім внуки повиростали. Тут один такий є, що вже має майже 27 років. Вони мене колись видали... Бо то близнюки, один є в Перемишлі, другий тут. Одного разу вони хотіли до мене вийти, а там біля дому є мур. То вони, прошу пана, кричали до мене «Діду, діду!». Не всі знали, що це слово означає. Але був один сусід, напроти (уже не живе), він добре то знав, бо він походив звідтам [зі сходу].

Тут було пекло, як тільки довідались. Коли Україна повстала, то, по-перше, почало приїжджати багато українців. Автобуси приїжджали обліплені і фани українські, і так далі. Доходило до того, що прийшло двоє людей з тамтої вулиці [показує рукою] і хотіли нас перестріляти. Буквально. Справа була в прокуратурі! [В 1991 році?!] Так, хотіли нас перестріляти…

Я писав письмо, тільки не до Прушковської прокуратури, а до Варшавської. [Але як це, прийшли і сказати: ми тебе застрелимо?!] Так. Прямо сказали: або забираєшся звідси геть, або тебе розстріляємо, всю родину розстріляємо. [За що? Чому?] Чому! Запитайте у них…

[Поясніть молодому поколінню, чи тим українцям, які будуть це читати через 20 років: чому ви, живучи у Варшаві, ну, майже у Варшаві, чому до 1991 року ви приховували свою національність?] Но прошу пана, якби ми не приховували, то вони були б нас з'їли, відразу, тоді були б нас з’їли без… Але коли уже повстала Україна в 1991 році, то вони вже були беззбройні.

[Але чому були б вас з’їли? Поясніть це молодим людям, бо я це розумію, але…] Тому що ми не поляки! То що, пан не розуміє, що поляк лише себе визнає і ще між собою жеруть один одного!

Я вам щось скажу… Коли подивитесь в ту сторону [показує рукою], то там всі українці. Всі українці! І то доволі далеко по вулиці. Напроти, а ще тут – я знаю, що вони українці. Але вони приховують це.

До мене приїжджало багато українців [з України], кричали голосно, всі уже тоді знали… Тобто, не всі кричали, але були такі, що голосно кричали.

Прийшла прокуратура, забрали тих двох асів… Так вони там на колінах ходили, в прокуратурі. Благали мене, щоб я забрав назад заяву проти них. Що вони вже не будуть це робити.

[Тобто ви хочете сказати (я повертаюсь до запитання), що ви так жили, так поводилися, тому що поляки не толерантні?] Звісно, що не толерантні. То найгірша зараза, яку знаю на світі! А що, пан з тим не погоджується?

Після 1947 року на нових місцях – як ми могли добре почуватися, коли нас всюди цькували? Нас цькували, просто цькували. Пане, просто нас вважали ніким і нічим. Людина могла бути наймудріша і найкраща, але то все зводилось на нуль, тому що ти був таким, яким ти був [українцем]. І то все.

[Тобто за вами увесь час йшла акція «Вісла»?] Так, то акція «Вісла». Прошу пана, коли ми були на своїх територіях, то все було нормально, ми жили як люди і з людьми, і з чужими – чи з поляками, чи з жидами, там навіть цигани були (але їх вистріляли під час війни). Вони, прошу пана, були, ну і що з того, вони мали своє життя, а ми мали своє. І все.

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

Я ходив у Лігниці до церкви. А в 1947 році нічого не було, тому, що не було наших церков, взагалі, прошу пана...

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

Я вінчався у 1958 р., тоді відправляв один священник [греко-католицький], я забув як його звати, він був з Мазурів і приїжджав туди. І коли ми прийшли замовити шлюб, то поляки закрили нам костел. Не пустили. Бо то в костелі тоді відправляли [греко-католики]. І потім я кажу тестеві: знаєте що, яка різниця буде, якщо повінчаємося в костелі [в римо-католицькому обряді]? І ми в костелі вінчалися. Польський священник нас повінчав. Але тільки це і нічого більше, більше ми не ходили до костелу. [Тобто ви спершу домовилися з греко-католицьким…] Так, звісно. [І не пустили…] Не пустили, то я кажу – ну що, приїду з весільною компанією, і що далі? Як то буде виглядати! То було в Лігниці.

