Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PUBLICYSTYKA
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Publicystyka - Zdaniem Historyków i Publicystów
cień
W tej części zamieszczamy, naszym zdaniem, najlepsze i najbardziej obiektywne prace historyków i publicystów na temat historii i dnia dzisiejszego Ukraińców w Polsce.
[wersja w j.polskim] [wersja українська] [wersja english] [video] [fotografie] [pliki]
Data artykułu: 2010-10-31
WERSJA W J.POLSKIM
"Przemoc chwalebna"; "Przyjemność zabijania", Gazeta Wyborcza
Kim jest bohater książki "Egzekutor" - żołnierzem czy mordercą?
http://wyborcza.pl/1,75480,8570820,Przemoc_chwalebna.html?as=2&startsz=x#ixzz13y7bh7qN
Piotr Lipiński
Także rozmowa Piotra Lipińskiego z profesorem Dariuszem Stolą, historykiem w Instytucie Studiów Politycznych PAN, wykładowcą Collegium Civitas.
Oto historia szesnastoletniego chłopca, który staje się zabójcą. Na rozkaz Armii Krajowej

AK powierza mu funkcję kata czasów wojny - zabija polskich konfidentów, niemieckich urzędników, a w końcu kobiety i przypadkowe dzieci. Stefan Dąmbski, autor tej wspomnieniowej książki, pisze: "Strzelałem do ludzi jak do tarczy na ćwiczeniach. Lubiłem patrzeć na przerażone twarze przed likwidacją, lubiłem patrzeć na krew tryskającą z rozwalonej głowy".

Dąmbski pochodził z ziemiańskiej rodziny, skończył szkołę we Lwowie. Podczas wojny wstąpił do Armii Krajowej. Po wojnie wyemigrował na Zachód - w USA pracował dorywczo jako niewykwalifikowany robotnik w handlu i transporcie. Ostatni "wyrok" wykonał w początkach lat 90. XX wieku. Zastrzelił się - być może z powodu nieuleczalnej choroby, a być może przez nieuleczalne wspomnienia z czasów wojny.

Przez kilkanaście ostatnich lat życia spisywał swoje wspomnienia. Bardzo zwięzłe - zaledwie dwieście stron maszynopisu. Wstrząsające.

Stefan Dąmbski pisał je jako protest. Uważał, że kombatanci Armii Krajowej przedstawiają lukrowany obraz wojny. Że wspomnienie o zabijaniu Niemców jawi się tylko jako wypełnianie obowiązku. Tymczasem u niego pozostawiło poczucie zezwierzęcenia. Pokazuje drogę, jaką przebył - od zwykłego nastolatka z dobrego domu do zabójcy.

W filmie "Szeregowiec Ryan" Spielberga jest taka scena - amerykański żołnierz strzela do poddającego się Niemca. Oglądając ją, pomyślałem, że gdyby w polskim filmie pojawił się taki obraz, rozpętałoby się piekło. Bo przecież polski żołnierz zawsze jest honorowy. Książka "Egzekutor" jest taką właśnie, rozbudowaną obrazoburczą sceną.

Pokazuje, jak polski żołnierz AK znajduje coraz większą przyjemność w zabijaniu. Jak w końcu staje się mordercą - zabija gwoździem śpiącego w rowie rosyjskiego żołnierza. Morduje nagiego Niemca - po to, by ten nie mógł opowiedzieć swoim towarzyszom, że z ubrania ograbili go Polacy. Ukraińcy mogą tę książkę odebrać jako potwierdzenie tezy, że Polacy to zbrodniarze. Dąmbski opisuje jednego ze swych kolegów: "Gdy tylko zobaczył Ukraińców, oczy wychodziły mu na wierzch, z otwartych ust zaczynała kapać ślina i robił wrażenie człowieka, który dostał obłędu. (...) Rzucał się na skamieniałych ze strachu Ukraińców i krajał ich na kawałki. Z niesłychaną wprawą rozpruwał im brzuchy lub podrzynał gardła, aż krew tryskała po ścianach. Silny niesamowicie, często zamiast noża używał zwykłej ławy stołowej, którą gruchotał czaszki, jakby to były makówki".

