Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0188)
Całka Stefan, s. Sebastiana i Marii z d. Mech
ur. 22.12.1938
Stare Sioło, gm. Oleszyce, pow. Lubaczów.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 02.01.2013 2. Numer kolejny: 0188
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Całka Stefan, s. Sebastiana i Marii z d. Mech

Kruklanki
Польща - Polska
4. Data urodzenia: 22.12.1938 5. Miejsce urodzenia: Stare Sioło, gm. Oleszyce, pow. Lubaczów.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Stare Sioło.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

Rodzina mojej mamy mieszkała w Starym Siole od bardzo dawna, ojciec z kolei był Polakiem. Co prawda, rozmawiał po ukraińsku, a dziadek, w zasadzie, po polsku.

Dziadek (ojciec mego ojca) jeździł parę razy do Ameryki, mieszkał (tam została jeszcze jego rodzina) w miejscowości Sibigi, powiat Nisko. No więc on jeździł do tej Ameryki, zarobił pieniądze i w Starym Siole kupił sobie ziemię, no, to było gdzieś 10 hektarów, tato był gospodarzem i tam się pobudował.

No więc ojciec tam zamieszkał, znalazł sobie żonę, Ukrainkę, z rodziny Mechów, no i tak... Jestem więc taki trochę mieszaniec.

Był taki wypadek... Nie wiem, czy [do wioski] przyszedł wówczas jeden czy dwóch... Wtedy w naszej wiosce zamordowano ok. 20 ludzi, w tym mego dziadka (ojca mojej mamy), po prostu dlatego, że Ukraińcy. Przychodził taki do ukraińskich rodzin i strzelał. A dlaczego strzelał – tego nie wiem.

Wiem, że zaszedł do nich – a rodzice mamy mieszkali trochę dalej, na drugim końcu wioski – no więc zaszedł, chciał, być może, zastrzelić mamy brata, ale ten powiedział: Słuchajcie, panowie, ja tu dla was szyję kożuchy (był krawcem), pójdę i przyniosę te kożuchy (szukał wyjścia z sytuacji). Poszedł i uciekł. Po prostu nie wrócił już do domu.

Brat mamy nazywał się Wasyl Mech, wyjechał potem do Ukrainy. Był krawcem.

Dziadek leżał koło pieca (kiedyś te piece były takie większe). No to przyszedł, wziął karabin, przystawił do głowy i zastrzelił. To był ktoś z policji [milicji], to nie byli żołnierze.

Dziadek nazywał się Teodor Mech. Przeżył I wojnę, był w armii austriackiej, no i był inwalidą, gdyż stracił oko. Tam przeżył, a tu... Wzięli i zastrzelili, bez przyczyny, tylko dlatego, że był Ukraińcem.

Dziadka Teodora Mecha (mamy ojca) zamordowali przed wywózką do Ukrainy, czyli to mógł być 1945 lub 1946 rok. Ponoć, nie wiem, czy to prawda, ale mówili, że potem partyzanci [UPA] tylu samo Polaków...

Wyjaśnić dlaczego tak było, to pewnie byłoby trudno. Mnie to zastanawia – dlaczego tak było? Czy musiało tak być? Ktoś musiał to wszystko jakoś tak nastrajać, żeby była nienawiść. No bo przecież przed wojną, i jeszcze w trakcie, w naszej wiosce były polskie rodziny, i ukraińskie, nikt tam się nie kłócił, no jakoś tak dobrze sobie żyli, Polacy chodzili do cerkwi (cerkiew była na miejscu, a kościoła wtedy nie było)... Skąd się wzięła ta nienawiść?

I jeszcze taka ciekawa rzecz. Gdyby to była jakaś banda czy coś takiego, która się tym zajmowała, to jeszcze można byłoby to sobie jakoś tak... Bo w takim okresie mogło coś takiego być, nawet obecnie zdarza się coś takiego, że ktoś tam napada. Ale wtedy było już państwo, było państwo polskie, była władza, jeszcze może nie okrzepła, ale to już było dwa lata po wojnie. Jak można było do tego dopuścić? Żeby, przypuśćmy, policja, żołnierze, zorganizowane formacje, żeby ot tak po prostu strzelali do niewinnych ludzi.

Jakoś trudno mi to sobie wytłumaczyć dlaczego tak było. Czyta się teraz różne historie, że [Polakom] trzeba było odwet brać, gdyż gdzieś było tak, a gdzie indziej było tak. Ale przecież tam, gdzie tak było, tam również były przyczyny, że było tak, a nie inaczej. Takie wytłumaczenie, no...

Dla mnie jest to po prostu niezrozumiałe. Komuś chodziło o to, żeby z Ukraińcami zrobić porządek. Żeby ten naród przestał w Polsce istnieć, żeby nie było tych Ukraińców. Ale przecież to byli również, jak to się mówi, obywatele Polski. Nikt nas tu nie przysyłał, mieszkaliśmy na tych terenach. Zresztą akcja „Wisła” jest przykładem tego, że trzeba było coś z tymi [Ukraińcami] zrobić.

Urodziłem się w 1938 roku w Starym Siole jeszcze przed akcją „Wisła”. Do szkoły chodziłem przez jeden rok: w Starym Siole szkoły już nie było, chodziłem do Starych Oleszyc, od nas to było jakieś 5-6 kilometrów. Pierwszej klasy nie udało się skończyć, gdyż nadeszła akcja „Wisła”.

Chodziłem do polskiej szkoły [w Starych Oleszycach] przez jeden rok, ale nauki nie skończyłem, trochę zabrakło czasu, to było w 1946 roku, wrzesień, to już było po wojnie.

Co prawda, nas wysiedlali dwa razy, ale mogę powiedzieć, że wysiedlili nas [ostatecznie] bodajże 15 czerwca 1947 r.

Wywieźli nas na stację kolejową, w tej chwili nie przypominam sobie jaka to była stacja, w każdym bądź razie wysiedlili nas.

Nie pamiętam wiele z życia swojej wioski: wiem, że była to duża miejscowość, która liczyła prawie 700 numerów. Gdy tam jeździłem, to rozciągała się ona od trasy Jarosław-Lubaczów i aż do trasy Oleszyce-Mołodycz. Jak widać, była to dosyć duża wioska.

Była u nas szkoła, co najmniej 4-klasowa. Wiem, że uczył tam nauczyciel Pyriżok czy jakoś podobnie się nazywał. Do szkoły tam nie chodziłem, chodziłem do przedszkola. Pamiętam, że akurat wybieraliśmy się, żeby zapisać mnie do szkoły, i wtedy zaczęło się to takie – może front nadciągnął.

Większość stanowili tam Ukraińcy. W naszej wiosce była cerkiew, i dzwonnica, mama prowadzała mnie do tej cerkwi, gdy byłem małym chłopcem. Kościoła nie było.

Powiedziałem, że za wiele nie pamiętam, ale mam sentyment do tego [miejsca], ponieważ się tam urodziłem, kilka razy tam jeździłem. Mój dom jeszcze stoi, dostał się siostrze ojca, mieszka tam do dziś.

Co prawda, tej cerkiewki już nie ma. Gdy wyjechaliśmy, zrobili z cerkwi magazyn. Tam był magazyn jeszcze pod koniec lat 1960, gdy przyjechaliśmy tam w odwiedziny. Przyjechaliśmy wtedy z żoną do Starego Sioła, zaszliśmy do cerkiewki, no więc tam były i nawozy, i inne rzeczy. No a później tę cerkiewkę...

A to był zabytek, ona była bodajże z XVII wieku. No ale cóż, zniszczyli, potem rozebrali, a na tym miejscu postawili kościół. Na tym samym miejscu, i ten kościółek tam jest.

No, został jeszcze cmentarz, niektóre nagrobki przetrwały do dziś. Tam jest pochowana siostra mojej mamy, zmarła w młodym wieku, miała 20 lat, pomnik jeszcze tam stoi.

Okazuje się, że ten cmentarz został wpisany... no jak powiedzieć... zabytek czy jak... No jako taki, którego nie można ruszać, chować też tam nie chowają. To, co zostało, te nagrobki, to one, mniej więcej, są w takim stanie jak kiedyś. Teraz ten cmentarz jest trochę zadbany, kiedyś był zarosły, teraz widać, że tym cmentarzem ktoś się opiekuje, wykasza go, jest to ogrodzone. Ostatnio byłem tam w ubiegłym roku [2012], widać było, że to wszystko inaczej wygląda.

Kiedyś dbał trochę o ten cmentarz taki Lichacz, mieszkał w Surmaczówce czy gdzieś, on się trochę nim opiekował. Był tam grób partyzantów [UPA], i on chyba tam wciąż jest, dziadek jest tam pochowany, siostra mamy. No ale to wiadomo, czas płynie, a kiedyś robili te pomniczki takie skromne...

Miejscowi swoich umarłych wożą do Oleszyc.

Tak właśnie wspominam swoje Stare Sioło.

Moja żona przygotowywała koncert z okazji 65 rocznicy akcji „Wisła”. Było nas tam wszystkich ponad 10 osób, były małe dzieci, byli starsi, no a ja już jako prawie dziadek – byłem jednym z najstarszych. Żona powiedziała, że muszę coś powiedzieć, dlatego teraz mogę przeczytać wiersz, który wtedy deklamowałem.



W Starym Siole, bosonogi,
Obiegałem wszystkkie ścieżki, drogi,
Gdy chłopięciem byłem jeszcze.

Paliły pokłóte na ściernisku nogi,
Ale w nocy spałem kamiennym snem.
O, jak bardzo chciałbym na swym polu
Przytulić do ziemi głowę,
Zapomnieć o doznanych smutkach i bólach,
I całować ojczysty czarnoziem.

W wielkiej tęsknocie chcę jeszcze wspomnieć
Starą cerkiewkę, której już nie ma.
W niedzielę i święta do niej moja mama
Mnie w dzieciństwie za rękę prowadzała.

Nie zezwolił los starości doczekać
Na swej ojczystej, na tatowej ziemi,
Trzeba było zostawić pole, i dom rodzinny,
I w obcych stronach chleba szukać.
2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 9 lat. 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem:

Ojciec taty Jan Całka; tato Sebastian; siostra taty Stefania; taty brat Józef; taty brat Franek; mama Maria z d. Mech; brat Władek; siostra Janina; siostra Maria (najmłodsza z rodzeństwa); ankietowany Stefan Całka.

Później, gdy wywieźli do Ukrainy brata mojej mamy, z nami zamieszkała mama mojej mamy, Maria. Jest tu pochowana, ona do Ukrainy nie pojechała, została z nami.

Cała rodzina mamy pojechała do Ukrainy, cała rodzina taty została.

5. Ile osób zostało na miejscu:

Trzy osoby.

Została siostra taty Stefania [Owca z d. Całka], ona mieszka tam do dziś. Tam był duży dom...

Został również Józef – taty brat, a także taty brat Franek.

6. Ile osób przesiedlono: 8
7. Ile osób zaginęło: 0
8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

W naszej wiosce mieszkały polskie i ukraińskie rodziny.