[Ви вінчалися в Лігниці в костелі…] Не в Лігниці, це було в місті Проховіце. Була така ситуація, що ми не могли того… Бо поляки зачинили костел, не хотіли нас туди пустити, тобто не особисто нас, але загалом українців. Тому ми пішли до костела. Бо інакше ми не змогли б цього зробити. Не було іншої церкви, до якої ми могли б піти. Но, правда, ми могли піти до православної. Можливо, це була помилка, бо в принципі тут нема різниці [між православним віросповіданням і греко-католицьким], але тоді ми бачили різницю, тому сталося, як сталося.

[Це був той самий костел, де ви хотіли по-українськи?] Ні, інший, це було в Проховицях, а той перший костел був в Лігниці.

[Скільки дітей вам народилося?] Двоє.

[Ваша дружина звідки походить?] Моя дружина з Лося. У нас між селами буде [навпростець] десь кілометр, а так, від мене до неї, десь півтора кілометра.

[Де ви познайомилися?] Як я казав, ми познайомились так, що вона в мене мешкала. Бо я отримав робоче помешкання [в Лігниці], по суті воно не було робоче, але мій заклад мені допоміг, так що я мав це помешкання для себе. Її батько був знайомий з моїм батьком, я не дуже в ці справи тоді втручався, і тоді прийшов просити щоб її взяти [до того помешкання]. Бо знаєте, дівчину завжди воліють мати під контролем. Отже, вона там була.

Але вона там була один рік, а на другий рік пішла до інтернату. Так захотіла – так вчинила, її ніхто не виганяв, то інша справа, просто так вийшло.

На той час вона вчилася в Лігниці, скінчила там фармацевтичну школу, зілярство і таке там, а я вже тоді працював. Я працював з самого початку, як тільки нас вивезли. Перша робота була в колгоспі, потім в іншому, а далі я працював у рошарні в Радваніцах, то недалеко від місця, де ми жили. А потім, через рік, після тих всіх перипетій, я пішов до Лігниці і знайшов собі працю. Зрештою, я її не шукав, вона була майже на вулиці – пішов до першої ліпшої фабрики, яка була біля вокзалу, запитав: є місця – є.

Вже не буду розповідати, чому так вийшло, але мені просто пощастило, адже я не мав жодної підготовки тоді. Мене працевлаштували на посаді заступника комірника частин до машин технічних. То була дуже дорога річ, бо то було все із Заходу, вони там багато того мали. Мене працевлаштували на посаді заступника комірника частин до машин технічних. То була дуже дорога річ, бо то було все із Заходу, вони там багато того мали.

Заступником я був понад півроку і мені вже дали свій склад, я уже вів свій склад. Працював близько року і мене взяли до дирекції, одразу на ту посаду, про яку я говорив – менеджмент зарплат, норм і таке інше.

Там я працював довший час, а потім, як уже говорив, я звільнився. Певний час працював потім у міській раді, приділяв помешкання, ну а далі працював у підприємстві, але теж мені це не дуже пасувало – зарплати були не дуже високі.

Кінець кінцем мій колега з того заводу із пошиття одягу мене намовив (він був головою профспілок), говорить: відкрий собі якийсь заклад. Я кажу: Який заклад! Я ж нічого не вмію! –– Ти даси собі раду, я вже тебе знаю!

І так він мене намовив… Спершу хотів мені дати електричну фірму. Я йому кажу, як так, електрика це серйозна справа. Я не піду туди. Так сталося, що потім я приїхав сюди і розпочав свою фірму штучних виробів. Дуже добре мені це пішло, бо я зробив патент, я був єдиний, так що на торгах я отримав диплом визнання від центральної профспілки. Дали за мій винахід, то не була машина, то був такий прилад. В будь-якому разі, одразу я отримав від однієї фірми (Мотозбиту) замовлення на всю Польщу. І одразу я виріс. То так продовжувалося 3-4 роки.