Czy w takim razie Stefan Dąmbski mówi, że patriotyzm prowadzi do zbrodni, a żołnierze Armii Krajowej to bandyci? Nie. Zdecydowana większość zabójstw, które dokonał, to wyroki wykonane w imieniu Polskiego Państwa Podziemnego. Uzasadnione zdradą Polski, niebezpieczeństwem, że konfident narazi na śmierć wielu Polaków. Dąmbski pisze: "Zapewne można odnieść wrażenie, że u nas w AK nie było dyscypliny, że idąc na robotę, można było zabić niewinnych ludzi, nieplanowanych w danej akcji. Nie było tak. Musieliśmy się podporządkować specjalnemu prawu wojennemu, za którego przekroczenie czekały nas różne kary dyscyplinarne. Tak jak w regularnym wojsku: raporty karne, a nawet sąd polowy".

Dąmbski pokazuje jednak, że kiedy żołnierz zaczyna odczuwać przyjemność z zabijania, w końcu przekracza granicę zbrodni - coraz łatwiej usprawiedliwia śmierć niewinnych ludzi. Kobiety, która ginie, bo mogłaby rozpoznać Polaków zabijających konfidenta. Dzieci, które zginęły, bo przypadkowo znalazły się na linii strzału.

Dąmbski ostrzega, że wojna to nie tylko tragedia, bo giną nasi rodacy. Pisze po to, żeby przypomnieć coś równie ważnego: podczas wojny zwykli, dobrzy ludzie muszą zabijać innych. A pozbawianie życia innych, choć usprawiedliwione wyjątkowymi okolicznościami, nie zmienia swojego nieludzkiego charakteru. Teza - wydawałoby się - banalna, jednak wymagająca przypomnienia w czasach, gdy wojnę ogląda się głównie w filmach i podczas "rekonstrukcji historycznych" na ulicach.

W książce można też znaleźć ilustrację tezy, że wojny w imieniu dorosłych prowadzą dzieci. W 1945 r. Stefan Dąmbski miał dopiero 19 lat. Podobnie jego walczący koledzy. Starsi byli dowódcy. Powierzali my wykonywanie kolejnych wyroków, bo stawał się w tym coraz lepszy. Nie dostrzegali jednak, że zabijanie staje się dla niego przyjemnością.

W Armii Krajowej zdawano sobie sprawę z tego, że wojna może wypaczyć charaktery młodych Polaków, próbowano temu przeciwdziałać, pokazując, że celem jest ułożenie sobie życia w powojennej Polsce, a walka z Niemcami jest tylko etapem na tej drodze. Jednak dowódcy Dąmbskiego powierzyli rolę "pistoletu" - jak w podziemiu często nazywano wykonawców wyroków - zbyt młodemu człowiekowi. Dlaczego? Młodzi ludzie byli jednak skuteczniejsi niż starsi. Dąmbski pisze, że nie bali się tylko ci, którzy nie mieli jeszcze dwudziestu lat. I dodaje, że czas wojny był dla niego dobrym okresem: "Nie przeczę, że mnie i takim jak ja życie dywersyjne była bardzo na rękę. Nie musiałem chodzić do szkoły, której w młodych latach nie lubiłem, nie musiałem pracować fizycznie, nie miałem również żadnych zobowiązań rodzinnych i nie musiałem się martwić o to, co jutro włożę do garnka. Nie znosiłem monotonnego życia, a urozmaiceń emocji różnego rodzaju miałem w dywersji wiele".

