Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0312)
Gal Ewa, z d. Ołenycz
ur. 19.02.1930
Teniatyska, pow. Rawa Ruska.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 24.08.2012 2. Numer kolejny: 0312
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Gal Ewa, z d. Ołenycz

Wrocław
Польща - Polska
4. Data urodzenia: 19.02.1930 5. Miejsce urodzenia: Teniatyska, pow. Rawa Ruska.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Teniatyska, pow. Rawa Ruska.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

Wioska położona nad Sołokiją, taka śpiewna nazwa rzeki, ukraińska. Wioska była duża, gdzieś do 1200 osób.

Była u nas spółdzielnia „Masłosojuz”, cerkiew, była to więc taka typowa galicyjska wioska.

Nasza cerkiew zawaliła się, a potem gniła. W niej mnie chrzczono. Gdy tylko nas wywieźli – zaraz blachę ukradli, mówili nawet, że ten, kto ją ukradł, zabił się. Ale czy to prawda?

[Co jeszcze może pani powiedzieć o przedwojennych Teniatyskach?] No, dużo mogę powiedzieć, miałam wówczas 9 lat. Jak nasza wioska wyglądała? Była spółdzielnia, sklep, Żyd prowadził. W samej wioscem było chyba dwóch Żydów, więcej ich było na przysiółkach. Tam był gościniec, który nazywali Lwów-Warszawa, to w naszym pojęciu, bo ze Lwowa do Warszawy można było jechać innymi drogami, no ale to już był gościniec, prowadził przez Rawę Ruską, Żółkiew do Lwowa.

Po akcji, gdy nas wywieźli, gdy poszłam do szkoły, to ani słowa po polsku nie umiałam. Gdy ktoś mówił do mnie szybko – niczego nie rozumiałam.

[W Teniatyskach chodziła pani do szkoły?] W Teniatyskach szkoła była „za Niemców”. „Za Polski” były dwie szkoły, stara i nowa. [To jak, i nie nauczyli pani polskiego?] No wie pan, ja tam skończyłam dwie klasy, a więc to były dopiero początki, czego tam można było nauczyć? Abecadła to się chyba nauczyłam, bo nie miałam potem problemów żeby [coś] napisać. Ale języka to nie...

Jeśli to ma być dla potomnych, to ja jeszcze opowiem o Teniatyskach. My tam mieliśmy wtedy takie nieciekawe...

W 1943 roku rzeczy mieliśmy związane w tłumokach, rodzice (była już tylko mama) chodzili po drodze, a dzieciom zezwolono spać w ubraniu. Łuny były wtedy z Tomaszowszczyzny i tam, z Zamościa... Z Zamościa to może nie, ale od strony Chełma, gdyż tam Polacy napadali na Ukraińców.

Płonęły wioski. Całe niebo było w ogniu, gdyż na Tomaszowszczyźnie były napady, i tam dalej w stronę Hrubieszowa.

Widzieliśmy to. Od czasu do czasu, gdy ktoś krzyknął „Polacy”, wówczas wszyscy uciekali, bo to było koło granicy, tam sowieci zbudowali bunkry, były też rowy, takie głębokie, od jednego bunkra do drugiego. Tam się chowaliśmy.

Śnieg jeszcze był, bo to było wiosną. Siedzieliśmy do rana w tych bunkrach. Ktoś rozejrzał się, że nic nie płonie, nikt nie krzyczy, wtedy wracaliśmy do domu.

Trzeba, żeby świadkowie mówili o tych wydarzeniach, bo inaczej powstaje wrażenie, że my tam mieliśmy sielankę. Ludzie bali się jednej strony...

[Ostatecznie jednak w 1943 roku Polacy na was nie napadli?] Nie.

2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 17 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem: Tylko ja.
5. Ile osób zostało na miejscu:

Mama z dwoma córkami w marcu 1946 roku została deportowana do Ukrainy.

Siostra Agafia, nie wiem jakim cudem, znalazła się koło Chełma. Tam były nasze greckokatolickie siostry [zakonne] z Siedlisk. Później odnalazła mnie na północy Polski.

6. Ile osób przesiedlono:

Jedną osobę na północ Polski i trzy osoby do sowieckiej Ukrainy.

7. Ile osób zaginęło:

Jedną z moich sióstr (Marię) zabrali do Niemiec na roboty, jest teraz w Chicago.

Zniknęła siostra Agafia, która, jak się później okazało, udała się własną drogą do sióstr zakonnych koło Chełma.

8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

Polaków i Żydów było bardzo mało. Tam były dwa przysiółki, najwięcej ich było na tych przysiółkach.

Natomiast w samej wiosce było kilka mieszanych rodzin [polsko-ukraińskich], ale ci ludzie nawet polskiego nie znali.

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

Wydaje mi się, że konfliktów narodowościowych nie było. Ale gdy pojawiła się sanacja, to wraz z nią zaczęły pojawiać się ze strony polskiej głosy, na przykład... Mam tu nawet zapisane... Nawet dzieci... O stanie stosunków między Polakami i Ukraińcami mówi nawet to, co my wykrzykiwaliśmy (tak, jak to zapamiętałam, gdy byłam dzieckiem): „Od rzeki do rzeki niech zdychają Polaki!”. [W odpowiedzi Polacy wykrzykiwali]: „Od kolana do kolana niech zdycha Ukraina!”.

Można więc powiedzieć, że idealnie nie było, nie kochali się, jeśli dzieci wykrzykiwały sobie takie hasła. Dziecko bawiło się, dorośli rozmawiali, i słyszało o czym oni rozmawiają. Tak więc idealnie nie było.

[Skąd brały się takie nastroje? Skąd brały się takie hasła?] Byłam zajęta wykrzykiwaniem czegoś podobnego i spóźniłam się na religię, przez całą lekcję musiałam na kolanach klęczeć. Ksiądz dał mi karę za spóźnienie, [a ja się spóźniłam] gdyż wykrzykiwałam z innymi.

Myślę, że taka panowała atmosfera. Miałam starsze siostry, one czytały o głodzie w Ukrainie, opowiadały o wojnie w latach 1918-1920, a Lwów był blisko – 70 kilometrów. Myślę, że już jako dziecko byłam świadoma swej norodowości.

A jeśli chodzi o Polaków... Muszę się przyznać, że gdy w 1939 roku wybuchła wojna, to ja nawet cieszyłam się, że nareszcie nie będzie Polski – będzie Ukraina. Taką miałam świadomość.

W domu czytaliśmy „Kobziarza”, coś o historii, wiedziałam więc, że Ukraina, ziemie ukraińskie zostały podbite i znajdują się pod polską i rosyjską okupacją. Ja to rozumiałam.

Dorośli, być może, nigdy niczego podobnego nie wykrzykiwali, ale dzieci wynalazły sobie coś takiego, żeby dopiec jedno drugiemu.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Przed akcją „Wisła” mieliśmy takie średnie gospodarstwo. Zawsze mówiło się, że mieliśmy 5 morgów pola (a nas było pięcioro dziewcząt). Nie byliśmy ani bogaci, ani biedni, gdyż u nas jeszcze nie było przednówku, było wielu takich sąsiadów, którzy na przednówku na chleb już nie mieli, jedli tylko ziemniaki.

Najstarsza siostra Katarzyna już umarła, to ta, co wyjechała z dziećmi i z mamą [deportowana w 1946 roku do Ukrainy]. Zostałam ja... To znaczy z pięciu sióstr została druga (ta, która jest w Ameryce, w Chicago, siedem lat różnicy jest między nami) i ja, czwarta, a trzy już umarły.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono?

Około 20 czerwca [1947 r.] (dokładnie nie pamiętam, mam gdzieś zanotowane).

2. Kiedy Panią/Pana przywieziono?

07 lipca na [święto] Jana [Chrzciciela] przywieźli nas do Lęborka.

3.1. Trasa przejazdu: Teniatyska – wschodnia część Polski – Siedlce – Olsztyn – Lębork – Świetlino
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

Wagon mieliśmy kryty, towarowy, taki do przewożenia bydła.

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?

W czasie podróży wszyscy byli wystraszeni, nikt nie wiedział co z nami zrobią. Część ludzi przypuszczała, że nas utopią, że to będzie koniec, nie zabiją od razu, i dopiero jak zawiozą, wówczas czeka nas śmierć.

[Ludzie] pytali dokąd nas wiozą? Gdzieś nad morze, i tam pewnie utopią.

5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony?

Nie.

Nie z rodziny, ale tak w ogóle, to jedna rodzina wróciła do Teniatysk. Jak on miał na imię... Takie samo [nazwisko] Ołenycz, bo trzeba wiedzieć, że Ołenyczów w Teniatyskach było najwięcej, gdzieś pewnie ze 25%. A w innych wioskach nigdzie nie było Ołenyczów. W naszej wiosce nie było majątku, to była jakaś taka wioska, w której ludzie gospodarzyli, i ci ludzie zawsze byli.

…To był Wasyl, Wasyl Ołenycz wrócił po 1957 roku.

Wiejski cmentarz przetrwał, ale był bardzo zniszczony. Był ksiądz, był nawet rusofilem, [jest tam] pochowany. Gdy tylko ludzie umieścili jego kości w grobowcu – ktoś przychodził i wyrzucał je. W końcu te kości gdzieś zniknęły. Gdy teraz robiliśmy ogrodzenie na tym cmentarzu, to poprosiliśmy żeby zamurować betonem, żeby więcej nikt tego nie ruszał. Ale kości księdza tam już nie ma. A na innych grobach to krzyże, pomniki były poprzewracane.

Ten ksiądz nazywał się Kruszyński, jego imienia nie pamiętam. Miał grobowiec, taki skromny, nieduży, i te kości wiecznie ktoś wyrzucał, myślał, że tam coś będzie.

6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE:

[Obrazy, modlitewniki zabrała pani z sobą?] Nie, niczego nie było, ja uciekłam [z miejsca, gdzie mamę przygotowywano do deportacji do Ukrainy], dlatego niczego nie miałam.

6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU: -------------
6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE: -------------
6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY: -------------
6.5. Przywiezione przedmioty - INNE:

Na wozie miałam worek zboża, jałówka była przywiązana do wozu, niczego więcej nie wzięłam.

7. Które z nich zachowały się do dziś?:

Niczego nie mam z domu [rodzinnego]. Nawet zdjęć nie mam, ponieważ wszystko spłonęło wtedy na tej stacji w Lubyczy [Królewskiej]. [W wagonie...] Rzeczy nie znajdowały się jeszcze w wagonie, a koło wagonu, tam, gdzie wszystko było złożone, na peronie. Można powiedzieć, że na peronie, ale jest jeszcze inna nazwa... [zapewne rampa]

Kiedyś zorganizowaliśmy sobie wycieczkę, Ukraińcy, studiowałam wówczas w Warszawie. Pojechaliśmy na trochę do Gdańska i dalej. Zaprowadziłam ich wtedy do swojej wioski, i tam, na podłodze [w cerkwi], leżały ikony, stąd mam ikonę, ikonę z naszej cerkwi.

[Zabrała ją pani?] Tak. [Ma ją pani w domu?] Tak. Bardzo ładna, zniszczona, ale cerkiew zbudowano w tysiąc siedemset jakimś roku, to była stara cerkiew. Te ikony pewnie też były z tego okresu, może nawet były z ikonostasu. Była jedna jeszcze większa, ale nie zmieściła się w plecaku, więc nie wzięłam jej.

8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?: ---------------
9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?:

W Teniatyskach przed wyjazdem ktoś pożyczył mi „Motrię” [Bohdana Łepkiego]. Przeczytałam ją, choć mówili, że jestem jeszcze za młoda, niczego nie zrozumię, ale ja byłam dosyć bystra. Przeczytałam, i przed wywózką, gdzieś tak po tej „akcji” [po pacyfikacji wioski przez przez wojsko polskie], schowałam w dziupli na gruszce, tylko że ją spalili, i książkę spalili. Dziupla była dosyć wysoko, spuściłam ją tam, myślałam, że to będzie tymczasowo, na wypadek rewizji. Gruszka spłonęła i książka spaliła się...

D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?:

Do miejscowości Świetlino, to było w okolicach Lęborka i Wejherowa.

W 1947 roku mojemu stryjowi dali mały dom. Tam był pokój i kuchnia, ale odróżniał się od innych budynków, gdyż był tak bardzo zniszczony, że nikt go nie chciał.

Stryjek jeszcze w tym samym 1947 roku zmarł, gdyż chorował na raka.

Na pamięć o nim chciałabym powiedzieć, że te dziewczęta (było nas 5 w Lęborku) zbuntowały się, powiedziały, że wracają do domu, dlatego, że tam trochę głód był w internacie.

Szłam pieszo 14 kilometrów do domu do Świetlina. Stryjek zapytał, dlaczego przyszłam, bo to było w środku tygodnia. Powiedziałam, że jestem głodna, nie smakuje mi tam, wszyscy poszli do domu, więc ja też poszłam. Powiedział, że mam się zabierać od razu, żebym do nocy doszła.

Popłakałam sobie w drodze i pomyślałam, że gdyby to był ojciec, to by nie wygnał. Ale dziś pocałowałabym go za to w rękę, dlatego że poszłam i normalnie szkołę skończyłam.

