Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0214)
Orzechowski Andrzej, s. Eliasza i Anastazji z d. Włoch
ur. 01.07.1933
Radawa [Zaradawa], pow. Jarosław, woj. Rzeszów.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 02.12.2011 2. Numer kolejny: 0214
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Orzechowski Andrzej, s. Eliasza i Anastazji z d. Włoch

Lelkowo, pow. Braniewo, woj. Warmińsko-Mazurskie
Польща – Polska
4. Data urodzenia: 01.07.1933 5. Miejsce urodzenia: Radawa [Zaradawa], pow. Jarosław, woj. Rzeszów.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Radawa [Zaradawa], pow. Jarosław, woj. Rzeszów.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

Napisałem o tym wszystkim we wspomnieniach na temat akcji „Wisła” i o Zaradawie.

Naszą gromadę w Zaradawie tworzyło 10 przysiółków. W rzeczywistości miejscowość Zaradawa nie istniała. Nazwa Zaradawa wzięła się stąd, że przysiółki te były położone na północ od Radawy.

Radawa była miejscowością dosyć dużą, to był ośrodek gminny, administracyjny i gospodarczy. Za Radawą były położone wspomniane 10 przysiółków, które nazywano Zaradawa.

Z mojego przysiółka do Radawy było zaledwie kilometr. Chodziłem do szkoły w Radawie.

W Zaradawie były takie przysiółki jak Bały, skąd pochodziła moja mama; były jeszcze Zastawni, były Smereky, Huli, Rudyky, Kopań. Przysiółków było 10, większych i mniejszych, one tworzyły Zaradawę.

Ja je wszystkie dobrze zapamiętałem, gdyż w tym czasie, gdy nas wywozili, miałem już 14 lat. Ale zanim do tego doszło, obleciałem prawie wszystkie przysiółki i wszystkie okoliczne miejscowości, bo ja byłem takim chłopcem, który, jak to się mówi, nie mógł usiedzieć na miejscu. Musiałem z chłopakami poznać wszystkie okoliczne wioski, w odległości 5 i więcej kilometrów, nawet 8. Wszystkie te miejscowości dobrze zapamiętałem.

2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 14 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem:

Ojciec Eliasz; mama Anastazja; starszy brat Piotr; starszy brat Teodor, młodszy brat Romek; ja Andrzej.

5. Ile osób zostało na miejscu: 0
6. Ile osób przesiedlono: 6
7. Ile osób zaginęło: 0
8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

Gromada Zaradawa liczyła prawie tysiąc mieszkańców, absolutną większość stanowili Ukraińcy. Były takie miejscowości, gdzie mieszkali wyłącznie Ukraińcy, ewentualnie były tam też rodziny mieszane. W moim przysiółku Cienkie czysto polskie były dwie rodziny, jedna była spolszczona i dwie mieszane, resztę stanowiły rodziny ukraińskie, wszystkich domostw było 28.

Był Żyd. Zapomniałem jak się nazywał i nikt nie może mi podpowiedzieć. Był Abrum z synem Moszkiem. To była jedna rodzina. Ludzie z tej żydowskiej rodziny przed I wojną światową byli na zarobkach w Ameryce, kupili potem gospodarstwo w naszym przysiółku.

Warto zaznaczyć, że Żydówka z tego domu była dobrą krawcową, szyła dla miejscowych. Pamiętam, że mi też szyła pewne rzeczy.

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

Jeśli chodzi o Żydów, to oni czasem narzekali, gdyż chłopcy, jak to chłopcy, nie raz któryś coś krzyknął w plecy Żydowi, ale to nie było takie bardzo obraźliwe i dotyczyło wyłącznie dzieci. Natomiast starsi żyli w zgodzie.

[Co, na przykład, krzyczały dzieci?] A ty Żydzie, coś w tym rodzaju, że ma pejsy, ale to były po prostu dzieci.

[Wasi Żydzi byli z pejsami.] Tak, byli z pejsami.

Jeśli chodzi o Polaków, to sytuacja wyglądała następująco. Sołtysem był Stefan Kubaszek – Ukrainiec. Wziął sobie za żonę Polkę i się spolszczył. Był niepiśmienny, ale z uwagi na to, że przeszedł na polską stronę, a żona była Polką i umiała pisać – zrobili go sołtysem gromady Zaradawa. To było niespotykane, coś takiego rzadko się zdarza, że jest sołtys i nie potrafi pisać. No po prostu, w ten sposób wynagrodzili go za to, że przeszedł na polską stronę.

Druga rodzina mieszkała niedaleko od nas, za sąsiednim domem, to była rodzina mieszana: gospodarz był Polakiem – Marek Piotr, a jego żoną była Anastazja Pyskir. Gdy przeprowadzano parcelację, no może nie parcelację, ale gdy sprzedawali tzw. skarbowe… Na sprzedaż wystawiono las, taki niezbyt ciekawy. Ojciec, mimo, że posiadał 18 morgów pola, czyli ok. 10 hektarów, chciał kupić od państwa, ale z uwagi na to, że był Ukraińcem, kupić nie mógł. Kupić mógł tylko Polak, lub ktoś z rodziny mieszanej. Wspomniane dwie rodziny, Kubaszek i Marek, kupiły las, ileś tam morgów.

Prawdę mówiąc, z tego wzięła się niezgoda, dlatego, że była dyskryminacja.

Listonosz był Polakiem. Chata nędzna, nie miał ani obory ani stodoły, taki nędzny dom, ale listonoszem mógł być tylko Polak.

Żadnej państwowej pracy Ukrainiec dostać nie mógł.

Były również inne problemy, które wywoływały niezgodę pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Było tak, że dzieciom nie zezwalano na wyjazd za granicę w celach zarobkowych. Zdarzało się, że w czysto ukraińskich rodzinach, gdzie było dużo dzieci, rodzice nieśli dziecko do chrztu do kościoła, dawali mu polskie imię, żeby tylko w metryce było napisane, że to rzymokatolik, żeby później takie dziecko miało możliwość wyjazdu. No, ale te dzieci nie zdążyły wyjechać. Podczas akcji „Wisła” wszystkie pojechały razem z nami. I tak już zostało.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Co posiadaliśmy? Był dom. Podczas I wojny… Nasza miejscowość była położona nad Lubaczówką i Staryczem. Z jednej strony byli Rosjanie, z drugiej wojska austriackie. Naszą miejscowość wówczas spalili.

Po zakończeniu I wojny światowej ojciec miał, no… To było 13 lat po zakończeniu wojny. Zbudował dom, oborę i stodołę. Ale ojciec koniecznie chciał mieć murowany dom. W Szówsku koło Jarosławia była cegielnia, jeździł tam i cegłę zwoził.

Nazwoził tej cegły na dom, ale nadeszła wojna i nie zdążył wybudować. Dlatego był dom, stodoła i obora – wszystko drewniane. Akcja „Wisła” pozbawiła nas tego. Cegła też została, potem Polacy zabrali na swoje potrzeby.

[Ile ziemi mieli rodzice?] 18 morgów, czyli w granicach 10 hektarów. To dosyć dużo jak na ówczesne warunki.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono? 08 czerwca 1947 roku. 2. Kiedy Panią/Pana przywieziono? Około 21.06.1947 roku. Ogółem wyszło tak, że byliśmy w drodze dwa tygodnie.
3.1. Trasa przejazdu: Zaradawa – Grodzisk Dolny – Rozwadów – Lublin – Ostrołęka – Małkinia – Szczytno – Olsztyn – Orneta – Dębowiec
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

[Nas wywieźli] 08 czerwca 1947 roku. Pogoda, ogólnie, była ładna. To było w niedzielę. Do Radawy przyjechało wojsko polskie. Zegnali gospodarzy, odczytali listę osób, które powinny wyjechać. Dali dwie godziny, po tym czasie należało stawić się na placu koło młyna. W Radawie był młyn, tartak. Plac był dosyć duży, tam nakazano zebrać się wszystkim mieszkańcom przysiółka Cienkie, Bały (dwa kilometry było do Cienkiego, tamci mieli ogółem trzy kilometry). Po dwóch godzinach ludzie z Cienkiego i Bałów musieli stawić się na placu w Radawie.

Jedną noc przenocowaliśmy w Radawie. Do domu było niedaleko, było go nawet widać, ale trzeba było spać pod gołym niebem. Brat Romek miał 9 miesięcy, ale on też musiał nocować w Radawie pod gołym niebem.

Następnego dnia, czyli 9 czerwca, kazali nam jechać w kierunku Nielipkowic, to bezpośrednio nad Sanem.

Przyjechaliśmy do Nielipkowic. Tam tak samo było dosyć duże pastwisko. Na tym pastwisku zebrało się już więcej ludzi, również z innych wiosek, z Radawy, jak również z okolicznych największych miejscowości.

Tam znowu przenocowaliśmy, tyle że w Nielipkowicach było gorzej, dlatego że się ochłodziło, zaczęło padać, a nie było gdzie się schować, co prawda tam nad rowem, gdzieniegdzie, były wierzby… Oni nam niczego nie dawali… Nocowaliśmy tam jedną noc.

10 czerwca uformowali kolumnę na trasie Jarosław-Sieniawa. Przybyliśmy do Sieniawy. To takie miasteczko, obecnie liczy ze 2.5 tys. mieszkańców. Tam był wielki mur, dosyć wysoki, był plac. Za tym murem nas trzymali przez kolejną dobę.

Gdy nazbierało się już dużo ludzi, no, bardzo dużo, wówczas uformowali kolumnę, dosyć długą – nie było widać ani początku, ani końca. No a dalej przez San, przez Wisłok udaliśmy się do Grodziska Dolnego. Tam nie było stacji kolejowej, tam było po prostu pastwisko.

W Grodzisku Dolnym staliśmy przez kilka kolejnych dni, do czasu aż podstawili wagony. To była bardzo duża miejscowość, liczyła ponad 900 gospodarstw. Pastwisko było duże, ale już przed nami trzymali tam przesiedleńców, mieli bydło, konie, trawa była wygolona do tego stopnia, że nie dało się tam paść krów czy koni. Nie było wody. Po wodę trzeba było chodzić dobry kilometr, tam było kilka chat, mówili na nie chałupki. Tam chodziliśmy po wodę.

Przyszliśmy po tę wodę, chłopaki, ja, starszy brat, a tamci nam mówią: „Dobrze, że was wywożą, dobrze, bo wyście mordowali, języki obcinaliście Polakom, uszy obcinaliście, mordowaliście”. My, chłopcy, co my mogliśmy o tym wiedzieć?! O czymś takim usłyszeliśmy po raz pierwszy. Jednak potrzebowaliśmy wody, dlatego musieliśmy wysłuchiwać tych wszystkich niuansów, skierowanych przeciwko nam, bo krowa i koń musieli dostać wodę.

W wagonie było nas 27 osób. W jednym wagonie. Wagon był przeznaczony do przewozu bydła. Tam były cztery rodziny. U nas było siedem osób. Ale była rodzina Pyskoriw, która liczyła 9 osób. Każdy miał swój kąt w wagonie.

Wozy i inne rzeczy znajdowały się na platformach. Dla koni, krów w tylnej części transportu były oddzielne wagony. Mój starszy brat Piotr cały czas był z końmi, gdyż zdarzały się kradzieże, dlatego brat Piotr był koło koni i pilnował tam wszystkiego.

Minął tydzień od czasu, gdy wyrzucili nas z domu. Podstawili wagony i pojechaliśmy na północ.

[Gdy znajdowaliście się na tych placach, to spał pan pod wozem, mam na myśli konkretnie pana, czy… Gdzie pan spał?] Gdzie się dało. Na ogół na trawie, gdyż na wozach nie było miejsca. Na wozach znajdowały się rzeczy, które ludzie zabrali z domu. Gdzie kto mógł – tam się męczył. Innego wyjścia nie było, bo przecież nie było ani siana, ani słomy, żeby na tym spać.

[Proszę powiedzieć, w wagonie, bo tam spaliście, gdzie było pana miejsce?] Po prostu na podłodze. [Była jakaś słoma?] Słomy nie było. [Po prostu na deskach?] Na deskach. [Co pan kładł pod głowę?] Co się dało. Jakiś kożuszek, jakąś kurtkę, bluzę. Ja miałem dodatkowy problem, gdyż zachorowałem na malarię, rzucało mną od chłodu do gorąca.