Książka budzi istotną wątpliwość: czy Stefan Dąmbski nie mija się z prawdą? Oczywiście, to prawdopodobne, że po latach pamiętał niektóre wydarzenia inaczej, niż przebiegały w rzeczywistości. Mógł też mylić wiele szczegółów. Ale zapewne dobrze pamiętał, co wówczas działo się w jego głowie - a to główny temat tych wspomnień.

Zaskakuje również styl. Z reguły kombatanckie wspomnienia nużą rozwlekłością i chaosem, tymczasem ta książka jest świetnie napisana. Dąmbski pisze obrazami, brutalizm opowieści przypomina "Malowanego ptaka" Jerzego Kosińskiego. Jednak gdyby nie wojna, Dąmbski mógłby zostać człowiekiem pióra, w końcu jego ojciec po wojnie był dziennikarzem i redaktorem naczelnym prasy polonijnej.

Ta opowieść różni się też sposobem pamiętania przeszłości. Zwykle mamy skłonność pamiętać siebie lepiej, niż było to w rzeczywistości. Stąd po latach kombatanckie opowieści rozrastają się do przykładów niespotykanego bohaterstwa. Stefan Dąmbski mógłby zapamiętać siebie jako bohatera. Pamiętał jednak jako zbrodniarza.



+ + +


Kim jest bohater książki "Egzekutor" - żołnierzem czy mordercą?

- Żołnierzem, bo zabija na rozkaz, bierze udział w wojnie.

Tytułowy egzekutor to Stefan Dąmbski, który w wieku 16 lat wykonał pierwszy wyrok śmierci w imieniu Armii Krajowej. Po latach na emigracji spisał swoje wstrząsające wspomnienia - teraz wydała je Karta.

Do wykonywania wyroków śmierci zgłosił się na ochotnika. Był odważny i sprawny, działał precyzyjnie, na zimno. Z czasem znalazł w tym przyjemność. O tym właśnie pisze - jak z młodzieńca z dobrej ziemiańskiej rodziny, po szkole we Lwowie, staje się bezwzględnym zabójcą. Zabija niemieckich wojskowych, polskich donosicieli, urzędników okupacyjnych. Potem z jego ręki giną ukraińscy cywile, działacze PPR i milicjanci, a także przypadkowe ofiary, w tym kobiety i dzieci. W końcu w ten sam sposób - strzałem z pistoletu - odebrał życie samemu sobie. W 1993 r. popełnił samobójstwo, może z powodu nieuleczalnej choroby, a może przez ciążące mu wojenne przeżycia.

"W pewnym okresie byłem dumą całego oddziału. Ponieważ nie robiło mi różnicy, czy ja żyję, nie dbałem zupełnie o to, czy żyją inni". Stał się bohaterem swojego pokolenia?

- Wśród rówieśników otaczał go mir, bo był "pistoletem", jak wówczas mówiono. Był pewny, szybki, twardy, nie bał się ryzyka. Nie rozpisuje się o swej odwadze, ale przecież wielekroć ryzykował życie. A do tego młody i przystojny, jak widać ze zdjęć. Dziś by się nadawał na bohatera kina akcji - kultura popularna przecież lubuje się w takich postaciach. Ale po wojnie znalazł się na marginesie. Żył na wygnaniu, z Polski musiał uciekać przed komunistami, za granicą był raczej osamotniony. To nie był ktoś, kto by co miesiąc szedł na spotkanie kombatantów. Przeciwnie, mam wrażenie, że jego wspomnienia powstały jako protest przeciw kombatanctwu, które pokazuje uładzony obraz wojny.

O egzekutorach prawie nic nie wiemy. Kojarzę tajemniczą grupę Andrzeja Sudeczki, która działając na marginesie konspiracji, wykonywała wyroki w imieniu AK, a jej dowódca ponoć przez pewien czas mieszkał w grobowcu na Powązkach.