А потім, як я це кажу, Ґомулка «dostał kota» [здурів], так ми завжди говорили, він фактично був дурнуватий, я це знаю, бо там мешкав мій друг, походив з Климкової, недалеко мешкав, я з Климківки, а він з Климкової. Так що, прошу пана, він там біля нього [Ґомулки] жив, то я до нього їздив і завжди бачив того Ґомулку, як він лазив по городі.

Но але я, прошу пана, не мав паперів. Я там закрутив, мав трохи знайомств, поїхав навіть до України, тому що організовували екскурсію з цеху. Я поїхав до України, для чого? Тому, що їхав також керівник відділу центрального зв’язку, а він був мені потрібний, щоб залагодити ту справу. Отже, я залагодив ту справу і при нагоді Україну побачив. А потім розпочав свою фірму.

Але то теж так… Адже я в цьому не розбирався. Щоправда, я робив різні такі речі під час війни, не буду про це говорити, коротше – зовсім таким босим [незнаючим] то я не був. В будь-якому разі я почав робити, то було початково досить тяжко, а потім я якось відчув цей процес і стало несамовито добре. Тільки не було людей для праці. Тут [показує головою] один рев стояв, 15 осіб працювало, там нижче також працювали, по домах робили, а я тільки їздив і лагодив, лагодив, лагодив… Сировину возив.

Тепер уже нічого не роблю… Я тим займався, поки Ґомулка не «dostał kota» [здурів], поки не почав то все ліквідувати. Я зрозумів в чому річ і швидко вийшов з ринку, ліквідував [фірму]. Почекав два місяці, заснував іншу фірму. Потрібно було мати інформацію про ситуацію в цій ділянці промислу. А я зайнявся шкіряною галантереєю, я був першим в Польщі, хто виготовляв такі дрібні речі, як гаманці, течки, портмоне тощо. Це мені дуже добре вийшло. Я не крав, а бачите, що придбав, хабарів також не давав, значить, я то все заробив. Тепер то уже 10-12 років, як я на пенсії.

То все не було легко, тому що за часів комуни вони нас не любили [приватних підприємців]. Не тому, що ми такі, а не інші, просто ідеологія їм не підходила. Я завжди кажу: а де ж ті комуністи, які були? Я коли йшов щось полагодити, то завжди був з цигаркою. Курив, не курив, але з цигаркою було найкраще. Бо коли я йшов до офісу, то завжди найперше пропонував цигарку, і коли цей хтось взяв цигарку, тоді я мав надію, що я зможу щось полагодити. І так воно було. А як ні [не взяв цигарку] – то треба було втікати.

Ми все робили: гаманці, чоловічі і жіночі портмоне. Там на поверсі може навіть щось залишилося з тих виробів, треба піти вам показати. Тепер дочка тим займається. Можемо піти там до неї… Ми робили багато речей, чохли для різних приладів, важко перерахувати, бо стільки всього робили. То йшло дуже добре.

Я маю патент на винахід, який працює в усьому світі. Машина така для швейного промислу. Ну але то давно було…

[То вам народилося двоє дітей: син і дочка…] Ні, дві доньки. [Як звати?] Дорота і Марійка.

7. Ваші діти знають українську мову? Так.
7.1. Так - Де вивчили? Діти найперше знали українську мову. Вчили вдома. Не ходили до української школи.
7.2. Ні - Чому? ---------------------
8. Ваші онуки знають українську мову? Так.
8.1. Так - Де вивчили? Четверо внуків: три внуки і внучка. Чудово знають українську, краще ніж я.
8.2. Ні - Чому? --------------
9. Чи є у Вас світлини нового місця?

Нема чим хвалитися. Це був нормальний колгосп. Коли ми звідтам переїжджали, то вважали, що покидаємо в’язницю, бо саме так, більш-менш, виглядало життя там.

Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Ні.
1.2. Чи в селі були криївки УПА?

Криївок УПА не було.

Cправді, були партизани, в моєму лісі, але російські. Двох офіцерів. Вони переховувалися протягом всієї війни. А після війни вийшли і вони у нас створили і нашу поліцію, і нашу адміністрацію. Але це довго не тривало, тому що поляки, коли вже домовились там в Потсдамі чи десь, то, прошу пана, перехопили це і повикидали наших всіх.