2. Co Państwu przydzielono?:

Stryjek znalazł w Świetlinie taką małą chatkę, bez okien, w takim [stanie], że nikt jej nie chciał, tam zamieszkaliśmy.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Ja dalej byłam pastuchem. Dowiedziałam się, że w Lęborku jest szkoła. A ten mój stryj był taki rezolutny, gdyż on w austriackich czasach ukończył gimnazjum, i nie miał nic przeciwko temu, żebym poszła do tej szkoły.

[Bo on był dla pani trochę jak ojciec...] Tak. No więc poszłam do tej szkoły, a tam z mojej wioski były jeszcze cztery dziewczyny, wszystkich nas razem – trzeba byłoby policzyć, ale chyba było nas koło pięciorga. Poszłyśmy do gimnazjum, to była szkoła gospodarstwa domowego. To było podobne do tych przedwojennych szkół, w których zamożne dziewczęta uczyły się gotować, prać, szyć, tkactwa.

Ale to było tylko gimnazjum, gdy je ukończyłam wówczas poszłam jeszcze na dwa lata – wówczas w Lęborku była już szkoła rolnicza, i tę szkołę rolniczą skończyłam.

Z tym że utrzymywałam się tylko ze stypendium i miałam miejsce w internacie. Życie miałam nie lekkie, ale, prawdę mówiąc, byłam szczęśliwa, że jestem w szkole.

Języka polskiego nie znałam, ale matematykę lubiłam. Po 1945 roku, gdy skończyła się wojna, a w roku 1944 przyszli sowieci, i do roku 1946, organizował nas nauczyciel, póki mama była, to nosiła tym nauczycielom jajka, jakieś mleko, bo oni pensji nie mieli, a nas uczyli. Mam dyslekcję i dysgrafię, ale matematyka szła mi jak po maśle!

[W tej nowej szkole] strasznie się jąkałam, bo jeszcze przez długi okres mnie prześladowało to bicie, to katowanie [na ziemi ojczystej]. Udawałam, że jestem Polką, choć ani słowa nie znałam. Ale na matematyce podnosiłam rękę i byłam jedną z najlepszych uczennic. Oni zauważyli, że pomimo jąkania, pomimo tego, że nie mówię, to mam pojęcie o matematyce. Potem nawet do szkoły rolniczej przychodził nauczyciel matematyki z ogólniaka, bardzo dobry matematyk, to żartowano nawet, że przychodzi tylko ze względu na mnie, bo ja to rozumiałam. Tak więc udało mi się.

Poszczęściło mi się też z kolegą. Był Kaszubem, ale miał polską orientację. Powiedział, Ewa, ja ci wystawię legitymację. A ja nawet nie wiedziałam, co to takiego to ZMP? Myślę, że to on się postarał, gdyż mówiłam mu, że chcę się uczyć dalej.

Już potem to ja nie uczyłam się źle, a ten, kto dostał dyplom nauki i pracy społecznej, mógł pójść na studia bez egzaminu, i ja poszłam do SGGW [Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie].

Ponieważ znałam matematykę, to postanowiłam poradzić się matematyka, czy nie powinnam pójść studiować matematykę, a on mówi: „Wiesz co, dziecko, ty se nie dasz rady”. I miał rację! Dlatego, że matematyka w szkole rolniczej i na wydziale matematycznym... Nie dałabym sobie rady. Za to doskonale sobie radziłam, gdy na uczelni była matematyka, fizyka czy chemia, samo wchodziło mi to do głowy.

Skończyłam szkołę, zrobiłam magisterkę. Miałam kłopot, gdyż profesor już wyjechał, dlatego na czas nie zrobiłam... Ten dyplom... Bo akurat w 1956 roku powstało UTSK [Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne], my, grupa Ukraińców, już wcześniej należeliśmy do grona znajomych. Chodziliśmy do cerkwi na ulicy Miodowej, potem z Miodowej szliśmy od ulicy do ulicy, przystawaliśmy gdzieś na rogu i znowu rozmawialiśmy.

Ale w każdą niedzielę zaczynało się ode mnie – akademiki były blisko siebie, przychodzili więc do mnie. Na partierni nawet mi mówili: O, tu „lipki” byli! Chodziło od Jana Lipkę, który potem wyemigrował do USA. No więc oni przychodzili, a potem szliśmy od akademika do akademika, zbieraliśmy wszystkich, szliśmy do cerkwi i rozmawialiśmy o tych naszych ukraińskich sprawach.

[To pani wtedy przestała już być „Polką”?] Nie, nie! Ja Polką... [śmieje się] To przez ten strach. Gdy w Lęborku poszłam do szkoły, to z powodu tego strachu bardzo się jąkałam. [Bardzo jest pani nerwowa, to widać.] Tak.

O dziwo, miałam koleżankę, która przyznała mi się, że jej tato pochodził z mieszanej rodziny, czuł się Ukraińcem – mama była Polką, a tato Ukraińcem. No więc, gdy wlazłam do niej pod kołdrę i już byłam nakryta – wówczas nie jąkałam się. To nawet dla psychologa... Przykładowo teraz: gdybym rozmawiała z kimś innym... Idzie mi z panem dosyć tak normalnie, a na ogół to jąkam się niesamowicie, a kiedyś było jeszcze gorzej. Mam to na tle nerwowym.

[Pani Ewo, to ja tak rozumiem, że w 1947 niczego pani nie dali, gospodarstwa pani nie dostała?] Niczego. [Pani była wówczas już pełnoletnia, czy nie? Nie...] Nie, miałam 17 lat. Z jakiegoś powodu stryjek mnie nawet nie zameldował. Gdy poszłam do szkoły, dopiero wówczas wyrobiłam sobie świadectwo urodzenia, wzięłam świadków, którzy potwierdzili miejsce urodzenia. Ale niczego nie sfałszowałam, gdyż wszystko dobrze pamiętałam. Sądownie wyrobiłam sobie metrykę, i to było podstawą do wydania... No, wówczas były jakieś... Nie paszporty, no był jakiś taki dowód osobisty, chyba nie oprawiony, na papierze.

Gdy byłam w internacie – nikt mnie o to nie pytał. Tam na ogół byli Polacy, którzy się konspirowali, byli zaangażowani w akowskie podziemie, byli z Warszawy, spoza Warszawy. To przeważnie byli ludzie, którzy podobną szkołę ukończyli. Było dużo Polaków, którzy kiedyś mieli majątki, właścicieli ziemskich. Tak więc oni wykładali, a ta szkoła została chyba [przez nich] założona, gdyż oni chodzili do podobnych szkół i wiedzieli jak to trzeba organizować.

[A jaki był los Agafii, Hasi?] Agafia po pewnym czasie, nie wiem jakim cudem, znalazła się w Chełmie. Tam były nasze, greckokatolickie, siostry z Siedlisk, a w Siedliskach był hrabia... Taki trochę ukraińskiego pochodzenia, może potem przypomnę sobie jego nazwisko. Więc on przeprowadził nawet parcelację ziemi. W tamtych czasach, gdy dokonywano parcelacji, to Ukrainiec nigdy nie mógł niczego dostać, a on tak przeprowadził parcelację, że w Teniatyskach (nie tylko tam) trochę dobrej ziemi ludzie mogli kupić.

Tam były siostry zakonne, była cerkiew i był kościół. Agafia przystała do tych sióstr, ale nie jako zakonnica, a pracując po prostu w ogrodzie. A jakim cudem dowiedziała się dokąd nas wywieźli – ja, prawdę mówiąc, przegapiłam to i nie zapytałam.

Pojawiła się, gdy my byliśmy już na zachodzie [na północy Polski], nawiązała ze mną kontakt (ja w tym czasie byłam już w szkole). Zabrała tę jałówkę, która była już krową (była tam już z pół roku i urodziła cielę) i dalej siostra pomaszerowała aż na Glabiś [?], to koło Nowego Dworu Gdańskiego, [poszła] z tą krową z Lęborka, zabrała ją, bo ja jej nie potrzebowałam.

Poszła tam, gdzie wyszła za mąż, i na początek miała już krowę, od stryjka wzięła tę krowę, którą ja jako przesiedleniec przywiozłam podczas akcji „Wisła”.

[Czyli nikt na nią nie doniósł, udało się i nie siedziała?] Nie.

No a ja po studiach pracowałam w wojewódzkiej radzie, potem przeszłam do biura projektów. [W Warszawie?] Nie, początkowo w Gdańsku, a potem we Wrocławiu.

[A mamę kiedy pani zobaczyła?] Mamę zobaczyłam w 1957 roku, czyli nie widziałyśmy się 11 lat, ją wywieźli w 1946 roku, a zobaczyłam ją w 1957. Z tym, że ja już się zmieniłam, bo ja byłam bardzo chudym dzieckiem, taki niejadek, jedynie mleko lubiłam. Mama powiedziała nawet [gdy mnie zobaczyła]: „Oj, to chyba nie moje dziecko!”. Tak bardzo się zmieniłam, tak wyrosłam.

My korespondowałyśmy. [Czyli jakoś siebie odnalazłyście.] Od mamy przyszedł list do Mostów, do jej braci, których nie wywieźli, ponieważ pracowali na kolei, bo tory musiały być sprawne. A gdy mnie wywieźli, to ja tak samo napisałam do Mostów, powiadomiłam dokąd mnie wywieziono.

Potem już bez pośredników pisałam do mamy. I w 1957 roku spotkałyśmy się...

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

Nie. Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że ci ludzie domyślali się [że nie jestem Polką], ponieważ słabo znałam polski. Choć ja już po roku nauczania przeczytałam książkę Reymonta „Chłopi”, wszystko rozumiałam i byłam zachwycona. Czytać nauczyłam się szybko, gorzej było z mówieniem. Coś tam pisałam, gdy teraz zaglądam do moich starych zeszytów, to widzę, że wcale nie tak źle jest to napisane.

Potem, gdy już pracowałam, to wszyscy wiedzieli że jestem Ukrainką, nie wiem jakim cudem? Mnie czasem nawiedzali z UB. Pewnego razu przyszłam do dyrektora, żeby mi coś podpisał, i on powiedział: „Wie pani, wczoraj było dwóch panów, przeglądali pani dokumenty”. No to ja już wiedziałam, co to za panowie. Również jedna z pracownic mówiła mi, że przychodzili w mojej sprawie. Tak więc oni wiedzieli. Mogłam się kryć, a oni i tak wiedzieli.

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

Po raz pierwszy na greckokatolickiej mszy byłam w Warszawie, [w cerkwi] na Miodowej.

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Za mąż wyszłam późno – w 1971 roku. Wyszłam za swego [Ukraińca], Lwa Gala, był zawsze zaangażowany w łemkowskie sprawy. Pochodził z Łosia.

Syn Światosław. Zna język ojczysty.

Wnuków nie ma.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: Tak.
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: -------------
7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: -------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: brak danych
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: -------------
8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: -------------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?:

Nie.

W domu, do którego przesiedlili mego stryjka, nie mieszkałam długo. W tym samym 1947 roku, we wrześniu, poszłam [do szkoły] i wracałam tam ze 2-3 razy – było za daleko, żeby tam chodzić pieszo.

[Gdy stryjek zmarł], ciotka, która tam została, przeniosła się do córki (miała zamężną córkę).

Tak więc ja ze Świetlinem bardzo szybko skończyłam.

I jeszcze ta akcja „Wisła”... Nic nie mogę powiedzieć. Wszyscy się bali, wszyscy udawali Polaków.

E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Tak.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):? Kryjówki UPA były.
2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA:

[Pani już mówiła, że miała kontakt z UPA, raz nawet piekła pani dla nich chleb...] Tak. I widziałam ich.

W 1946 roku UPA była [często zachodzili do wsi], ale nie wiem dlaczego? Ja tak sobie tłumaczę, że to dlatego, iż wówczas mieli zawieszenie broni z AK i nie bali się, nikt nie napadał.

Zachowywali się tak, jakby istniała niepodległa Ukraina. Chodzili sobie po domu, gdy była Wielkanoc, biegali za dziewczętami i oblewali je.

Był jeden taki, zwracali się do niego jak do lekarza. Był studentem medycyny ze Lwowa, ale w UPA był w funkcji lekarza.

Tam, gdzie on kwaterował... No bo nocowali tam, gdzie był blisko las, albo zarośla, a to było blisko rzeki, można więc było dostać się do rzeki i tam się schować.

Nasz dom stał w miejscu otwartym, trudno było stamtąd uciekać. Kiedyś tam spłonął dom, uderzył w niego piorun. Na Roztoczu te pioruny tak waliły... Pamiętam, że w rzece były miejsca, gdzie występowała jakby ropa czy coś podobnego. Może dlatego te pioruny tam tak uderzały. Gdy przyznałam się mojej koleżance, że pochodzę z Teniatysk, tam gdzie Rawa Ruska, to ona powiedziała, że kiedyś tam była i do dziś boi się piorunów.

No więc ten lekarz był u nas.

Oni [upowcy] przychodzili i ja [odnosiłam się do tego] pozytywnie.

Prawdę mówiąc... Wczoraj nawet o tym myślałam. Gdy w 1943 roku zaczęli mówić o tym, co się dzieje na Wołyniu, że trwa wojna pomiędzy Polakami i Ukraińcami, czy pomiędzy Ukraińcami i Polakami... Bardzo szybko pojawiła się piosenka, którą zapamiętałam: „Tam daleko, na Wołyniu, powstała armia UPA, i już zmartwychwstała Ukraina, i rozbłysnęła wolność”.

Zna pan tę piosenkę?.. Te słowa mówią wszystko. To tak nie można było. Jeżeli ułożyli taką piosenkę, że sprawę doprowadzono do końca, osiągnięto to, czego chcieli ludzie, to jak można było ich nie przyjmować [upowców u siebie].