Mieszkaliśmy gdzieś tak pośrodku wioski, w stronę do cerkwi mieszkali Ukraińcy, a z drugiej strony mieszkali Polacy, ale ja nie uważam, że było ich tam dużo. Myślę, że w granicach 30%.

Byli również Żydzi, ale to była jedna czy dwie rodziny.

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

Dobrze. Tam nie było kłótni, ludzie pomagali sobie, jakoś dobrze z sobą żyli.

Tato był Polakiem, rodzina mamy była ukraińska, nie było w związku z tym żadnych problemów.

Polacy nawet do cerkwi chodzili (cerkiew była na miejscu, kościoła jeszcze nie było)...

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

W Starym Siole mieliśmy ładne gospodarstwo, duże jak na tamte czasy, i zabudowa, wszystko było ładne. Rodzina nasza może nie była zbyt bogata, ale zamożna. Na dodatek tato miał jeszcze pasiekę, tam, w Starym Siole.

Był dom, kryty blachą; był budynek gospodarczy, nazywaliśmy go drewutnia, szopa, tam gdzie drewno trzymaliśmy; była obora ze stajnią; dwie stodoły; była również duża pasieka; także sad.

Tato miał, jak mi się wydaje, około 10 hektarów ziemi.

Mieliśmy dwa konie, były krowy, świnie, drób, chyba nawet kozy tam były.

Mieliśmy młócarnię, kierat, do którego konie się zaprzęgało, kierat chodził – można było sieczki naciąć, a można było również młócić. Jak na tamte czasy, to był to luksus.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono?

Po raz pierwszy nas wywozili chyba na początku czerwca albo pod koniec maja. Zawieźli nas wówczas do Bełżca, a potem zawrócili i pozwolili wrócić do domu.

Po dwóch tygodniach znowu przyszli, to chyba było w połowie czerwca albo trochę później.

2. Kiedy Panią/Pana przywieziono?

Długo jechaliśmy, tydzień to na pewno.

3.1. Trasa przejazdu: Stare Sioło – Przeworsk – Rozwadów – Giżycko – Kruklanki
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

Po raz pierwszy nas wywozili chyba na początku czerwca albo pod koniec maja. Zawieźli nas wówczas do Bełżca. Wtedy stamtąd wróciliśmy, popracowaliśmy jeszcze trochę na gospodarstwie, coś tam porobiliśmy, co ewentualnie było jeszcze do zrobienia.

Po dwóch tygodniach znowu przyszli żołnierze, powiedzieli, że mamy ładować rzeczy i już. Zdaje się, że dali nam na to pół godziny, w każdym bądź razie – dali nam bardzo mało czasu.

Ładowaliśmy się na jeden wóz, tato miał konie, ładowaliśmy na tego „żeleźniaka”, to, co się dało – załadowaliśmy.

Wieźli nas... Nie pamiętam, jaka to była stacja, w każdym bądź razie wieźli nas w kierunku na Mołodycz, a jaka to była stacja... Wiem, ze brat Władek po drodze zapisywał wszystkie stacje, żeby było wiadomo którędy potem wracać...

[Ze Starego Sioła wyjechaliście jednym wozem, jaka była następna miejscowość, a może pamięta pan, na jaką stację kolejową was zawieźli?] Najgorsze jest to, że nie pamiętam tej stacji, to było gdzieś... bo potem był Przeworsk, Rozwadów, w tym kierunku jechaliśmy, prosto tak...

[Jak długo czekaliście na transport na stacji kolejowej?] Trudno mi jest odpowiedzieć na to pytanie. Z pewnością był jakiś czas oczekiwania, gdyż wiem, że dziadek przywoził nam chleb, bo dziadek został, i siostra została. Dziadek z linii ojca. No a czekaliśmy... Tydzień, to na pewno czekaliśmy.

[Jaka atmosfera panowała wśród ludzi, jak ludzie się zachowywali, o czym rozmawiali?] Ludzie byli pewnie trochę zastraszeni, przecież nie wiadomo było dokąd nas wiozą, musieli się z tym po prostu pogodzić. Z pewnością nikt się nie cieszył. Rozmowy były o tym, że wszyscy wrócą z powrotem, że długo to nie potrwa, bo przecież na Besarabię też kiedyś wywozili, a potem wszyscy wrócili.

W wagonie była chyba tylko jedna rodzina, ponieważ tam były jeszcze krowy, i konie.

[Kto pilnował pociągu?] Wojsko.

Wysiedlili nas. Wieźli... Jak długo? Dosyć długo jechaliśmy tym transportem, w wagonach towarowych, razem z krowami, końmi itd.

Droga na pewno była ciężka. Miało się i bydło, trzeba było to wyżywić. Pamiętam, że gdy się zatrzymywaliśmy na jakiejś stacji, czy gdzieś, wówczas mama brała płachtę i szła narżnąć trawy itd.

Ale żeby narżnąć, trzeba było odejść gdzieś dalej, na czyjąś łąkę. Zdarzało, że ktoś [właściciel] zobaczył, iż jacyś ludzie koszą jego trawę, wówczas trzeba było uciekać z powrotem [do pociągu].

Przywieźli nas do Giżycka na stację. Tam nas rozładowali, potem dawali przydziały kto dokąd ma jechać. Nas skierowali do Żabina za Baniami Mazurskimi.

Ale było tak, że tu w Kruklance kilka rodzin... Zdaje się, że siedem rodzin było ze Starego Sioła, to nawet dużo, gdyż na ogół do jednej miejscowości skierowywali nie więcej, niż trzy rodziny ze starych ziem, a w tym przypadku było jakoś więcej.

Przyjechali do Giżycka sąsiedzi ze Starego Sioła, mówią do taty: Sobek, słuchaj, ty tam na Żabin pojedziesz, a nas tu trochę jest, staraj się, żeby ci dali skierowanie do Kruklanek, żebyś dostał pozwolenie na osiedlenie się w Kruklankach.

No i tata się postarał, na pewno trzeba było gdzieś tam podpłacić, czy coś.

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?

Głównym tematem rozmów w pociągu była kwestia – gdzie nas zawiozą? Nie wiedzieliśmy dokąd jedziemy, którędy jedziemy, co będzie dalej? Ogółem ludzie byli troszkę tacy przygnębieni.

5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony?

Nie.

6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE:

Obrazy. Mama zabrała, jeden czy dwa. Na pewno również modlitewnik, jakiś krzyżyk.

6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU:

Zabraliśmy to, co się dało wziąć. Zabraliśmy kufry, mama miała, jeszcze z tego okresu, gdy zamąż wychodziła. Trzymaliśmy w nich ubrania. Braliśmy najbardziej niezbędne rzeczy – dzieciom i sobie.

Dwa konie. Chyba dwie krowy. Być może trochę zboża.

Na jeden wóz nie dało się załadować dużo rzeczy. Tylko te najważniejsze, czyli ubrania... Wiem, że jak już jechaliśmy tym wozem, to niektóre rzeczy trzeba było zrzucić z wozu, gdyż koniom było za ciężko, potem dziadek szedł, płakał, i, na pewno, zabrał te rzeczy, które zostały na drodze.

6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE:

Wzięliśmy wyszywane koszule.

6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY: -----------------
6.5. Przywiezione przedmioty - INNE:

Zdjęcia.

7. Które z nich zachowały się do dziś?:

Zdjęcia (u Janki), trzeba również w domu poszukać.

8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?:

Skany zdjęć.

9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?:

Raczej nie, bo przecież tam została rodzina – siostra, i taty ojciec, nie było więc takiej potrzeby.

D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?: Kruklanki.

Przywieźli nas do Giżycka. Tam [na stacji kolejowej] trzymali nas jeszcze przez pewien czas. Przyjechali akurat starosielcy, jak my mówimy, którzy wcześniej wyjechali ze stacji w Bełżcu. Wśród nich byli: Pidhirny, Waryszak Michał, Kuniec Stefan, Puzyr Iwan, Dubik Michał, Bursztyka. O, to nas tam było sporo rodzin, mam na myśli w Kruklankach.

Tak jakoś wyszło, że, faktycznie, tato przyjechał tu do Kruklanek. Przyjechał, ale już nie było pustych domów. Tam, gdzie było miejsce, tam się osiedlali. Tato szukał takiego miejsca, okazało się, że ten dom, gdzie teraz ja tu mieszkam, był pusty.

Dom był ogrodzony wysokim płotem, miał chyba 1.5 metra wysokości a może i lepiej, czy może wówczas tak mi się wydawało. Ogrodzenie było zrobione z desek, tak więc niczego nie było widać.

W sąsiedztwie mieszkał Niemiec, czy Mazur, który opiekował się tym domem i nie chciał nas ot tak tam wpuścić. Nie wiem jakie on miał zamiary i plany, starając się nie dopuścić do zasiedlenia tego domu. A dogadać się było ciężko, polskiego zbytnio nie znał, trudno było się porozumieć. Ale jakoś się dogadaliśmy i on nas wpuścił.

2. Co Państwu przydzielono?:

Dom był, można powiedzieć, zadbany, bo gdy ktoś się domem opiekuje, to nikt nie może żadnej szkody mu wyrządzić – okna powybijać czy, przypuśćmy, coś innego [zrobić]. Zamieszkaliśmy w tym domu.

Był w dosyć dobrym stanie: były okna, wszystko było, pusty dom, może nawet jakieś meble stały.

Była też stajnia i stodoła, liczyli to jako gospodarstwo rolne.

Niczego więcej nie było, to był bardzo biedny dom.

Wyglądało na to, że tam mieszkały dwie rodziny, gdyż były dwie kuchnie, dom był przegrodzony. Z jednej strony była kuchnia i pokój, a z drugiej kuchnia i dwa małe pokoje.

Była jeszcze tabliczka [być może z nazwiskiem właściciela] – takie polskie nazwisko – Czerwiński, tabliczka była na drzwiach, ładna była, mosiężna. Jaki był jego [Czerwińskiego] los – tego nie wiem.

Potem ten sąsiad był zadowolony, no bo mieliśmy krowy, które jeszcze stamtąd przywieźliśmy, mama dawała mu zawsze mleko, coś tam jeszcze dawała. Przekonał się więc, że może i prawidłowo postąpił, pozwalając nam tam zamieszkać.

Mieszkamy w tym domu do dziś. 65 lat tu mieszkamy, to dużo. Jeżeli spojrzeć na to z perspektywy czasu, to zleciało to jakoś bardzo szybko. Ale to już tak jest.

Dali nam też 12 hektarów ziemi.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Co można byłoby powiedzieć o Kruklankach? Można powiedzieć tak: w samych Kruklankach, a może zresztą i w gminie, było dużo Ukraińców. Z moich wyliczeń wynika, że w 1947 roku, gdy nas tu przywieźli, w Kruklankach było co najmniej 70% Ukraińców, przesiedleńców z różnych miejscowości, z Ziemi Lubaczowskiej, z Jarosławskiego, z Przemyśla, Leska, Sanoka... Jak to się mówi, wszystko było przemieszane, kilka rodzin z jednej miejscowości, jedna z innej. Tak liczę, że w Kruklankach było co najmniej 70% Ukraińców.