- Opowieść Stefana Dąmbskiego to wyjątek nie tylko w Polsce. Napisałem do paru kolegów historyków z Europy Zachodniej, czy zetknęli się ze wspomnieniami wykonawców podziemnych wyroków. Nie. Mamy liczne wspomnienia ludzi z ruchu oporu, którzy zabijali przeciwników, ale wspomnienia zawodowego niejako egzekutora są wyjątkowe. W Holandii powstał dokument telewizyjny o członku podziemnego trybunału, ale to co innego. On "pociągał" za długopis, a nie za spust.

Pamiętnik Dąmbskiego należy do ważnego nurtu europejskich rozliczeń z II wojną światową próbujących zrozumieć mroczny problem zła, które wtedy ujawniło się z taką mocą. Tadeusz Borowski i Primo Levi pisali tak o Auschwitz, Hanna Arendt pokazywała zło radykalne i banalne, Zygmunt Bauman dowodzi, że przemysłowe ludobójstwo było wytworem naszej cywilizacji. Książka Dąmbskiego to jakby raport z eksperymentu, podczas którego testowano ludzką naturę: do czego w warunkach wojny zdolny jest człowiek, młody, patriotycznie wychowany Europejczyk z dobrej rodziny. Tyle że wynik eksperymentu przedstawia sam obiekt badania - ten eksperyment odbył się na nim.

Może wspomnień egzekutorów jest tak mało, bo po wojnie wypadało się chwalić, że zabijało się wrogów podczas walki, a wykonywanie wyroków śmierci to nie jest walka. To zabijanie człowieka, który w tym momencie jest z reguły bezbronny.

- Jak pan ładnie powiedział: "Wypadało się chwalić". W naszej tradycji jest tak zwana "chwalebna przemoc", która jest powodem do dumy. Na przykład walka w mundurach, twarzą w twarz na wojnie albo w pojedynku. Albo nawet mecz bokserski, który ma pewne reguły. Ale są też inne rodzaje przemocy: zabijanie dzieci, zbrodnie wojenne albo funkcja kata. Pojęcie "chwalebnej przemocy" i moralna wrażliwość człowieka zmieniały się w toku dziejów.

Funkcji kata nigdy nie zaliczyliśmy do "chwalebnej przemocy". Jego rola okryta była tabu. Bo zabijanie jest ciężkim grzechem, a zarazem kara śmierci jest, a przynajmniej do niedawna była uważana za nieuniknioną, niezbędną dla istnienia państwa i wymiaru sprawiedliwości. Kaptur skrywał twarz kata, mimo że nikt nie wątpił, że ktoś taki jest potrzebny. Państwo bez kata, bez kary śmierci to coś nowego, piękny eksperyment ostatnich lat - jeszcze nie wiemy, czy się powiedzie.

Stefan Dąmbski był katem szczególnym: czasów wojny.

- Tak, był żołnierzem i katem, zgodnie ze słownikową definicją kata: "Wykonawca wyroków śmierci". Dlatego nie jest typowym żołnierzem podziemia. Nie jest też zwykłym katem czasów pokoju - w normalnych warunkach z pewnością by nim nie został. W XX wieku kat to wykonawca decyzji sądu - urzędnik państwowy, który co jakiś czas "jedzie w delegację", oliwi mechanizm zapadni pod szubienicą i pociąga za dźwignię, jak to pokazał Kieślowski w "Krótkim filmie o zabijaniu". Dąmbski wykonuje wyrok tajnego sądu specjalnego (początkowo nazywano takie sądami kapturowymi) albo po prostu rozkaz dowódcy. Zabija strzałem z bliska, często staje dosłownie twarzą w twarz ze skazanym. Jeśli zostanie przy tym schwytany, grozi mu niechybna śmierć - dla okupanta, a po wojnie dla władz komunistycznych jest groźnym bandytą, przestępcą politycznym najgorszego rodzaju. Cały czas musi się ukrywać, unikać rozpoznania. Oprócz Niemców, komunistów i podziemia ukraińskiego ma śmiertelnych wrogów z pewnością także wśród rodzin swych ofiar.