Gdy jechaliśmy wówczas na tzw. zachód, czyli tu, w Olsztyńskie, to zapisywałem wszystkie stacje przez które przejeżdżaliśmy. Był Rozwadów, Lublin, Ostrołęka, Małkinia, Szczytno, również Olsztyn, no i w końcu przywieźli nas do Ornety. To już było gdzieś 21 czerwca 1947 roku. Ogółem w drodze byliśmy dwa tygodnie.

W Grodzisku Dolnym były rewizje. Z tej mieszanej rodziny, gdzie sołtysem był Kubaszek… Jego syn wrócił ze Szwajcarii, z żoną Szwajcarką, i z chłopcem, z Helmutem. Miał przy sobie jakieś szwajcarskie gazety. Gdy wojsko przeprowadzało rewizję – znaleźli te gazety. Wówczas aresztowali go i wsadzili do Jaworzna [do obozu koncentracyjnego dla Ukraińców], tego Kubaszka Andrzeja.

[Proszę dokładniej opowiedzieć o tym, co się działo po waszym przyjeździe do Ornety?] Powiem jeszcze o naszej podróży. Prawdopodobnie w drodze dawali coś do jedzenia. Być może to było w Grodzisku, raz, dali zupę, jeden raz na kilka dni. I to wszystko. W trakcie podróży niczego nie było.

Były konie, krowy. Jechaliśmy tydzień. Trzeba było te konie i krowy czymś karmić. Zdarzało się tak, że pociąg jechał, a potem zatrzymał się w szczerym polu. Nikt nie wiedział jak długo będzie stał. Mężczyźni brali kosy, sierpy, szli w pole, żęli koniczynę, trawę, żeby było dla krów i koni.

Pewnego razu Piotr, mój najstarszy brat, który opiekował się końmi (była kobyła i źrebię), wyskoczył, żeby nakosić trawy, ale pociąg ruszył, wówczas rzucił kosę, rzucił to, co nakosił i przez dłuższy czas biegł za wagonem, dopóki pociąg nie nabrał biegu. Jakoś udało mu się za coś chwycić i wrócić na miejsce.

Bywało, że ktoś zachorował w drodze. Pamiętam Fornala, tu, z Dębowca, Michał… Zabrali go do szpitala, w Lublinie został. Potem go dowieźli, mieli adres.

No a tu w Ornecie… Przyjechaliśmy… Most na Wałszy został zniszczony podczas wojny, dlatego pociąg z Olsztyna dojeżdżał tylko do Ornety, albo do Braniewa, ale to już tamtędy przez Bogaczewo.

W Ornecie czekiwaliśmy dwa dni. Bezpośrednio na stacji kolejowej. Trochę tam łaziłem, teraz jest tam fabryka śrub czy czegoś takiego, tam wszystko tak bardzo było zniszczone. No więc czekaliśmy dwa dni, potem PUR dał karteczkę, pokazali kierunek gdzie mamy jechać. Wychodziło, że z Ornety na północ.

Załadowaliśmy rzeczy na swój wóz. Pokazali nam kierunek, dali adres. To był Dębowiec, po niemiecku – Eichhäusel. Jechaliśmy cały dzień. Żadnej pomocy do transportu nam nie dali – tak było w Grodzisku, tak samo było tutaj, jechaliśmy swoim koniem.

[Jechaliście sami, czy w grupie?] Tego już nie było, gdyż w Ornecie wszystkich rozdzielili – tu do wioski, tam do wioski. Z naszej miejscowości, z przysiółka Cienkie, kilka rodzin skierowali do Dębowca, kilka do Piotrowca w gminie Pieniężno. Każdy jechał sam, grup nie było.

Dotarliśmy do Pieniężna, pierwsze, co zauważyliśmy – wieżę kościoła w Pieniężnie. W tym czasie Pieniężno nawet nie było jeszcze Pieniężnem, było Wełno, Pieniężnem zostało po jakimś czasie. Pieniężno objechaliśmy, bo tam była obwodnica, dotarliśmy do Dębowca.

Gdy byliśmy na początku wsi, ojciec poszedł zapytać gdzie jest sołtys, a sołtys był niedaleko od tej drogi. Nazywał się Przytuła, w okresie niemieckim był robotnikiem, tu, w Dębowcu. Nie wyjechał i zrobili go sołtysem. Pokazał nam w jakim kierunku mamy jechać. Od tej drogi do domu, który nam przydzielono, było prawie dwa kilometry. To była tzw. kolonia. Gdy Hitler przeprowadzał parcelację większych folwarków, zbudował wówczas domy koło drogi, po lewej, po prawej, tak co kilkadziesiąt metrów. Na tej kolonii dali nam dom.

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?

Nie. Wiedzieliśmy, że jedziemy na północ. Wiedzieliśmy, że jedziemy na poniemieckie ziemie, ale dokąd konkretnie – nie mieliśmy pojęcia.

W szkole interesowałem się trochę geografią, miałem taką mapkę polską. Gdy jechaliśmy na północ, wówczas popatrzyłem sobie: tam jest Biskupiec, są Bartoszyce. Zastanawiałem się: do jakiej miejscowości nas rzucą? Byliśmy świadomi, że jedziemy na północ, [po drodze] zrozumieliśmy, że to będą Prusy Wschodnie, no i tam są te miejscowości.

[Ktoś wam powiedział, że jedziecie na północ?] Nie, to wynikało z trasy pociągu. No bo był Rozwadów, Lublin, gdybyśmy jechali na zachód, to musiałby być Wrocław czy coś innego.

5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony?

Od nas nikt [nie wrócił].

6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE:

Zabraliśmy obrazy, ale nie wszystkie, w domu mieliśmy dużo obrazów, część z nich została.

6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU:

[Gdy tam, w Radawie, zebrali was po raz pierwszy, czy mogliście wracać jeszcze do domu?] Było tak, że ojciec raz wrócił wozem i załadował go po raz drugi, zabrał to, co jeszcze można było zabrać. Między innymi wziął kołyskę dla Romka, który miał wówczas 9 miesięcy, a u nas była taka tradycja, że dzieci bawiło się w kołysce.

Gdy w Radawie szykowaliśmy wozy, żeby jechać na drugi punkt zbiorczy, wówczas wojskowi powiedzieli, że kołyskę trzeba wyrzucić. Powiedzieli: bierzcie pługi, brony, będziecie tam odłogi likwidować, a nie dzieci bawić. Kołyska została więc tam. To, co ojciec przywiózł drugi raz, prawie w całości zostało na miejscu, dla miejscowych [Polaków].

Gdy ojciec pojechał po raz drugi, żeby zabrać jakieś rzeczy, to mieszkający po sąsiedzku Polak już wynosił rzeczy z naszego gospodarstwa. No a to, co ojciec zdołał zabrać po raz drugi, ostatecznie i tak zostało w Radawie.

Wzięliśmy jakąś pierzynę, jakieś obuwie, była odzież, w końcu było nas siedem osób. Trzeba było wziąć jakieś zboże, trochę ziemniaków, pamiętam ojciec wziął nawet trochę prosa. Wzięliśmy to, co było nieodzowne, aby się wyżywić w krótkim okresie czasu.

Był kufer. To było mamy wiano. To wiano mama przywiozła. Romek mieszka teraz w Lelkowie, tam, gdzie kiedyś mieszkali rodzice, bo oni już poumierali, więc ten kufer tam jest.

6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE: -----------
6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY: -----------
6.5. Przywiezione przedmioty - INNE:

Gdy nas wywozili mieliśmy dwie krowy, konia (to była kobyła), był również miesięczny źrebak. Ten źrebak w żaden sposób nie chciał wejść do wagonu. Gdy już wepchnęli go tam – od razu wyskakiwał. Żartowaliśmy, że źrebak nie chce jechać na zachód [Polski].

7. Które z nich zachowały się do dziś?:

[Co jeszcze się zachowało oprócz kufra?] To, co miała mama. Tam były jakieś kożuszki, inne rzeczy. Pamiętam, był nawet wianek ślubny. Takie, w większości, damskie rzeczy.

[Może pan podaruje ten wianek dla naszego muzeum?] Jego już tam na pewno nie ma. Pamiętam, że kiedyś był…

[Obrazy jakieś się zachowały?] W Dębowcu były te obrazy, ale teraz już ich nie ma, bo, mimo wszystko, czas robi swoje.

[W taki razie co się zachowało? Kufer jest u Romka, tak?] Kufer jest u Romka, tak. Prawdę mówiąc, nic więcej się nie zachowało.

8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?: ---------------
9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?:

Wszystkie ukraińskie książki, jakie mieliśmy. Tato nakupował tych książek, pamiętam, że była „Historia Ukrainy”. No więc wszystkie ukraińskie książki, jakie tylko mieliśmy, zakopaliśmy. Obawialiśmy się, że przyjdą do nas z rewizją, a za coś takiego można było trafić do obozu koncentracyjnego w Jaworznie.

Ojciec lubił majsterkować. Potrafił buty zrobić, buty robił dla siebie, dla nas, chłopców. Potrafił nawet wóz zrobić, koła do wozu, no, złota rączka. Wszystkie te rzeczy [narzędzia], stolarski, szewskie, które miał, wszystko to zakopał. Również młotki – nie młotki, to wszystko, co potrzebne było w gospodarstwie. Czy ktoś to potem znalazł – tego nie wiemy.

[Gdzie dokładnie to zakopał?] W ziemi, w piasku. Tam było tak… Koło drogi było trochę wilgotno, błoto było, ale tam wyżej, bliżej do lasu, ziemia była piaszczysta, w tym piasku wszystko zakopywał.

[W workach, skrzyniach? Wie pan?] Mogło coś być i w skrzyniach, o ile jednak robiło się to w tajemnicy… No bo nasz sąsiad… Po tej samej stronie mieszkał ojca brata syn, ale nie stryjeczny, od tego samego ojca, ale od innej matki (co prawda, to była siostra). Jego matka była Polką, gdy miał dziewięć lat, wówczas jego ojciec, Jan Orzechowski, zmarł. Wówczas matka spolszczyła go. Później wstąpił do tzw. milicji, do polskiej, w Radawie, był niebezpieczny, podglądał.

Jego szwagier, który ożenił się z jego siostrą, był Polakiem. Gdy w 1945 r. polskie bandy napadały na nasze wioski, z Wiązownicy, i milicja z Radawy, w tym czasie nasz ojciec siedział jeszcze w Jarosławiu w obozie. Wówczas mama z synami, z moimi braćmi zakopała… Był stóg, gdzie się siano trzymało. Tamci podglądnęli i gdy ta banda przyjechała, wówczas on pokazał, że tam coś zakopywali. Dlatego, gdy ojciec coś zakopywał, to tak dyskretnie, w nocy, nawet my nie mogliśmy o tym wiedzieć.

[Co zakopali w tym stogu?] Zboże. Były beczki, dosyć duże, wykopali głębokie doły, nasypali tam zboża i przykryli. To było wiosną, siano było już wybrane, nawrzucali tam gałęzi, żeby siano nie gniło, odrzucili te gałęzie, zakopali i przykryli, ale sąsiad podejrzał, że tam coś się robi, pokazał.

Gdy wróciliśmy z lasu, bo my chowaliśmy się w lesie – wszyscy Ukraińcy z przysiółka Cienkie… W lesie siedzieliśmy, od 14 do 17 kwietnia 1945 roku. No więc, gdy wróciliśmy, to w ziemi były tylko beczki, a zboża już w nich nie było. Zabrała banda z Wiązownicy. Potem, prawda, spaliło się… 17 kwietnia oddziały UPA zaatakowały Wiązownicę i spaliły 130 domów, zginęło wówczas 80, 90 – do 100 osób. Po tej akcji na Wiązownicę wróciliśmy [do domu]. Przygotowałem na ten temat oddzielny materiał.