Ale i w mniejszych miejscowościach, powiedzmy, Żywki, tam też było dużo Ukraińców. Prawdę mówiąc, wszędzie było dużo Ukraińców, może tylko niezbyt chętnie się do tego przyznawali.

Uważam, że tylko w naszej gminie, mam na myśli Kruklanki, kiedyś tu była gromadzka rada, Ukraińcy zachowali swoją tożsamość.

W Boćwince również było dużo Ukraińców, ale tam wszystko to prawie zanikło, dużo ludzi po prostu spolszczyło się i przestało przyznawać się do swego pochodzenia.

Ktoś musiał zająć się tymi ludźmi, musiał wspierać ich duchowo, żeby zbytnio się nie bali. Księży również nie było, którzy mogliby wesprzeć nas, przesiedleńców. Chociaż, może nie od samego początku, ale już pod koniec lat 1950, tacy księża od czasu do czasu przyjeżdżali i odprawiali mszę w naszym języku.

Oprócz księży, tak uważam, dużo robili nauczyciele, może nie wszyscy, mam tu na myśli swoją żonę [Całka Anna z d. Procajło].

Ona ukończyła ukraińskie liceum w Bartoszycach. Była nauczycielką w Krzywińskich, w Żabince, a potem, gdy się z nią ożeniłem, przeniosła się do Kruklanek i zaczęła uczyć języka ukraińskiego. I to wiele dawało tym Ukraińcom, którzy na tym terenie jeszcze się przyznają do swego pochodzenia, takich jest jeszcze dużo, przynajmniej w naszej gminie, Kruklanki, Żywki, dużo jest jeszcze takich. Ale może ja zbytnio odszedłem się od tematu...

No cóż, gdy przyjechaliśmy tu, trzeba było iść do szkoły w Kruklankach, zapisaliśmy się. Do pierwszej klasy to ja już chodziłem, ale świadectwa nie miałem, bo gdy nas wywozili, to rok szkolny jeszcze się nie skończył. Mimo to, w Kruklankach zapisałem się od razu do drugiej klasy. Skończyłem tu siedem klas szkoły podstawowej.

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

Czy odczuwaliśmy to, gdy byliśmy jeszcze mali? W szkole to może zbytnio tego się nie odczuwało, że jesteś taki owaki, tym bardziej, że nas, Ukraińców, było dużo, również w szkole.

Ale starsi ludzie – ci już odczuwali, że oni [Polacy] mają do nas jakieś uprzedzenia. Przypominam sobie taki wypadek, gdy taki starszy – miał ponad 20 lat – przyszedł, złapał mnie za podbródek i powiedział: „Pokaż, czy masz czarne podniebienie”. Takie rzeczy się zdarzały, ale jakoś to wszystko się przeżyło.

Ludzie [Polacy], którzy przyjechali tu wcześniej, tak, jak mi opowiadano, trochę się nas obawiali, gdyż poszła propaganda, że wiozą tu banderowców. Potem się okazało, że nie było tak źle. Gdy [Polacy] sami zobaczyli, jak to wszystko wygląda, wówczas opinia była taka...

Poważnych prześladowań nie było.

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

W Kruklankach już w 1962 roku były odprawiane [w kościele] liturgie w języku ukraińskim. Byli tu tacy księża jak Boziuk, Szagała, Romanyk, dojeżdżali, byli to księża „z doskoku”, ponieważ w tym czasie nie sprawowano liturgii regularnie.

Do cerkwi w Chrzanowie nie jeździłem. Nie wykluczone, że gdy mi kazano, to może i do kościoła chodziłem. Oprócz tego zaczęli odprawiać w prawosławnej cerkwi, co prawda, mama mówiła, że już lepiej do kościoła iść [niż do cerkwi prawosławnej].

No a później, gdy zaczęli odprawiać po ukraińsku, to ja tam chodziłem.

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Skończyłem podstawówkę, potem w Giżycku ukończyłem technikum rybackie, zacząłem pracować. Najpierw w Węgorzewie, potem wzięli mnie do wojska do Bartoszyc, zakończyłem służbę wojskową, wróciłem.

Po powrocie z wojska zacząłem pracować w Pozezdrzu w gminnej spółdzielni, byłem tam księgowym i inwentaryzatorem.

Potem wróciłem do Kruklanek, byłem księgowym w spółdzielni usługowo-wytwórczej kółek rolniczych. Pracowałem tam ze dwa lata i w 1965 roku zacząłem pracować (jakoś mnie namówili) w gromadzkiej radzie – byłem sekretarzem gromadzkim.

Przewodniczącym gromadzkiej rady był Biłyk, również Ukrainiec, nie wiem jak to się stało, że zechcieli mnie zatrudnić, no bo to i komitet powiatowy, i każdy inny musiał się [w tej sprawie] wypowiedzieć.

Pracowałem w tym urzędzie aż do przejścia na emeryturę. W 1973 roku była reorganizacja tych gromadzkich... no w ogóle administracji państwowej, i wtedy stworzyli coś takiego jak „naczelnicy gmin”, no i jakoś postawili mnie na stanowisko naczelnika gminy. Sam się dziwiłem, że ja, Ukrainiec, a mimo to... no bo to było ważne stanowisko.

Zajmowałem to stanowisko aż do roku 1990. W roku 1990 przez jedną kadencję byłem wójtem. W tym czasie były już te zmiany, w 1989 roku to się u nas zaczęło, mówili wtedy, że komuna upadła, ale ja myślę że komuny aż takiej bardzo mocnej to nie było. Wtedy już się odczuwało, [ludzie] mówili: „Ukraińce już rządzić nie będą”.

Z tego powodu, po jednej kadencji, a widziałem, że już mogę iść na emeryturę... No bo, pomyślałem, co ja tu będę tego wszystkiego wysłuchiwał, że jestem taki czy owaki. Porozmawiałem jeszcze z żoną, powiedziała – no, jeśli już to wszystko spełniasz, to możesz iść na emeryturę.

Przeszedłem na tę emeryturę, chociaż zbytnio nie wiedziałem, co będę na tej emeryturze robił! Bo człowiek był oderwany od gospodarstwa, już go nie było, gdyż rodzice przekazali je na skarb państwa.

Ale jakoś to tak wyszło, że... Nasza parafia powstała w 1962 roku, to był kawał czasu, a nasze liturgie wciąż były odprawiane w kościele. A wiadomo, że to jakoś nie tak: trzeba było wszystko przygotować, potem wszystko zabrać, no bo [polski] ksiądz mógł mieć różne zastrzeżenia. Proboszczowie różnie do tego podchodzili, byli tacy, którym to wszystko jakoś przeszkadzało. No ale gdzieś musieliśmy odprawiać, dlatego odprawialiśmy w kościele.

Ludzie doszli do wniosku, że czas pomyśleć o budowie cerkwi. To było w roku 1995. W kościele, po mszy, ksiądz zainteresował się, czy parafianie wezmą na siebie taki trud. No i okazało się, że tak, będziemy budować.

Każdy sobie myślał: ale jak? Przecież trzeba mieć pieniądze itd. No ale postanowili, że cerkiew zostanie zbudowana, powołali społeczny komitet budowy cerkwi, ja zostałem przewodniczącym tego komitetu, żona też była w tym komitecie. W komitecie było ponad dziesięć osób, może dwanaście, jakoś tak.

Był rok 1995, trzeba zbierać pieniądze. Okazało się, że ludzie podeszli do tego bardzo poważnie i te wpłaty były. W 1995 roku zaczęli wpłacać, my to wszystko gromadziliśmy na koncie bankowym.

Oprócz tego trzeba było starać się o działkę, zdecydować – gdzie tę cerkiew zbudować, pomyśleć o wszystkim innym, co było konieczne, żeby rozpocząć budowę.

Początkowo chcieliśmy budować na innej działce, chodziło o to, że ojciec mojej żony miał działkę, taka ładna zresztą to była działka na samym wjeździe do Kruklanek. Myśleliśmy, żeby tam zbudować, ale ówczesny wójt powiedział, że tam to chyba jakoś nie pasowałoby, i że oni sami wyznaczą nam działkę. No i faktycznie, wyznaczyli nam działkę, 26 arów, czyli taka troszkę większa, no i w takim miejscu, trzeba powiedzieć, całkiem dobrym. Oprócz tego gmina sprzedała nam tę działkę taniej, zapłaciliśmy tylko 50% ceny.

Dali nam zezwolenie na budowę, to już były inne czasy, już tak nie patrzyli na to wszystko jak kiedyś, zaczęliśmy budować i zbudowaliśmy. Zaczęliśmy w 1998 roku, a w roku 2000 była już pierwsza Służba Boża, co prawda tam jeszcze nie wszystko było zrobione, trzeba było to wszystko jeszcze wykańczać, ale pierwsza msza odbyła się, bo to akurat była jakaś rocznica „otwartych drzwi”, jakoś tak to się nazywało. Ksiądz powiedział, że odprawimy pierwszą Służbę Bożą tu, a potem wrócimy do kościoła, dopóki nie skończymy prac w cerkwi. Ale okazało się, że jak już zaczęliśmy, to już cały czas odprawialiśmy w cerkwi.

Skończyliśmy budowę cerkwi i trzeba powiedzieć, że za pieniądze naszych parafian, chociaż mieliśmy pomoc i z Ameryki, i z Kanady – pieniądze przekazywali ci, którzy [stąd] wyjechali. Bardzo nam pomógł ksiądz Szagała, on jeździł do Ameryki, przekazał nam chyba z sześć tysięcy dolarów.

Tak że jakoś się nam udało, skończyliśmy budować za własne pieniądze i bez żadnych długów. Ta cerkiewka jest, ale jeszcze tam zostało dużo do zrobienia.

Ożeniłem się w 1966 roku z Anną. Ślub braliśmy w [polskim] kościele w Kruklankach.

Urodziło się nam dwoje dzieci – Piotr i Adam.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: Tak.
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Nauczyły się w Kruklankach, żona uczyła języka ukraińskiego, tak więc język ukraiński oni znają.

Do ukraińskiego liceum nie chodzili.

7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: -----------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: brak danych
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: Jeszcze nie ma wnuków.
8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: Jeszcze nie ma wnuków.
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?:

Być może, że są, trzeba poszukać.

E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Nie wiem.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):?

Mogły być, nie umiem udzielić dokładnej odpowiedzi. Wiem, że partyzanci [UPA] przychodzili do nas.

2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA:

Powiedziałbym, że raczej pozytywny [stosunek do UPA]. O ile wiem, oni starali się w pewnym stopniu zabezpieczyć ludność ukraińską, pewnie i ochraniać ją – tak bym powiedział.

Przypominam sobie taką sytuację... Otóż my przez dwa tygodnie przebywaliśmy w lesie. Szło to całe AK, czy jak to fachowo nazwać, nie wiem skąd oni szli, i, po prostu, no jak to powiedzieć – strzelali, mordowali Ukraińców. To było w latach 1945/46.

Pamiętam, że dziadek poszedł wówczas do Oleszyc, szedł drogą, potem mówiło się o tym, że dziadek miał szczęście, gdyż ktoś z tego [AK] mógł go zastrzelić.