Prawdę mówiąc, to pod koniec 1946 roku ludzie mieli ich już dosyć: tacy, którzy musieli płacić, gdy się urodziło jakieś cielę czy prosię, to trzeba było im oddać, ofiarować, no i oni zachowywali się już nie... Gdy tyle lat chodzisz po tych lasach... Już zachowywali się inaczej. Ludzie mówili tak: „Gdy to się zaczynało – byłem gotów ostatnią krowę oddać, a teraz mam ich dość” – tak we wsi mówili.

Ale ogólnie odnoszę się pozytywnie. Ci ludzie ofiarowywali siebie.

Życie mieli... Moja siostra, na przykład, wyszła za upowca, on o tym w ogóle nie opowiadał, nawet siostra niczego nie wie. Był w Jaworznie. Zimą nocowali na jakichś gałęziach, to nie było życie pod jakimś dachem, ale w lesie. I za każdym razem trzeba było zmieniać miejsce.

Tak że nie można ich... Każdy popełnia jakieś błędy. Zawsze zachwycam się tym, jak oni byli dobrze zorganizowani. Ukraina dostała teraz niepodległość, gdyby tam też było wszystko tak dobrze zorganizowane, to, być może, bylibyśmy już bogatsi od Polaków.

3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie): Tak.
3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

Nie.

Siostra Hasia była w domu, ale jak trzeba było zanieść jakieś grypsy czy bandaże – to ona nosiła.

Ja dwa grypsy też zaniosłam, ale nie wiem, czy to były miłosne czy jakieś. Wysyłali mnie, to szłam.

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?:

Tak, miałam w ręku broń. Gdy przychodzili [upowcy], a ja byłam sprytna, chwytałam się takiego gwoździa i mogłam na jednej ręce się podсiągnąć. Ktoś powiedział: „No to może ty jeszcze z karabinem się podciągniesz?”. Dawali mi karabin i ja jeszcze z tym karabinem się podciągałam. Ponieważ wszystkim podobało się, to wykonywałam to kilka razy.

O dziwo, gdy byłam w Lęborku i były zajęcia wychowania fizycznego, to ze strzelania z kabekaesu miałam najlepszy wynik. Bo ja miałam taki wzrok, że wszystko dobrze widziałam z daleka. Ale na Lęborku to się skończyło. Gdy pojechałam na zawody do Gdańska, to nie wygrałam. Dobrze, że nie wiedzieli, że Ukrainka, bo powiedzieliby, że mam wprawę, a ja strzelałam po raz pierwszy [w życiu] i gdzieś na 30 możliwych miałam 28 czy 29 punktów.

5. Czy był Pan/Pani więziony?: Nie.
F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

W święto Jordanu chodziliśmy nad rzekę, nad Sołokiję. Tam była kładka, koło niej wszystko się odbywało. W rzece, w Sołokiji święcili wodę.

Gdy był post, wówczas podczas procesji używali kołatek.

[W co się pani bawiła z rówieśnikami?] Życie przed wojną było ciekawe... Lalkami nie bawiliśmy się. Jak już była jakaś lalka, to taka własnej roboty. Ale gdy tylko nadeszła wiosna, to od razu zaczynało się bieganie na odległość. Te dzieci marnowały czas, gdyż bez końca ganiały, nawet czasem głodne, bo gdy rodzice wyszli w pole, to nie było przygotowanego jedzenia. Ruchu było bardzo dużo. Tak wychowywały się wówczas dzieci.

Teraz pomyślałam o tym, że gdyby tymi dziećmi ktoś się zaopiekował, uczył je czegoś, to można było dużo nauczyć. To był zmarnowany czas, to było takie bieganie.

A gdy zaczęła się szkoła, to dużo czasu nie było, gdyż te dzieci podrastały i musiały już krowy paść, zajmować się kurami czy jeszcze czymś.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

Do Teniatysk pojechałam gdzieś w 1955 roku. Nawet wcześniej, bo zajechałam do Hrebennego i zawrócili mnie z powrotem, zabraniali, gdyż blisko była granica.

Miałam stracha, bo zaczęło mi się wszystko przypominać, to jak... Przez długi okres, gdy zobaczyłem rogatywkę, to już miałam pietra, strasznie się bałam. Bo to mi się kojarzyło z tym... [z przeprowadzoną przez wojsko polskie pacyfikacją w Teniatyskach i Mostach Małych]

Wróciłam z powrotem do Lubyczy [Królewskiej], a stamtąd miałam pojechać do Warszawy. Byłam jeszcze studentką.

Ale mój wujek, który pracował na kolei... Ktoś mu powiedział o mnie, czy może ja mu się przyznałam, że jadę do niego, no więc przyjechał wozem i zabrał mnie z Lubyczy.

Ale umowa była taka, że gdyby ktoś [obcy] nadchodził, to miałam się schować pod łóżko. W tamtych czasach jeszcze nie wolno było tam przyjeżdżać.

Wujek nazywał się Pocztar, mieszkał w Mostach [Małych].

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Wysiedlenie do Ukrainy przeprowadzono u nas 8 marca 1946 roku. Mówiono, że młodych zaaresztują, żeby nie jechali, żeby uciekali do lasu, bo inaczej wywiozą na Sybir.

Moja siostra Agafia była starsza, była już w podziemiu. Czym ona się tam zajmowała – tego nie wiem, pewnie była sanitariuszką, ona się na tym nie specjalnie znała, ale Organizacja zorganizowała im kurs.

No więc ona uciekła, a ja z siostrą Hanią i mamą... Dali nam wóz. Wtedy to już nawet konia nie było. Tato umarł, taty już nie było, w 1942 roku umarł, śmiercią naturalną.

Z mamą i siostrą załadowałyśmy rzeczy na wóz i nas powieźli do Lubyczy Królewskiej, tam oczekiwaliśmy. Ale w nocy UPA...

UPA stanęła w obronie ludzi, żeby nie jechali, gdyż trzeba chronić własne stare ziemie, na których Ukraińcy żyli od stuleci. No więc oni podpalili wagony, a koło tych wagonów, jeszcze pustych, spłonął cały dobytek zgromadzonych tam ludzi. Ludzie się rozbiegli, tam był las, bo to Roztocze, rozbiegli się po lesie, ale do rana wojsko polskie wszystkich zegnało z powrotem, żeby załadować [i wysłać w drogę].

Ja zaspałam, gdyż wcześniej bardzo pomagałam mamie pakować [rzeczy], siostra uciekła z krową, a ja „uciekłam” pod poduszkę, na której głowę trzymałam. Potem zegnali nas wszystkich, tylko dwóch chłopców gdzieś się zgubiło, oni później dojechali do rodziny.

No i ja zostałam... Bo był napad, UPA, tam nawet miejscowi chłopcy byli, część. Spalili wagony, potem oni [Polacy] podstawili inne wagony, i wówczas z lasu zjawiła się moja siostra, zaczęła nas namawiać: Uciekajcie, bo was i tak zawiozą na Syb... czy nawet jakoś inaczej [powiedziała].

Było mi szkoda siostry. Mama nie mogła nie jechać, gdyż miała zamężną córkę z małymi dziećmi, więc trzymała się jej żeby pomagać. No i oni w trójkę: [najstarsza] siostra [Katarzyna] z dziećmi i moja siostra Hania, młodsza ode mnie, również mama – oni wszyscy odjechali, a ja z siostrą [Agafią] poszłam do Werchraty. Wie pan gdzie jest Werchrata?

Tam były przysiółki, do nich mnie zaprowadziła, i tam był mój stryjek Ołeksa Ołenycz [brat taty]. On miał dwóch braci, już dorosłych, trochę starszych ode mnie, i bał się, że ich [zabiorą] na Sybir, czy do więzienia, no, na pewno by się ich czepiali.

Długo w tym lesie nie byliśmy. Gdy tylko wszystko ucichło... Gdy wróciliśmy [do Teniatysk], to nasz dom stał, nie został spalony, domu stryjka również nie spalili. Zostałam z siostrą w swoim domu, a oni w swoim. Pracowałam jako pastuch, bo my nawet krowy już nie miałyśmy, gdyż mama krowę zabrała. Gdy wróciłyśmy do domu – zostałam pastuchem. Po jakimś czasie dawali mi za to mleko.

[Proszę jeszcze raz opowiedzieć jak to wszystko się odbywało.] UPA spaliła wagony, ale Polacy podstawili nowe wagony, ludzi spędzili z powrotem, załadowali do wagonów i powieźli [do Ukrainy].

A ja z siostrą Agafią poszłam do Werchraty do stryjka Ołeksy Ołenycza, który w tym czasie tam przebywał. Byłyśmy tam krótko, potem wróciłyśmy do rodzinnego domu, który nie został spalony. Stryjek, który wcześniej uciekł z Teniatysk, również wrócił do swego domu. Znalazł się w Werchracie w tym czasie, gdy ludzie szukali tam schronienia, bo tam były przysiółki, były lasy, i UPA tam była, chłopcy z UPA. Uciekali przed wywózką [do Ukrainy]. Gdy się uspokoiło, gdy wszystko ucichło – wówczas wszyscy, około 50 rodzin... Z około 300 rodzin, może nawet było więcej, które stanowiły społeczność Teniatysk, chyba jednak więcej... No więc, 50 rodzin z lasu wróciło, z tych, którzy uciekli, którzy nie pojechali, wszyscy inni pojechali do Ukrainy.

Do Ukrainy pojechała moja mama, najstarsza siostra Katarzyna z małymi dziećmi (jej mąż został ranny podczas napadu UPA, gdy wagony palili, tam strzelali, dołączył do rodziny później) i najmłodsza siostra Hania. Pojechali i tam zostali. Rozdzielili rodzinę.

Ja natomiast z siostrą [Agafią] wróciłam z lasu [do Teniatysk]. Ale to nie trwało długo. W 1947 roku, gdzieś tak na Wielkanoc, to mógł kwiecień-maj, (a 8 marca [1946 roku] wywozili [do Ukrainy])...

Przezimowałyśmy tam, ale dom był pusty, wurunki były więc trudne. Było jednak dużo pól, było zboże w kopcach, ziemniaki, byłyśmy szczęśliwe, że jesteśmy na swojej ziemi, więc zbytnio nie odczuwałyśmy tego wszystkiego, można było wyżywić się ziemiakami i być szczęśliwym, że jest się u siebie.

Ale już w 1947 roku, gdy zabili Świerczewskiego... W tym czasie UPA nie miała już dość sił, gdzieś się oni wycofali, nie było wtedy ludzi, może zeszli do podziemia.

Gdy wróciliśmy z lasu [w marcu 1946 roku], wówczas wróciła również UPA, ludzie swobodnie sobie chodzili, nie było żadnych potyczek. A po drugie, był to czas, gdy UPA nawiązała współpracę z Polakami, w Hrubieszowie [razem] odbili nawet [ludzi z więzienia]. Tak więc Polacy [wtedy] nie napadali, był spokój.

[Czyli u was wysiedlenie do Ukrainy było wiosną 1946 roku, a potem praktycznie jeszcze rok mieszkałyście w domu rodzinnym. Tam została tylko pani i siostra Agafia.] Tak.

[Agafia była więcej w lesie czy w domu?] W domu, tylko czasami wychodziła, no, była sanitariuszką, wiem, że one prały... Wtedy były problemy z bandażami. Ja dopiero teraz domyśliłam się, że one prały bandaże, a potem z powrotem zanosiły rannym.

W 1947 roku, w przededniu wywózki, to chyba było 8 czerwca, udałam się do sąsiedniej wioski, do Mostów Małych. Stamtąd pochodziła moja mama, i tam urodziły się bliźnięta, chciałam... Wstałam raniuteńko, bo trzeba było wrócić na czas, gdyż byłam wtedy pastuszką u stryja...

Nieco wcześniej gdzieś przepadła moja siostra, nawet nie wiedziałam gdzie ona jest, bo była konspiracja. Wiem, że nie wróciła...

[Chwileczkę, bo ja niczego nie rozumię. W 1947 roku...] To ja może zacznę z tego miejsca. Mieszkałyśmy we dwójkę, a potem, gdzieś w maju, moja siostra zniknęła. Stryjek mówił, że gdzieś tam pojechała, ale wtedy obowiązywała zasada, że nie trzeba o nic pytać.

Zostałam więc sama. Miałyśmy... Nam dali cielę, ktoś z rodziny dał. No więc było cielę, ja, i kwiaty na oknach, bo w nocy to ja się nawet bałam. Gdy w czerwcu dowiedziałam się, że u mamy brata urodziły się bliźnięta, wówczas zaprowadziłam do chlewa krowę, to swoje cielę, i poszłam.

To było 1.5 kilometra [do Mostów Małych], tam sobie popatrzyłam na te bliźnięta, bo ich spalili, biedni byli... Wyruszyłam w drogę wcześnie, żeby na czas wrócić do Teniatysk, żeby ponownie zająć się robotą [pastuszki].

Gdy tylko wyszłam z wioski [z Mostów Małych], zatrzymało mnie wojsko polskie, bo wtedy odbywała się akcja zastraszania i katowania ludzi. Tak mnie bili, że nawet nie wiem ile razy traciłam przytomność, wówczas polewali mnie wodą.