[Napadli na Wiązownicę dlatego, że tam była polska banda?] Tak. To był po prostu rewanż, dlatego, że wcześniej oni napadali na ukraińskie wioski, na Maczugi, Buczynę, Lichacze, Wolę Mołodycką, Mołodycz, na Zastawne. UPA od północy, z Ziemi Lubaczowskiej… Przyszły oddziały i tak, mówiąc wprost, pędzili ich stamtąd. Milicja z Radawy uciekła do Wiązownicy. Byli pewni, że w Wiązownicy UPA ich nie dosięgnie, ale ci zaatakowali od Sanu, znienacka, i tam było…

Zginęło wówczas 8 upowców i (są różne dane) 87-130 Polaków. Spłonęło, mam takie materiały, 130 domów, podczas tej akcji. Po tej akcji od razu wróciliśmy do domu.

D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?:

Do miejscowości Dębowiec.

2. Co Państwu przydzielono?:

Z domem [w Dębowcu] sytuacja była następująca: obora była w dobrym stanie, tak samo stodoła, a budynek mieszkalny był w połowie rozwalony. Frontowa ściana była całkowicie zniszczona, w górnej też brakowało kawałka, cały róg zleciał, dach po prostu wisiał… No, metr na ziemią. Nie było na nim ani jednej dachówki – uległa zniszczeniu gdy zawaliła się ściana. Przyczyną był wybuch pocisku artyleryjskiego.

Co było robić ojcu? Stodoła – w dobrym stanie, obora – tak samo, domu nie ma, a ojciec, jak to ojciec, tam [na ziemi ojczystej] był dobrym gospodarzem, pomyślał więc, że dom można jakoś naprawić.

Po pewnym czasie ojciec zdobył gdzieś poniemiecki lewar i zaczął po trochu podnosić dach, trochę podniósł i stawiał podporę, jedną, drugą, bo od razu nie dało się tego podnieść, ile mógł lewar podciągnąć – 15-20 centymetrów. Było dwóch starszych ode mnie braci: ja jestem z 1933 roku, Teodor z 1931, a Piotr z 1929, oznacza to, że ojciec pomoc miał zapewnioną.

Podnosili, podnosili i w końcu podnieśli, tyle że cementu nie było, wapna nie było, dali więc tam drewniane słupy i obili je z obu stron deskami.

Od razu za lasem, kilometra nie było, była inna miejscowość. Niemiec miał tam pasiekę. Z myślą o zimie w stodole-oborze tak było zrobione… Deski z jednej strony, z drugiej, a między nimi trociny. Z tych desek i trocin ojciec postawił ścianę. I tak już zostało.

[Zabrał deski i trociny z innego domu.] Deski brało się wszędzie, gdzie tylko to było możliwe. Trzeba było szukać, gdyż w naszym gospodarstwie nie było, szukali wszędzie, gdzie się dało.

[Ile ziemi wam dali w Dębowcu?] Prawie 13 hektarów. Ale to nie była jakaś tam dobra łaska, dlatego że… Przyjechaliśmy tu – była kobyła i źrebię. Ojciec chciał zdążyć posiać jeszcze proso, gdyż po 20 czerwca niczego już się nie dało siać.

Ojciec zaprzągł kobyłę i krowę do pługa. Ziemia była tak bardzo sucha… Niesamowita glina tam była – pług w ogóle nie chciał jej brać. Mimo to jakoś zaorał kilkanaście arów, zasiał proso, tyle że z tego prosa nic nie wyszło, było sucho, nie chciało zejść i przepadło.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Przyjechaliśmy tam – dom rozwalony. Nie było nawet sensu tam wchodzić. Do kuchni można było wejść, ale nie było ściany, więc my, tak jak w drodze: mieliśmy metalowe trójnogi, na podwórzu rozpaliliśmy ognisko, i na tych trójnogach przez kilka dni gotowaliśmy jedzenie, dopóki nie zorganizowaliśmy kuchni.

Jakie było pierwsze zajęcie po przybyciu do Dębowca? To był czerwiec, i tam były niesamowite osty – nawet dwumetrowe. Były takie grube, że ojciec przygotował trzy kosy – dla siebie i dla dwóch moich starszych braci. Żeby jesienią móc zacząć orkę, najpierw trzeba było wykosić oset. Kosili ten oset, wypalali, dzięki temu jesienią można było przystąpić do prac polowych.

Własnego zboża nie mieliśmy, ale dawali na tzw. skrypt dłużny, potem trzeba było oddać.

Była niesamowita plaga myszy. Myszy, szczury bardzo wszystko niszczyły – wszędzie było ich pełno, nie specjalnie nawet bały się ludzi. Słoma, która została po Niemcach w stodole, była tak przetarta, że wyglądała jak sieczka.

Niemieckie koty wyginęły, swoich nie przywieźliśmy. No, naprawdę, to było fatalne. Taka sytuacja utrzymywała się przez dłuższy czas.

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

Prawdę mówiąc, odczuwaliśmy to stale. Gdy nas tu przywieźli, miejscowi byli nastawieni na to, że przywieźli bandytów. Bandyci, banderowcy, mordercy… Rzeczywiście, wykonano taką robotę propagandową, że czuliśmy się bardzo źle w tym środowisku.

W Dębowcu było nas prawie 30 ukraińskich rodzin. Byli Polacy z Wileńszczyzny. Ktoś był z centralnej Polski, no, może nie całkiem z centralnej, to była Łomża, czy Ostrołęka, a więc to nie byli ludzie z Polski centralnej, ale my ich nazywaliśmy centralakami. Większość z nich należała do ORMO. Mieli w domu broń.

Na ogół był to element prymitywny. Był w Dębowcu taki Sobieszczuk Edward (on już nie żyje). Był ormowcem. Pewnego razu mój najstarszy brat Piotr, młody kawaler, wiózł na rowerze dziewczynę. Ten mówi: „Stój!”, gdyż na ramie roweru nie można nikogo wieźć. Brat się zaśmiał, że niby kim ty jesteś, a ten strzelił raz pod rower, drugi raz. On naprawdę strzelał.

Pamiętam zabawę, no, zabawa to może za dużo powiedziane, taka tam potańcówka. Ktoś miał akordeon, zebrali się w czyimś domu i tańcowali. Ormowiec Sobieszczuk zarzucił karabin na plecy i tańczy, a karabin na pasku, siła odśrodkowa odrzuca go tak, że wszyscy musieli uciekać. To taki element prymitywny był, ale uzbrojony i niebezpieczny.

Sołtys, ten Przytuła Wojciech, który w 1946 r. zaprzęgał Niemców do pługa (brał 5-6 osób do pługa i orał nimi)… No więc, on, Przytuła Wojciech, współpracował z UB, dlatego on również był niebezpieczny i trzeba było się go bać.

Podobne sytuacje zdarzały się bardzo często. Idę sobie przez wieś (bo my mieszkaliśmy na kolonii, ale do wsi chodziłem często, bo przecież tam mieszkali chłopcy w moim wieku, wśród nich – Ukraińcy), i oto idzie sobie jakiś ubek, po cywilnemu, rzecz jasna, pyta mnie: Gdzie ty mieszkasz? A jak się nazywasz? Kto do was przychodzi? O czym rozmawiają? Takie różne pytania zadawał. Nie byłem na tyle głupi, żeby mu o tym opowiadać. Mówię: „Tak, przychodzą”. A po co przychodzą? „Widły pożyczyć, kosę, młotek, sąsiedzi przychodzą”. Tylko to?! „A po co więcej? Niczego więcej nam tam nie trzeba”.

No, ale nadszedł luty 1948 roku. Służba Bezpieczeństwa i milicja z Braniewa zorganizowały przeciwko Ukraińcom prowokację. Zaaresztowali wówczas 70 Ukraińców z Lelkowa i sąsiednich miejscowości, tu jak Sówki, Dębowiec, Krzekoty…

Zawieźli wszystkich do więzienia w Braniewie. Tam ich przesłuchiwali, mieli swoich fałszywych świadków. Wybrali 20 osób do dalszego śledztwa. Torturowali ich, bili, katowali.

Potem wywieźli ich do Olsztyna. Zostali skazani na kary więzienia od 10 do 15 lat – niewinni ludzie! Były to osoby pochodzące z Radawy, czyli z tej miejscowości, gdzie do szkoły chodziłem; z Cetuli, skąd pochodzi ten Polenik [Polenik Czesław, ankieta UA – 0216]. Tak więc skazali tych ludzi, choć byli niewinni, absolutnie. Przygotowałem na ten temat oddzielny materiał, jeśli będzie trzeba, to można skorzystać.

[Rozumiem. Proszę powiedzieć, za co ich skazali, formalnie?] To była po prostu prowokacja… Opowiadał mi o tym jeden pan, który w gminnej spółdzielni w Lelkowie był księgowym. Nazywał się Stefan Łukaszewicz. Prawdopodobnie był kiedyś w AK i żeby siebie zabezpieczyć – zapisał się do ORMO, to ORMO było więc taką zasłoną.

No więc, na początku lutego, kilka dni przed aresztowaniami, zwołali ormowców i powiedzieli im: „Masz za zadanie podrzucić karabin temu człowiekowi; a ty podrzucisz amunicję tej osobie; a ty z kolei – jeszcze innemu człowiekowi, itd.”. Ten Łukaszewicz podłożył pewnemu Ukraińcowi, który mieszkał w Lelkowie na kolonii. Nazywał się Aleksander Skuratko. Zadaniem Łukaszewicza było podłożyć mu karabin, następnie tamci mieli przeprowadzić rewizję, mieli znaleźć ten karabin i zaaresztować gospodarza. Piszę o tym w swoich wspomnieniach.

To było kilka lat temu… Ten Łukaszewicz miał tu przyjaciółkę, właściwie, to jego żona miała przyjaciółkę, w Lelkowie. Przyszedł do mnie do domu i wyznał, że to on podłożył karabin Aleksandrowi Skuratce. Jak więc widać, była to normalna, zorganizowana [przez władze], prowokacja.

[Polacy wyzywali pana różnymi słowami? Spotykał się pan z tym?] Tak, z czymś takim można było się spotkać wszędzie, nie było w tym niczego ciekawego.

[Jak się do pana zwracali?] Często po prostu wulgarnie, to się zdarza nawet obecnie, Przyjdzie taki pijak… Na przykład mój sąsiad, mieszka tu niedaleko, żonę zwyzywał od „Ukrainek” i różnych tam. No po prostu, napije się i… Co można zrobić? Iść do sądu? Sądzić się z durniem? Coś takiego zdarza się nagminnie, niektórzy mają to po prostu we krwi.

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

To już było w latach 1950. Cerkiew najpierw zaczęła funkcjonować w Pieniężnie… Tak, to było w Pieniężnie, w 1958 lub w 1959 roku. No, mówię, lata 1950…

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Nie mieliśmy dzieci.

[Gdzie się pan zapoznał z przyszłą małżonką?] W Lelkowie… Pierwsze spotkanie było w Pieniężnie podczas ukraińskiego koncertu. Dopiero co wróciłem z wojska i byłem na tym koncercie.

W Lelkowie, jako chłopak, miałem już przyjaciół, już przed wojskiem. Jednym z nich był Skuratko Jan. Na koncercie stałem pod ścianą, gdyż sala była zabita ludźmi. To było w 1957 r., jeszcze była zima. Stałem pod ścianą, gdyż miejsc [siedzących] praktycznie nie było, ale mój przyjaciel Jan Skuratko powiedział tej pani [pokazuje na małżonkę, która siedzi obok], żeby zawołała Andrzeja, niech sobie usiądzie.

[Małżonka pana Andrzeja Anna Orzechowska:] To dlatego, że było miejsce, powiedział: „Niech on przyjdzie i se usiądzie”. Podeszłam i mówię: „Który to jest Andrzej, bo nie wiem?”. Podeszłam tak od tyłu, pociągnęłam za kurtkę, mówię: „Proszę pana, idzie pan tutaj, siada, bo jest miejsce, pan Skuratko woła”.

Przyszedł i posadzili go akurat koło mnie. A to byli moi dobrzy koledzy, jeden i drugi. Jeden był już żonaty, a drugi był jeszcze kawalerem, ale razem siedzieli i ja usiadłam koło nich, bo to przecież ludzie z Lelkowa. I wtedy jakoś tak to się zaczęło.