No a my przez dwa tygodnie przebywaliśmy w lesie, gdzieś tam koło Lichaczów, to sąsiednia wioska, Łużański Michał pochodził z Lichaczów. Przez dwa tygodnie siedzieliśmy w tym lesie, a ochraniali nas partyzanci [z UPA]. AK nie szła prosto na nas, szła gdzieś bokiem.

Działały tam wtedy bandy, przychodzili, rabowali. Sam pamiętam dwa takie wypadki: przyszedł w mundurze polskiego oficera, no i co – brał wszystko, co tylko mu się spodobało.

Partyzanci [UPA] przychodzili do nas do domu, były dyskusje, były jakieś posiłki.

[Nie obawiali się tego, że pana ojciec był Polakiem?] Raczej nie. A co ciekawe, mój dziadek, tato mego ojca, bardzo lubił z nimi dyskutować, on też był Polakiem.

[Dyskusje czego dotyczyły?] Trudno mi powiedzieć, z pewnością dyskutowano o polityce.

3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

W taki sposób, że gdy [partyzanci UPA] do nas przychodzili, to trzeba było ich nakarmić, ugościć jakoś.

Myślę, że lubili do nas przychodzić. Przychodzili dosyć często.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

Z linii rodziny Mechów (mamy), tak przypuszczam.

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?: -------------
5. Czy był Pan/Pani więziony?: -------------
F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

[W dzieciństwie chodził pan do przedszkola. Proszę powiedzieć, czym się tam zajmowaliście?] Pamiętam, że wszystko tam odbywało się w języku ukraińskim.

W dzieciństwie chodziło się do świetlicy. Tam odbywały się różne imprezy artystyczne, na przykład z okazji rocznicy Tarasa Szewczenki.

Mama znała całego Szewczenkę na pamięć. Mama dbała też o to, żeby o pewnych rzeczach nie zapominać, żeby świat ukraiński trwał.

Byłem jeszcze bardzo mały, ale już ułożyłem wierszyk:

Ja maleńki chłopczyk,
Wyskoczyłem na słupczyk,
Dopiero sześć latek mam,
Ale Tarasa Szewczenkę
Już dobrze znam.

Pamiętam przede wszystkim domową atmosferę, ciepło tego domu. Po mamie nasza rodzina była bardzo patriotyczna. Ona wiele robiła w tym kierunku, również potem, gdy przyjechaliśmy tu, być może robiła mniej, niż inni, ale starała się.

Tradycje

[Pana rodzina była polsko-ukraińska. Jak obchodziliście święta? Jedne i drugie?] Tak, jedne i drugie. To znaczy, tak sobie przypominam, na polskie święta przychodził do nas mamy brat, a na ukraińskie szliśmy [do kogoś w gości], odwiedzaliśmy się wzajemnie.

Był taki zwyczaj, aby na święta [Bożego Narodzenia] przynosić do domu słomę, siano, nie tylko gdzieś tam pod stół – słoma była w całym domu. Małe dzieci mogły sobie w tej słomie pohasać, poskakać.

Choinkę również stawialiśmy.

Musiały być pewne potrawy – kutia, śledzie, starano się, żeby koniecznie tych potraw było dwanaście czy jakoś tak, żeby jak najwięcej tego było.

[A Mikołaj przychodził?] Czy przychodził – tego nie wiem. Być może przychodził, ale tylko pod poduszkę [tam zostawiał].

Takie są właśnie przebłyski z tamtego życia... Wszystko odbywało się uroczyście. Na Świętego Mikołaja zaglądało się pod poduszkę, czy czegoś nie przyniósł. Wówczas brało się to, „aha, przyniósł”.

Miałem starszego brata, zajrzał, a tam mu położyli polano pod poduszkę. Mama powiedziała: To dlatego, że był niegrzeczny. „Widzisz, co ci Mikołaj przyniósł!”

[Pamięta pan swój prezent?] To były jakieś „mikołajki”, jakieś cukierki itp.

Przypominam sobie jeszcze Zielone Świątki, musiał być ten szuwar na płotach, ewentualnie brzózki. Po szuwar chodziliśmy do stawku, przynosiliśmy, na płotach wieszaliśmy, koło ścieżek czy jakoś tak.

Innych uroczystości nie bardzo sobie przypominam, pewnie byłem jeszcze za mały. Zresztą był stan wojenny, to może w tym czasie ich nie było.

No a potem to już była taka atmosfera, która powstała w wyniku wcześniejszych wydarzeń. Dlatego wszystko było już trochę inaczej.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

Byliśmy tam kilka razy. Zresztą, mam tam rodzinę. Czy odczuwa się dużą różnicę między obecnym Starym Siołem a dawnym? Gdy się tam zajeżdża, to raczej nie szczególnie, zresztą ja tam się nie spotykałem z innymi mieszkańcami – gdy tam jechałem, to tylko do rodziny. No i jak to jest w rodzinie – powspominaliśmy stare czasy.

W każdym bądź razie to, co ukraińskie – tego dla nich nie ma, jak gdyby znikło. To ciekawe, bo tam z pewnością jacyś Ukraińcy zostali. Ale zachowują się tak, jak gdyby tego nie było [ukraińskiej historii wioski].

Kilka razy jeździłem również do Przemyśla, no a wiecie jaki w Przemyślu jest klimat, jaki nastrój, mimo wszystko tam jeszcze coś zostało. Natomiast w Starym Siole tego jakoś się nie odczuwało, chociaż, mówię, jeździłem tam do rodziny, z postronnymi nie było zbytniej styczności.

[Mówił pan, że w Starym Siole mogło być 700 numerów, a ile jest teraz?] Oj, teraz to połowy Starego Sioła po prostu nie ma, tak, połowy nie ma...

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Do Ukrainy dużo pojechało. Cała rodzina mamy pojechała. Ale, jak sobie przypominam, nas również wysiedlili, wywieźli nas do Oleszyc, byliśmy tam na stacji, czekaliśmy na załadunek, na transport.

Gdy już nas wysiedlili – Stare Sioło zaczęli palić, partyzanci [UPA] palili, żeby budynki, pomieszczenia nie dostały się w ręce Polaków.

Byliśmy na stacji... W domu został tato mego ojca, czyli mój dziadek, który był Polakiem. Ze stacji widać było łunę płonącej wioski. Nie wiedzieliśmy co z naszym domem, ale okazało się, że ocalał.

Jak się potem dowiedziałem, partyzanci bardzo długo stukali do drzwi, pytając, czy ktoś tam jest, a dziadek spał, bo to było w nocy, i zamknął drzwi. Jakoś udało się go obudzić, tak więc nasz dom ocalał i stoi do dziś.

Potem partyzanci opowiadali, że mało brakowało i dziadek mógł spłonąć. Nie mogli się do niego dostukać, wiedzieli jednak, że on tam może być, a znali go dobrze, dlatego stukali i stukali, aż w końcu jakoś dziadka dobudzili, tak mocno spał. Dzięki temu dom i wszystko inne zostawili i poszli dalej.

[Jak pan myśli, dlaczego oni palili te opuszczone domy?] Dlatego, żeby ktoś inny tych domów nie zajął.

A dlaczego nie pojechaliśmy, mimo, iż czekaliśmy na transport – później się okazało, że partyzanci wysadzili most i już nie można było tamtędy jechać. Dlatego ci, którzy jeszcze nie pojechali do Ukrainy, wrócili do swoich domów. To był 1945 lub 1946 rok. Później do Ukrainy już nie wywozili.

[Ale nie było czegoś takiego, że pana rodzina miała życzenie, aby wyjechać do Ukrainy?] Nie było.

Jakiś transport mimo wszystko oni zdążyli wysłać, ale jeszcze nie wszystkich załadowali, bo wiem przecież, że rodzina mamy wyjechała. To właśnie wtedy partyzanci [UPA] te budynki, w których nikogo nie było, puścili z dymem.

[Ludzi przesiedlali do Ukrainy dobrowolnie czy przymusowo?] Dobrowolne to nie było, bo jak mogło być dobrowolne, jeśli przyjechało wojsko, kazało ładować się i koniec – wysyłali do Ukrainy. Tak samo „dobrowolne” było przesiedlenie tu, jak to się mówi, na „ziemie odzyskane”.

No więc, wróciliśmy i tam aż do 1947 roku się gospodarzyło. Różnie bywało. Niezbyt dobrze to wszystko pamiętam, ale było różnie. Chodziły różne szumowiny, nie wiem co to za ludzie byli. Rabowali po prostu.

Przypominam sobie, przyszedł polski oficer, zaszedł do pokoju, otwiera kufer (bo kiedyś mama takie miała), wziął to, co wydało się mu najcenniejszym – chustki szalinówki czy jak tam się one nazywały, to i to czy tamto, i poszedł.

Chcieli i krów, i konie chcieli kraść, tak... Myślałem, że dziadka może zastrzelą, no bo przychodzi żołnierz, czy oficer, bierze krowę i wyciąga ze stajni, dziadek zaczął nogami tupać i nie pozwolił. Był ubrany jak polski oficer, zaczęli coś tam po ukraińsku rozmawiać, dziadek się uparł, mówi: „Jak jesteś pan Polakiem, to mów do mnie po polsku, a krowy ci i tak nie dam”. No i nie dał. Myślałem, że zastrzeli, bo przecież mógł…

4. Co w życiu było najważniejsze?:

[Jest pan dzieckiem wojny. Proszę powiedzieć, czy to wszystko, co pan przeżył, te okropności, czy wpłynęło to na pana życie, czy siedzi to w panu do dziś?] To, co człowiek przeżył, to pozostaje w pamięci. Trudno byłoby to wymazać, powiedzieć sobie, że czegoś takiego nie było. Trzeba było pogodzić się z tym, trzeba było jakoś ułożyć sobie życie. To oczywiste – nie trzeba o tym zapominać, o tamtych czasach, ale trzeba jakoś to tak sobie poukładać, żeby mi było dobrze, i ludziom wokół mnie również.

Tam [na ojczystych ziemiach] najważniejsza była chyba rodzina, żeby wszystko dobrze się układało. A tu najważniejsza była szkoła, nauka, i, tak samo, rodzina.

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Patrząc z perspektywy czasu uważam, że akcji [„Wisła”], przesiedlenia, że tego nie powinno być. Nie było chyba niczego takiego, co zmuszałoby do podobnych działań.

Teraz niektórzy mówią, że trzeba było to zrobić, żeby zniszczyć UPA, żeby nie miała bazy. Ale co tu mówić o UPA, jeśli w tym czasie w UPA było bardzo, bardzo mało ludzi.

Wiadomo, wtedy była taka polityka, że trzeba tych Ukraińców wysiedlić z ich ziem ojczystych, aby problem ukraiński rozwiązać do końca. Tak można byłoby powiedzieć. I taki był chyba główny cel akcji „Wisła”, inaczej nie da się tego wytłumaczyć, nawet sobie nie wyobrażam, że mogłaby być jakaś inna przyczyna.

[Głównym celem akcji „Wisła” była asymilacja Ukraińców. Czy ten cel został osiągnięty?] Powiedziałbym tak, cel został osiągnięty częściowo. Już wcześniej mówiłem o tym, ilu nas tu było w 1947 roku, a w tej chwili jest gdzieś 30% z tego, co było. Można więc powiedzieć, że wielu Ukraińców uległo polonizacji.