Pytali, gdzie jest kryjówka. Najgorsze było to, że my, dzieci, wiedziałyśmy gdzie jest kryjówka. I, muszę powiedzieć, jest to straszne, gdy człowiek wie, ale nie może powiedzieć. Gdybym nie wiedziała, to byłoby dla mnie lepiej, a ja wiedziałam, że mogę [im to] powiedzieć i jednocześnie bałam się, że mogę nie wytrzymać i powiem.

To było straszne! Bili mnie, a potem przyprowadzili jeszcze dwie osoby, bo bili nas pojedynczo. No więc przyprowadzili jeszcze dwie osoby, i wtedy zobaczyłem, że u takiej starszej kobiety (w moim pojęciu, bo ja miałam wtedy 17 lat), miała 40 czy 50 lat, chyba jednak 40, no więc wylatywało jej oko, wyciekało, tak ją bili, tak katowali ludzi. Był jeszcze chłopak, dwa lata starszy ode mnie. Znałam go z widzenia, był miejscowy, jego tak samo bili.

Mnie zostawili, przestali się mną interesować, tamtych zabrali, a mnie... Widocznie – bili, bili, traciłam świadomość, ale nic nie powiedziałam, więc oni pewnie doszli do wnioksu, że niczego się ode mnie nie dowiedzą.

Gdy się rozejrzałam dokoła, że ich nie ma, wówczas... Zaszłam do swego wujka, mamy brata, powiedziałam, że pobili mnie i idę do domu. Spóźniłam się trochę, nie wiem, kto pasł za mnie te krowy, być może nikt.

W Teniatyskach było takie samo bicie. To było 8 czerwca. Były trzy wioski: Kornie...

[Co to było za miejsce gdzie panią bili? To był jakiś budynek?] Bili nas w ogrodzie. Wzięli jakąś deskę (nie wiem skąd oni ją wzięli), wycięli gałąź ze śliwki, i jeszcze tam nacięli... Na szczęście, gdy mnie bili, to na ogół w siedzenie, do tego stopnia, że mi dziury powydzierali...

[Więc oni wycięli gałąź...] I tą gałęzią mnie bili. Było lato, to się zaczęło gdy tylko wzeszło słońce i trwało kilka godzin. Przychodziło mi do głowy, żeby się zerwać, bo jeden trzymał mnie za głowę, a chyba dwóch na zmianę biło. Dokładnie nie mogę powiedzieć, gdyż szybko traciłam [przytomność]. To był taki straszny [ból] – być może trafiali akurat w kręgosłup. Traciłam świadomość, a oni polewali mnie wodą i dalej bili. Miałam szczęście, że mnie nie zabili, że nie zabrali do Jaworzna. Pewnie dlatego, że nic nie mówiłam, o niczym nie wiedziałam.

Potem mnie zostawili, zajęli się innymi i odjechali. Nie było już Polaków w tej wiosce, już mogłam swobodnie sobie pójść. Gdy wróciłam do Teniatysk, stryj akurat stał przed domem, mówi: „Wiesz, mego [syna] Dmytra wzięli!”.

To był chłopak starszy ode mnie o rok czy dwa. No, był wysoki, ale jednak to jeszcze... Miałam wówczas 17 lat, a on 18, to jeszcze... On nie był w podziemiu, być może coś tam dla nich robił, tego nie wiem. Takich jeszcze nie brali, nie było potrzeby, gdyż na wioskę Polacy nie napadali. Gdy zamknięto granicę, wówczas z Bełżca przychodziła jakaś banda, która rabowała. To nie było polityczne, tylko rabunkowe. Ludzie uciekali wówczas z dobytkiem. Kilka razy tak było: albo na skraju [wsi] i ludzie jeszcze nie wiedzieli, a czasem był fałszywy alarm – komuś coś się przywidziało i ludzie uciekali.

Ale ten jeden raz, pamiętam, to my daleko uciekliśmy, bo to była prawda, że oni nadchodzą, ktoś to potwierdził. Uciekliśmy w pole na odległość około dwóch kilometrów. Wydaje mi się, że tam zanocowaliśmy, a rano wróciliśmy, gdyż nie wiedzieliśmy czym się to skończyło. Ale oni tylko obrabowali ludzi, którzy [tam] byli.

To było w 1945 roku, gdy była już granica. Dopóki nie było granicy, to ci złodzieje z Bełżca bali się chyba upowców, że mogą przyjść i coś im zrobić. Ale gdy granicę zamknęli, wówczas oni szli do Ukraińców i rabowali. To dlatego, że przez granicę nie można było uciec, a granica była trzy kilometry na wschód od nas, była blisko, ale nie można było tam uciekać.

Ale abstrahując od tego... Gdy wróciłam do Teniatysk po tym pobiciu, wówczas stryj Ołeksa Ołenycz (brat mego ojca) powiedział mi, że Dmytra zabrali. Opowiadał, że wszystkich młodych ludzi (mieli listę, kto ją przygotował – tego nie wiem, tam byli ludzie z podziemia) ściągnęli do jednego domu nad rzeką w naszej wiosce i tam strasznie ich młócili.

Młody chłopak ze wsi powiedział gdzie jest kryjówka, o której ja też wiedziałam. Co prawda, gdzie dokładnie ona była – tego nie wiedziałam, ale mniej więcej wiedziałam, że koło drogi, koło mostu, nawet nie wiedziałam z której strony tego mostu.

Rzeka była nieduża, latem to ona... No bo był młyn, i gdy młyn spuszczał wodę, to rzeka była szeroka, a gdy nie spuszczał, wówczas była to rzeczka, którą można było przejść pieszo.

Ten chłopiec powiedział gdzie to było, i tam poprowadzili tych pobitych chłopców, co ich bili, katowali. Kazali im tam wejść. Tam [w kryjówce] było, zdaje się, trzech chłopców (wiem o tym z opowiadań, nie byłam świadkiem), no więc oni dokonali samobójstwa, i wyciągnęli ich stamtąd gdy już nie żyli.

[Most był w wiosce czy za wioską?] Most był pośrodku wioski, na rzece.

Tych pobitych chłopców, jak również martwych upowców (nie znam ich pseudonimów, nigdy się na tym nie znałam) zawieźli gdzieś do Żurawców czy do Bełżca, a potem zabrali ich do więzienia. Kilka kobiet i innych chłopców, takich jak Dmytro, pobili. Tych, którzy byli w Organizacji (musiał ktoś ich wydać), nie zabili, a odesłali do Jaworzna. Tak więc z Teniatysk około 10 osób zabrali do Jaworzna. Podobnie kilka osób zabrali z Mostów [Małych].

[A z tymi chłopcami, których bili, i potem jeden zdradził, to co się z nimi stało?] Chłopiec, który zdradził, był chyba młodszy ode mnie, tego chłopca wypuścili, nic mu nie zrobili. Resztę pobili, zabili, tylko nie w Teniatyskach, a zawieźli ich...

[Zabili, wszystkich? To ilu ich było?] Nie wszystkich zabili, gdyż, na przykład, Dmytra bili, ale takich młodych widocznie nie było na liście, lub też – nie wiem jakim cudem – nikt ich nie zdradził, i jego wysłali do Jaworzna, i jeszcze kilku innych. A tych głównych, którzy byli w Organizacji (należeli do oddziałów samoobrony), to chyba ze czterech zamordowali – rozstrzelali ich.

Potem ludzie jakoś się dowiedzieli gdzie ich zakopali, przywieźli i pochowali. Rozstrzelali ich gdzieś w pobliżu Żurawców czy Lubyczy [Królewskiej]. W lesie [ich rozstrzelali].

Miałam jeszcze takie przeżycie, opowiem jako ciekawostkę. Siostra Hasia piekła chleb, moim obowiązkiem było przynieść drzewa i napalić, a ona chleb robiła. Gdy zniknęła z domu, przyszedł [człowiek] z UPA. Widziałam go po raz pierwszy, przywiózł mąkę i miałam napiec chleba. Opowiadam o tym, żeby pokazać, jaka była sytuacja. Nie można było odmówić, człowiek wiedział, że nie może odmówić. Trzeba było wykonać.

Zrobiłam rozczyn, i akurat... Potem ona była teściową mojej siostry Hasi. W Gorajcu jej trzech synów służyło w UPA, bo tam tak silnie Polacy napadali... Oni przeżyli, gdyż byli na przysiółku, ale ta mama nie raz opowiadała mi, że gdy napadli [Polacy] z sąsiednich wiosek, to w tym Gorajcu dzieci za nóżki brali i w ogień wrzucali, dorosłych też. Tam było bardzo dużo zamordowanych.

I ta matka akurat się napatoczyła, była w Korniach, bo tam jej najmłodszy syn był w UPA. No bo oni się chowali... Dlatego o tym mówię, że oni nie byli na widoku, ale gdy tam przyszła matka, to odnalazła syna. A do mnie upowiec przyszedł, żeby upiec chleb, i ja go widziałam. Ale tak normalnie to ich nikt nie widział.

Ona zamiesiła mi ten chleb, bo ja nie umiałam, jakoś upiekłam. Nie wiem tylko, czy to mąka, czy co się stało, że ta skórka podrosła.

Psów i kotów w Teniatyskach już nie było. Myślę, że zostały zabite, żeby, gdy przychodzili ci z UPA, nie szczekały. To teraz tak sobie to tłumaczę.

Dom nie był zamknięty, można było wejść, ale ja jakoś nie pomyślałam i zdecydowałam, że zostawię ten chleb na przyzbie (bo te domy miały przyzby), a gdy przyjdą, to sobie zabiorą.

Wróciłam na drugi dzień. Ten chleb oni w nocy chyba zabrali, albo Polacy znaleźli, nie wiem kto zabrał. Bo ja pobiegłam popatrzeć na te bliźnięta, tak więc to było...

[Psów – rozumiem, ale dlaczego kotów nie było?] Koty być może były... Ale nie!

Gdy wróciłam po tej „akcji”, z tych Mostów... Zawsze bałam się swego stryja, gdyż on był taki ostry, był wójtem, my, dzieci, musiałyśmy chodzić jak w wojsku. Jak krzyknie, popatrzy – a my już wszyscy się boimy. Ale obok była jego siostra, nasza ciocia. To była starsza pani, wdowa. Jej dwóch synów zginęło: jeden w armii radzieckiej, gdy w 1941 roku brali takich jak on, świadkowie potem mówili, że zabrali go do Majdanka i on tam zginął. A drugi był w jakiejś organizacji i tak samo zginął. Była sama. Aha, jeszcze jednego podobno bili i żywego zakopali, jeszcze krzyczał. Ludzie nie mogli tego ścierpieć, zasłaniali uszy, gdy go bili. Ja go pamiętam, to był taki mężczyzna gdzieś 30-letni, może miał ponad 30 lat, dobrze zbudowany. Bili go, bili, aż dobili. Gdy wróciłam po tej „akcji”, z tych Mostów... Zawsze bałam się swego stryja, gdyż on był taki ostry, był wójtem, my, dzieci, musiałyśmy chodzić jak w wojsku. Jak krzyknie, popatrzy – a my już wszyscy się boimy. Ale obok była jego siostra, nasza ciocia. To była starsza pani, wdowa. Jej dwóch synów zginęło: jeden w armii radzieckiej, gdy w 1941 roku brali takich jak on, świadkowie potem mówili, że zabrali go do Majdanka i on tam zginął. A drugi był w jakiejś organizacji i tak samo zginął. Była sama. Aha, jeszcze jednego podobno bili i żywego zakopali, jeszcze krzyczał. Ludzie nie mogli tego ścierpieć, zasłaniali uszy, gdy go bili. Ja go pamiętam, to był taki mężczyzna gdzieś 30-letni, może miał ponad 30 lat, dobrze zbudowany. Bili go, bili, aż dobili.

[Gdzie to było?] W Teniatyskach. Gdy wróciłam z tych Mostów, to stryj czekał na mnie, od niego dowiedziałam się, potem inni też opowiadali o tej jatce, jak oni tam w jednym miejscu tych chłopców bili, część zamordowali, a część [zabrali], zabrali również kilka kobiet do Jaworzna, one miały małe dzieci, ale to ich nie obchodziło. Tych zamordowanych, trzech czy czterech, potem, jakoś w nocy, po kilku dniach, rodziny wykopały i pochowały. W Teniatyskach są pochowani. W Mostach te dwie osoby, które widziałam, pochowali, i w Teniatyskach pochowali.

[Ogółem podczas tych wszystkich „akcji” ile osób mogło zginąć w Teniatyskach?] Zginęły minimum 4 osoby. Do Jaworzna trafiło 10 osób albo więcej.

[Pani mamę i siostry gdzie zawieźli?] Do obwodu tarnopolskiego, koło Zbrucza, tam też [mama] jest pochowana.

Jeszcze o kotach i psach... Wieczorem moja ciotka... Ona była niepiśmienna, ale była taka, że jak trzeba było bańki postawić, albo leczyć kogoś, to trzeba było iść z tym do niej, bo ona na wszystkim się znała. Miała taki dar.

No więc ja pamiętam, że ona wieczorem wydoiła krowę, nalała mleka do garnka i postawiła na przyzbie. Zapytałam: A to mleko po co? „Słuchaj, gdy w nocy ktoś przyjdzie, to choć mleka się napije”. Taka była sytuacja...

Taka sytuacja, że potem znowu chodzili... Ta „akcja” jeszcze się nie zakończyła, wojsko w rogatywkach znowu chodziło, prowadzali z sobą takiego z Korniów – człowieka, którego bili i on się przyznał, takich nazywali „seksotami” [donosicielami].