Jedną rzecz chcę mocno podkreślić. Ci, którzy wywołali II wojnę światową, winni są nie tylko zbrodni, które sami dokonali. Obciąża ich też pośrednia odpowiedzialność za zło, które w reakcji na nie uczynili inni. Najeźdźcy nie tylko zamordowali w Polsce miliony ludzi, zniszczyli nasze miasta, podpalili kościoły i biblioteki. Wywołując wojnę i prowadząc ją w barbarzyński sposób, sprawili, że wielu dobrych, spokojnych ludzi - którzy bez wojny oraliby ziemię, wychowywali dzieci, pracowali w swoim warsztacie czy biurze - zabijało bliźnich.

Dąmbski zrozumiał dwuznaczność swej wojennej służby. Nie wtedy, ale później. Początkowo ucieka przed pytaniem o głębszy sens tego, co robi. Z wyraźną znajomością rzeczy i satysfakcją daje nam techniczne opisy pistoletów, tłumaczy, który z nich lepiej nadaje się do wykonywania wyroków. Tak kierowca rajdowy będzie opowiadał o swoim samochodzie, stolarz o narzędziach, informatyk o programie. Jest to radość z technicznej perfekcji, która chroni przed zagłębianiem się w sens tego, co się robi. To charakterystyczne dla współczesnej cywilizacji, że dużo lepiej wiemy, jak coś robić, niż jaki jest sens tego, co robimy.

Pierwsza osoba, którą Dąmbski zabił, to kolega - okazał się donosicielem gestapo.

- Wówczas przekroczył pewną granicę.

Mam doświadczenie szkolenia strzeleckiego w wojsku, jeszcze w PRL-u. Zaczynaliśmy od celowania do okrągłej tarczy, czegoś abstrakcyjnego. Potem ta tarcza zmieniła kształt, tylko z bliska można było rozpoznać, że to był kształt hełmu i barków przyczajonego żołnierza. Dopiero później pojawiła się przed nami tarcza w kształcie ludzkiej sylwetki. W ten sposób stopniowo oswajano nas ze strzelaniem do człowieka.

Dąmbski przeskoczył te etapy. Zastrzelił z bliska człowieka, którego znał.

Pisze, że wojna była też dla niego przygodą. "Nie przeczę, że mnie i takim jak ja życie dywersyjne było bardzo na rękę. Nie musiałem chodzić do szkoły, której w młodych latach nie lubiłem, nie musiałem pracować fizycznie, nie miałem również żadnych zobowiązań rodzinnych i nie musiałem się martwić o to, co jutro włożę do garnka. Nie znosiłem monotonnego życia, a urozmaiceń i emocji różnego rodzaju miałem w dywersji wiele".

- Nie bez przyczyny podczas wojny modne były oficerki, nawet wśród tych, którzy nie należeli do żadnego podziemia. To był taki szyk, "ja tu jestem konspiratorem i prawdziwym mężczyzną". No i wszędzie chyba są ludzie, którzy wybierają wojsko, bo armia cię wykarmi, da ci żołd, zdejmie z ciebie różne cywilne kłopoty. Kto w końcu ma iść do wojska - miłośnicy filozofii egzystencjalnej?

Im więcej jednak wiemy o Armii Krajowej, tym jestem bardziej pełen podziwu, jak ta gigantyczna, ochotnicza organizacja potrafiła zachować dyscyplinę i etos.

Spisywał swoje wspomnienia kilkanaście lat - niecałe dwieście stron maszynopisu. Pierwsze zdanie: "Zdaję sobie sprawę, że te wspomnienia prawdopodobnie nigdy nie ukażą się na półkach księgarskich". Spowiadał się więc przed samym sobą?