Ці партизани були чи з полону, чи ще звідкись, я не знаю, бо я був за малий, мені ніхто нічого не говорив. Але, прошу пана, в моєму лісі, я там пас корів, і завжди мій собака брехав коло того куща. А я не знав... Лише після всього, коли війна скінчилася, то сказали, що там і там було. Бо про це знали швагри, тому що вони до них приходили і вони їх практично утримували.

Чи то були російські, чи українські офіцери, я точно не знаю. Але тоді, знаєте, всі були руські.

2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА:

Я не мав контакту, у нас УПА не функціонувало, окрім того, що я вже сказав. А того, кого я знав, так я лише згодом дізнався, який він, той Юрко.

В Климківці я бачив упівців, але, прошу пана… Тож вони приходили як до родини. І ми їх так трактували.

[Тобто були у вас в хаті, ви давали їсти.] Ну звісно.

[А були в УПА хлопці з Климківки?] Ні. Наші в то не входили. Тобто, там з села Брунари щось було, але я не упевнений, що вони… Ну, це такі справи, що я не хочу говорити. Ну, не було…

А втім, пане, ми перед війною жили з поляками дуже добре. [Ну як «добре», коли у вас не було поляків?] Ну чому… Сусіднє село вже було польське, наприклад Ропа. Я казав, що у нас поляків не було, і дійсно так. Але був присілок, де були поляки.

3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

Не сприяв УПА. Вони приходили, щось там того, і йшли. Не знаю… Не можу того сказати, що сприяв.

[Ви в Климківці тих упівців, які до вас приходили, трактували фактично як своїх людей.] Но а як! [Це тому, що ви їх знали?] Ні, ми їх не знали, це були люди з інших регіонів. [А чому така симпатія була до них?] Тому, що це були наші люди.

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА: Ні.
4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням?

Зброї я не мав тоді точно, а коли я вже мав свою фірму, то я мав такий газовий пістолет. Але я його віддав, тому що на холеру він мені [навіщо він мені]?

5. Чи перебували Ви під арештом?

В тюрмі я сидів у 1950 або 1951 році. Мене тоді звинуватили у шпигунстві.

Я в той час працював на швейному заводі в Лігниці. Тоді я ще ходив до вечірньої школи, бо не міг ходити до звичайної школи під час війни, адже в школі відпочивало німецьке військо, оскільки там для цього були відповідні умови. Ми трошки вчилися взимку, але то було таке-во. [Де ви ходили до школи?] Ніде. Під час війни від весни до майже зими там увесь час була ротація німецьких військ. [То ви кажете про Климківку?] Так, про Климківку, не знаю як де, але у нас так було. [А де вони там відпочивали, там були якісь будинки для цього?] Наприклад штаб був у нас, в моєму будинку. І так виходило, що коли прийшли поляки, то вони також там у нас сиділи. Там були два входи, будинок був досить великий.

Ще пам’ятаю, що вони [польські вояки] підкладали різну зброю, набої, також ракетниці тощо. Розумієте, я тоді був ще м’ягкий [шмаркатий]… І я тоді взяв набій для ракетниці і просто викинув. [Де цей набій був?] Польські військові займали у нас кімнату чи дві, вони там спали і там тримали ці набої, вони спеціально порозкладали їх будь-де. Я взяв один набій і просто викинув десь там, він не був мені потрібний, але так мені просто захотілося, така фантазія. Потім вони шукали цей набій, шукали… Але якось нічого не зробили. Може здогадались, що шмаркатий то забрав, не знаю.

Коли вони збиралися нас вивозити [в 1947 р.], власне тоді військо прийшло, тоді той штаб був в нас. Так от, прошу пана, вони ходили по лісах і там стріляли. Пішли десь там, до одного ліса, до другого, і пів години, без перерви гатили! Ніби там були бандерівці. Насправді там нікого не було! Стріляли вгору або по деревах, поверталися, і так щоденно. А потім нас вивозили…

Але, прошу пана, ще перед тим було, то вони тоді також сиділи в нас, я не пам’ятаю, чому вони там перебували, але це також було десь перед переселенням. Но і, прошу пана, вони практично зайняли нам всі приміщення. Бо німці займали так, щоб і ми помістилися, а коли були поляки, то ми десь по сіні мабуть спали, уже не пам’ятаю.