Ale w pełni celu im się nie udało osiągnąć. Zobaczymy co będzie dalej, jeszcze za ileś tam lat, na przykład, gdy minie sto lat od akcji „Wisła”. Wówczas można będzie powiedzieć, ile nas jeszcze jest. Ale ci ludzie, którzy mimo wszystko czuli się Ukraińcami, i wciąż czują się, myślę, że oni zachowają ukraińskość na długo.

Dużo będzie zależało od tego, jak będzie wychowywane młode pokolenie, w jakim duchu, jak będą rodzice do tego podchodzili. Bo z tym różnie bywa.

Widzimy teraz, na przykład coś takiego: rodzice, Ukraińcy, chodzą do cerkwi, ale już ich dzieci tam nie widzimy. Wyjdzie [takie dziecko] za Polaka, przypuśćmy – już ona do cerkwi nie pójdzie i zachowuje się tak, niby nie czuje się Ukrainką.

[Gdy pan obserwuje obecną młodzież... To drugie pokolenie po akcji „Wisła”, czy trzecie, które dopiero dojrzewa, czy pan wierzy, że ci ludzie będą trzymać się swoich tradycji i zwyczajów?] Jeśli chodzi o następne pokolenia, wszystko będzie zależało od tego, kto z jakiej rodziny pochodzi i jak został wychowany. Zdarza się przecież, że Ukrainiec ożenił się z Polką, ale okazuje się, że oni czują się Ukraińcami, Polka chodzi do cerkwi i nawet śpiewa po ukraińsku. Czyli to wszystko zależy od tego, jak się dzieci wychowuje, jak im się przekazuje pewne rzeczy, w jaki sposób wskazuje się im, co należy szanować, o czym trzeba pamiętać. A o tym trzeba pamiętać. Zapominać o tym nie można.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje:

[Ma pan żal do organizatorów akcji „Wisła” z powodu tego przesiedlenia 65 lat temu?] Powiedziałbym, że tak, że to nie powinno było się zdarzyć. Człowiek był przywiązany do miejsca urodzenia. Do tej pory mam pewien sentyment, chce się tam chociaż pojechać i zobaczyć, chociaż pojechać...

Chociaż, ja wiem... Te tereny [na Mazurach] są bardziej atrakcyjne dla turystów, te jeziora, turystyka. No ale to się wszędzie zmienia, tam życie też się zmienia na lepsze. Tyle, że to była ziemia ojczysta. Było coś swoje, ojczyste. Było...

[Jak pan sądzi, czy akcja „Wisła” zakończyła się sukcesem z punktu widzenia organizatorów?]Powiedziałbym, że w pewnym sensie – tak. W pewnym sensie! Nie na 100 procent. Czytaliśmy potem, że chodziło o to, aby z Ukraińcami zrobić porządek raz na zawsze.

Przed wojną, zresztą, było to samo, prowadzili wówczas taką swoją politykę, gdyż myśleli, że zostaną na tych kresach, a ludzi [Ukraińców] gdzieś pozamykają czy wyrzucą itd.

Im chodziło o to, żeby ludzi zasymilować, tym bardziej, że ich maksymalnie rozproszono [w 1947 r.], chcieli wszystko zniszczyć. Ale im się to nie udało, gdyż Ukraińcy wciąż są, rozmawiają po ukraińsku, zbudowali swoje cerkwie, tu w Kruklankach zbudowaliśmy cerkiew, Giżycko zbudowało, i jeszcze gdzieś, i jeszcze gdzieś...

Tak, to prawda, dużo [ludzi] uległo polonizacji. Co tu dużo mówić... W Kruklankach, gdy tu przyjechaliśmy [w 1947 r.], 70% meszkańców stanowili Ukraińcy. W domach na naszej ulicy, z wyjątkiem jednego czy dwóch – mieszkali sami Ukraińcy.

Szczególnie dużo Ukraińców było w Żywkach i Jakunówko. Tam jako tako jeszcze trochę zostało, ale jednocześnie dużo [uległo asymilacji]...

Przesłanie następnym pokoleniom Ukraińców

Chciałbym powiedzieć młodym ludziom, żeby nie zapominali o swoich korzeniach; żeby czuli się Ukraińcami, żeby w tym duchu żyli i w ten sposób wychowywali przyszłe pokolenia. Najprościej mówiąc – żeby nie zapominali, że są Ukraińcami.




Ankietę nagrali Marusia Chomyn i Andrzej Kryk. Tekst ukraiński w opracowaniu Katarzyny Bedryczuk. Redakcja i tłumaczenie na jęz. polski Romana Kryka.




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 02.01.2013 2. Номер анкети: 0188
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Цалка Стефан, с. Себастіана та Марії з д. Мех

Круклянки
Polska - Польща
4. Дата народження: 22.12.1938 5. Місце народження: Старе Село, ґміна Олешиці, повіт Любачів.
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Старе Село.
1.2. Місце проживання до переселення:

Родина моєї мами жила в Старому Селі іздавна, а мій тато був поляком. Правда, він спілкувався українською, а от дідо, в принципі, польською.

Дідо (батько мого тата) їздив декілька раз до Америки, він мешкав (і там залишилася його родина) в селі Сібіґі, повіт Ніско. Так от, дід їздив до Америки, заробив грошей і в Старому Селі купив собі землю, то було десь 10 гектарів, тато був господарем і там побудувався.

І там був мій тато, потім він знайшов собі жінку, українку, з Мехів, і так… Так що я такий трохи перемішаний.

Був один випадок… Я не знаю, чи тоді [до села] один прийшов, чи двох… Тоді в нашому селі замордували близько 20 осіб, в тім мого діда (тата моєї мами), просто тому, що українці. Йшов такий до українських родин і стріляв. А чого стріляли – не знаю.

Знаю, що вбивця зайшов до них (а мамині батьки мешкали трохи далі, в іншому кінці села), отже, зайшов, хотів, мабуть, застрілити брата мами, але той сказав, що він шиє кожухи (був кравцем) і зараз піде принесе (хотів якось відкупитися). Пішов і втік. Просто, до хати уже не повернувся.

Брат мами називався Василь Мех, він пізніше виїхав до України. Він був кравцем.

Дідо лежав біля печі (раніше були такі більші печі). Прийшов, приставив йому рушницю до голови і застрілив. То був хтось з польської поліції [міліції], не вояки.

Діда звали Теодор Мех. Пережив першу війну, був в австрійському війську, був інвалідом, бо втратив одне око. Там вижив, а тут… Взяли і застрілили, без причини, лише через те, що був українцем.

Діда Теодора Меха (мами батька) замордували напередодні акції вивезення до України, тобто це був 1945 або 1946 рік. Не знаю, чи то правда, але говорили, що потім УПА таку саму кількість поляків…

Пояснити, чому так було, можливо було б важко. Задумуюсь, чому так було? Чи мусило так бути? Хтось мав налаштовувати ту ненависть. Адже, перед війною, а ще й під час, в нашому селі були і польські родини, і українські, ніхто там не сварився, якось гарно жили до того, поляки ходили до церкви (церква була на місці, костела тоді не було)… Звідки така ненависть взялася?

І що ще тут цікавого. Якби то була якась банда чи щось таке, яка таким займалася, то ще можна було б це собі якось то так… Бо в такий час могло бути щось таке, навіть сьогодні бувають подібні напади. Проте тоді уже була польська держава, була влада, ще може не сильно [закріплена], але то уже було два роки після закінчення війни. Як можна було допустити щось таке? Щоб, скажемо, поліція, вояки, зорганізовані [військові] формації, щоб вони просто брали і вбивали невинних людей.

Мені важко це навіть пояснити собі, чому так було. Читаємо тепер різне, що [полякам] треба було за щось відомстити, оскільки десь було так, а там було так. Проте, там, де таке було, там також була для цього якась причина, що саме було так, а не інакше. Таке пояснення…

Для мене це просто незрозуміло. Комусь йшлося про те, щоб з українцями навести порядок. Щоб цей народ, як такий, в Польщі не існував, щоб не було тут українців. Але ж то теж були, як то кажуть, obywatele Polski [громадяни Польщі]. Ніхто нас сюди не відправляв, ми тут жили на цих територіях. Зрештою, акція «Вісла» є прикладом того, що щось треба було з тими [українцями] зробити.

Я народився 1938 року в Старому Селі ще до акції «Вісла». Ходив до школи один рік: в Старому Селі школи уже не було, я ходив до Старих Олешиць, то було десь 5-6 км звідти. Першого класу не вдалося мені закінчити, бо прийшла акція «Вісла».

Щоправда, нас двічі виселяли, але можу сказати, що виселили нас [остаточно] мабуть 15-го червня 1947 р.

Я ходив до польської школи [в Старих Олешицях] один рік, але не закінчив навчання, трохи забракло часу, то було в 1946 році, вересень, то уже було після війни.

Вивезли нас до станції, зараз не пригадую, до якої саме, але, в будь-якому разі, виселили нас.

Багато про своє село я не пам’ятаю: знаю, що то було велике село, начислювало до 700 дворів. Коли я їздив туди, то воно тягнулося від однієї траси Ярослав-Любачів і аж до другої Олешиці-Молодич. Як видно, то було достатньо велике село.

В селі була школа, щонайменше 4 класи. Знаю, що навчав там учитель Пиріжок чи якось так його звали. До школи я там не ходив, ходив до садочка. Пам’ятаю, що мали ми йти, щоб записати мене до школи, і тоді почалося таке-во, може фронт наступив. Так що я уже до цієї школи не записався, а згодом один рік ходив до школи в Олешицях.

Переважна більшість там була українців. Була церква в нашому селі, і дзвіниця, маленьким мене мама водила до тієї церкви. Костела не було.

Кажу, що багато не пам’ятаю, але маю такий сантимент до того, оскільки я там народився, декілька раз я туди їздив. Моя хата ще стоїть, її отримала сестра тата, ще і зараз вона там мешкає.

Щоправда, тієї церковці там вже нема. Після того, як люди виїхали, зробили з церкви склад. Там був склад ще коли ми там були під кінець 1960-их років. Тоді з дружиною ми приїхали до Старого Села, заходили до тієї церковці, то там були і добрива, і інші речі. І згодом цю церковцю…

А вона була старовинна, здається, з XVII століття. Але що ж, знищили і пізніше розібрали, а на тому місці поставили костел. На цьому ж місці, і цей костелик там є.

Залишився ще цвинтар, деякі надгробки залишилися й досі. Там похована сестра моєї мами, вона померла молоденькою, мала 20 років, і ще досі пам’ятник там стоїть.

Виявилося, що цей цвинтар записаний тепер… як сказати… пам’ятник старовини… Ну, як такий, якого не можна чіпати і на якому не можна хоронити [людей]. Але те, що залишилося, ті надгробки, так це більш-менш є, як було. Тепер цей цвинтар більше задбаний, колись був зарослий, а тепер там видно, що хтось тим цвинтарем опікується, викошує його, цвинтар огороджений. Останній раз я був там минулого року [2012], це все виглядає інакше.