[Andrzej Orzechowski:] Zacząłem pracować w Lelkowie w gminnej spółdzielni, a żona pracowała wówczas w mleczarni, tam był skup mleka. To było bliziutko, budynek od budynku dzieliło może 20 metrów, dlatego bardzo często się widywaliśmy. No, a dalej tak krok za krokiem…

Później żona, wówczas jeszcze panna, zaczęła pracować w olsztyńskim pekaesie [PKS – Państwowa Komunikacja Samochodowa]. Przyjeżdżała nawet do Głębocka, było połączenie autobusowe, i ja z nią tam się spotykałem. Po jakimś czasie powiedziałem sobie: „Dlaczego my musimy tyle jeździć, ona w Olsztynie, a ja tutaj?”. Nadeszła jesień, mówię, zima idzie… No i nie było wyjścia, trzeba było się żenić. Stało się to 23 listopada 1958 roku. I oto tutaj na zdjęciu jesteśmy we dwójkę, to nasze ślubne zdjęcie, jest ich więcej, rzecz jasna.

[Małżonka pana Andrzeja Anna Orzechowska:] Ale ślub braliśmy w kościele, w tym czasie tu nie było jeszcze cerkwi. Była cerkiew, ale aż koło Ełku, zdecydowaliśmy, że nie pojedziemy tam, wzięliśmy ślub w Miłakowie, tam, gdzie mieszkałam, tam wzięliśmy ślub.

[Andrzej Orzechowski:] Miałem wtedy taką pracę, że nie mogłem wyrwać się nawet na jeden dzień, żeby pojechać do Ełku, na to trzeba było dwa dni. Najważniejsze, że żyjemy długo i w zgodzie.

[Obydwoje:] I mamy dobre życie.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: brak danych
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: ----------------
7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ----------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: brak danych
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: ----------------
8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ----------------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?: ----------------
E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Nie.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):?

W naszej wsi nie było, ale już w pobliżu… To były nie tyle kryjówki, co upowskie magazyny żywnościowe.

Była kryjówka u mojej ciotki, Zaubidnej Ewy. Była przeznaczona nie tak dla powstańców, jak dla lekarza „Witra” (Mirona Sawczuka) i dla rannych. Nie jestem pewien, ale chyba nie była używana i nikt jej nie wyszpiegował.

Kryjówka znajdowała się w piwnicy. Tam było zamknięte pomieszczenie, piwnica była murowana, duża. Dowiedziałem się o tym wiele lat później, w tamtym czasie nikt o niej nie wiedział.

2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA:

W niektórych ankietach, jakie proponowałem do wypełnienia różnym studentom – ja im mówiłem w ten sposób: Mój stosunek do UPA jest taki sam, jak stosunek Polaków do AK. Każdy walczył o swoją ojczyznę. A że komuś się nie podoba to czy tamto – to rzecz zrozumiała.

Upowcy odwiedzali nasz dom. Gościli u nas często, gdyż po kwietniu 1945 roku na tym terenie dominowała UPA. To była Radawa, Mołodycz, dlatego upowcy często do nas zaglądali, trzeba było nakarmić itd.

3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

Na warcie nigdy nie stałem, ale pewnego razu miałem udać się do jednego domu i zanieść meldunek. W tym czasie wojsko przeprowadzało akcję. Wiedziałem gdzie znajduje się ta miejscowość, ale nie wiedziałem dokładnie gdzie jest ten dom. Odmówiłem, gdyż nie wiedziałem, gdzie konkretnie jest ten dom. Gdybym znał nazwisko gospodarza, to pewnie bym zaniósł. To było w 1946 roku.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

Nie, bo nie było komu. Bracia byli jeszcze za młodzi, żeby iść do UPA, ojciec miał na głowie gospodarstwo, musiał więc pracować.

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?: Nie.
5. Czy był Pan/Pani więziony?:

Ja nie – ojciec był.

Ojca zaaresztowali na początku lutego 1945 roku. W naszym domu pojawiło kilkunastu tzw. milicjantów. Jedni byli w mundurach wojska polskiego, inni po cywilnemu, mieli niejednakową broń. Zrobili rewizję w całym gospodarstwie, czegoś szukali, mówili, że broni, ale w rzeczywistości było tak, że wszystkie najlepsze rzeczy, jakie mieliśmy, odkładali na bok: nasze obuwie, ubrania, rzeczy wykorzystywane do prowadzenia gospodarstwa. No więc, odkładali, odkładali, a potem załadowali na furmankę. Najstarszy brat musiał to wszystko zawieźć na posterunek w Radawie. Słoninę znaleźli, mięso konserwowane (było zasolone w beczce) – wszystko to brat musiał zawieźć na posterunek w Radawie.

Stało się tak, że ojca wówczas zaaresztowali i zabrali na posterunek w Radawie. Tam ściągnęli z niego dobre buty, które sam sobie zrobił, w zamian dali jakieś buty bez podeszwy. Następnego dnia zawieźli go do Jarosławia do obozu. To był obóz z drewnianymi barakami, w których wcześniej obozowali tzw. junacy. Tam ojca trzymali od lutego do maja.

W maju przewieźli go do więzienia w Przemyślu. Z uwagi na to, że nie było dokumentu, w którym wskazana byłaby przyczyna zatrzymania, prokurator nie zdołał wyjaśnić dlaczego on siedzi. Mama zorganizowała świadków, dziesięciu Polaków podpisało się pod oświadczeniem o niewinności ojca, wówczas wypuścili go na wolność, co prawda, prokuratorowi trzeba było dać w łapę.

Napisałem o tym we wspomnieniach pt. „Obóz w Jarosławiu”. Napisałem po ukraińsku, będzie pan mógł zrobić sobie kopię.

F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

Niczego szczególnego u nas nie było. Pamiętam Boże Narodzenie. Ludzie przynosili słomę do domu i ścielili na podłodze. W kącie stał snop z owsa. Było tak, jak wszędzie. Wszyscy gotowali bożonarodzeniowe potrawy. Były gołąbki, pierogi, no, musiało być 12 dań.

Dla nas, chłopców, interesująca była ta słoma, bo tam można było się bawić. Następnego dnia trzeba było zbierać.

Rzecz jasna, byli też kolędnicy. Kolędować chodziły nie raz dzieci, ale przede wszystkim kolędowali dorośli.

Tu, w Lelkowie, też tak robimy, tyle, że teraz nie ma już dorosłych kolędników. Są ukraińskie dzieci, które uczą się języka ukraińskiego, tu w Lelkowie, i one… Siostra [zakonna] to organizuje, chodzi z nimi do każdego ukraińskiego domu, przychodzą, kolędują. Ta tradycja jest żywa, ale nie dzięki dorosłym, a dzięki dzieciom, w ten sposób jest wciąż z nami.

Tradycji trzyma się również moja żona, czyli tych 12 potraw świątecznych. One muszą być.

Mamy cerkiew w Lelkowie. Ogólnie biorąc – wszystko u nas w porządku.

[Proszę opowiedzieć w co się pan bawił z chłopakami w tamtych czasach?] Na pastwisku bawiliśmy się w dwa ognie, to mieliśmy też w szkole, i we wsi (ale latem). Gdy się pasło krowy, wówczas „zaganialiśmy świnię”, trzeba było wykopać parę dołków, takie to było… Oprócz tego na trawie robiliśmy warcaby z patyczków. To takie prymitywne, ale niczego innego nie było, trzeba było samemu wymyślać.

[A tę świnię to jak zaganialiście?] W środku był jeden większy dołek, dokoła były mniejsze, każdy odbijał od siebie, żaby zagonić do tego większego dołka. To było takie prymitywne, ale ciekawe dla nas.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

Początkowo – nie, ale gdzieś na początku lat 1960 zaczęliśmy odwiedzać. Potem, gdy rodzice żony wyjechali do Przemyśla, to jeździliśmy do nich co roku. Przy okazji zajeżdżaliśmy do mojej miejscowości, również na cmentarz w Mołodyczu. Tam jest pochowana moja rodzona siostra Hania, która żyła tylko rok, urodziła się w 1944 roku, a umarła w 1945, miała równo rok, gdy umarła.

Sytuacja była taka, że lekarzy wówczas u nas nie było. Był ten upowski lekarz „Witer”, ale nie zawsze osiągalny, gdyż przebywał to tu, to tam, a do Jarosławia, do Sieniawy zdecydowanie nie mieliśmy dostępu, no po prostu – Ukrainiec nie mógł się tam pokazywać. Obawiali się, że ich mogą rozpoznać Polacy, którzy uciekli do Jarosławia, do Wiązownicy, oni mogli skrzywdzić.

Tak więc ludzie do Jarosławia nie chodzili. Po sól, naftę chodzili do takiego miasteczka Oleszyce na Ziemi Lubaczowskiej, a do Jarosławia nie chodzili. Lekarza nie było, nie było leków, nie było opieki, i Hania umarła. Pochowali ją na cmentarzu w Mołodyczu. Tam jest pochowany również mój dziadek, jeden i drugi. Ten, co poległ, co go zabili w 1915 roku, jak również ten dziadek, który był ojcem mamy – Włoch Stefan. I my na ten cmentarz chodziliśmy.

Gdy przestałem zajmować się budową cerkwi w Lelkowie, wówczas przystąpiłem do porządkowania cmentarza w Mołodyczu. Cmentarz w Mołodyczu nie należał do naszej gromady, to sąsiednia gromada, ale tam była cerkiew, tam był nasz cmentarz parafialny.

Zacząłem odnawiać ten cmentarz. Najpierw trzeba było uzyskać zgodę od gminy w Wiązownicy. Za pierwszym razem nam odmówili, za drugim - zezwolili. Uporządkowaliśmy ten cmentarz, ogrodziliśmy, postawiliśmy pomnik cywilnym ofiarom terroru z tamtego okresu, również upowcom, którzy polegli na tym terenie i tam zostali pochowani. Na zbiorowej mogile również jest nagrobek. Mam zdjęcie tych nagrobków, można będzie obejrzeć.

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Byli tacy, co pojechali dobrowolnie. Z naszego przysiółka nikt nie pojechał, ale z Radawy dwie rodziny pojechały dobrowolnie. A na ogół… Ludzie byli przywiązani do ziemi, do swego terenu, bo jechać w nieznane to… Z innych miejscowości wyjeżdżali, z Cetuli wyjeżdżali, ale to już pod naciskiem ze strony wojska [polskiego]. Z naszego terenu dobrowolnie nikt nie wyjechał.

Mój stryjek, Jurek Orzechowski, który mieszkał w Chmielku powiat Biłgoraj… Tam przeprowadzano zakrojone na szeroką skalę akcje przeciwko Ukraińcom, i w 1945 roku, na początku, 6 kwietnia, dobrowolnie pojechał do Ukrainy, do obwodu donieckiego, potem przeniósł się dalej na zachód, gdyż panował tam wielki głód. Jechali, żeby tylko jak najdalej na zachód, w końcu osiedlili się w Mirogoszczy koło Dubna w obwodzie rówieńskim. To duża miejscowość, 8 kilometrów na wschód od Dubna.

4. Co w życiu było najważniejsze?:

Cerkiew była ważna, bardzo ważna.

Jeśli chodzi o świadomość narodową, to ona na pewno była. Niezgoda [z Polakami] – bywała. Pamiętam dzieci, które śpiewały przeciwko Ukraińcom, a ukraińskie dzieci śpiewały przeciwko Polakom. Były takie tarcia.

[Może pamięta pan, co te dzieci śpiewały?] Polacy śpiewali tak: „Tam góra, tu dolina, w dupie będzie Ukraina”. A my mieliśmy swoje piosenki, ale już nie pamiętam…

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Akcja „Wisła”, to była sprawa czysto polityczna. Stawką nie było zniszczenie UPA, chodziło o to, żeby zasiedlić poniemieckie ziemie, a z nas, mówiąc wprost, zrobić Polaków. To był zasadniczy cel polityki ówczesnych władz. I nie mogło o nic innego chodzić. Na Białostocczyźnie również działały silne oddziały partyzanckie, na Kielecczyźnie również były, czytałem o tym, ale tam ludzi nie wywozili. Wywieźli tylko nas, żeby spolonizować, i o to im chodziło. To był, mówiąc krótko, zasadniczy cel.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje:

[Czy pomysłodawcy akcji „Wisła” osiągnęli zamierzony cel?] Niestety, trzeba przyznać, że w znacznym stopniu tak. To dlatego, że w naszych wioskach Ukraińcy mieszkali zwarcie, tam w Zakerzońskim Kraju było całkiem inne życie. W wyniku akcji „Wisła” nas tak bardzo rozproszyli, że bliscy sąsiedzi, ludzie powiązani więzami rodzinnymi, zostali rozdzieleni po różnych miejscowościach, po różnych województwach, a nawet na obszarze całej zachodniej i północnej Polski.