В будь-якому разі один з них, і скажу вам щиро, що я майже впевнений, що це був мій сусід, ось з цього дому [показує рукою], бо він проговорився... Тоді він був в однострої, а то міняє вигляд. [То цей ваш сусід в 1947 році був там?] Но бо він у війську був. Коли я тут купив дім, то якось його дружина сказала мені, що в той час він з військом по Бєщадах вештався. Тепер тут уже хтось інший живе.

Но і, прошу пана, спеціально наклав у солому набої (бо звідки могли бути у соломі набої?). І потім вроді їх збирав, і, каже: „O! Naboje, banderowcy, banderowcy!”. [То було у вас в стодолі?] Ні, то було у нас в помешканні, бо вони там насипали собі соломи… Досить того, що прийшов якийсь старшина і каже: „Nie wydziwiaj” [не вигадуй]. Він уже знав, що той вояк таке придумує.

Щодо того, що я сидів [в тюрмі]… Я учився, я працював... Отже, було вже рік-два, як я там [в Лігниці] працював. Я прийшов додому (я повертався зі школи десь о восьмій-пів на дев’яту), я мешкав у когось, і на мене вже чекали, і забрали мене.

Нічого ніхто мені не сказав. Всадили мене до льоху, як я рахував, їдучи у ліфті, то було шість поверхів під землею. Тоді там було відділення міліції, можливо і зараз є. Там мене тримали. Щохвилини мене запитували про різні речі, про те-се, що шпигун. Я кажу – Слухайте... Но фактично, я тоді не знав, що то такого той шпигун. Сьогодні може це важко собі уявити, бо сьогодні інший час – є телебачення, радіо, газета. Тоді ж не було нічого. І, по-друге, ніхто про ці справи не говорив. [Тобто вони вам говорило щось про шпигунство, а ви не розуміли, чого вони хочуть?] Так, я їм говорив, що не знаю, що воно таке.

Так ось, мене тримали там, а їсти, пане, давали таке, що сьогодні жодна свиня такого не їла б. То було неможливо їсти. Коли мене урешті-решт випустили, то мені повернули пару злотих (всіх не віддали, тільки частину), то я першим ділом пішов до пекарні, взяв хліб двокілограмовий, і поки прийшов до хати, то весь з’їв. Хоча то була дурниця, сьогодні це розумію, але тоді я не міг наїстися.

Я там довго не сидів, не знаю, може з два тижні, але того вистачило. [Але яку вони мали підставу для арешту, ви очевидно зрозуміли це пізніше?] Ніхто мені нічого не сказав! Прошу пана, наостанок перестали до мене приходити. Весь час підставляли когось, я знав, що підставляють, бо серед тих, кого підставляли був навіть один мій знайомий. Розповідав, що його посадили в тюрму, був сантехніком, пішов на базар і хотів купити якусь запчастину, щоб поладити комусь газову кухню, а там жидівка показала на нього, мовляв, він її обікрав, і готово! Його піймали.

Але це неправда, я потім дізнався, що його брат був убеком [співробітником спецслужб], а він лише помагав їм таким чином. Для чого? Бо тут навіть такий сусід, мешкає за 19 номером, він вже помер... Так от, він мав фірму і я мав фірму, ми зустрічалися на торгах в Познані, но і, прошу пана, він завжди говорив: знаєш, я маю такого хорошого аквізитора, він мені дає багато заказів. Я кажу: то радій! Але одного разу ми були удвох, і приходить один чоловік. А я його знав. Він якраз працював в «дзєвяжу» [мабуть назва заводу в Лігниці, де працював анкетований], і там було таке особливе відділення. Я працював там, але не знав, що воно таке. Бо там цілий перший поверх займав відділ кадрів, а вони там були так збоку. Я думав, що то працівники кадрового відділу. Прошу пана, я працював на третьому поверсі, що мене то цікавило? До того, то було велике підприємство, до трьох з половиною тисяч людей. Но й, прошу пана, цей чоловік пішов, а я кажу: –– Моравський, то той такий хороший? –– Так, це він! Кажу, а ти його знаєш? –– А що, пан його знає? Кажу, так, я його знаю. –– Як це знаєте?! Ну, я і розповів. Я думав, там всі впісяються, бо там, прошу пана, таких було більше. Кожен до мене бігав питати, хто і що.