Колись трохи опікувався тим цвинтарем такий Лихач, він там десь в Сурмачівці мешкав. Бо там була могила партизанів, і вона там мабуть досі є, дідо там похований, мами сестра. Ну але роки ідуть, а ті нагробки колись робили так скромно…

Місцеві люди своїх померлих возять до Олешиць.

Ось так я собі пригадую своє Старе Село.

Моя дружина готувала такий концерт з нагоди 65-их роковин операції «Вісла». Було нас там всіх більше 10-ти осіб, були маленькі діти, старші, а я уже очевидно як дід, майже найстарший там був. Моя дружина сказала, щоб я виступив зі словом, а відтак тепер я можу прочитати вірш, який я тоді говорив.



У Старому Селі, босоніж,
Всі стежки, дороги, обігав я
Малим ще хлопчиком.

Щеміли сколені стернею ноги,
Але вночі спав непробудним сном.
О, як хотів би я на свому полі
Припасти до землі лицем,
Забути пережиті смутки і болі,
І цілувати рідний чорнозем.

У великій тузі хочу ще згадати
Стару церковцю, якої вже нема.
В неділю і свята туди моя мати
Мене в дитинстві за руку вела.

Не довелось віку доживати
На своїй рідній батьківській землі,
Прийшлось покинути поле, і рідну хату,
Шукати хліба в іншій стороні.


[Вірш авторства Стефана Цалки та Лідії Урбановіч-Купич]

2. Вік на момент переселення: 9 років. 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

Батько тата Ян Цалка; батько Себастіян; сестра тата Стефанія; тата брат Юзеф; тата брат Франек; мама Марія з д. Мех; брат Владек; сестра Яніна; сестра Марія (наймолодша з дітей); анкетований Стефан Цалка.

Пізніше, коли вивезли до України брата моєї мами, в нас замешкала моєї мами мама, Марія. Вона тут похована, вона до України не поїхала, вона в нас залишилася.

Вся родина мами поїхала до України, а вся тата родина залишилася.

5. Скільки осіб лишилося:

Три особи.

Залишилася тата сестра Стефанія [Овца з д. Цалка], вона там досі живе. Там була велика хата...

Також залишився Юзеф – тата брат, а також тата брат Франек.

6. Скільки осіб переселено: 8
7. Скільки осіб пропало безвісти: 0
8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

В нашому селі були і польські родини, і українські.

Ми мешкали десь так посередині села, в ту сторону до церкви мешкали українці, а з другої сторони мешкали поляки, але я не вважаю, що їх там було багато. Думаю відсотків 30.

Були також євреї, але то були одна чи дві сім’ї.

9. Стан відносин з ними:

Добрий. Ніхто там не сварився, люди допомагали один одному, якось гарно жили.

Дивіться, мій батько був поляком, мами родина була українська, там не було ніяких проблем.

Поляки навіть до церкви ходили (церква була на місці, костела тоді ще не було)…

10. Опишіть залишений Вами маєток:

В Старому Селі ми мали гарне господарство, велике, як на ті часи, і забудова гарна. Так що така родина була, може не надто багата, але, в будь-якому разі, заможна. На додачу до того, тато мав там і пасіку, в Старому Селі.

Був дім, критий бляхою; був господарський будинок, ми називали його древутня, шопа, там, де ми дрова тримали; була обора зі стайнею; були дві стодоли; також велика пасіка; а ще був сад.

Землі у батько було, думаю, понад 10 гектарів.

У нас були два коні, були корови, свині, птиці, мабуть і кози були.

Мали молотарку, кират [кінний привід], туди запрягали коней, кират працював, можна було січки нарізати, можна було також молотити. Як для тих часів, то це було люкс.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли?

Вперше нас вивозили мабуть на початку червня чи під кінець травня, завезли нас тоді до Белжця, а потім повернули додому.

Через два тижні знову прийшли, це було мабуть в половині червні чи трохи раніше.

2. Коли Вас привезли? Довго їхали, тиждень напевно.
3.1. Маршрут переїзду: Старе Село – Переворськ – Розвадів – Ґіжицько – Круклянки
3.2. Маршрут переїзду:

Вперше нас намагалися вивезти мабуть на початку червня чи під кінець травня. Завезли нас до Белжця. Тоді ми звідтам повернулися, попрацювали на господарстві, що там ще треба було зробити.

Через 2 тижні знов прийшли вояки і казали, щоб ми вантажили речі, і все. Мабуть дали нам півгодини для цього, в будь-якому разі – дуже мало часу нам дали.

Вантажили на один віз, у тата були коні, вантажили на того «залізняка», що змогли – завантажили.

Везли нас… Не знаю яка то станція [де вантажили] була, в будь-якому разі в напрямку на с. Молодич, а яка то станція була… Знаю, що брат Владек в дорозі записував всі станції, щоб знав, кудою повертатися...

[Зі Старого Села ви поїхали на одному возі, яке було наступне село, чи може пам’ятаєте, на яку залізничну станцію вас завезли?] Найгірше, що я тієї станції не пам’ятаю, то десь було… бо потім був Переворськ, Розвадів, там ми їхали, прямо туди…

[До поїзду ви не сідали в Переворську?] Ні, там була якась менша станція. Старші люди пам’ятали б, а може й ні, тому що, коли нас перший раз вивозили, тоді ми мали їхати з Белжця.

[Як довго ви чекали на транспорт на залізничній станції?] Мені складно відповісти. Чекали певний час, оскільки знаю, що дідо привозив нам хліб, бо дідо залишився, і сестра залишилася. Дідо по лінії батька. Ну а чекали… Тиждень, то напевно, чекали.

[Яка була атмосфера серед людей, як люди поводилися, про що говорили?] Люди мабуть були трохи налякані, адже ми не знали, куди нас везуть, їм довелося просто з тим змиритися. З певністю ніхто не радів. Розмови були про те, що вони повернуться, що то довго не буде, оскільки колись до Бессарабії також вивозили, і потім повернулися.

У вагоні мабуть була тільки одна родина, бо там ще й корови були, і коні.

[За поїздом хто доглядав?] Військо.

Виселили нас. Везли… Як довго? Ми довго їхали тим транспортом, в товарних вагонах, разом з коровами, кіньми і так далі.

Дорога з певністю була тяжка. Була худоба, треба було її нагодувати. Пам’ятаю, що коли затримувались на якихось станціях, ще десь, тоді мама брала плахту і йшла нарізати трави і так далі.

Але щоб нарізати, треба було кудись далі відійти, на чиюсь луку. Були випадки, що хтось [власник] якщо побачив, що якісь люди косять його траву, тоді доводилось тікати назад [до поїзду]. Дорога з певністю не була легкою.

Привезли нас до Ґіжицька на станцію. Там розвантажили і приділяли, хто куди мав податися. Ми отримали рішення, щоб їхати до Жабіна за Банями Мазурськими.

Але так сталося, що в Круклянці декілька родин… Здається 7 родин було зі Старого Села, то багато, оскільки в одному селі [на новому поселенні] дозволялося поселити не більше, ніж 3 родини зі старих земель [з попереднього місця проживання], а тут якимось чином було більше.

Сусіді-старосельчани приїхали до Ґіжицька і кажуть до тата: Собек, слухай, поїдеш до Жабіна, а нас тут багато, старайся, щоб тобі дали направлення до Круклянки, щоб тоді доручили в Круклянці оселитися.

Ну тато старався, з певністю десь треба було трохи підплатити, чи щось.

4. Чи Ви знали куди їдете?

Головною темою розмов в поїзді було питання – куди нас завезуть? Ми не знали куди їдемо, кудою ми їдемо, що буде далі? Загалом люди були пригноблені.

5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони?

Ні.

6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:

Образи. Мама забрали, один чи два. З певністю також молитовник, якийсь хрестик.

6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?:

Взяли те, що можна було взяти. Взяли скрині, мама мали, ще з тих часів, як заміж виходили. В них був одяг. Брали найбільш потрібні речі – дітям і собі.

Два коні. Мабуть дві корови. Можливо трохи збіжжя.

На один віз не можна було взяти багато. Тільки найбільш важливі речі, тобто одяг… Я знаю, що коли ми вже їхали возом, то деякі речі довелося скинути з воза, оскільки було надто важко коням, тоді дід ішов, плакав, і потім, напевно, забрав те, що залишилося на дорозі.

6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?:

Взяли також вишивані сорочки.

6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?: -----------
6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?:

Світлини.

7. Які з них збереглися?

Світлини (у Янкі), також вдома треба пошукати.

8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею?

Скани світлин.

9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли?

Навряд чи, адже там залишалася родина – сестра, і батько тата, відтак не було такої потреби.

Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили?

Круклянки.

Нас привезли до Ґіжицька. Тут [на залізничній станції] ще певний час нас тримали. Саме в той час приїхали старосільці, як ми кажемо, які раніше виїхали зі станції в Белжцю, серед них були: Підгірний, Варишак Михайло, Кунєц Стефан, Пузир Іван, Дубік Михайло, Бурштика. Нас тут опинилося не мало родин, маю на увазі в Круклянці.

Якось так сталося, що тато справді приїхав сюди до Круклянок. Приїхав, але на той час уже не було порожніх помешкань. Туди, де було місце, заселялися. Шукали місце і виявили дім, в якому я зараз мешкаю, і він був порожній.

Той дім був тоді огороджений плотом висотою у 1.5 метра а то й вище, чи може мені так тоді здавалося. Пліт був з дошок, так що нічого не було видно.

По сусідству мешкав німець, чи мазур, і він опікувався тим домом, не хотів просто так впустити. Не знаю, які він мав наміри і плани, щоб тут ніхто не оселявся. А порозмовляти було важко, він польської не знав, важко було домовитись. Але якось домовились і він нас пустив.

2. Які умови Вам надали?

Дім був, можна сказати, задбаний, адже коли хтось опікується, ніхто не міг зробити якоїсь шкоди – вікна повибивати або, припустимо, щось інше. І ми в тому домі стали жити.

Дім був в досить доброму стані: були вікна, все було, порожній дім, може й меблі деякі були.

А ще була там стайня і стодола, рахували, що це фермерське господарство.

Більше нічого не було, то була дуже бідна хата.

Виглядало так, що в цій хаті жили дві сім’ї, оскільки були дві кухні, дім був перегороджений. Так ось, тут була кухня і кімната, і там була кухня та дві маленькі кімнати.

А ще була табличка [можливо з прізвищем власника] – таке польське прізвище – Червіньскі, табличка була на дверях, така гарна, латунна. Яка була його [Червінського] доля – не знаю.

Пізніше той сусід був задоволений, бо ми мали корів, яких ще звідти привезли, мама завжди йому молоко давала, давала ще щось іншого. Так що переконався, що може й добре зробив, що дозволив нам тут замешкати.

І мешкаємо в тому домі до сьогодні. 65 років мешкаємо, то багато. Якщо дивитися з перспективи часу, пролетіло це надзвичайно швидко. Но але так воно вже є.

Дали нам також 12 гектарів землі.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці?