Tam, gdzie było więcej Ukraińców, na przykład w strefie przygranicznej, tu na północy przy granicy z byłym Związkiem Radzieckim… Polacy osiedlali się tam niechętnie, gdyż było daleko do miast, bardzo aktywny był WOP, wopiści prześladowali ludzi, również Ukraińców. Tereny te nie były dla Polaków atrakcyjne.

Polacy z Polski centralnej, ci, jak to się mówi, zza Buga, oni osiedlali się w pobliżu miast – Braniewa, Olsztyna, Ornety. Dlatego im dalej na północ, tym mniej było Polaków i więcej Ukraińców. Były takie miejscowości, np. Pęciszewo, gdzie mieszkali wyłącznie Ukraińcy; Jarzeń, tam były tylko dwie niemieckie rodziny i jedna polska. W takich miejscowościach Ukraińcy trzymają się do dziś, co prawda, jest ich mniej, gdyż starsi umierają, a młodzież wyjeżdża. W Jarzeniu, w Pęciszewie Ukraińcy rzeczywiście się trzymają. Mówimy tu nie tylko o Jarzeniu, ale i o Głębocku, Lelkowie.

Im dalej na południe, w stronę Olsztyna, tym mniej Ukraińców. Tam, gdzie było mało Ukraińców, gdzie osiedlili ich wśród Polaków po 2-3 rodziny, gdzie nie pojawiły się cerkwie (chodzili więc do kościoła), tam ci Ukraińcy ulegli asymilacji, część nie przyznawała się do swego pochodzenia. Asymilacja naprawdę idzie wielkimi krokami.

Gdybyśmy mieszkali zwarcie, tak jak kiedyś, może nawet biedniej… Bo niektórzy mówią: „Przesiedlili was, dali murowane budynki”… To jest w ogóle nieprawda, nam nie o bogactwo chodzi, o jakieś majątki, o domy murowane – stare, przegniłe, z niesłychaną wilgocią, przez co ludzie zapadają na różne choroby reumatyczne. U nas życie było zdrowsze, i ludzie żyli o wiele dłużej. To bogactwo w ogóle nie jest nam potrzebne. Chodzi o to, żebyśmy żyli i czuli się sobą, żebyśmy razem mieszkali, jak kiedyś.

Gdybyśmy mieszkali razem, jak kiedyś, to nie mielibyśmy żadnych problemów z wyborami do parlamentu, z wyborami do samorządów, wszystko byłoby inaczej. Ale nas rozproszyli i ta asymilacja nabiera tempa, młodzi zaprzyjaźnią się z Polakami i dzieci już nie są Ukraińcami. Rzadko się zdarza (w Lelkowie są takie 2-3 rodziny), że mieszane małżeństwo chodzi do cerkwi, kultywuje nasze tradycje. To są wyjątki.

Na pewno akcja „Wisła” w znacznym stopniu osiągnęła zamierzony cel, bardzo przykro, że tak się stało. Akcja „Wisła” bardzo, ale to bardzo nas skrzywdziła i musimy o tym pamiętać, trzeba każdemu o tym mówić, na wszystkie strony trąbić, żeby każdy usłyszał, że ona nie była dobrodziejstwem, że była wielką krzywdą i niczym więcej.

Zapis następnym pokoleniom Ukraińców

Przede wszystkim muszą pamiętać, że są Ukraińcami, mają kultywować swoje tradycje, miłość do Ukrainy. To oczywiste, szanować trzeba wszystkich, bez względu na narodowość, ale miłość do swego jest najważniejszą sprawą każdego Ukraińca.

Ankietę nagrał, przetłumaczył na polski Roman Kryk. Ostatnia redakcja Romana Kryka. 16.12.2021




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 02.12.2011 2. Номер анкети: 0214
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Ожеховський Андрій, с. Іллі та Анастасії з д. Влох

Лельково, повіт Бранєво, воєводство Вармінсько-мазурське
Polska - Польща
4. Дата народження: 01.07.1933 5. Місце народження: Радава [Зарадава], повіт Ярослав, воєводство Ряшів.
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Радава [Зарадава], повіт Ярослав, воєводство Ряшів.
1.2. Місце проживання до переселення:

Я про це все написав у своєму спогаді про акцію “Вісла” і про Зарадаву.

Наша громада в Зарадаві складалася із 10 присілків. Насправді, не було місцевості Зарадава. Назва Зарадава взялася з того, що ця громада, ці присілки були розташовані на північ від Радави.

Радава, то було село таке достатньо велике, то був осередок ґмінний [районний], адміністративний і господарський. За Радавою, власне, були отих 10 присілків, яким дали назву Зарадава.

Мій присілок був розташований від Радави на відстані лише одного кілометра. До Радави я ходив до школи.

До Зарадави входили ще такі присілки як Бали, звідки моя мама походила (то також Зарадава); були ще Заставні, були Смереки, Гулі, Рудики, Копань. Всіх присілків було 10, більших і менших, вони складали Зарадаву.

Я їх всіх дуже добре пам’ятав, бо тоді, коли нас вивозили, мені було 14 років. Але, поки виїхав, я облетів майже всі присілки і всі місцевості, бо я був таким хлопцем, просто кажучи, який не любив на місці сидіти. Я мусив з хлопцями всі навколишні села пізнати, на 5 і більше кілометрів, на 8 навіть. Ті всі місцевості я дуже добре запам’ятав.

2. Вік на момент переселення: 14 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

Батько Ілля; мати Анастасія; старший брат Петро; старший брат Теодор, молодший брат Ромко; я, Андрій.

5. Скільки осіб лишилося: 0
6. Скільки осіб переселено: 6
7. Скільки осіб пропало безвісти: 0
8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

Громада Зарадава нараховувала майже одну тисячу людей, але абсолютна більшість, то були українці. Були такі місцевості, де були лише українці, або змішані родини. В моєму присілку Цєньки були чисті дві польські родини, одна була спольщена і дві були змішані, а інші були українські, всіх хат було 28.

Був один жид. Забув його прізвище, і ніхто не може мені підказати. Був Абрум із сином Мошком. То була одна родина. Ця родина жидівська ще до Першої світової війни була в Америці на заробітках, вони купили собі господарство там на нашому присілку.

При тому жидівка з цієї хати була доброю кравчинею, вона шила для місцевих людей. Пам’ятаю, що мені також вона шила деякі речі.

9. Стан відносин з ними:

Якщо ідеться про жидів, то жиди не раз мали зауваження, бо хлопці, як то хлопці, не раз хтось там навздогін жидові щось крикнув, але то так не дуже образливо, при чому це стосувалося дітей. Натомість старші жили в злагоді.

[А що, для прикладу, кричали діти?] А ти жиде, щось там такого, що він з пейсами не раз, щось таке, але то були просто діти.

[Ваші жиди з пейсами були.] Так, з пейсами були.

Якщо ідеться про поляків, то тут було наступне. Солтисом був Стефан Кубашек — українець. Взяв собі жінку польку і перейшов на польське. Він не вмів ні читати, ні писати, але з уваги на те, що перейшов на польське, а дружина була полькою, вміла писати — зробили його солтисом громади Зарадава. То було щось надзвичайне, щось, що мало коли трапляється, щоб бути солтисом і при тому не вміти писати. Просто кажучи, це йому була така нагорода за те, що перейшов на польське.

Друга родина жила недалеко, через одну хату, була змішана: господар був поляк — Марек Петро, а жінка - Анастасія Пискір. І коли була парцеляція, може не парцеляція, але коли продавали так зване скарбове [казенне]… Продавали ліс, який був не дуже цікавий. Батько, незалежно від того, що мав 18 морґів поля, тобто приблизно 10 гектарів, хотів купити від держави, але з уваги на те, що був українцем, купити не зміг. Міг купити тільки поляк, або хтось із змішаної родини. І ті згадані дві родини, Кубашек і Марек, купили ліс, скільки там морґів було.

Правду кажучи, через це почалася незгода, тому, що була дискримінація.

Листоноша був поляком. Хата бідненька, не мав ні обори, ні стодоли, така бідненька хата, але листоношею міг бути тільки поляк.

На жодну державну роботу взяти українця не могли.

Були і інші проблеми, які викликали незгоду між поляками і українцями. Було те, що дітям, які хотіли виїхати закордон на заробітки — їм не дозволяли. Бувало так, що з українських (суто українських родин), де було багато дітей, несли дітей хрестити до костела, давали їм польські імена, щоб в метриці було, що то є римо-католик, щоб згодом він мав можливість виїхати. Но, але вони не встигли виїхати. Коли була акція “Вісла”, то всі вони разом з нами приїхали. Так воно й залишилося.

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Ми мали так... Хата була… Коли була Перша світова війна… Наша місцевість була розташована над Любачівкою і над річкою Старич. По одній стороні були росіяни, по іншій — війська австрійські. Тоді нашу місцевість спалили.

Після закінчення Першої світової війни батько мав тоді, но... То було 13 років після закінчення війни. Побудував хату, обору і стодолу. Проте, батько конче хотів мати хату муровану. Була така цегельня в Шівську [Szówsko] біля Ярослава, він до тої цегельні їздив і цеглу звозив.

Назвозив цегли на хату, але прийшла війна і не встиг побудувати. Таким чином, була хата, стодола і обора — дерев’яні. Ми то залишили під час акції “Вісла”. Цегла також залишилася, опісля поляки забрали для своїх потреб.

[А скільки землі було у батьків?] 18 морґів, то приблизно 10 гектарів. То досить багато як для тодішніх умов.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли? 08 червня 1947 року. 2. Коли Вас привезли?

Приблизно 21.06.1947 року. Загалом вийшло так, що ми були два тижні в дорозі.

3.1. Маршрут переїзду: Зарадава — Ґродзіск-Дольни — Розвадів — Люблін — Остроленка — Малкіня — Щитно — Ольштин — Орнета – Дембовець
3.2. Маршрут переїзду:

[Нас вивезли] 08 червня 1947 року. Погода, загалом, була гарна. То було в неділю. Приїхало польське військо до Радави. Зігнали голів господарств, прочитали список тих, хто повинен виїхати. Дали дві години, після того треба було прибути на площу біля млина. В Радаві був млин, тартак. Площа була досить велика, на цю площу повинні були прибути всі українці з Цєнків, з Балів (два кілометри ще було до Цєнків, вцілому то вони мали три кілометри). Протягом двох годин люди з Цєнків і Балів мусили ставитися на площі в Радаві.

Ми переночували одну ніч в Радаві. До хати було недалеко, можна було навіть її бачити, проте треба було спати під відкритим небом. Братові Ромкові було 9 місяців, але йому також довелося спати в Радаві під відкритим небом.

Наступного дня, тобто 9 червня, казали нам їхати в напрямку Нелипкович, це прямо над річкою Сян.

Заїхали ми до Нелипкович. Там, знову ж таки, було пасовище достатньо велике. На тому пасовищі зібралося вже більше людей, також з інших сіл, з Радави, а також з тих всіх інших найбільших місцевостей.

Там ми знову переночували, але в Нелипковичах було гірше, тому, що стало холодніше, почав падати дощ, а не було де заховатися, правда, була там над ровом, де-не-де, верба… Вони нам нічого не давали… Там ми одну ніч переночували.

10 червня сформували колону на трасі Ярослав-Синява. Ми прибули до Синяви. То таке містечко, тепер нараховує можливо 2.5 тис. мешканців. Там був великий мур, достатньо високий, була площа. За тим муром нас тримали ще одну добу.

Коли назбиралося вже багато людей, но, дуже багато, тоді сформували колону, достатньо довгу — не було видно ні початку, ні кінця. Тоді через [річку] Сян, через [річку] Вислок ми подалися до Ґродзіска-Дольного. Там не було залізничного вокзалу, там було тільки звичайне пасовище.

В Ґродзіску-Дольному стояли ми ще декілька днів, поки подали вагони. То було дуже велике село, нараховувало більше 900 дворів. Пасовище було велике, проте вже до нашого прибуття там утримували переселенців, які мали худобу, коней, відтак трава була настільки виголена, що не було можливості попасти корів, коней. Не було води. За водою треба було ходити добрий кілометр, там було декілька хат, називали ті хатки халупками (то так польською було). Туди ми ходили за водою.