Но і, прошу пана, наостанок прийшов той «хороший», десь він дізнався про що йдеться, прийшов до мене і каже: «Навіщо ти це сказав?». А я йому: "Я сказав правду. Я не брешу, і ніколи не брехав». А я його не знав, бо ніколи з ним не говорив! Ну, що значить не говорив… Я мав такий випадок, що їхав в автобусі на роботу і мій колега... Ну, не так колега, бо він працював у виробництві, а я працював в керівництві, була отже різниця між нами. Но і, прошу пана, він каже: «Знаєш, купи собі хліба, бо подорожчає». А той хліб щотижня дорожчав, то не була жодна новина. [На роботі] проходячи через ті кімнати, бо я мав місце окремо, я сказав: «Дівчата, купіть собі хліба, бо має подорожчати». Стільки лише сказав і пішов далі. І, холера, через пів години дзвонять: „Малецький, до особливого відділення!». Я кажу, а де воно це особливе відділення? Мені пояснюють, що вона там-то. Пішов, так мені там два дні протокол писали. Нічого мені не зробили, але голову морочили.

[То ви так і не довідалися за що ви два тижні сиділи?] Припускаю що за шпигунство, адже про шпигунів запитували, показували різні світлини, чи я того знаю, чи тамтого знаю, то як то можна розуміти?

[Це ясно, але яка була формальна підстава затримання, того, як припускаю, ви не знаєте дотепер…] Ні, не знаю, мені нічого не сказали. Кінець кінцем, коли я сидів останні 4 дні – ані мені не давали їсти, ані нічого, сидів в тій дірі, в тому льосі, і зрештою я уже був повністю виснажений, тоді почав гупати у металеві двері, так бубонів, що чув, що то іде далеко. Зрештою хтось прийшов і мене випустив. Сказали йти додому і на тому справа скінчилася.

Я повернувся на роботу – ніхто мені нічого не сказав. Пішов на роботу як завжди. [Вас два тижні не було і…] Вони знали про те, але розуміли, що то бздура [нісенітниця], отже… А по-друге, то, чесно кажучи, то було єдине підприємство, в якому я працював і добре почувався. Люди були дуже порядні. Але коли зараз задумуюсь – там були одні лише українці.

[То ваше затримання було приблизно коли?] То було або в 1951 році… Ну, не пізніше. [Ще за Сталіна…] Ну, за Сталіна, звичайно.

Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

Там була, по-перше, згода. Люди шанували одне одного. Ті, які вирізнялися в чомусь, вирізнялися теж іншими. Не було так, що якщо, наприклад, хтось був розумнішим ніж інші, то йому докучали. Такого не було. А, по-друге, ті люди, котрі уміли зробити щось, чого інше не могли, то вони цим не хизувалися, вони просто робили, бо хотіли допомогти тим людям.

[Люди жили там з чого, з поля, чи ліси були основним багатством?] Не знаю, хто як, але, прошу пана, якщо йдеться про мого батька, то він мав землю, мав фірму, мав ліси. Але ліси, прошу пана, він надзвичайно шанував. Замість того, щоб зрубати дерево, він дозволив би собі палець відтяти! То було щось страшного… Він мав найкращі в околиці ліси. Дерева були по 48 м в висоту і товсті, готові, щоб їх зрубати. Все зрубали [після акції «Вісла»]! Зараз там одні лише кущі, маленькі бучки там ростуть. Буде хороший ліс, але через 80 років. А в одному місці взагалі нічого нема. Нічого! То, щоправда, невеликий шматок, на якому вони зробили базу. В лісі. Зробили базу для тракторів та іншого. Там залили землю нафтою і там нічого, навіть трава не росте.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

Напевно більше, ніж по 10 роках [після акції «Вісла»]. Бо була така ситуація, що кожного, хто там заявився, то одразу до Явожна відправляли. [То ви боялися…] Звісно, що боявся. А по-друге, навіщо було туди їхати? Щоб нервувати?