Biedani to byli ludzie, bo jak się przyznał – na koniec i tak pewnie ich zabijali. Więc on pokazywał, przychodził nawet do pastuchów, tam, gdzie ja byłam pastuszką, popatrzył i powiedział, że nie zna.

Ale w moim pojęciu, na dłuższą metę tam już nie można było żyć. Był taki nacisk, że ludzie już nawet nie bronili się, gdy ich wywożą.

Gdzieś koło 20 czerwca, bo 8 była ta [„akacja”], chyba po dwóch tygodniach to było, może mniej... A już wcześniej mówili, że będą wywozić – kto nie ma wozu, to Polacy... Bo w pobliżu Bełżca to tam już Polacy byli, to było gdzieś 14 kilometrów, przyjeżdżali, z innych wiosek też przyjeżdżali [Polacy]. Mi tak sami dali [wóz]. Jakieś tam zboże załadowałam, była już pierzyna, a odzieży to ja nie miałam... No bo to było straszne – wszystko się spaliło gdy uciekaliśmy [na stacji, gdy wywozili do Ukrainy], miałam tylko to, co na sobie.

[Ale pani dom nie spłonął?] Dom był.

[Gdy zaczęła się wywózka, to pani była sama w domu czy z Agafią?] Nie, moja siostra uciekła, odnalazła się dopiero po wysiedleniu. Byłam sama. [To panią jedną wywozili?] Tak.

[Wywozili również] tego stryja i ciotkę, trzymaliśmy się razem. Wóz jechał, a ja prowadziłam jałówkę. Ludzie byli tak przestraszeni, że nie było żadnej rozmowy. To było coś takiego, jak czasem pokazują, gdy Żydów prowadzili, i widać było strach w oczach, wszyscy milczeli. To trwało kilka godzin – nikt z nikim nie rozmawiał.

Gdy doszliśmy do Bełżca, to tam, na rampie, wyładowaliśmy [rzeczy]. Biegało wojsko, czy SB [Służba Bezpieczeństwa], nie wiem kto to był, byli w mundurach. No więc biegali i wskazywali palcem, ktoś wychodził, i wówczas taki człowiek trafiał do Jaworzna.

Wszyscy już czekali, żeby szybciej załadować się [do wagonów] i jechać. [Ludzie] pytali dokąd nas wiozą? Gdzieś nad morze i tam pewnie utopią.

Pół wagonu było stryjka Ołeksy – miał konia, wóz, miał krowę, a ja miałam jałówkę. W drugiej połowie był ktoś inny. W tym samym wagonie spaliśmy. I to się tak ciągnęło gdzieś od dwudziestego czerwca (dokładnie nie pamiętam, mam gdzieś zanotowane), siódmego [lipca], na Jana, przywieźli nas do Lęborka.

[Jak się ciotka nazywała?] Ciotka – Palanica Agafia, a on [stryjek] – Ołenycz Ołeksa.

Przyjechaliśmy we trójkę. W Lęborku wyładowali tylko część [ludzi]. Było około 50 rodzin, połowę wysadzili w Lęborku, a drugą połowę wysadzili wcześniej w pobliżu Nowego Dworu Gdańskiego, to na Żuławach.

Potem podstawili wozy i powieźli nas trochę po takim wzgórzu, bo tam jest takie wzniesienie, i wszystkich nas z Teniatysk zostawili w takim domu. Nawet stodoła tam była, to musiał być jakiś duży majątek, tylko zawalony. Tamci odjechali, a my zostaliśmy.

To było w pobliżu wioski Świetlino, jak nazywała się ta miejscowość – nie pamiętam. Należała do Lęborka, to było niedaleko Wejherowa.

Do tego domu przywieźli gdzieś połowę z 25 rodzin, a drugą połowę zawieźli w inne miejsce.

4. Co w życiu było najważniejsze?:

Nie wiem... Być sobą.

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

[Jaki sens, z punktu widzenia ówczesnych polskich władz, miała akcja „Wisła”?] To jest czarno na białym napisane, nie trzeba nawet myśleć – chcieli pozbyć się Ukraińców, i wywieźli.

Ależ i perfidni są! Myślę, że samo wywiezienie nie jest jeszcze niczym takim strasznym: gdyby zawieźli do jednego województwa, to teraz znalibyśmy język [ukraiński], mielibyśmy szkoły, byśmy sobie żyli, może nawet kiedyś wrócilibyśmy na swoje ziemie. Ale żeby tak perfidnie postąpić – pozbawić ludzi narodowości, rozproszyć do ostatniego człowieka... To jest większa zbrodnia, niż sama akcja „Wisła”.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje:

[Czemu w Polsce opowiada się takie straszne rzeczy o UPA?] Powiem panu tak. Czytam teraz „Tygodnik Powszechny”, i lubię zaczynać od Pawła... On jest Żydem... Paweł... Zaraz sobie przypomnę... On tam udowadnia... Bo on się opiera o Talmud... Dlaczego wróg, który krzywdzi, nie lubi swojej ofiary. Myślę, że o to tu chodzi.


Przesłanie następnym pokoleniom Ukraińców

Żeby pamiętali z jakiego są rodu.




Ankietę nagrał i przetłumaczył na język polski Roman Kryk. Tekst ukraiński Kateryny Bedryczuk.




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 24.08.2012 2. Номер анкети: 0312
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Ґаль Єва з д. Оленич.

Вроцлав
Polska - Польща
4. Дата народження: 19.02.1930 5. Місце народження: Тенетиска, повіт Рава-Руська.
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Тенетиска, повіт Рава-Руська.
1.2. Місце проживання до переселення:

Село [розташоване] на Солокії, така співоча назва річки, українська. Село було велике, десь до 1200 осіб.

В селі був кооператив, «Маслосоюз», церква, так що було це таке галицьке село.

Під час радянсько-німецької війни церкву пошкоджено, потім бляху поправили, а коли нас вивезли, тоді бляху здерли і… Згодом все завалилося, і тепер там тільки трохи грузу є.

Наша церква завалилася, а потім гнила. Я була в ній хрещена. Як тільки нас вивезли, зараз бляху вкрали, навіть казали, що той, хто її вкрав, вбився. Але чи то правда?

[Що ще пам’ятаєте про своє довоєнне село?] Но, багато, мені тоді було 9 років. Як село виглядало? Був кооператив, була крамниця, жид провадив. Жидів було мабуть двох, у великому селі, більше їх було на присілках. Там був гостинець, називали Львів-Варшава, то був такий наш термін, тому що зі Львова до Варшави можна було їхати іншими шляхами, но але то був уже гостинець, через Раву-Руську, Жовкву і до Львова.

Після акції, коли вивезли нас, коли я пішла до школи, то ні слова не знала польською. Коли хтось швидко до мене говорив – я нічого не розуміла.

[В Тенетисках ви ходили до школи?] В Тенетисках була школа «в часі Німеччини». «За Польщі» були дві школи, стара і нова. [І як, не навчали вас польської?] Ну, я скінчила другий клас, тобто це були тільки початки, що там можна було навчити? Азбуку, то я її мабуть вивчила, бо згодом я не мав проблем, щоб [щось] написати. Але більше, мови, то…

Якщо ми це розповідаємо для нащадків, тоді я ще скажу про Тенетиска. Ми там тоді мали таке не цікаве…

В 1943 році в тлумаках були зв’язані наші речі, батьки (лише мама була) ходили по вулиці, а дітям можна було спати вдягненими. Бо тоді заграви були на Томашівщині і там, де Замостя… Замостя, то може ні, але від Холма, бо там поляки нападали на українців.

Горіли села. Ціле небо було у вогні, бо на Томашівщині були напади і туди далі до Грубешова.

Ми це бачили. Час від часу, коли хтось крикнув «поляки», то всі тікали, бо це було біля кордону, де були побудовані радянські бункери і були рови, такі глибокі, від одного бункера до наступного. Ми там шукали порятунку.

Ще був сніг, бо то було навесні. Сиділи до ранку в тих бункерах. Хтось подивився, що нічого не горить, ніхто не кричить, тоді поверталися додому.

Треба, щоб свідки говорили про ці події, бо інакше виникає враження, що ми там мали безжурне життя. Однієї сторони люди боялися…

[Остаточно однак, в 1943 році на вас не напали?] Ні.

2. Вік на момент переселення: 17 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

Тільки я.

5. Скільки осіб лишилося:

Мама з двома дочками в березні 1946 року була депортована до України.

Сестра Агафія, не знаю яким чудом, опинилася біля Холма. Там були наші, греко-католицькі сестри з Селиськ. Згодом вона мене відшукала на півночі Польщі.

6. Скільки осіб переселено:

Одну особу до північної Польщі і три до України.

7. Скільки осіб пропало безвісти:

Одну з моїх сестер (Марію) забрали до Німеччини на роботу, вона тепер в Чикаґо.

Пропала також сестра Агафія, яка, як пізніше виявилося, подалася своїм шляхом до монахинь біля Холма.

8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

Поляків і жидів було дуже мало. Там були два присілки, найбільше їх було на тих присілках.

Натомість в селі було декілька мішаних сімей [польсько-українських], то вони навіть польської мови не знали.

9. Стан відносин з ними:

Я думаю, що конфліктів на національному підґрунті не було. Але коли уже «санація» була, тоді появлялися голоси поляків, для прикладу… Маю тут навіть записане… Навіть діти… Які були відносини між поляками і українцями, це показує навіть те, що ми викрикували (так, як я це запам’ятала, коли була дитиною): «Від ріки до ріки, хай здихають поляки!». [Поляки у відповідь кричали]: «Від коліна до коліна, хай здихає Україна!».

Можна отже сказати, що ідеально не було, не кохалися, якщо діти такі лозунги собі говорили. Дитина гралася, коли розмовляли дорослі, і вона чула, про що вони говорять. Так що ідеально не було.

[Звідки бралися такі настрої? Звідки бралися такі лозунги?] Я таке викрикувала і запізнилася на релігію, то мусила увесь урок на колінах бути. Священник дав кару за запізнення, [а я запізнилася] бо кричала з іншими.

Але думаю, що була така атмосфера. У мене були старші сестри, вони читали і про голод в Україні, розповідали про війну в роки 1918-1920, а Львів був близько – 70 кілометрів. Думаю, що я була національно свідомою уже як дитина.

А щодо поляків… Маю зізнатись, що коли в 1939 році була війна, то я навіть раділа, що нарешті не буде Польщі – буде Україна. Така була у мене свідомість.

Вдома ми читали «Кобзаря», історії якісь, тому я уже була свідома, що Україна, що землі українські були завойовані і перебувають під польською та російською займанщиною. Я то знала.

Дорослі, можливо, ніколи такого не викрикували, але діти собі таке придумали, щоб дошкулити одні другим.

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Перед акцією «Вісла» ми мали таке середнє господарство. Завжди говорили, що ми мали 5 морґів поля (а нас було 5 дівчат). Ми не були ані багаті, ані бідні, бо ми ще не мали переднівку. Адже було багато таких сусідів, які на переднівку уже на хліб не мали, їли тільки картоплю.

Найстарша сестра Катерина уже померла, вона виїхала з дітьми і з мамою [депортована в 1946 році до України]. Лишилася я… Тобто із п’яти сестер лишилася друга (та, що в Америці, в Чикаґо, сім років різниці між нами) і я, четверта, а три уже померли.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли? Приблизно 20-го червня [1947 р.] (точно не пам’ятаю, маю десь записане). 2. Коли Вас привезли? 07-го липня на Івана привезли нас до Лемборку.
3.1. Маршрут переїзду: Тенетиска – східна частина Польщі – Сєдльце – Ольштин – Лемборк – Сьвєтліно
3.2. Маршрут переїзду:

Вагон був критий, товарний, для перевезення худоби.

4. Чи Ви знали куди їдете?

В дорозі всі боялися, не знали що з нами зроблять. Частина людей думала, що нас потоплять, що то буде кінець, не поб’ють нас відразу, і тільки як завезуть, тоді чекає нас смерть.

[Люди] запитували, куди нас везуть? Кудись на море, і там мабуть втоплять.

5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони?

Ні.

Не з родини, але взагалі до Тенетиск одна сім’я повернулася. Яке було його ім’я… Так само [прізвище] Оленич, бо Оленичів в Тенетисках було найбільше, десь може 25%. А в інших селах ніде не було Оленичів. [В селі] не було маєтку, це було якесь таке село, у якому люди господарювали, і ті люди завжди були.

…Василь він був, Василь Оленич повернувся після 1957 року.

Цвинтар села зберігся, але був дуже зруйнований. Був священник, навіть русофіл, [він там] похований. Як тільки люди помістили його кості до гробівця [склепу] – хтось ходив і викидав. Потім, нарешті, ті кості кудись зникли. Коли ми тепер огороджували той цвинтар, просили замурувати бетоном, щоб ніхто більше не чіпав. Але костей священника там вже нема. А на інших могилах то надмогильники, хрести були перевернуті.

Той священник називався Крушинський, а його імені не пам’ятаю. Мав гробівець, такий скромний, невеликий, і ті кості вічно хтось викидав, думав, що там щось буде.

6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:

[Образи, молитвенники ви взяли?] Ні, нічого не було, я втекла [з місця, де маму готували до видворення в Україну], відтак нічого не мала.

6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?: -----------
6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?: -----------
6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?: -----------
6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?:

На возі я мала мішок збіжжя, телиця була прив’язана до возу, більше нічого не взяла.

7. Які з них збереглися?