Зайшли за тією водою, хлопці, я, старший брат, а там нам говорять: „Dobrze, że was wywożą, dobrze, bo wyście mordowali, języki obcinaliście Polakom, uszy obcinaliście, mordowaliście” [Дуже добре, що вас вивозять, дуже добре, тому, що ви мордували, язики відрізали полякам, вуха відрізали, ви мордували]. А ми, хлопці, що ми могли про це знати?! Про щось таке ми вперше почули. Однак вода нам була потрібна, тому ми мусили вислуховувати ті всі нюанси проти нас, щоб корові та коням занести воду.

У вагоні нас було 27 осіб. В одному вагоні. То був такий вагон для транспортування худоби. Там були чотири родини. Нас було семеро. Але була родина Пискорів, то там було 9 осіб. Кожен мав свій куток у вагоні.

Для возів, інших речей, були платформи. Для коней, корів, знову ж таки, в хвостовій частині транспорту були окремі вагони. Мій старший брат Петро постійно перебував з кіньми, оскільки були випадки, що коней викрадали. Відтак брат Петро був біля коней і пильнував там.

Пройшов тиждень з тієї хвилини, коли нас видворили з хати. Тоді подали вагони і ми поїхали на північ.

[Коли ви перебували на тих площах, то ви спали під возом (саме ви), чи... Де ви спали?] Де хто міг. Як правило, на траві, оскільки на возі не було достатньо місця. На возах розміщені були всі ті речі, які люди забрали з дому. Де хто міг — там мучився. Іншого виходу не було, адже там не було ні сіна, ні соломи, щоб на цьому спати.

[Скажіть, а у вагоні де ви спали, де було ваше місце?] Просто на підлозі. [Була якась солома?] Соломи не було. [Прямо на дошках?] На дошках. [А що ви під голову клали?] Хто що мав. Якийсь кожушок, якусь куртку, якусь блузу. Я тоді мав ще таку проблему: я захворів малярією, мені було то холодно, то жарко.

Коли ми їхали тоді на т.зв. захід, тобто сюди на Ольштинщину [м. Ольштин], то я записував всі станції, через які ми їхали. Там був Розвадів, Люблін, далі Остроленка, Малкіня, Щитно, також Ольштин, ну й нарешті привезли нас до Орнети. То десь було вже 21 червня 1947 року. Загалом вийшло так, що ми були два тижні в дорозі.

Були ревізії, їх проводили в Ґродзіску-Дольним. З тої мішаної родини, де солтисом був Кубашек... Його син повернувся із Швейцарії, з жінкою швейцаркою, і з хлопцем, з Гельмутом. Він мав якісь газети швейцарські. Коли військо проводило ревізію — знайшли цю газету. Тоді його арештували і запроторили до Явожна [до концтабору для українців], того Кубашека Андрія.

[Розкажіть трохи про те, як ви приїхали до Орнети, як там все відбувалося?] Я ще скажу про те, як ми їхали… Правдоподібно в дорозі давали їсти. В Ґродзіску, можливо, один раз давали якийсь суп, один раз за кілька днів. Більше нічого не було. В дорозі нічого не було.

Були коні, корови. Їхали ми один тиждень. Треба було годувати корів і коней. Бувало так, що поїзд їхав, а тоді зупинився десь в полі, в чистому полі. Ніхто не знав як довго він стоятиме. Мужчини брали коси, серпи, йшли в поле, жали конюшину, траву, щоб було для корів і коней.

Одного разу Петро, найстарший брат, який був прив’язаний до коней (бо була кобила і лоша), вискочив, щоб накосити трави, а поїзд рушив, тоді він кинув косу, кинув те, що накосив і за поїздом біг довший час, поки поїзд добре не рушив. Якось встиг зачепитися за щось там на вагоні і таки добрався на місце.

Бувало й так, що хтось захворів в дорозі. Пам’ятаю, такий Форналь, тут з Дембовця, Михайло… Так його забрали до лікарні, в Любліні лишився. Після певного часу його довезли, у них була адреса.

Ну, а тут в Орнеті… Ми приїхали... Міст на річці Валша був зірваний під час війни, тому поїзд з Ольштина прибував лише до Орнети, чи до Бранєва, але то уже туди через Боґачево.

В Орнеті ми чекали два дні. Прямо на залізничній станції. Я там лазив, тепер там є завод болтів чи чогось такого, там просто все знищене таке було. Отже, два дні ми чекали, а тоді ПУР [державна установа з питань репатріації] дав листочок і вказали напрямок, куди нам треба їхати. Виходило — з Орнети на північ.

Ми тоді завантажили речі на свій віз. Нам вказали напрямок, дали адресу. То був Дембовець, німецькою – Айхгойзель [Eichhäusel]. Ми їхали цілий день. Ніякої допомоги в транспортуванні не було – так було в Ґродзіску, і так само було тут, [їхали] своїм конем.

[Ви одні їхали, чи в групі з іншими?] Такого вже не було, бо в Орнеті всіх розподілили — туди до села, сюди до села. З нашої місцевості, з присілка Цєнкі, декілька родин спрямували до Дембовця, декілька родин до Пйотровца в ґміні Пєнєнжно. Насправді, кожен їхав окремо, груп не було.

Прибули ми під Пєнєнжно, перше, що помітили — вежу костела в Пєнєнжні. Тоді Пєнєнжно ще не було навіть Пєнєнжном, було Велно, Пєнєнжном воно стало через певний час. Ми об’їхали Пєнєнжно, бо там була об’їзна дорога, прибули до Дембовця.

Коли ми опинилися на початку села, батько пішов запитати де солтис, а солтис був недалеко від тої дороги. Звали його Пшитула, в німецький період він був робітником, там в Дембовцю. Залишився і став солтисом. І знову ж, показав нам в якому напрямку їхати. Від тої дороги до нашої хати, яку нам приділили, було майже два кілометри. То була так звана колонія. Коли Гітлер проводив парцеляцію більших фільварків, тоді він побудував хати біля дороги, ліворуч, праворуч, отак кожні кількадесят метрів. Ми там на тій колонії отримали хату.

4. Чи Ви знали куди їдете?

Ні. Ми знали, що їдемо на північ. Знали, що їдемо на понімецькі землі, але куди конкретно — зовсім не знали.

В школі я трохи цікавився географією, мав невелику польську карту. Коли ми їхали на північ, тоді я подивився на карту: там Біскупєц є, Бартошиці. Так собі подумав: цікаво до якої місцевості нас закинуть? Те, що ми їдемо на північ — ми розуміли, що то буде Східна Пруссія — ми зрозуміли [в дорозі], і от там є ті місцевості.

[Вам хтось сказав, що їдете на північ?] Ні, просто такий був маршрут поїзду. Адже був Розвадів, Люблін, а коли б ми їхали на захід, то мав би бути чи то Вроцлав, чи інше.

5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони?

Від нас ніхто [не повернувся].

6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:

Образи ми забрали, але не всі, бо у нас в хаті було багато образів, деякі образи залишилися.

6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?:

[Коли вас зібрали вперше, там в Радаві, то вас додому вже не відпустили?] Було так, що батько один раз повернувся на возі і завантажив його другий раз, взяв те, що там ще можна було забрати. Між іншими забрав колиску для Ромка, бо Ромкові було тоді 9 місяців, а в нас була така традиція, що в колисках дітей бавили.

Коли в Радаві вантажили на вози, щоб ми їхали до другого збірного пункту, тоді військові сказали, щоб колиску викинути. Сказали: беріть плуги, борони, будете там цілину ліквідувати, а не дітьми займатися. І вона там залишилася. Те, що другий раз батько привіз, воно майже все залишилося місцевим [полякам].

Коли батько поїхав вдруге, щоб ще забрати якісь речі, тоді сусід-поляк вже виносив з нашого господарства те, що там ще було. А те, що батько забрав додатково тоді, воно й так остаточно залишилося в Радаві.

Забрали якусь перину, якесь взуття, був одяг, адже семеро людей. Треба було забрати якесь зерно, чи картоплі трошки, навіть проса трохи, пам’ятаю, батько забрав. Брали те, що було необхідне для харчування на короткий час.

Була скриня. То було мамине вяно (як в нас називали) [придане]. Те вяно мама привезла. Тепер Ромко живе в Лелькові, там де жили батьки, вони вже померли, отже, ця скриня ще є.

6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?: -----------
6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?: -----------
6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?:

Коли нас вивозили, у нас були дві корови, один кінь (то була кобила), було також лоша, якому було місяць, може півтори місяця. То лоша ніяк не хотіло зайти у вагон. Як тільки його туди запхали — вже воно вискочило. Ми жартували, що воно не хоче їхати на захід [Польщі].

7. Які з них збереглися?

[Що ще збереглося, окрім скрині?] Те, що мама мала. То були якісь кожушки, інші речі. Пам’ятаю, був навіть вінчальний вінець. Там такі, переважно, жіночі речі були.

[Може ви цей вінець подаруєте нашому музеєві?] Його там напевно вже нема. Пам’ятаю, колись був…

[Образи якісь збереглися?] В Дембовцю ці образи були, але тепер їх вже нема, бо, однак, час своє робить.

[Тоді що збереглося? Скриня є в Ромка, так?] Скриня в Ромка, так. Правду кажучи, більше нічого не збереглося.

8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею? ------------------
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли?

Всі книжки українські, які були... Бо тато накупував книжок, пам’ятаю, була “Історія України”. Отже, всі книжки, які були, українські, ми їх закопали. Ми передбачали, що в нас будуть робити обшук, а за таке щось можна було попасти до концтабору в Явожні.

Батько любив майструвати. Батько вмів чоботи зробити, взуття робив для себе, для нас, хлопців. Він міг навіть воза зробити, колеса для воза, но, він майстрував. Ті всі речі [інструменти], столярські, шевські, які були, то все він закопав. Також молотки – не молотки, то все, що потрібне в господарстві. Чи потім хтось це знайшов — того ми не знаємо.

[Де саме він це закопав?] В землі, в піску. Там було так… Біля дороги було трохи мокро, болото було, а туди вище, ближче лісу, була піщана земля, в цьому піску батько все закопував.

[В мішку, в скринях? Знаєте? ] Могло щось бути і в скринях, оскільки однак це було зроблено в таємниці... Бо сусід наш... По один бік жив батька брата син, але не двоюрідний, від того самого батька, але від іншої мами (правда, то була сестра). Мати його була полькою, і коли йому було дев’ять років, тоді його батько, Іван Ожеховський, помер. Тоді мати ополячила його. Потім він подався до т. зв. міліції, до польської, в Радаві, він був небезпечний, він підглядав.

Його швагер, який оженився з його сестрою, був поляком. Коли в 1945 році польські банди нападали на наші села, з В’язівниці і міліція з Радави, в той час наш батько сидів ще в Ярославі в таборі. Тоді мама з хлопцями, з братами закопали... Оборіг такий був для сіна. Вони це підглянули, і коли ця банда приїхала, тоді він показав, що там було щось закопане. Тому, коли батько щось закопував, то так дискретно, вночі, навіть ми не могли про це знати.

[А що закопали в тому оборогові?] Зерно. Були такі бочки, достатньо великі, викопали глибокі ями, насипали туди зерна і закрили. А то була весна, сіно було вже вибране, галуззя туди накидали, так, щоб сіно не гнило, а потім те галуззя відкинули, тоді закопали і накрили, проте сусід підглянув, що там щось робиться, показав.

Коли ми приїхали з лісу, бо ми повтікали до лісу — всі українці з присілка Цєнкі… В лісі ми сиділи, то було від 14 до 17 квітня 1945 року. Отже, коли ми повернулися, то лише бочки були в землі, а зерна у них вже не було. Забрала ця банда з В’язівниці. Потім, правда, згоріло… Бо 17 квітня загони УПА наскочили на В’язівницю і спалили там 130 хат, загинуло тоді 80, 90 — до 100 осіб. Після цієї акції на В’язівницю ми повернулися [до села]. Я маю [підготовлений] окремий матеріал на цю тему.