- Pisał dla innych. Dąmbski uważał raczej, że jego opinie są tak niepopularne, że nikt nie zdecyduje się na ich publikację. W tej książce jest kilka takich scen, w których autor być może wyolbrzymia swoje winy. Opisuje, jak zabijają niewinną dziewczynę tylko dlatego, że mogłaby ich rozpoznać. Albo w dziwny sposób tłumaczy, że zabił pewnego Niemca, żeby ten nie przyniósł nam wstydu opowiadaniem, że Polacy go obrabowali. Nie chroni się za bardziej wyszukanymi uzasadnieniami, choć może i takie były. Jest w tym bezwzględny wobec samego siebie.

Dąmbski pisze przeciwko legendzie wojny, którą stara piosenka czule nazywa "wojenką", przeciw skrywaniu tego, co na wojnie nieuniknione, lecz straszne. Chce nam przypomnieć prostą rzecz: wojna jest potworna. To nie tylko ta chwalebna przemoc, to też okrucieństwo naszych żołnierzy, o którym nie mamy ochoty pamiętać.

Mówi nam, że patriotyzm prowadzi do zbrodni?

- Że może ją ułatwić. Dąmbski rozważał swe wojenne doświadczenia, chciał zrozumieć, co sprawiło, że został zabójcą. I wskazuje m.in. patriotyczne wychowanie: miłość ojczyzny, którą zaszczepiono mu w domu, szkole, kościele. Oczywiście, patriotyzm jest pięknym i godnym szacunku uczuciem. Jednak każde, nawet najpiękniejsze uczucie może stać się niebezpieczne. Ktoś z miłości do kobiety bije do krwi swego konkurenta, ktoś z miłości do dziecka daje łapówkę, żeby dostało się do szkoły. Stefan Dąmbski mówi nam: patriotyczne wychowanie ułatwiło moją przemianę w zabójcę.

W filmie "Szeregowiec Ryan" jest scena, w której amerykański żołnierz zabija poddającego się Niemca. Zastanawiam się, czy taka scena mogłaby pojawić się w polskim filmie.

- Nie znam za dobrze naszej kinematografii, ale pamiętam scenę, w której leśny oddział zabija niewinnego cywila, włóczęgę niespełna rozumu, bo bierze go za niemieckiego szpiega. Zgodzę się jednak, że przedstawienie sceny o zabiciu niemieckiego jeńca rzeczywiście byłoby trudne, choć przypadki takich zabójstw na pewno się zdarzały. Trudne także dlatego, że II wojna światowa w Europie Zachodniej i Wschodniej to dwie bardzo różne historie. Na Wschodzie oddziały niemieckie dokonywały zbrodni wojennych już od jesieni 1939 r. W okupowanej Polsce Niemcy rozstrzeliwali jeńców, cywilów, psychicznie i nieuleczalnie chorych. Jakościowego skoku w brutalizacji wojny dokonali po ataku na ZSRR latem 1941 r. - w ciągu kilku następnych miesięcy wymordowali kilkaset tysięcy Żydów i zagłodzili na śmierć dwa miliony radzieckich jeńców wojennych, łamali wszystkie prawa ludzkie i boskie. To były tak straszne zbrodnie, że wzdragamy się przed porównywaniem do nich naszych wojennych działań.

Ponadto myśmy tę wojnę przegrali. Armia radziecka uwolniła Polskę spod niemieckiej okupacji, ale nie przyniosła jej wolności. Straty i zniszczenia wojenne były gigantyczne. Co pozostaje temu, kto przegrywa? Przekonanie, że walczyliśmy w słusznej sprawie, i przekonanie o własnej niewinności.

"Spełniły się moje marzenia: byłem człowiekiem bez skrupułów... Byłem gorszy od najpodlejszego zwierzęcia. Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. A jednak byłem typowym żołnierzem AK. Byłem bohaterem, na którego piersi po wojnie spoczął Krzyż Walecznych (...)". Czy ta książka może zaszkodzić wizerunkowi AK?