Нічого не маю з [рідного] дому. Навіть знимок [світлин] не маю, оскільки все на тій станції в Любичі [Королівській] згоріло тоді. [У вагоні…] То ще не було у вагоні, тільки біля вагону, там, де були складені речі, на пероні. Можна сказати, що на пероні… То ще має іншу назву… [мабуть рампа]

Колись ми собі організували прогульку, українці, я тоді студіювала у Варшаві. Ми поїхали трохи до Ґданьска і далі. Я їх тоді завела до свого села, там на підлозі [в церкві] лежали ікони, тому у мене є ікона, ікона з нашої церкви.

[Ви взяли її?] Так. [Маєте тут вдома?] Так. Дуже гарна, вона знищена, але церква побудована в тисяча сімсот якомусь році, то була старенька церква. Ті ікони були мабуть з того часу, вони чи не з самого іконостасу були. Бо була одна ще більша, але вона мені не зайшла у наплечник, і я її не взяла.

8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею? --------------
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли?

В Тенетисках перед виїздом мені позичили «Мотрю» [Богдана Лепкого]. Я її прочитала, хоча мені казали, що я замолода, не буду нічого розуміти, проте я була досить кмітлива. Я прочитала і перед вивезенням, десь після цієї «акції» [після пацифікації села польським військом] занесла у дупло однієї грушки, але її спалили, і книжку спалили. Хоча дупло було достатньо високо, я упустила туди, думала, що то буде тимчасово, на випадок обшуку. Грушка згоріла, і книжка згоріла…

Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили?

До села Сьвєтліно, то було недалеко Лемборку і Вейгерова.

В 1947 році моєму стрийкові дали малий будинок. Там була одна кімната і кухня, але він відрізнявся від інших будинків, бо був настільки зруйнований, що уже ніхто його не хотів.

Стрийко ще того ж 1947 року помер, бо хворів на рак.

Про цього стрийка я б хотіла на пам’ятку сказати, що ті дівчата (нас було 5 в Лемборку) збунтувалися, сказали, що ідуть додому, тому що там трохи голод був в інтернаті.

І я пішла пішки 14 кілометрів додому до Сьвєтліна. Стрийко запитав мене, чого я прийшла, бо це було серед тижня. Я відповіла, що голодна, мені там не смакує, всі пішли додому, відтак і я пішла. Він сказав, щоб я забиралася одразу, щоб до ночі ще встигла добратися.

Я поплакала і по дорозі думаю, що якби це був тато, то не вигнав би. Але зараз я б поцілувала йому руки, тому що я пішла і нормально закінчила школу.

2. Які умови Вам надали?

Мій стрийко знайшов в Сьвєтліні таку хатку маленьку, без вікон, в такому [стані], що ніхто там не хотів [мешкати], і ми там стали жити.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці?

Я й далі була пастухом. Дізналась, що в Лемборку є школа. А той мій стрий був такий меткий, оскільки він закінчив гімназію за австрійських часів, і не мав нічого проти, щоб я йшла до тієї школи.

[Бо він вам був трохи як за батька...] Так. Отже, я пішла до тієї школи, але там з мого села було ще 4 дівчат, нас всіх разом – треба було б підрахувати, але, схоже, було близько 5. Ми пішли до гімназії, це була школа домашнього господарства. То було схоже на такі школи колись перед війною, де заможні дівчата вчилися готувати, прати, шити, ткати.

Але то була лише гімназія, і коли я її закінчила, тоді пішла ще на 2 роки до рільничої школи в Лемборку і закінчила її.

Я утримувалась лише зі стипендії і була в інтернаті. Я мала нелегке життя, але, щиро кажучи, я була щаслива, що була у школі.

Польської мови не знала, але математику любила. Після 1945 року, коли закінчилася війна, а у 1944 році прийшли совіти, і до 1946, ми збиралися, ще коли моя мама була, то носила яйця, молоко вчителям, бо вони не мали зарплати, але вчили нас. У мене дислексія і дисграфія, але математика йшла мені як по маслу!

[В тій новій школі] я жахливо заїкалася, бо довгий час мене ще переслідувало те биття, те катування [на рідних землях]. Я робила вигляд, що я полька, але не могла ні слова сказати польською. Проте коли була математика, я піднімала руку і була однією з найкращих учениць з математики. Вони побачили, що не зважаючи на заїкання і на те, що не говорю, [водночас] маю поняття про математику. Пізніше навіть до рільничої школи приходив вчитель математики з загальноосвітнього ліцею, дуже гарний математик, і жартували, що він приходив до мене, бо я то розуміла. Так що, у мене вийшло.

Пощастило мені також з товаришем, це був кашуб, але почував себе поляком. І він сказав, що зробить мені легітимацію. Я навіть не знала, що воно таке то ZMP [Związek Młodzieży Polskiej – Союз польської молоді], думаю, це він постарався, правда, я йому говорила, що хочу вчитися далі.

Вже потім я вчилася непогано, і у кого був диплом про навчання і суспільну роботу, той міг без екзамену продовжити навчання, і я пішла до SGGW [Головна школа сільського господарства у Варшаві].

Оскільки я знала математику, радилась з математиком, чи не піти мені далі вивчати математику, а він сказав: «Знаєш що, дитино, ти не зможеш». І виявився правим! Тому що математика у рільничій школі і у вищому навчальному закладі… Я б не дала собі ради. Зате я досконало собі давала раду, коли на виші була математика чи фізика, чи хімія, воно саме входило мені до голови.

Я закінчила цю вищу школу, закінчила магістратуру. Мала клопіт, тому що професор вже виїхав, а я вчасно не зробила… Той диплом… Бо в 1956 році якраз було створено УСКТ [Українське суспільно-культурне товариство], ми, група українців, ще до того вже була знайома. Ми ходили до церкви на вулиці Mьодовій, потім з Мьодової ходили від вулиці до вулиці, ставали десь на розі і знов розмовляли.

Але кожної неділі починалося з мене – гуртожитки були близько себе, отже приходили до мене. Мені навіть на прохідній говорили: О, тут «ліпкі» були! Бо був такий Ліпка Іван, який згодом еміґрував до Америки… Так ось, вони приходили, а потім ми ходили, збирали всіх з гуртожитків, йшли до церкви і розмовляли про наші українські справи.

[То ви вже тоді перестали бути «полькою»?] Ні, ні! Я полькою… [сміється] То від цього страху. Коли в Лемборку пішла до школи, дуже заїкалася від страху. [Дуже ви нервова, я бачу.] Так.

На диво, я мала таку товаришку, яка призналась, що її тато з мішаної родини, почувався українцем – мама була полькою, а батько українцем. Отже, коли я залізла під ковдру до неї і вже була прикрита – я не заїкалася. То навіть для психолога… От, приміром, тепер: якщо б я розмовляла з кимось іншим… Бачите, з вами мені іде достатньо нормально, а в інших випадках – я сильно заїкаюся, а тоді було ще гірше. Це у мене на тлі нервовому.

[Пані Ево, значить вам, в 1947 році, нічого не дали, господарства вам не дали?] Нічого. [А ви уже було повнолітня, чи ні? Ні…] Ні, мені на той час було 17 років. Навіть стрий чомусь мене не прописав. Лише коли я пішла до школи, тоді виготовила свідоцтво про народження, брала свідків [для підтвердження особи] де я народжена. Але не сфальсифікувала, бо я добре пам’ятала. Через суд виготовила метрику, це було підставою для видачі посвідчення особи. Тоді це мало вигляд не внутрішнього паспорту… Но, був якийсь такий внутрішній паспорт [довуд особісти], тільки якось інакше виглядав, то мабуть був просто листок паперу без оправи.

Бо коли я була в інтернаті, то мене ніхто про це не запитував. Там переважно були поляки, які переховувалися, були заангажовані, здається, у підпілля АК [Армія крайова], були з Варшави, з-поза Варшави. Це були переважно ті люди, які колись подібну школу закінчили, було багато поляків – колишніх земляних власників. Так що, вони учителювали. І ця школа була очевидно заснована [з нуля], тому що вони подібні школи закінчили і знали, як це треба організувати.

[А яка була доля Агафії, Гасі?] Агафія після певного часу, не знаю яким чудом, опинилася в Холмі. Там були наші, греко-католицькі, сестри з Селиськ, а в Селиськах був граф – такий трохи українського роду. Він навіть зробив парцеляцію поля. Раніше, коли проводили парцеляцію, то ніякий українець нічого не отримував, а коли він зробив парцеляцію, то в Тенетисках (не тільки в Тенетисках) шматок доброї землі люди змогли купити.

І там були монахині, була церква і був костел. Агафія пристала до тих сестер, але не як сестра, а просто працюючи в городі. А яким чудом вона дізналася куди нас вивезли – я, правду кажучи, проґавила і не запитала.

Вона появилася, коли ми вже були на заході [Польщі], зв’язалася зі мною (я вже була в школі). Забрала ту телицю, яка вже була коровою (вона там була уже близько півроку, то народилося теля) і подалася аж на Ґлябісь [?], це біля Нового Двору-Ґданського, [пішла] з тією коровою з Лемборка, забрала її, бо мені та корова не була потрібна.

Вона туди пішла, бо там вийшла заміж, і вже для початку мала корову, у стрийка взяла цю корову, яку я привезла як переселенець під час акції «Вісла».

[Тобто її ніхто не видав, пощастило, вона не була у в’язниці?] Ні, ні.

Ну а я після закінчення вишу була у раді воєводства, потім працювала у проектній конторі (початково в Ґданську а потім у Вроцлаві).

[А маму коли ви побачили?] Маму я побачила в 1957 році, тобто ми не бачились близько 11 років, її вивезли у 1946, а побачила її в 1957. Треба наголосити, що на той час я відчутно змінилася, бо я була дуже худою дитиною, погано їла, тільки молоко любила. Мама сказала навіть [коли мене побачила]: «Ой, то, мабуть, не моя дитина!». Настільки я змінилась, так виросла.

Ми переписувались. [То ви змогли якось відшукати себе.] Від мами прийшов лист до Мостів, до її братів, яких не вивезли, оскільки вони працювали на колеї [залізниці] (так в нас говорили), вони мали доглядати, щоб були працюючі залізничні шляхи. Коли вивезли мене, я також написала до Мостів, повідомила куди мене вивезли.

Пізніше я уже без посередника переписувалась з мамою. В 1957 році ми уперше побачились…

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

Ні. Хоча, правду кажучи, я припускаю, що ті люди могли додумуватись [що я не полька], оскільки я погано розмовляла польською. Хоча вже на другий рік навчання у школі я прочитала книгу Реймонта «Селяни» [„Chłopi”], все розуміла і була захоплена. Я швидко навчилась читати, складніше мені було говорити. Щось там також писала, коли тепер дивлюсь свої старі зошити, то там зовсім пристойно все написане.

Згодом, коли я вже пішла на роботу, то всі знали, що я українка, не знаю, яким чудом? До мене часом навідувалися з УБ [служба безпеки]. Колись я прийшла до директора щось підписати, то мені сказали: «Знаєте, вчора приходили двоє чоловіків і переглядали ваші документи». Я, звісно знала, хто вони такі. Потім також жінка на роботі говорила мені, що приходили у моїй справі. Так що вони знали. Я могла приховувати, а вони все одно знали.

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

Уперше на своїй [греко-католицькій] Службі Божій я була у Варшаві, [в церкві] на [вулиці] Мьодовій.

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

Я вийшла заміж пізно – в 1971 році. Вийшла за свого [українця], Левка Ґаля, завжди заангажований в те, що пов’язано з Лемківщиною. Він був з Лося.

Син Святослав. Рідну мову знає.

Онуків немає.

7. Ваші діти знають українську мову? Так.
7.1. Так - Де вивчили? -------------
7.2. Ні - Чому? -------------
8. Ваші онуки знають українську мову? немає відповіді
8.1. Так - Де вивчили? -------------
8.2. Ні - Чому? -------------
9. Чи є у Вас світлини нового місця?

Немає.

В домі, куди мого стрийка переселили, я жила недовго. Того ж 1947 року, у вересні, я пішла [до школи] і повернулася, може 2 чи 3 рази. То було задалеко щоб іти.

[Коли стрийко помер], тітка, яка лишилася, переїхала до дочки (мала заміжню дочку).

Так що я зі Сьвєтліном дуже швидко закінчила.

А ще та акція «Вісла»… Нічого не можу сказати. Всі боялися, всі вдавали поляків.

Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Так.
1.2. Чи в селі були криївки УПА? ----------------
2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА:

[Ви уже говорили, що мали контакти з УПА, один раз навіть хліб їм пекли…] Так. І бачила їх.

В 1946 році то УПА було [часто заходили до села], але не знаю чому? Я так розумію, це тому, що тоді було перемир’я з АК і вони не боялися, ніхто не нападав.

Жили собі так неначе Україна була. Ходили по хаті, коли був Великдень, то бігали за дівчатами і обливали.

Був один такий, його лікарем називали, був студентом медицини у Львові, але в ранзі лікаря в УПА.

Там, де він мешкав… Бо ночували там, де був близько ліс, або кущі, а то було близько ріки, а отже можна було добратися до ріки і заховатися.

Наша хата була на площині, отже втікати було складно. Колись там згоріла [хата], вдарив грім. На Розточчі ті громи били… Пам’ятаю, що в річці були місця, де була неначе нафта чи щось схоже. Може тому ті громи так страшно били. Моя товаришка, коли я їй зізналася, що я родом з Тенетиск, там, з Рави-Руської, то вона сказала, що колись там була і дотепер боїться громів.