[Вони напали на В’язівницю тому, що там була банда польська?] Так. Це просто був реванш, тому, що вони раніше нападали на українські села, на Мачуги, Бучину, Лихачі, Волю-Молодицьку, Молодич, на Заставні. Потім УПА від півночі, з Любачівщини… Прийшли загони і так, просто кажучи, гнали їх звідтам. Міліція з Радави втекла до В’язівниці. Вони були упевнені, що у В’язівниці УПА їх не дістане, тимчасом ті зайшли від річки Сян, зненацька, і там було...

Тоді загинуло 8 упівців і — по-різному подають, 87-130 поляків. Згоріло, я маю такі матеріали, 130 хат згоріло тоді, під час цієї акції. Після цієї акції ми відразу повернулися додому.

Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили?

До села Дембовець.

2. Які умови Вам надали?

Хата [в Дембовцю] була така: обора була в доброму стані, так само стодола, а хата була наполовину розвалена. Фронтова стіна була повністю знищена, і верхньої шматок не було, цілий ріг облетів, дах висів так... Но, був на відстані одного метра від землі. Черепиці на ньому не було ні однієї — вона облетіла, коли падала стіна. Це сталося внаслідок гарматного пострілу.

Що батькові було робити? Стодола — добра, обора — добра, хати нема, а батько, як то батько, там [на рідних землях] був господарем добрим, відтак подумав, що хату зможе якось полагодити.

Через певний час батько знайшов понімецький лівар [підіймач] і став поступово підносити дах, трохи підніс, а тоді ставив опори, одну, другу, адже відразу неможливо було піднести, підіймач скільки міг піднести – 15-20 сантиметрів. Було двох старших від мене братів: я є з 1933 року, Теодор з 1931, а Петро з 1929 року, це означає, що допомога батькові була.

Підносили і нарешті піднесли, тільки от — цементу не було, вапна не було, відтак поставили дерев’яні стовпи, а тоді туди дошки — з цієї та з тої сторони.

Зразу через ліс, менше кілометра, було інше село. Там німець мав пасіку. На зиму в частині стодоли-обори таке було... Дошки з однієї сторони, з другої, а поміж ними трачиння. З тих дошок і трачиння батько зробив стіну. І так залишилося.

[Забрав дошки та трачиння з іншого дому.] Дошки брали, де тільки було можливо. Доводилося шукати, оскільки в нашому господарстві не було, шукали всюди, де тільки було можливо.

[Скільки землі вам дали в тому Дембовцю?] Майже 13 гектарів. Але то не була якась там добра ласка, тому що... Ми сюди приїхали — була кобила і лоша. Тато хотів ще встигнути посіяти просо, адже після 20 червня вже не було можливості що-небудь сіяти чи садити.

Батько запряг кобилу і одну корову до плуга. Земля була настільки суха... Небувала глина там була — плуг не міг її зачепити взагалі. І все ж — якось він заорав кільканадцять арів [соток], посіяв просо, але з того проса нічого не вийшло, оскільки було сухо, не сходило і воно пропало.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці?

Ми приїхали туди — хата розвалена. Заходити туди не було смислу. До кухні можна було зайти, але стіна була розвалена, то ми так, як в дорозі: були такі металеві триніжки, на подвір’ї розпалили вогнище, і на тих триніжках декілька днів варили їсти, поки ми не організували кухню.

Перша робота, яка появилася, коли нас поселили в Дембовцю… То був червень, і там був неможливий чортополох — до двох метрів виріс. Був настільки товстий, що батько приготував три коси — для себе і для двох моїх старших братів. Щоб приступити до орання осінню, спершу треба було викосити чортополох. І вони косили той чортополох, випалювали, відтак пізніше могли приступити до осінніх робіт.

Власного зерна у нас не було, відтак давали на т. зв. скрипт длужни [у борг], опісля треба було повернути.

Було небувале нашестя мишей. Миші, щури настільки все нищили — скрізь їх повно було, вони навіть не дуже боялися людей. Солома, яка лишилася по німцях в стодолі, була настільки перетерта мишами, що виглядала немов січка.

Німецькі коти вигинули, своїх ми не привезли. Справді, то було фатальне. Така ситуація панувала довший час.

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

Правду кажучи, ми це відчували постійно. Коли нас сюди привезли, місцеві люди були налаштовані на те, що везуть бандитів. Бандити, бандерівці, убивці... Справді, була проведена така пропагандивна робота, що ми почувалися дуже погано в цьому середовищі.

В Дембовці було нас майже 30 українських родин. Були поляки з околиць Вільна. Деякі були з Польщі центральної, ну, не зовсім центральної, то була там десь Ломжа, чи Остроленка, відтак то не були люди з центральної Польщі, але ми їх так називали — централяки. Більшість з них були ормовцями [ОРМО — добровольчий резерв громадянської міліції]. Мали вдома зброю.

Назагал, це був примітивний елемент. Був в Дембовцю такий Собєщук Едвард (він вже помер). Отже, він був ормовцем. Одного разу мій найстарший брат Петро, вже як такий підрісший кавалірчик, віз на ровері дівчину. А той каже: “Стій!”, бо на рамі ровера заборонено кого-небудь перевозити. Брат сміявся, мовляв, хто ти такий, а той вистрілив один раз під ровер, другий раз. Він реально стріляв.

Пам’ятаю, була танцювальна забава, ну, щоб прямо забава, така там підтанцьовка. У когось був акордеон, в якійсь хаті зійшлися і танцювали собі. Тоді той ормовець Собєщук — карабін на спину і танцює, а той карабін на пояску, сила відцентрова його відкидає, відтак всі мусили тікати. То був примітивний елемент, але озброєний і небезпечний.

Солтис, той Пшитула Войцєх, який в 1946 році запрягав німців до плуга (брав 5-6 осіб до плуга і орав ними)... Отже, він, Пшитула Войцєх, співпрацював з УБ [Ужонд безпєченьства — служба безпеки], тому він також був небезпечний і треба було його остерігатися.

Часто-густо бувало так: ось, іду собі через село (бо ми жили на колонії, але до села я заходив часто, адже там були хлопці мого віку, серед них – українці), і ось іде якийсь убек [співробітник спецслужб], звісно, в цивільному одязі, запитує: Gdzie ty mieszkasz? A jak się nazywasz? Kto do was przychodzi? O czym rozmawiają? [Де ти живеш? Як тебе звати? Хто до вас приходить? Про що розмовляють?]. Про таке от всяке розпитував. Я не був настільки дурний, щоб йому про це розповідати. Кажу: “Так, приходять”. A po co przychodzą? [Чого приходять?] „Ну, вили позичити, косу, молоток, сусіди приходять”. Tylko to?! [Лише для того?!] „А чого ще? Нічого більше нам там не треба”.

Ну, але прийшов лютий 1948 року. Служба безпеки і міліція з Бранєва влаштували провокацію проти українців. Арештували тоді 70 українців з Лєлькова та суміжних місцевостей — Сувкі, Дембовєц, Кшекоти...

Привезли всіх до Бранєва до в’язниці. Там їх допитували, мали своїх підставних свідків. 20 осіб вони обрали для подальшого слідства. Їх брали на тортури, били, катували.

Потім вивезли до Ольштина. Там їх засудили до 10-15 років тюрми — невинних людей! То були люди, які походили з Радави, тобто з тієї місцевості, де я до школи ходив, та з Цетулі, звідки той Поленік є [Поленік Чеслав, анкета UA – 0216]. Так, що засудили тих людей, хоч вони були невинні геть зовсім. Я маю окремо зібрані матеріали на цю тему, при потребі можна ними користуватися.

[Добре. А зараз скажіть за що їх засудили?] Це була просто провокація такого роду... Про це мені розповів один чоловік, який в Лєлькові в районній кооперативі був книговодом. Його прізвище Стефан Лукашевіч. Правдоподібно він був колись в АК, а щоб себе підстрахувати — записався до ОРМО, тобто то була тільки ширма.

Отже, на початку лютого, за кілька днів до арештів, скликали ормовців і сказали: “Твоє завдання підкинути гвинтівку цій людині; а твоє — підкинути патрони іншій людині; а твоє — ще іншій людині” і т.д. І той Лукашевіч підкинув одному українцеві, що жив в Лєлькові на колонії. То був Олег Скуратко. Той Лукашевіч мав йому підкласти гвинтівку, далі мав бути проведений обшук, мали знайти цю гвинтівку і тоді арештувати людину. Я про це згадую у своїх спогадах.

То було декілька років тому... Той Лукашевіч мав тут приятельку, точніше його дружина мала приятельку, в Лєлькові. Прийшов до мене додому і зізнався у тому, що це він підклав гвинтівку Олегу Скуратко. Отже, як видно, це була звичайна, організована [владою] провокація.

[А особисто вас обзивали бандитами та іншими образливими словами? У вас були такі ситуації?] Так, з чимось таким можна було скрізь зустрітись, не було у тому нічого цікавого.

[Як до вас зверталися?] Часто-густо просто вульґарно, і ще навіть тепер так буває. Прийде який-небудь пиячок... Он мій сусід, живе недалеко, дружину обізвав «українкою» та різними іншими такими слова. Просто, нап’ється і... Що тоді робити? Іти з заявою до суду? Судитися з дурним? Такі випадки трапляються постійно, у декого це просто вже в крові.

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

То вже були 1950-ті роки. Спершу церкву відкрили в Пєнєнжні… Так, то було в Пєнєнжні, в 1958 чи 1959 році. Кажу – 1950-ті роки...

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

Дітей у нас не було.

[Де ви познайомилися з майбутньою дружиною?] В Лелькові… Перша наша зустріч була в Пєнєнжні, там відбувався український концерт. Я щойно повернувся з армії, був на цьому концерті.

Тут в Лелькові, як хлопець, я мав вже друзів, ще до того як мене в армію забрали. Один з них, то був Скуратко Іван. На концерті я стояв біля стіни, оскільки зал був забитий людьми. То був 1957 рік, зима ще була. Я стояв біля стіни, оскільки місць [для сидіння] фактично не було, але мій друг Іван Скуратко сказав отій пані [показує на дружину, яка сидить поруч], щоб покликала Андрія, хай собі сяде.

[Дружина пана Андрія Анна Ожеховська:] Тому, що було місце, каже: «Ней він прийде і си сяде». Я підійшла, кажу: «Котрий це Андрій, бо не знаю?». Підійшла так ззаду, потягнула за куртку, кажу: „Proszę pana, idzie pan tutaj, siada, bo jest miejsce, pan Skuratko woła” [Прошу пана, ви ідіть сюди, бо є місце, пан Скуратко вас кличе].

Він прийшов і посадили його якраз біля мене. А то був мій добрий товариш, один і другий, один був вже одружений, а другий був ще каваліром, але разом вони сиділи і я біля них сіла, бо то люди з Лєлькова. І з того часу, якось так почалося [це знайомство]…

[Андрій Ожеховський:] Опісля я почав працювати в Лєлькові в ґмінному [районному] кооперативі, а дружина працювала тоді в молочарні, там був прийом молока. І то все було дуже близенько, від одного будинку до другого було метрів 20, тому часто-густо ми себе бачили. Но, а далі так по-трохи, по-трохи…

Згодом дружина, ще тоді дівчина, пішла до Ольштина працювати в ПКС-і [PKS – Державна автомобільна комунікація]. Приїжджала навіть до Ґлембоцка, автобус туди їздив, і я там її відвідував. А потім я собі сказав: «Чого нам стільки їздити, вона в Ольштині, а я тут?». Прийшла осінь, кажу, зима іде... Но й довелося взяти шлюб. Це сталося 23 листопада 1958 року. І ось тут на знімку ми удвох, це наш вінчальний знімок. Очевидно, є й інші.

[Дружина Анна Ожеховська:] Але вінчалися ми в костелі, тому, що в той час ще не було тут церкви. Була церква, але аж біля Елку, ми вирішили туди не їхати, повінчалися в Мілакові, там, де я мешкала, там ми брали шлюб.

[Андрій Ожеховський:] Я мав тоді таку роботу, що не міг відірватися навіть на один день, а щоб їхати до Елку, для цього треба було мати два дні. Головне однак те, що ми живемо довго і згідно [в злагоді].

[Обидвоє:] І добре живемо!