- Ja po lekturze byłem zaskoczony in plus - historia Dąmbskiego, który wbrew temu, co pan zacytował, nie był typowym żołnierzem, ale egzekutorem, potwierdza olbrzymie zdyscyplinowanie podziemnego wojska. Zdecydowana większość popełnionych przez niego zabójstw była wykonywaniem rozkazu, zapewne z wyroku podziemnego sądu. Samowola była wyjątkowa. A przecież mogło być jej znacznie więcej. Skoro już ktoś przekroczył granicę zabójstwa, to mógłby po broń sięgać częściej, choćby podczas kłótni przy wódce. Jeżeli inni podziemni egzekutorzy byli równie surowej dyscypliny, to z AK możemy być dumni.

Ukraińcy mogą przyjąć tę książkę jako potwierdzenie tezy, że Polacy to zbrodniarze. Dąmbski opisuje jednego ze swych kolegów: "Gdy tylko zobaczył Ukraińców, oczy wychodziły mu na wierzch, z otwartych ust zaczynała kapać ślina i robił wrażenie człowieka, który dostał obłędu, (...) rzucał się na skamieniałych ze strachu Ukraińców i krajał ich na kawałki".

- Walki polsko-ukraińskie podczas II wojny światowej to wojna domowa i wojna chłopska, a te są szczególnie brutalne. Wojny między państwami rządzą się pewnymi prawami, choćby tym, jak traktuje się jeńców. Tymczasem takie wojny, z jakimi mieliśmy do czynienia np. w Jugosławii czy na Kaukazie, są niezwykle okrutne, zabija się sąsiadów, ludzi, których się zna, narzędziami są nie tylko karabiny, ale też siekiery i widły. Dlatego nie jestem zaskoczony brutalizmem tych opisów. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale dla porządku trzeba zaznaczyć, że najpierw była planowana, ludobójcza "akcja antypolska" UPA, która miała spowodować ucieczkę Polaków ze spornych terenów mieszanych etnicznie. To w odpowiedzi na nią Polacy zareagowali mordowaniem cywilów i paleniem wsi.

Społeczeństwa do trudnych prawd dojrzewają stopniowo. Nam bardzo pomogła seria dyskusji o stosunkach polsko-żydowskich, o reakcjach Polaków na zagładę Żydów. Przyjęliśmy do wiadomości, że pośród nas byli też tacy, którzy popełniali zbrodnie. Mam nadzieję, że podobną ewolucję zobaczymy na Ukrainie.

Kiedyś w Polsce książka taka jak Dąmbskiego też nie mogłaby się ukazać.

- W PRL-u nie mogłaby, bo przecież on mordował milicjantów. A na emigracji żadne stowarzyszenie londyńskie ani Giedroyc by tego nie wydali, żeby nie dawać czerwonemu argumentu przeciw AK. Dzisiaj nie tylko możemy pisać o trudnych sprawach, ale wręcz musimy - musimy uważać, żeby nie wciskać młodym ludziom uładzonej wersji historii. Przyjmą ją z taką samą nieufnością jak reklamę kremu do upiększania.

Historia zmienia się więc w miarę tego, jak zaczynamy ją inaczej rozumieć?

- Dlaczego dziś jesteśmy gotowi do dyskusji nad losem Stefana Dąmbskiego i słowami, które kieruje do nas zza grobu? Bo czujemy się bezpieczni. Obawiam się, że gdyby groziła nam wojna, zaczęlibyśmy na nowo wychwalać ludzi od "chwalebnej przemocy" i szykować młodych do walki, a to znaczy: padnij, powstań i strzelaj bez zastanowienia.

+ + +









WERSJA W J.UKRAIŃSKIM
do góry ↑
WERSJA W J.ANGIELSKIM
do góry ↑

 
do góry ↑
VIDEO


Na tę chwilę brak jest w bazie video do danego artykułu.

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.


Na tę chwilę brak jest w bazie zdjęć
powiązanych z niniejszym artykułem.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików powiązanych z niniejszym artykułem.





















„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 685 617
Dziś:
Днесь:
354