Що можна було б сказати про Круклянку? Можна сказати так: в самій Круклянці, а може й в ґміні, було багато українців. Я так підраховую, що в 1947 році, коли нас сюди привезли, в Круклянці було щонайменше 70% українців, переселенців з різних місцевостей, то була Любачівщина, Ярославщина, Перемишль, Лісько, Сянік… Все було перемішане, декілька родин з одного місця, одна з іншого тут опинилася. Але рахую, що в Круклянці було щонайменше 70% українців.

Але в селах теж, допустимо, Живкі, там теж багато українців було. Зрештою, всюди було багато українців, може тільки не дуже признавалися.

Вважаю, що лише в нашій ґміні, маю на увазі Круклянку, свою тотожність українці сяк-так зберегли.

В Боцьвінці також було багато українців, проте там якось майже заникло, багато [людей], просто кажучи, спольщилося і не признавалося до свого походження.

Хтось мусив зайнятися тими [людьми], мусив підтримувати духовно, щоб люди не надто боялися. Священників також не було, які могли б підтримувати нас, тих переселенців. Хоча, може не з самого початку, але уже під кінець 1950-х років, ті священники від часу до часу приїжджали і відправляли літургію по-нашому.

Але окрім священників, я вважаю, багато робили і вчителі. Не всі, очевидно, маю на увазі свою дружину [Цалка Анна з д. Процайло].

Вона закінчила український ліцей в Бартошицях. Навчала в Кшивінському, в Жабінці, а згодом, коли я з нею одружився, вона перейшла до Круклянки і почала навчати української мови. І то багато давало для тих українців, які тут ще признаються, яких багато, ще принаймні в нашій ґміні, Круклянки, Живки, багато таких ще є. Але може я занадто відійшов від нашої теми…

Ну що ж, ми приїхали, треба було йти до школи в Круклянці, записалися. До першого класу я ходив, але свідоцтва не мав, бо коли нас вивозили, це ще не був кінець [навчального] року. Проте [в Круклянці] я одразу записався у другий клас. Закінчив тут 7 класів початкової школи.

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

Чи це так відчувалося, доки ми були маленькі? Може в школі особливо не відчувалося, що ти такий і такий, тим більше, що нас, українців, було багато, також в тій школі.

Але ті старші люди уже відчували, що вони [поляки] мають до нас якесь упередження. Я собі пригадую такий випадок, коли старший – йому було більше 20-ти років – прийшов, взяв за підборіддя і сказав: «Pokaż, czy masz czarne podniebienie» [Покажи, чи маєш чорне піднебіння]. Таке було, але якось то все пережилося.

Люди [поляки], які приїхали сюди раніше, вони трохи нас побоювалися, оскільки пішла хвиля пропаганди, що везуть сюди бандерівців. Згодом виявилося, що то не було так жахливо. Коли [поляки] самі подивилися, які ми, тоді їхня думка…

Серйозних переслідувань не було.

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

В Круклянках вже у 1962 році стали відправляти [в костелі] українською мовою. Тут були такі священники як Бозюк, Шаґала, Романик, вони були заїжджі, очевидно, що не відправляли тут регулярно.

До церкви в Хшанові я не їздив. Можливо, коли казали, то я може й до костела ходив, також почали правити в православній церкві, хоча мама говорила, що уже краще до костела іти [ніж до православної церкви].

Но а згодом, коли стали відправляти українською мовою, то я туди ходив.

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

Я закінчив [початкову] школу, потім в Ґіжицьку закінчив риболовний технікум, почав працювати. Спочатку у Венгожеві, пізніше пішов до війська до Бартошиць, закінчив службу військову, повернувся.

Після служби я почав працювати в Позезджу в кооперативі, я був там книговодом-каталогізатором.

Пізніше повернувся до Круклянки, був книговодом у сервісно-генераторному кооперативі хліборобських об’єднань. Там пропрацював близько двох років і в 1965 році перейшов (якось мене переконали) працювати у громадську раду, був громадським секретарем.

Головою громадської ради був Білик, також українець, якось так сталося, що вони захотіли взяти мене на роботу, не знаю як то там було, не буду тут уже розповідати, адже і комітет повіту, і кожен [член] мусив в цій справі висловити свою думку.

Зрештою, я працював в тому управлінні аж до пенсії. В 1973 році була реорганізація громадських, ну, загалом, державної адміністрації, і створили щось таке як «начальник ґміни», і поставили мене на посаду начальника ґміни. Може, я сам дивувався, що я українець, а однак займаю таку важливу посаду.

На цій посаді я був аж до року 1990. В 1990 один термін я був війтом. Тоді були переміни, 1989 року почалися ті переміни у нас, казали, що комунізм завалився, але, на мою думку, комунізму не було, надто сильного. В той час вже відчувалося, [люди] говорили: „Ukraińce już rządzić nie będą” [Українці уже при владі не будуть].

Через це, після одного терміну, я вирішив, що можу йти на пенсію, навіщо я буду слухати, хто мені каже, що я такий і сякий. З жінкою порадився, вона сказала, що якщо ти вже придатний, то можеш перейти на пенсію.

Отже, я перейшов на пенсію, хоча особливо не знав, що я на тій пенсії буду робити! Адже людина вже відірвана від господарства, у нас його вже не було, бо батьки передали в державну казну.

Але так вийшло… Наша парафія була створена 1962 року, а отже то вже був шмат часу, а літургії відправлялися в костелі, а то, ясна річ, неправильно, адже треба було все приготувати, потім все забрати, адже [польський] ксьондз [священник] міг мати якісь зауваження. В цьому плані по-різному бувало, [польські] священники-парохи мали до цього різні підходи, були такі, що їм все заважало. Ну але десь треба було, тому відправляли в костелі.

Люди так собі подумали, що треба було б розважити можливість побудови церкви. Це був 1995 рік. В костелі, після Служби Божої, священник поцікавився, чи парафіяни візьмуть на себе такий труд. І виявилось, що так, будемо будувати.

Кожен собі думав: як? Адже треба мати гроші і багато ще чого. Але вирішили, що церкву будуть будувати, створили суспільний комітет з будови церкви, я був головою цього комітету, дружина також була в цьому комітеті. Він нараховував більше 10-ти осіб, може 12-ть, якось так.

Був 1995 рік, треба збирати гроші. І тоді виявилось, що люди дуже серйозно до цього підійшли і потрібні вплати були. В 1995 році почали вплачувати, ми все збирали на банківському рахунку.

Окрім того треба було роздобути ділянку, де ту церкву побудувати, та все інше, що потрібно, щоб розпочати будову.Спершу ми хотіли на одній ділянці побудувати, бо тато моєї дружини мав ділянку, гарну, при самому в’їзді в Круклянку. Ми хотіли там побудувати, але тодішній війт сказав, що там не личило б, і що вони нам визначать ділянку. І фактично, визначили нам ділянку на 26 арів, тобто не мала, в непоганому місці. До того ж, ґміна нам продала цю ділянку дешевше, ми заплатили лише 50%.

Пізніше отримали дозвіл, вже були інші часи, вже так не дивилися на це все як колись, ми почали будувати і побудували. Почали в 1998 році, а в 2000 році вже була перша Служба Божа, хоча там не все ще було довершене, ще треба було закінчити деякі речі, але перша Служба відбулася, бо то якраз була якась річниця «відкритих дверей», якось так це називалося. І священник сказав, що ми відправимо першу Службу тут, а потім як раніше, в костелі, поки не завершимо робіт в церкві. Але виявилось, що як ми почали, так в тій церкві і постійно відправляли.

Церкву добудували і треба сказати, що за гроші наших парафіян, хоча нам трохи допомагали і з Америки, і з Канади, то переказували ті, котрі виїхали [звідси]. Багато допоміг нам священник Шаґала, він їздив до Америки, переказав нам мабуть близько 6 тисяч доларів.

Таким чином нам якось вдалося збудувати за власні гроші, без жодних боргів. Но й та церковця є, хоча щось там треба ще довершити.

Я одружився 1966 року з Анною. Вінчалися в [польському] костелі в Круклянках.

Нам народилося двоє дітей – Петро і Адам.

7. Ваші діти знають українську мову? Так.
7.1. Так - Де вивчили?

Вони навчилися в Круклянці, дружина навчала української мови, так що мову українську вони знають.

Українського ліцею не закінчували.

7.2. Ні - Чому? ---------------------
8. Ваші онуки знають українську мову? немає відповіді
8.1. Так - Де вивчили? Ще нема внуків.
8.2. Ні - Чому? Ще нема внуків.
9. Чи є у Вас світлини нового місця?

Можливо, що є, треба пошукати.

Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Не знаю.
1.2. Чи в селі були криївки УПА?

Могли бути, точно не можу сказати. Знаю, що партизани [УПА] приходили.

2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА:

Я б сказав, що скорше всього позитивне [ставлення до УПА]. Наскільки я знаю, вони намагалися якоюсь мірою українське населення забезпечити, може й охороняти – я б так сказав.

Згадую такий випадок… Отже, ми два тижні перебували в лісі. Йшли ті з АК [польська Армія крайова] чи як то фахово назвати, не знаю звідки вони йшли, і, просто, но, як сказати – стріляли, вбивали українців. Це могли бути роки 1945/46.

Пам’ятаю, що дідусь пішов тоді до Олешиць, йшов дорогою, то потім говорили, що йому пощастило, бо в дорозі хтось із тих міг його застрелити.

А ми два тижні перебували в лісі, десь там де Лихачі були, це сусіднє село, Лужанський Михайло з тих Лихачів був. Ми два тижні сиділи в тому лісі. І партизани [УПА] нас охороняли. АК не йшла прямо на нас, а десь боком до нас.

Були там тоді банди, приходили, грабували, я сам згадую два випадки: прийшов в однострої польського офіцера і що ж - забирав все, що йому сподобалося.

Партизани [УПА] приходили до нас до хати, відбувалися дискусії, була якась їда.

[Вони не побоювалися того, що ваш батько був поляк?] Навряд чи. Що цікаво, мій дідо, батько мого тата, дуже любив з ними дискутувати, він також був поляком.

[Дискусії були про що?] Важко сказати, з певністю на політичні теми.

3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

Таким чином, що коли вони до нас приходили, то треба було дати їсти, угостити якось.

Я думаю, вони мабуть любили до нас приходити. Таке відбувалося доволі часто.

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА:

По лінії родини Мехів (мами), мабуть.

4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням? ------------
5. Чи перебували Ви під арештом? ------------
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

[В дитинстві ви ходили до садочка. Прошу сказати, чим ви там займалися?] Я знаю, що все відбувалося там українською мовою.

В дитинстві ходилося до читальні. Там відбувалися заходи, наприклад, на честь річниці Тараса Шевченка.

Мама знала всього Шевченка на пам’ять. У нас мама дбала про те, щоб не забували деякі речі, щоб зберігалося українство.

Я був такий маленький, але вже склав віршик:

Я маленький хлопчик,
Вискочив на стовбчик,
Шостий рочок маю,
А про Тараса Шевченка
вже багато знаю.

Мені пам’ятається передусім домашня атмосфера, тепло в тому домові. По мамі наша родина була дуже патріотична. Вона багато дбала про це, також і тоді коли приїхали сюди, можливо менше, ніж інші, але старалася.