7. Ваші діти знають українську мову?
7.1. Так - Де вивчили? -------------------
7.2. Ні - Чому? -------------------
8. Ваші онуки знають українську мову? немає відповіді
8.1. Так - Де вивчили? -------------------
8.2. Ні - Чому? -------------------
9. Чи є у Вас світлини нового місця? -------------------
Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Ні.
1.2. Чи в селі були криївки УПА?

В селі не було, але біля села... То були не так криївки, як упівські склади з харчами.

Була криївка у моєї тітки, Заубідної Єви. То була криївка може не так для повстанців, як для лікаря “Вітра” (Мирона Савчука) та поранених. Не знаю точно, але мабуть нею не користувалися і її ніхто не викрив.

Криївка була розташована в підвалі. Там було закрите приміщення, підвал був мурований, великий. Але я довідався про це набагато пізніше, а тоді ніхто про неї не знав.

[Яке ваше ставлення до УПА?] В деяких анкетах, які я подавав різним студентам – я їм говорив так: Моє ставлення до УПА є таким, як ставлення поляків до АК. Одні боролися за свою батьківщину, а другі — за свою. А коли комусь не до вподоби те чи інше, то це зрозуміла річ.

2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА:

Так. Упівці бували в нашій хаті. Були у нас часто, тому, що після квітня 1945 року нашим тереном фактично володіла УПА. Це був терен Радави, Молодича, відтак упівці часто-густо у нас перебували, треба було нагодувати і т.д.

3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

На стійці я ніколи не стояв. Одного разу мав я занести до однієї хати штафету. В той час йшла військова акція. Я знав, де є ця місцевість, але точно не знав де та хата. Я відмовився, тому, що не знав де конкретно та хата. Якби я знав прізвище того господаря, то я б, можливо, заніс. То був 1946 рік.

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА:

Ні, оскільки не було кому. Брати були ще замалі, щоб іти до УПА, у батька було господарство, відтак треба було працювати.

4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням? Ні.
5. Чи перебували Ви під арештом?

Я ні — батько був.

Батька арештували на початку лютого 1945 року. До хати прийшли кільканадцять т.зв. міліціонерів. Одні були в одностроях польського війська, інші в цивільному вбранні, мали не однакову зброю. Влаштували обшук по всьому господарстві, чогось шукали, говорили, що зброї, але насправді було так, що все найкраще в хаті відкладали на бік: взуття наше, одяг, господарські речі. Так от — відкладали, відкладали, а тоді завантажили на віз. Найстарший брат мусив то все завезти до міліцейського відділку в Радаві. Сало знайшли, консервоване м’ясо (було засолене в бочці) — все те брат мусив завезти до Радави до відділку.

Сталося так, що батька тоді арештували і забрали до міліцейського відділку в Радаві. Там з нього стягнули добре взуття, яке він сам собі виготовив, взамін дали якесь взуття без підошов. Наступного дня його завезли до Ярослава до табору. Це був табір з дерев’яними бараками, в яких раніше перебували т.зв. юнаки [польсь. junak, так називали учасників молодіжних таборів праці]. Там батько сидів від лютого до травня.

В травні його перевезли до Перемишля до в’язниці. З уваги на те, що не було жодного документу з інформацією про підставу затримання батька, прокурор не зміг знайти причину його ув’язнення. Мати зібрала свідків, десятьох поляків підписали заяву, що батько невинний, і тоді батька відпустили на волю, правда, довелося ще прокурора підкупити.

На цю тему я написав спогад “Табір у Ярославі”. Цей спогад у мене є, він написаний українською мовою, так, що ви зможете зробити собі копію.

Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

У нас не було нічого особливого. Пам’ятаю Різдвяні свята. Люди приносили тоді до хати солому, [клали] на підлогу. В куті стояв сніп вівса. Було як у всіх. Всі варили різдвяні страви. Там були голубці, пиріжки, но, мусило бути 12 страв.

Для нас, хлопців, цікава була та солома, там можна було бавитися. На другий день треба було збирати.

Звичайно, були й колядники. Не раз діти ходили колядувати, але обов’язково мусили бути також дорослі колядники.

Тут в Лелькові ми теж так робимо, тільки тепер старші вже того не роблять. Є діти українські, які навчаються української мови, тут в Лелькові, і вони… Сестра [монахиня] організує, ходить з ними до кожної української хати, заходять, колядують. Ця традиція підтримується, не дорослими, а дітьми, і все ж вона присутня.

Ну й того, що було колись у нас, моя дружина тримається, то є ця традиція 12-ти святкових страв. Це мусить бути.

В Лелькові маємо церкву. Загалом, можна сказати, все у нас гаразд.

[Скажіть, в що ви бавилися в той час з хлопцями?] На пасовищі гралися (польською) «в два оґнє» [у два вогні], то було і в школі, і в селі (то влітку). Коли пасли корів, тоді «свиню заганяли», викопували декілька ямок, таке просто… А ще робили на траві з патичків в роді варцаби [шашки]. То були такі примітивні речі, але іншого не було, треба було самому придумувати.

[А ту свиню то як ви заганяли?] По центру була одна більша яма, довкола були менші, кожен відбивав від себе, щоб загнати до цієї більшої ями. То було таке примітивне, але цікаве для нас.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

Початково – ні, але десь на початку 1960-их років ми почали відвідувати. Потім, коли батьки жінки виїхали до Перемишля, то ми кожного року їздили до них. Принагідно заїжджали до своєї місцевості, також на цвинтар до Молодича. Там похована моя рідна сестра Ганя, яка прожила тільки один рік, народилася в 1944, а померла в 1945 році, їй було рівно рік, коли померла.

Ситуація була така, що тоді лікарів в нас не було. Той повстанський лікар «Вітер», який був, то його не завжди можна було досягнути, бо він перебував то тут, то там, а до Ярослава, до Сіняви ми тоді абсолютно не мали доступу, просто кажучи – українці там не могли показуватися. Боялися, що їх можуть упізнати поляки, які повтікали до Ярослава, до В’язівниці, вони могли завдати кривди.

Таким чином люди до Ярослава не ходили. За сіллю, нафтою ходили до такого містечка Олешичі на Любачівщині, а до Ярослава не ходили. Лікаря не було, не було ліків, не було опіки, і Ганя померла, її похоронили на цвинтарі в Молодичі. Там також похоронений мій дідо, один і другий. Той, що поліг, був вбитий в 1915 році, а також той дідо, який батько мами – Влох Степан. І ми той цвинтар відвідували.

Коли я вже закінчив займатися будовою церкви в Лелькові, тоді я приступив до порядкування цвинтаря в Молодичі. Цвинтар в Молодичі не належав до нашої громади, то сусідня громада, але там була церква, був цвинтар парафіяльний наш.

Я почав займатися відновленням цього цвинтаря. Перш за все треба було полагодити [дозвіл] в ґміні в В’язівниці. Один раз нам відмовили, другого разу – дозволили. Ми цвинтар впорядкували, огородили, поставили пам’ятник цивільним жертвам терору тамтих часів, також упівцям, які полягли на нашому терені і там похоронені. На збірній могилі також є надгробок. Маю знімки тих надгробків, так що можна буде подивитися.

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Дехто поїхав добровільно, з нашого присілка ніхто, але з Радави дві родини поїхали добровільно. А так… Люди відчували прив’язаність до землі, до свого терену, бо їхати в незвідане, то… З інших місцевостей виїжджали, з Цитулі виїжджали, але то вже під натиском збоку [польського] війська. З нашого терену добровільно ніхто не виїжджав.

Мій стрийко, Юрко Ожеховський, який жив в Хмільку повіт Білгорай… Там відбувалися масштабні напади на місцевих українців, і в 1945 році, на початку, 6 квітня, добровільно поїхав до України, на Донеччину, опісля переїхали на захід, тому що на Донеччині був дуже великий голод. І вони поверталися, щоб тільки чим дальше на захід, опинилися в Мирогощі біля Дубна на Рівенщині. Велике село, 8 кілометрів на схід від Дубна.

4. Що в житті було головне?

Церква напевно була важливою, дуже важливою.

Якщо ідеться про свідомість національну – напевно вона була. Незгода [з поляками] – бувала. Пам’ятаю дітей, які співали проти українців, а українські діти співали проти поляків. Були такі тертя.

[Можливо пам’ятаєте, що там діти співали?] Поляки співали: „Tam góra, tu dolina, w dupie będzie Ukraina” [Там вершина, тут низина, в дупі буде Україна]. Ну, а ми, по-своєму співали, але вже не пам’ятаю…

5. Чому Вас переселили?

Акція «Вісла» була справою суто політичною. Не йшлося взагалі про те, щоб знищити УПА, йшлося про те, щоб заселити понімецькі землі, а нас, просто кажучи, ополячити. То була головна ціль політики тодішньої влади.

Іншого не могло бути. На Білосточчині [від м. Білосток, Бялисток] також були сильні партизанські [загони], на Кєлєччині [від м. Кєльце] також були, пам’ятаю, читав про це, але там людей не вивозили. Вивезли тільки нас, щоб ополячити і тільки про це йшлося. То була, найкоротше кажучи, головна ціль.

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше:

[Чи автори акції «Вісла» досягли бажаної мети?] На жаль, треба сказати, що великою мірою – так. Це тому, що українці в наших селах жили компактно, там на Закерзонні, там було зовсім інше життя. Під час акції «Вісла» нас так сильно розпорошили, що близькі сусіди, родичі були порозділювані по різних місцевостях, по різних воєвідствах, а навіть по всій західній та північній Польщі.

Там, де було більше українців, наприклад в прикордонній смузі, тут на півночі при кордоні з колишнім Радянським Союзом… Там поляки не дуже хотіли поселюватися, тому що було далеко до міст, була сильна присутність ВОП-у [прикордонників], вони переслідували, в тому числі українців. Ті терени не були занадто привабливі для поляків.

Поляки з Польщі центральної, ті, як кажуть, з-за Буга, вони поселювалися поблизу міст – Бранєва, Ольштина, Орнети. Тому чим дальше на північ, тим менше було поляків, і більше українців. Були такі села, нп. Пенцішево, де були лише українці; Яжень, де були тільки дві німецькі сім’ї і одна польська. Там українці тримаються дотепер, правда, є їх менше, адже старші помирають, а молодь виїжджає. В Яженю, в Пенцішеві українці справді тримаються. Мова іде не тільки про Яжень, але і про Ґлембоцк, Лельково.

Чим більше на південь, туди на Ольштинщину, тим менше українців. Там, де було мало українців, де поселили їх серед поляків по 2-3 сім’ї, церков своїх не мали, відтак пішли до костелів, ополячилися, деякі не зізнавалися щодо своїх коренів. Полонізація поступає направду великою мірою.

Якби ми жили компактно, так, як колись, нехай бідніше, бо дехто каже: „Przesiedlili was, dali murowane budynki” [Пересили вас, ви тримали муровані хати]... То взагалі неправда, нам не про майно ідеться, про якісь маєтки, про хати муровані – старі, загнилі, з нечуваною вологістю, від цього люди хворіють різними хворобами ревматичними. У нас люди жили більш здорово, і дуже довше жили. То майно нам зовсім непотрібне. Ідеться про те, щоб ми жили і почувалися собою, щоб ми разом жили, так як колись.

Коли б ми жили настільки компактно, як колись, то ми б не мали жодних проблем з виборами до парламенту, з виборами до самоврядування, все було б інакше. Але нас розпорошили і та полонізація просто поступає, молодь подружиться з поляками і діти вже не українці. Мало коли буває так (в Лелькові 2-3 сім’ї є такі), що змішані подружжя відвідують церкву, підтримують нашу традицію. Таких випадків дуже мало.

З певністю, акція «Вісла» великою мірою своєї цілі досягла, дуже прикро, що так сталося. Нам акція «Вісла» завдала великої, великої кривди і ми про це не можемо забувати, треба про це всім розповідати, на всі сторони, щоб кожен почув, що вона не була добродійством, а натомість великою кривдою і нічим більше.

Заповіт наступним поколінням українців

Передусім мають пам’ятати про те, що вони українці, мають підтримувати свої традиції, свою любов до України. Очевидно, шанувати треба всіх, незалежно від національності, але любов до рідного є найважливішою справою для кожного українця.

Анкету записав, набрав українською Роман Крик. Остання редакція Романа Крика. 30.11.2021

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 29.11.2021 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 29.11.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
VIDEO


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 697 199
Dziś:
Днесь:
141