Так ось, той лікар був у нас.

Вони [упівці] приходили і я позитивно [до них ставилась].

Правду кажучи… Я навіть учора про це думала. Коли в 1943 році почали говорити про те, що на Волині відбувається, що йде війна між поляками і українцями, чи між українцями і поляками... І скоро появилася пісня, яку я запам’ятала: «Там, далеко на Волині, повстала армія УПА, і вже воскресла Україна, і засіяла свобода».

Знаєте цю пісню?.. А вона про все говорить. То так не можна було. Якщо таку пісню створили, і вся справа була завершена, досягнуто того, чого люди хотіли, то як можна було їх не брати [упівців до хати]?

Правду кажучи, під кінець 1946 року люди вже їх не хотіли: ті, які мусили платити, що коли народилося теля або порося – треба було дати, пожертвувати, і вони вже поводили себе не… Якщо стільки років ходиш по тих лісах… Вже поводилися інакше. Так що деякі говорили: «Коли це починалося, – я був готовий останню корову віддати, а тепер я їх вже не хочу» – так говорили селяни.

Але загально я ставлюсь позитивно. Ті люди жертвували собою.

Життя у них було… Наприклад, моя сестра вийшла за упівця, він нічого не говорив, навіть моя сестра нічого не знає. Був в Явожні. Взимку вони ночували на якихось гілляках, це життя було не під дахом якимсь, тільки в лісі. І треба було змінювати місце кожного разу.

Так що не можна їх… Кожен робить помилки. Я завжди захоплююсь тією організованістю, яка була тоді. Україна тепер отримала незалежність, якби там була така організованість як тоді у нас, то можливо ми уже були б багатші навіть від поляків.

3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно): Так.
3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА:

Ні.

Моя сестра Гася була вдома, але якщо потрібно було занести штафетки чи якісь бинти – то вона носила.

Я також дві штафетки занесла, але не знаю, чи вони були любовні, чи які? Висилали, отже я йшла.

4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням?

Зброю в руках мала. Коли вони приходили [упівці] (а я була поворотка), тоді я чіплялася за такого цвяха, і могла однією рукою піднести себе. Тоді вони говорили: «Ну, то може ти ще із крісом зможеш?». Тоді клали мені кріса і я ще з тим крісом підносила себе. Оскільки це всім подобалося, то я це виконувала декілька раз.

Хоч як не дивно, але коли я була в Лемборку і було заняття фізкультурою, у нас була стрільба, із кабекаесу [спортивно-навчальна рушниця], і я найкраще попала. Тому що в мене був такий зір, що здалеку все бачила. Але на Лемборку це й обірвалося. Коли я поїхала на змагання до Ґданська, то не перемогла. Добре, що вони не знали, що я українка, бо сказали б, що маю набиту руку, а я вперше стріляла і мала 28 чи 29 з 30 балів.

5. Чи перебували Ви під арештом? Ні.
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

На Йордан ми ходили на річку, на Солокію, там була така кладка, біля неї організували. В річці, в Солокії святили воду.

Коли був піст, тоді на процесіях використовували калатала.

[У що ви гралися з ровесниками?] Життя перед війною було цікавим… Ляльками не гралися. Якщо була лялька, то власноруч зроблена. Проте як тільки прийшла весна, то відразу починалося бігання на відстань. Фактично ті діти марнували час, оскільки вони увесь час ганяли, навіть часом голодні, бо коли батьки пішли в поле, то не було приготованої їжі. Руху було дуже багато. Так виховувалися тоді діти.

Тепер подумала, що якби тих дітей хтось взяв під опіку, чомусь їх навчав, то можна було багато навчити. То був змарнований час, то було таке бігання.

А коли вже було школа, то там багато часу не було, оскільки ті діти як підростали, то їм доводилось корів пасти, займатися курками чи ще чим.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

До Тенетиск я поїхала десь в 1955 році. Навіть раніше, бо заїхала до Гребенного і мене повернули назад через те, що не дозволялося перебувати у прикордонній зоні.

Я мала страх, бо мені все починало пригадуватися, те, як… Протягом тривалого часу, як я тільки побачила рогатівку, то мене вже огортав страх, жахливо боялася. Бо мені це асоціювалося з тим [з влаштованою польським військом розправою в Тенетисках та Мостах Малих].

Я назад повернулась до Любичі [Королівської], щоб далі податися до Варшави. Була ще студенткою.

Але мій дядько, який працював на залізниці… Хтось йому сказав про мене, чи може я навіть повідомила, що їду до нього, і він приїхав возом і забрав мене з Любичі.

Але тоді там було таке, що якщо б хтось [чужий] йшов, то я мала заховатися під ліжко. Тоді ще не можна було туди приїжджати.

Дядька звали Почтар, він жив в Мостах [Малих].

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Виселення до України у нас було 8 березня 1946 року. Говорили, що дорослих дітей будуть арештувати, щоб вони не їхали, щоб тікали в ліси, бо інакше повезуть в Сибір.

Моя сестра Агафія була старша, вона була уже в підпіллі. Що вона там робила – я не знаю, мабуть була санітаркою, вона не дуже у тому розуміла, але їм організували курси в Організації.

Отже вона втекла, а я з сестрою Ганею і мамою… Дали нам віз. Навіть коня тоді уже не було. Тато помер, тата не було вже, в 1942 році помер, природною смертю.

Я з мамою і сестрою завантажили речі на віз і нас везли до Любичі Королівської, там ми чекали. Тимчасом вночі УПА…

УПА захищала людей, щоб не їхали, оскільки треба боронити власні землі, бо там споконвіку українці жили. Но й вони підпалили вагони, але біля тих вагонів, ще порожніх, людям згоріло усе їхнє майно. Люди розбіглися, а там був ліс, бо то Розточчя, розбіглися в ліси, але до ранку нас всіх військо польське зігнало, щоб вантажити [в дорогу].

Я проспала, оскільки раніше дуже допомагала мамі пакувати [речі], сестра з коровою утекла, а я «втекла» під подушку, на якій голову тримала. Потім всіх нас зігнали, лише двох хлопців загубилися, то вони пізніше доїхали до родини.

І я лишилася… Бо був напад, УПА, там навіть місцеві хлопці були, частина. Спалили вагони, відтак вони [поляки] пригнали інші вагони, і тоді з лісу з’явилася моя сестра, і почала умовляти: Втікайте, бо вас все одно завезуть в Сибі… чи навіть якось інакше [сказала].

Мені було жалко сестри. Мама не могла не їхати, бо була дочка замужем з малими дітьми, то трималася, щоб їм допомагати. Но й вони утрьох: [найстарша] сестра [Катерина] з дітьми і моя сестра Ганя, молодша від мене, і мама – вони поїхали, а я з сестрою [Агафією] пішла до Верхрати. Знаєте, де Верхрата?

Там були присілки, туди мене завела, і там був мій стрийко Олекса Оленич [брат батька], у нього було двох братів, дорослих уже, трохи старших від мене, но й він боявся, що їх [повезуть] в Сибір чи до в’язниці, но, з певністю причіплювалися б.

Довго ми там не були в лісі. Як тільки все те утихло… Коли ми повернулися [до Тенетиск], то наша хата стояла, не була спалена, стрийка хата так само не була спалена. Я була в своїй хаті з сестрою, а вони в своїй. І я була пастухом, бо ми навіть корови не мали, оскільки мама корову забрала. І коли ми повернулися до хати – я була пастухом. За це потім вже отримувала молоко.

[Ще раз розкажіть, як воно все відбувалося.] УПА спалила вагони, проте поляки доставили нові вагони, людей зігнали назад, завантажили до поїзду і повезли [в Україну].

А я пішла з сестрою Агафією до Верхрати до стрийка Олекси Оленича, який в той час там опинився. Там ми було недовгий час і повернулися до рідного дому, який не був спалений. Стрийко також повернувся до свого дому, бо він утік з Тенетиск. Він опинився у Верхраті тоді, коли люди утікали туди, бо там були присілки, були ліси, і УПА там була, з УПА хлопці. Втікали, щоб не їхати [до України]. А коли все утихомирилося, коли стало тихо – тоді всі, десь 50 сімей… Із близько 300 сімей, може було більше, які жили в Тенетисках, мабуть таки більше… Отже, 50 сімей з лісу повернулося, з тих, які втікали, які не поїхали [в Україну], а всі інші поїхали до України.

До України поїхала моя мама, найстарша сестра Катерина з дітьми малими (її чоловік був поранений під час нападу УПА, коли вагони спалили, там стріляли, він приєднався до них пізніше) і наймолодша сестра [Ганя]. Поїхали і там залишилися. Розділили сім’ю.

Я з сестрою [Агафією] повернулася з лісу [до Тенетиск]. Але то не було довго. У 1947 році, десь так на Великдень, то міг бути квітень-травень, (а 8 березня [1946 року] вивозили [до України])…

Ми там перезимували, але хата була порожня, відтак обставини були дуже тяжкі. Проте було багато поля, збіжжя було в копцях [коморах], картопля, і ми були щасливі, що на своїй землі, то навіть не відчували всього цього занадто, можна було картоплею прогодувати себе і бути щасливим, бо ти у себе.

Проте уже в 1947 році, після того як убили Сьвєрчевського… УПА вже тоді не мала сили, десь вони всі відступили, не було тоді людей, або десь в підпіллю перебували.

Коли ми повернулися з лісу [в березні 1946], тоді й УПА повернулася, люди свобідно ходили собі, боїв ніяких не було. А по-друге, це був період, коли УПА заключила договір про співпрацю з поляками, і навіть там в Грубешові [разом] відбили [людей з тюрми]. Так що поляки [тоді] не нападали, був спокій.

[Тобто виселення до України у вас було навесні 1946 року, а після цього ви ще фактично цілий рік прожили в рідній хаті. Залишилися там лише ви і сестра Агафія.] Так.

[Агафія була більше вдома чи в лісі?] Вдома, лише часом виходила, но, вона була медсестрою, я знаю, що вони прали… Бо тоді були труднощі з бинтами. Я тільки тепер додумалася, що вони прали бинти, а потім заносили назад пораненим.

В 1947 році, напередодні вивезення, то було мабуть 8 червня, я подалася до сусіднього села, до Мостів Малих. Звідтам була родом моя мама, а там народилися близнюки і я хотіла… Я піднялася рано-вранці, щоб вчасно повернутися, бо я тоді була пастухом у стрийка…

Коли напередодні моя сестра втекла, я навіть не знала де вона, то була конспірація. Я знаю, що вона не повернулася…

[Стривайте, бо я нічого не розумію. В 1947 році…] То я може звідси почну… Ми обидві жили, а потім, десь у травні, моя сестра зникла. Стрийко говорив, що вона кудись-там поїхала, але тоді був принцип, що не треба ні про що запитувати.

Відтак я лишилась одна. Ми мали… Нам дали теля, хтось із родини дав. Отже, було теля, я, і квіти на вікнах, оскільки я вночі то навіть боялася. Ну й коли в червні я довідалася, що у моєї мами брата народилися близнюки, тоді я собі привела корову, і ту свою телицю до хліва, і пішла.

То було 1.5 кілометра [до Мостів Малих], і там подивилася на тих близнюків, бо їх спалили, бідні були. Я зібралася вранці, щоб вчасно повернутися до Тенетиск, щоб знов зайнятися роботою [пастушки].

Коли я тільки вийшла з села [з Мостів Малих], мене зловило польське військо, бо тоді проходила акція залякування і катування людей. Мене так били, що я навіть не знаю скільки разів втрачала свідомість, тоді вони мене поливали водою.

Вимагали сказати де є криївка. Найгірше було те, що ми, діти, знали де є криївка. Це, маю сказати, дуже страшно, коли людина знає, але не може сказати. Коли б я не знала, то це було б для мене до кращого, а тут я знала, що можу сказати і водночас боялася, що я можу не витримати і сказати.

То було страшне! Били мене, а потім привели ще дві особи, бо били не всіх разом, а окремо. Так ось привели ще дві особи, і я бачила як у такої старшої жінки (в моєму розумінню, бо мені тоді було 17 років), їй було років 40 чи 50, може й 40, так от їй вилітало одне око, текло, бо так її били, так катували людей. І ще був хлопець, на два роки старший від мене. Я його знала з бачення, він був місцевий, і його так само били.

Коли уже мене лишили, перестали мною цікавитися, тамтих забрали, а мене… Видно – били-били, я втрачала свідомість, але нічого не сказала, відтак вони очевидно прийшли до висновку, що я нічого не скажу.

Коли я роздивилася, що їх немає біля мене, тоді я… Ще до дядька свого, мами брата, зайшла і сказала, що я побита й тому іду додому. Я трохи тоді запізнилася, не знаю, хто за мене ті корови пас, чи може ніхто не пас.

В Тенетисках була подібна розправа із биттям. То було 8 червня. Три села були: Корні…

[Де саме вас били? То був якийсь будинок?] Нас били на городі. Взяли якусь дошку (не знаю, звідки вони її взяли), вирізали гілляку із сливи, і ще там нарізали… На щастя, коли мене били, то били переважно в сідницю, так що у мене там діри повидирали…

[То вони собі вирізали гілляку…] І цією гіллякою били мене. То було влітку, це починалось щойно зійшло сонце і тривало декілька годин. Я вже думала – зірвуся, бо один з них тримав мене за голову, а десь двоє били по черзі. Точно не можу сказати, оскільки дуже швидко втрачала [свідомість]. То був такий страшний [біль], адже побої припадали, як думаю, якраз на хребет. Я втрачала свідомість, мене поливали водою і далі били. Мені пощастило, що вони мене не забили, і не забрали до Явожна – то було моє щастя. Напевно тому, що я нічого не говорила, нічого не знала.