Традиції

[Ваша родина була польсько-українська. Як ви відзначали свята? Одні і другі?] Так, одні і другі. Тобто, так пригадую, на польські свята до нас приходив мамин брат, а на українські ми йшли [до когось в гості], відвідували себе.

А коли ми [в 1947 р.] сюди приїхали, то в принципі відзначали польські свята.

Був звичай, що на [різдвяні] свята приносилося до хати солому, сіно, не тільки десь там під стіл клали, а просто у всій хаті була солома. Маленьким дітям можна було по соломі трошки погасати, пострибати.

Ялинка також була.

Мусили бути певні страви – кутя, оселедці, старалися, щоб обов’язково тих страв було 12 чи якось так, щоб якнайбільше цього було.

[А Миколай приходив?] Чи Миколай – того я не знаю. Можливо він був, але тільки під подушкою [залишав].

Власне такі проблиски того всього… Все урочисто проходило. А на Святого Миколая заглядали під подушку, чи він щось не приніс. Тоді береш це, «ага, приніс».

Я мав старшого брата, він туди заглянув, а там йому всадили поліно під подушку. Мама сказала: Це тому що він був нечемний. «Бачиш, що Миколай тобі приніс!»

[Пам’ятаєте свій подарунок?] То були якісь «миколайки», якісь цукерки і таке інше.

Пам’ятаю ще Зелені свята, що мусив бути шувар на плотах, могла бути також береза. За шуваром ми ходили до ставка, приносили, на плотах вішали, біля стежинок чи якось так.

Інших урочистостей не дуже пригадую, може я був ще надто малий. Зрештою, тоді був воєнний період, тому може їх і не було.

А пізніше вже виникла така атмосфера, яка була наслідком різних первинних причин… Тому все уже було трохи інакше.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

Ми були там декілька раз. Зрештою, маю там родину. Чи відчувається велику різницю між нинішнім селом і колишнім? Не особливо, а втім я не зустрічався там з іншими особами – коли їздив, то тільки до родини. І, як то буває з родиною, позгадували давні часи.

В будь-якому разі, те, що українське, для них неначе зникло. Цікаве питання, оскільки там ще очевидно залишилися й українці. Але поводять себе так, ніби того [українського минулого села] не було.

Я ще їздив до Перемишля декілька раз, а знаєте яка там атмосфера, які там настрої були, все-таки ще щось там залишилося. Хоча, коли я їздив до Старого Села, то цього не відчувалося, хоча, кажу, я туди їздив до родини, а із сторонніми особами особливо не стикався.

[Старе Село, ви говорили, нараховувало до 700 дворів, а скільки там тепер?] Ой, тепер половини із цього просто нема, так, половини нема…

3. Чому ви не виїхали в Україну?

До України багато поїхало. Родина мами вся поїхала. Але, як пригадую, нас також тоді виселили, до Олешиць нас вивезли, ми були там на станції, чекали на транспорт.

Коли нас виселили – Старе Село почали палити, партизани [УПА] палили, щоб будинки, приміщення не діставалися в польські руки.

Ми були на станції… В хаті залишився мій дідо (тато мого тата), зрештою, він був поляком. Доки ми чекали на станції, видно було заграву від палаючого села. Не знали, що з нашою хатою, але виявилось, що хата залишилась.

Як я потім дізнався, партизани дуже довго стукали до дверей, питаючи, чи хтось там є, а дідо якраз спав, бо то було вночі, він зачинив двері. Але якось його вдалося розбудити, так що наша хата залишилася і до цієї пори вона стоїть.

Потім самі партизани розповідали, що багато не бракувало й дідо міг згоріти. Не могли до нього достукатися, але знали, що він там може бути, а вони діда добре знали, тому стукали й стукали, і нарешті якось діда збудили, так він міцно спав. Таким чином вони хату і все інше залишили та пішли дальше.

[Як ви думаєте, навіщо вони палали ці порожні хати?] Для того, щоб хтось інший тих хат не зайняв.

А чому не поїхали, хоча чекали на транспорт – пізніше виявилося, що партизани підірвали міст і вже не можна було туди їхати. І ті, хто ще не виїхав до України, повернулися назад на своє місце. То був 1945 чи 1946 рік. А потім до України вже не вивозили.

[Проте у вас вдома не було бажання їхати тоді до України?] Не було.

Якийсь транспорт вони таки встигли відправити, адже ще не всіх завантажили, бо я знаю, що родина мами виїхала. І саме тоді партизани [УПА], ті будинки, де нікого не було, пустили з димом.

[Людей переселяли до України добровільно чи примусово?] Добровільне це не було, адже приїхало військо, наказало вантажитись, і все, відправляли до України. Так само «добровільне» було переселення сюди, на т.зв. «відздобуті території».

Отже, ми повернулись і там аж до 1947 року господарювали. По-різному бувало. Я не надто добре все це пам’ятаю, але бувало по-різному. Вешталася тоді різна мерзота, я не знаю що це за люди були. Грабували просто.

Пригадую, прийшов польський офіцер, зайшов до кімнати, відкрив скриню (бо колись такі мама мали), зібрав те, що для нього здалося найважливішим – хустки шалянові чи як вони називалися, різні речі, і пішов.

І корів хотіли, і коней хотіли красти, но… Я думав, що може пристрелять діда, адже приходить вояк, чи офіцер, хапає корову й витягає зі стайні, дідо став ногами тупотіти, і не дав. Офіцер був по-польськи зодягнений, а по-українськи щось там почали говорити, дідо вперся, каже: „Jak jesteś pan Polakiem, to mów do mnie po polsku, a krowy ci i tak nie dam” [Якщо ви поляк, то говоріть до мене польською, але корову все-одно не віддам]. І не дав. Я думав, що пристрілить, адже міг й застрелити…

4. Що в житті було головне?

[Ви – дитина війни. Скажіть, чи те все, що ви пережили, ті жорстокості, чи то мало впливало на ваше подальше життя, чи воно й надалі у вас живе?] Те, чого людина зазнала в житті, воно пам’ятається. Важко було б почистити це все, сказати, що того всього не було. Але треба було з тим змиритися, якось організувати своє життя. Не забувати, звичайно ж, про ті часи, але якось так організуватися, щоб мені було добре, і іншим також.

Там [на рідних землях] головна мабуть була родина, щоб все добре складалося. А тут головна була школа, навчання, і, так само, родина.

5. Чому Вас переселили?

Дивлячись на це з перспективи часу вважаю, що тієї акції [«Вісла»], переселення, не повинно було бути. Не було, очевидно, нічого такого, що змушувало це зробити.

Тепер деякі кажуть, що це потрібно було зробити, щоб знищити УПА, щоб не мала своїх баз. Але що тут говорити про УПА, якщо членів УПА було дуже, дуже мало.

Зрозуміло, що тоді була така політика, що треба тих українців виселити з їхніх рідних земель, щоб „problem ukraiński rozwiązać do końca” [розв’язати українське питання остаточно]. Саме так можна було б сказати. І то мабуть було головною метою акції «Вісла», інакше це не пояснити і я собі не уявляю, щоб була інша причина.

[Головною метою акції «Вісла» було ополячення українців. Чи це вдалося досягнути?] Я б сказав так, полонізація українців частково вдалася. Я вже раніше говорив про те, скільки нас тут було в 1947 році, а зараз нас ще залишилося до 30% з того, що було. Тобто, можна сказати, що, все-таки, багато українців сполонізувалося.

Але до кінця їм це не вдалося. Подивимося що буде далі, ще за певну кількість років, наприклад, коли мине сто років після акції «Вісла». Тоді можна буде сказати, скільки нас ще є. Але ті люди, котрі попри все почували себе українцями і досі почувають, вони, думаю, збережуть українство надовго.

Багато залежатиме від того, як молоде покоління буде виховане, в якому дусі, як батьки будуть до того підходити. Адже, буває по-різному.

От нині бачимо таке: є батьки, українці, ходять до церкви, але їхніх дітей ми там вже не бачимо. Вийде [така дитина] за поляка, наприклад – вже вона до церкви не ходить і поводить себе так, ніби не почувається українцем.

То є насправді важка проблема, можна сказати, що не просто із тим. Отже, частково акція [«Вісла»] вдалася, частково вдалася… Але то може тому, що нас так розсіяли по всій західній і північній Польщі, тобто по тих «відздобутих територіях».

[Коли ви сьогодні спостерігаєте за молоддю… Оте друге покоління після акції «Вісла», чи третє, яке щойно виростає, чи ви маєте надію, що ці люди будуть зберігати свої традиції та звичаї?] Щодо наступних поколінь, то це залежить від того, з якої вони сім’ї і як їх виховують. Адже, бувають випадки, що українець одружився з полькою, але виявляється, що вони почувають себе українцями, полька ходить до церкви і навіть співає українською. Тобто все залежить від того, як дітей виховують, як їм передаються деякі речі, як їм вказують що саме треба шанувати, про що треба пам’ятати. А про це треба пам’ятати. Забувати про це не можна.

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше:

[Чи маєте жаль до організаторів акції «Вісла» через це переселення 65 років тому?] Я б сказав, що так, що цього не повинно було бути. Людина була прив’язана до місця народження. Я досі маю певні почуття, що хотів би туди хоча б поїхати і побачити, хоч поїхати…

Хоча може… Ті місця [на Мазурах] більш привабливі для туристів, ті озера, туризм. Ну але це всюди міняється, там [на рідних землях] життя теж змінюється на краще. Але то було рідне. Щось своє рідне, рідне. Було…

[Як ви думаєте, чи акція «Вісла» закінчилася успіхом з погляду комуністичних організаторів?] До якоїсь міри – так. До якоїсь міри! Адже, згодом ми читали, що йшлося про те, щоб „z Ukraińcami zrobić porządek raz na zawsze” [остаточно розв’язати українське питання].

Між нами кажучи, до війни було так само, мали вони тоді таку свою політику, оскільки надіялись, що західна Україна й надалі буде частиною Польщі, а людей [українців] десь позакривають чи кудись викинуть тощо.

Їм йшлося про те, щоб ополячити, тим більше, що людей вони максимально розпорошили [в 1947 році], хотіли все це знищити. Але їм це не вдалося, оскільки українці досі є, спілкуються українською мовою, побудували свої церкви, ми тут в Круклянці церкву побудували, і Ґіжицько побудувало, і ще десь, і ще десь…

Справді, ополячилося чимало людей. Що сказати…. В Круклянці, коли ми сюди приїхали [в 1947 р.], 70% мешканців були українцями. Наша вулиця, за винятком одного чи двох – одні українці мешкали.

Особливо багато українців було в с. Живкі та Якунівка. Більш-менш там трохи ще залишилося, але водночас багато [ополячилося]…

Заповіт прийдешнім поколінням

Хотів би сказати тим молодим людям, щоб не забували про своє коріння. Щоб відчували, що ми українці, і в тому дусі щоб вони жили і щоб наступні покоління також так виховували. Просто щоб не забували, що вони є українцями.


Анкету записали Маруся Хомин та Андрій Крик. Текст набрала Катерина Бедричук. Підготував для випуску Роман Крик.

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 31.01.2008 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 31.01.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
VIDEO


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 697 665
Dziś:
Днесь:
17