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Батько не хотів їхати, звичайно! А навіщо? Тут він мав все, що потрібно. Прошу пана… До того можу ще додати, що батько, коли був молодий, коли одружився або ще не одружився, не знаю, він їздив десь там біля Львова, бо там власник маєтку, поляк, продавав землю. Отже, він поїхав туди, щоб там купити собі землю. Але йому не продали, тому що він не поляк. Все! Перед війною ще це було…

Ну а потім, коли нас вивозили [до СССР], то ми поверталися. Був такий українець Сьокало, він був адвокатом, в нього був син, також адвокат, але й він вже не живий. Досить того, що вони, прошу пана, були в дуже добрих взаєминах, мій батько і той [адвокат].

Наше село в половині згоріло. А втім, я не упевнений, чи варто цю тему обговорювати… Село горіло дуже сильно, бо то було після жнив. У нас була хата, крита бляхою, у нас не горіло. Але біля нас спалилося шість забудов. Ті аркуші, бляхи, – то все летіло як ракети, в ліс, за кілометрів три. То страшне. Запалене було в одну секунду, на ракету. Чак! – і все готово. [Це наші спалили? Чому?] Тому, щоб там поляки не поселилися. [То це сталося тоді, коли людей уже в Україну вивезли?] Так.

Я ніколи про це не розповідав, колись заговорив про це з Настею, а вона – навіщо ти про це говориш, для чого це потрібно! [Ну але це нормально.] Сьогодні – нормально, але якби ви про це сказали 20 років тому, то це не було б нормально…

4. Що в житті було головне?

Ви не знаєте того життя, тому ви не зрозумієте, бо то, прошу пана, важко зрозуміти. Жилося, і тільки…

Треба знати ще одну справу… Бо мати, як я уже говорив, померла в 1939 році, вона була у фронтовій смузі, там перемерзла і… Найстарша сестра мала 14 років, а наймолодша – 3 роки. А мені було між 7 і 8. А ми самі себе утримували. Батько, так, працював, але окрім того ми все робили самі. Він мав заклад, то він там працював, а ми то так: худоби було до холери, я ніколи не знав, скільки чого маю, оскільки не міг дорахуватися. Більше штуки ще так, але, наприклад вівці: одного разу я мав 100, а іншого разу – 10, а скільки було насправді, я ніколи не знав. Бо вівці іноді з іншого села приходили, прилучалися до моєї отари і йшли разом зі мною додому. І вони так ходили, потім знову кудись йшли. Але в цьому не було проблеми, тому що люди всі свої були і вони завжди між собою могли домовитись і поділитися. І ніколи нікому нічого не бракувало.

5. Чому Вас переселили?

Та вони на це чекали! Була нагода нас звідтам випхати і заселити своїх. Прошу пана, якби ми там залишилися, вони б не змогли цю землю так сполонізувати, бо не мали б такої змоги. А так, нас замкнули, там зробили що зробили… А втім, прошу пана, вони не зробили на цьому жодного інтересу, бо ми все одно є, чи там, чи тут.

У мене тут були нещодавно, каже один: „Panie, myśmy myśleli, że pan się już spolonizował” [Прошу пана, ми думали, що ви уже ополячилися]. Я відповідаю: що таке?! [То ті з ІПН-у? (поьський Інститут національної пам’яті)] А я не знаю звідки вони були, вони не представились. Бо до мене дзвонив той Вербовий [редактор з тижневика «Наше слово»], чи я їх прийму? Я кажу: давай їх! Я по них поїздив, як тільки хотів. Я йому кажу: „Teraz ciekaw jestem i czekam tylko, kiedy was będę germanizować. A będą! Będziesz pan widział. [Тепер лише чекаю, коли вас будуть німчити! Бо будуть! Ви побачите.]