Потім вони мене залишили, зайнялися іншими і від’їхали. Вже в тому селі не було поляків, і я вже вільно могла піти. Але коли я прийшла до Тенетиск, стрий якраз стояв перед хатою, каже: «Ти знаєш що мого [сина] Дмитра взяли!».

То був хлопець старший від мене на рік або два. Но, був високий, але то ще… Мені було тоді 17-ть, йому 18-ть, то ще…. Він не був у підпіллі, можливо дещо таке робив [для підпілля], я цього не знаю. Таких ще не брали, не було потреби. (2012-08-24 11.17.20 Gal Ewa-2, Wrocław- 03:20) Адже в селі поляки не нападали. Коли закрився кордон, тоді з Белзця приходила якась банда, яка грабувала. Але там не було політичного підґрунтя, вони просто грабували. Люди втікали зі своїм майном. Кілька разів це відбувалося: або на краю [села] і люди ще не знали, а часом була фальшива тривога – комусь щось побачилось і люди втікали.

В селі поляки не нападали. Коли закрився кордон, тоді з Белзця приходила якась банда, яка грабувала. Але там не було політичного підґрунтя, вони просто грабували. Люди втікали зі своїм майном. Кілька разів це відбувалося: або на краю [села] і люди ще не знали, а часом була фальшива тривога – комусь щось побачилось і люди втікали.

Але того разу я знаю, що ми далеко втікали, бо то була правда, що вони йдуть, хтось то підтвердив. Десь на відстань двох кілометрів ми втекли в поле. Здається, ніч там переночували і зранку повернулися, бо не знали, чим там все закінчилося. Але вони лише пограбували людей, які були.

То було в 1945 році, коли вже був кордон. Поки не було кордону, то мабуть ті злодії з Белзця боялися упівців, що можуть прийти і щось їм зробити. Але коли кордон закрили, тоді уже вони йшли до українців і грабували. Тому що через кордон не можна було втекти, а кордон був три кілометри на схід від нас, було близько, але не можна було туди втікати.

Але абстрагуючись від цього… Коли я прийшла до Тенетиск після цього побиття, тоді стрийко Олекса Оленич (брат мого тата) сказав мені, що Дмитра забрали. Розповідав, що всіх молодих людей (мали список, хто їх списав – я не знаю, то були люди, які були в підпіллі) стягнули до однієї хати над річкою в нашому селі і там жахливо їх колотили.

Молодий хлопець з села сказав де є криївка, про яку я також знала. Правда, в якому точно вона місці – того я не знала, але більш-менш знала, що при дорозі, мості, навіть не знала, з котрого боку мосту.

Річка була невелика, влітку то вона… Бо був млин, і коли млин спускав воду, та річка була широка, а коли не спускав, то це була річка, яку можна було пішки перейти.

І той хлопець сказав де це було, і туди повели тих побитих хлопців, що їх били-катували. Наказали їм туди увійти. Там [в криївці] було троє хлопців (знаю з того, що мені розповідали, бо я не була свідком), так от вони вчинили самогубство, і їх дістали звідтам вже неживих.

[А той міст був в селі чи за селом?] Міст був посеред села, при річці.

А тих побитих хлопців, а також неживих упівців (не знаю їх псевдонімів, ніколи в цьому не розбиралася) завезли десь до Журавців чи до Белзця, а потім їх забрали до тюрми. Ще декілька жінок і молодших хлопців, як Дмитро, побили. Тих, котрі були в Організації (мабуть, хтось сказав, хто там є), не убили, а відправили до Явожна. Так що в Тенетисках десь 10 осіб забрали до Явожна. Так само декілька осіб забрали з Мостів [Малих].

[А з тих хлопців, яких били, і потім один зрадив, то з ними що сталося далі?] Хлопець, який зрадив, мабуть був ще молодший, ніж я, і його відпустили, нічого йому не зробили. Решту побили, убили, тільки не в Тенетисках, а завезли їх…

[Убили, всіх? То скільки їх було?] Не всіх убили, бо, для прикладу, Дмитра били, але, видно такі молоді не були в списку, або – не знаю яким чудом – ніхто не зрадив, і його відправили до Явожна, і ще кількох інших. А тих головних, що були в Організації (вони належали до самооборони), приблизно чотирьох, замордували – розстріляли їх.

Потім люди якось довідалися, де вони закопані, привезли і поховали їх. Розстріляли їх десь поблизу Жураців чи Любичі [Королівської]. В лісі [їх розстріляли].

Я ще мала такий досвід, таку цікаву річ: моя сестра Гася пекла хліб, а мені треба було приносити дрова і напалити, а вона готувала хліб. Коли вона втекла, прийшов чоловік з УПА. Я його вперше бачила, привіз мені муку і мені треба було напекти хліба. Я про це розповідаю, щоб пояснити яка була ситуація. Не можна було відмовити, людина розуміла, що їй не можна відмовити. Треба було виконати.

Я зробила розчин, і саме… Потім вона була свекрухою моєї сестри Гасі. В Горайцях троє синів було в УПА. Там так сильно нападали поляки… Вони вижили, бо були на присілку, але та мама не раз розповідала мені, що там, як напали [поляки] із сусідніх сіл, то в тім Горайцю дітей за ніжки брали і до вогню кидали, і дорослих також. Там було дуже багато замордованих.

І та мати якраз навернулася, була в Корнях, бо там наймолодший син її був в УПА. Бо вони ховалися… Я тому кажу, що вони не були на виду, але мати коли туди прийшла, то віднайшла сина. А до мене упівець прийшов, щоб спекти хліб, і я його бачила. Але нормально то ніхто їх не бачив.

І той хліб вона мені замісила, бо я не вміла, якось я його спекла. Не знаю тільки, чи мука, чи що сталося, що скоринка підросла.

Псів і котів вже не було в Тенетисках. Я думаю, що вони були вибиті, щоб, коли приходило УПА, вони не гавкали. Так тепер собі це пояснюю.

Хата була не зачинена, можна було зайти, але я якось не подумала і вирішила, що на призьбі (бо ті хати мали призьби) лишу той хліб, і коли прийдуть, то собі заберуть.

Я прийшла на другий день, той хліб очевидно вночі забрали, або поляки знайшли, не знаю хто забрав. Бо я побігла [роздивитися] тих близнюків, так що то було…

[Псів – розумію, а чому котів не було?] Коти може й були… Хоча ні!

Коли я повернулася після цієї «акції», з тих Мостів… Я завжди боялася свого стрия, бо був такий суворий, був війтом, і ми, діти, мусили ходити як у війську. Він як крикне, подивиться – ми вже всі боялися. Але поруч була його сестра, наша тітка. Вона була старша, вдова. Двоє її синів загинуло: один в радянській армії, коли в 1941 році брали тих людей, свідки потім говорили, що його до Майданека взяли і він там загинув. А другий в якійсь організації був і теж загинув. Вона була одна. Ага, ще одного, вірогідно, били і живого закопали, ще кричав. Люди не могли стерпіти, затикали вуха, коли його били. То був такий чоловік років 30, понад 30, добре складений. Його били, били і добили.

[А де це було?] В Тенетисках. Коли я повернулась з тих Мостів, стрий чекав на мене, я від нього довідалась, а потім ще інші говорили про криваву розправу, як вони там на місці тих хлопців били, частину замордували а частину [забрали], і декілька жінок забрали до Явожна, у деяких були малі діти, але то їх не цікавило. Тих замордованих, трьох чи чотирьох, потім, якось вночі, через декілька днів, рідні викопали і поховали. В Тенетисках вони поховані. В Мостах ті дві особи, що я бачила, поховали, і в Тенетисках поховали.

[Загально, під час всіх тих «акцій», скільки осіб могло загинути в Тенетисках?] Загинули мінімум 4 особи. В Явожні було 10 осіб чи більше.

[Вашу маму і сестер де завезли?] На Тернопільщину біля Збруча, там [мама] і померла.

Ще про котів і псів… Увечері моя тітка… Вона не вміла читати і писати, а була така, що коли треба було банки поставити, або когось лікувати, то треба було йти до тітки, бо вона на всьому зналася. Мала такий дар.

І я пам’ятаю, що вона увечері видоїла корову, молока налила до горшка і поставила на призьбі. Я питаю: Навіщо те молоко? «Слухай, коли вночі прийде хтось, то хоч молока нап’ється». Така була ситуація…

Така ситуація, що потім ще ходили… Ця «акція» ще не скінчилася, потім військо в рогатівках ще ходило, водили з собою такого з Корнів – людину, яку били і вона призналась, їх називали «сексотами».

Це були бідні люди, якщо признався – його очевидно й так вбивають на кінець. І він показував, приходив навіть до пастухів, де я була пастухом, подивився і сказав, що не знає.

Але по моїм поняттям, там на майбутнє вже не можна було жити. То був такий натиск, що люди вже не захищалися, коли їх вивозили.

Близько 20-го червня, бо 8-го була та [«акція»], мабуть два тижні пізніше, може менше… А вже до того казали, що будуть вивозити – хто не має фіри, то поляки… Бо недалеко Белзця то вже поляки жили, а то було десь 14 кілометрів, приїздили, і з інших сіл приїздили [поляки]. Мені також дали [фіру]. Запакували якесь збіжжя, вже була перина, а одягу я не мала… Бо то було страшне – все згоріло коли ми втікали [на станції, коли вивозили до України], мала тільки те, у чому була вдягнена.

[Але ваш дім не згорів?] Хата була.

[Коли прийшли вас вивозити, то ви були одні чи з Агафією?] Ні, моя сестра втекла і віднайшлась лише після вивезення. Я була сама. [То вас одну вивозили?] Так.

[Вивозили також] того стрия і тітку, ми трималися разом. Я вела свою телицю, фіра їхала. Люди були настільки перелякані, що не було жодної розмови. Це було щось такого, як часом показують, коли жидів вели, і видно було страх в очах, і вони нічого не говорили. То було кілька годин – ніхто ні до кого не звернувся.

Коли ми добралися до Белзця, то там на рампі вивантажились. Бігало там військо, чи СБ [Служба безпеки; представники спецслужб], не знаю хто то був, вони були в одностроях. Отже вони бігали і показували пальцем, хтось виходив, і тоді така людина опинялася в Явожні.

Всі вже чекали, щоб скоріше завантажитися [у вагони] і їхати. [Люди] запитували, куди нас везуть? Кудись на море і там мабуть втоплять.

Половина вагону була стрийка Олекси – він мав коня, мав фіру, мав корову, а я мала телицю. В другій половині ще хтось там був. В тому самому вагоні ми спали. І то тягнулося приблизно від 20-го червня (точно не пам’ятаю, маю десь записане), 7-го [липня], на Івана, привезли нас до Лемборку.

[Як звали тітку?] Тітка – Паляниця Агафія, а він [стрийко] Оленич Олекса.

Ми приїхали втрьох. В Лемборку вивантажили лише частину [людей]. Було близько 50-ти сімей, і половину висадили в Лемборку, а половину висадили раніше поблизу Нового Двору-Ґданського, це на Жулавах.

Далі підставили фіри і повезли нас трошки по пагорбі, бо там є таке підвищення, і залишили нас усіх з Тенетиск у такій хаті, навіть стодола там була, якийсь великий маєток там був, такий завалений. Вони від’їхали, а ми лишились.

Це було поблизу села Сьвєтліно, як називалася ця місцевість – не пам’ятаю. Належала [ця місцевість] до Лемборку, то було недалеко Вейгерова.

Приблизно половину з 25-ти сімей завезли до цього дому, а половину до іншого місця.

4. Що в житті було головне?

Я не знаю... Бути собою.

5. Чому Вас переселили?

[Який сенс з точки зору тодішньої польської влади мала акція «Вісла»?] Це чорним по білому написано, то не треба навіть думати – вони хотіли позбутися українців, і вивезли.

Ну й перфідні [лукаві] вони! Я думаю, що саме лиш вивезення не є таким страшним: якби завезли до одного воєводства, то ми б зараз мову знали, школи мали б, і жили б, може навіть колись повернулися б на свої землі. Але таке лукаве вчинити – позбавити людину національності, розпорошити до останньої людини… Це є більший злочин, ніж акція «Вісла».

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше:

[Чому в Польщі говорять такі страшні речі про УПА?] Ну, я вам маю сказати… Я тепер читаю «Тиґоднік повшехни», і люблю починати з Павла… Він є жидом… Павло… Зараз згадаю… Він там доказує… Бо він спирається на Тальмуд… Чому ворог, який робить кривду, не любить жертву. Я думаю в цьому вся суть.


Заповіт наступним поколінням українців

Щоб пам’ятали з якого вони роду.



Анкету записав Роман Крик. Текст набрала Катерина Бедричук. Остання редакція Романа Крика.

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 22.03.2008 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 22.03.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


  • Plik do pobrania

  •  
    do góry ↑
    VIDEO


    Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
    powiązanych z niniejszą ankietą.

    „Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
    „Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
    „A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

    Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
    Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

    stat4u

    Liczba odwiedzin:
    Число заходжень:
    1 697 305
    Dziś:
    Днесь:
    247