–– Тeraz to nie te czasy! [А зараз не такі часи!]

–– Нічого, такі часи прийдуть.

–– Зараз є Європа.

Я кажу: Європа є сьогодні, а завтра її може не бути, уже зараз розпадається, бо… А якщо нікому вже буде дати [гроша], то все одразу поділиться.

[Пане Василю, в 1945 було десь 700 тис., скажемо 750 тис. українців в Польщі. Після переселення до СССР залишилося десь 150 тис., на таку велику територію, це дуже мало людей!] Пане, пане… Хто вам сказав, що 750 тис.?! Я не знаю, скільки було, але напевно було більше як 3 міль… тисячі.

[Ні, я маю на увазі в 1945 р.] В 1945 багато не переселилося. Я це знаю… Моя сестра з чоловіком теж туди поїхали, а потім повернулися. Не всі повернулися. Там були перипетії, але повернулися і були [тут]. Але потім знову туди поїхали, тому що на них натискали. Наприклад, якщо про мене, про мою родину… Ми були 4 рази в Горлицях на пероні на виселення в Україну. Але через те, що батько мав зв’язки, він був і війтом, і тим, і тамтим, просто мав добру репутацію, і його не хотіли поляки висилати [до СССР].

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше:

[Скажіть, будь ласка, на вашу думку, організаторам акції «Вісла» вона вдалася, завершилася успіхом? Тепер, коли пройшли роки, як ви це бачите?] Для поляків – так... Для поляків так, правда, вони «мають до заду», але вони своє зробили.

[Що значить «мають до заду»?] Мають до заду, що з нами так вчинили, раніше чи пізніше, але їм це відіб'ється. Але, прошу пана, то ще не кінець світу. Ще все перед нами. Може не переді мною, але перед народом точно, адже та справа так не залишиться, прошу пана… То буде… Вже зараз в Україні говорять про збирання земель. Своїх земель. Адже є і на сході, і на заході, і на півночі, і на півдні – всюди.

[Поясніть молодим людям, бо я постійно це чую: от, перед війною було все добре, а потім поляки такі погані стали.] Но бо прошу пана, якщо в школах навчали, що УПА – то бандити… Я тут одному сказав: „Uczyliście w szkołach dzieci w całej Polsce, że Ukraińcy to tacy i tacy, bandyci, z zakrwawionym nożem w zębach, to wyście..." [Ви навчали дітей в школах по цілій Польщі, що українці такі-сякі, що вони бандити з закривавленим ножем в зубах, то ви...]. Саме так було! Були фільми, і які! І через це…

У нас, наприклад, було багато людей, які казали так: «Ну ми не маємо нічого до українців, але українці мордували». Я кажу: хто мордував? Де мордував?

Стосунок до українців погіршився тому, що вони, щоб нас вивезти [депортувати в 1947 р.], мусили зробити пропаганду. Бо інакше… Хоча там і так траплялися люди, які були проти того, щоб нас вивозити. Ми співжили в хороших умовах.

Але було як було. І коли нас вивезли на захід [Польщі], то там було пекло! Пів року за нами пильнувало мабуть з 10 чоловік. Сиділи під хатою з сокирами, вилами, хто що мав. [Ті чоловіки, що з сокирами пильнували вас, то вони так самі з себе, чи їх влада…] Я не знаю. Не знаю також, чи вони пильнували нас від них, чи себе від нас.

[Яка ваша думка щодо Свєрчевського, хто його, що так скажу?..] На мою думку, вони [поляки] його самі убили.

Заповіт

Мені здається, що, по-перше, треба мати освіту, а по-друге, треба мати совість. Треба мати якусь свою цінність, її плекати. А незалежно від того, треба чесно працювати і шанувати свій народ. Я не говорю про інші [народи], бо інші завжди варто.


Анкету записав Роман Крик; мовна обробка Катерини Бедричук

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 04.06.2019 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 04.06.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
VIDEO


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 697 439
Dziś:
Днесь:
69