Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0023)
Kupicz Ksenia z d. Bida
ur. 11.04.1919

Żurawce, powiat Rawa Ruska [po 1945 r. – Tomaszów Lubelski], woj. Lwów [po 1945 r. – Lublin].

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 15.01.2009 2. Numer kolejny: 0023
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Kupicz Ksenia z d. Bida

Kuty, 11-610 Pozezdrze
Польща - Polska
4. Data urodzenia: 11.04.1919 5. Miejsce urodzenia:

Żurawce, powiat Rawa Ruska [po 1945 r. – Tomaszów Lubelski], woj. Lwów [po 1945 r. – Lublin].

B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem:

Ruda Żurawiecka.

1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

Urodziłam się w Żurawcach, wyszłam za mąż, tam mąż zbudował dom i tam zaczęłam mieszkać. Mąż pochodził z Rudy Żurawieckiej.

Ruda Żurawiecka była niewielką wioską, 40 numerów, może trochę więcej, dokładnie nie wiem. Połowę mieszkańców stanowili Polacy, a drugą – Ukraińcy. Przed wojną nie było takiej różnicy – Polak, Ukrainiec. Polacy rozmawiali tam po ukraińsku, nikt polskiego nie używał. Może jedynie tacy starzy, a młodzi ciągnęli do siebie.

Z Żurawców do Rudy Żurawieckiej nie było daleko, może 1.5 kilometra. Był nieduży las, a za nim już była Ruda Żurawiecka.

Żurawce, to była duża miejscowość – ponad 600 numerów. Duża, bardzo duża wioska.

W 1938 roku wyszłam za mąż, a w 1939 mąż poszedł na wojnę. Wrócił w 1941.

Gdy w 1941 roku przechodził front – byliśmy w innej miejscowości, uciekliśmy ze swojej wioski. Niemcy kazali nam odejść, gdyż, jak mówili, tu mogą być walki, żebyśmy się wycofali. Pojechaliśmy w pole, był taki dół, rów, to miejsce miało jakąś nazwę. Ale my potem pojechaliśmy stamtąd do wioski, do innej wioski, do polskiej wioski pojechaliśmy, mieliśmy tam znajomych i oni nas przyjęli. Nocowaliśmy tam jedną noc.

Front przeszedł i wróciliśmy z powrotem. Strach minął, gdyż wszystko poszło już dalej na wschód, a my mogliśmy wrócić do domu. Wszystko zostawiliśmy, niczego nie zamykaliśmy i nic nie przepadło, wszystko było tak jak zostawiliśmy. Wróciliśmy i dalej gospodarzyliśmy.

Wrócił mąż, pokręcił się trochę, chciał wykończyć nowy dom, ale zaraz jak przyszedł – zabrali go do młyna. Bo z zawodu był młynarzem. Miał 16 lat gdy poszedł do młyna, pracował i został głównym młynarzem.

Od razu wzięli go do pracy, był tam kierownikiem. A jesienią zaczęliśmy mieszkać w nowym domu, on ten dom wykończył. Tam trzeba było tylko postawić piec, by przyszedł murarz piec stawiać, a tu nagle mobilizacja do wojska – zmobilizowali jego i mego męża. Razem pojechali. Razem też wrócili z tej niewoli. Wrócił, postawił nam piec i na zimę przenieśliśmy się do nowego domu.

Tak żyliśmy. Dorobilibyśmy się, no ale ile my tam byliśmy? W 1942 roku [tam zamieszkaliśmy], a w 1947 nas wywieźli. Czego można było się dorobić?

[Proszę powiedzieć, na waszym terenie UPA działała, partyzanci przychodzili do was?] Przychodzić – przychodzili, przechodzili, nie raz i nocowali. Mieliśmy wśród nich naprawdę dobrych znajomych. Mój mąż również bardzo im pomagał. Był młyn, do młyna przywozili zboże do mielenia, przywozili w nocy. Trzeba było zemleć, gdyż oni organizowali sobie magazyny w lasach, a więc trzeba było mieć swoją mąkę, żeby nie głodować. Potem Polacy wszystko zabrali, gdy wykryli kryjówki.

Babcia i siostra mieszkały w Żurawcach, a ja byłam na Rudzie Żurawieckiej, tak naprawdę był to przysiółek, który należał do Żurawców. Poszłam popatrzeć jak wiozą tych żurawczan [w 1947 roku]: babcia siedzi na wozie… A siostra moja [wcześniej] pojechała do Ukrainy, syna zostawiła. Brat mówi: „Zostaw mi, nie mam dzieci, wezmę go za swego – wszystko będzie jego. Zostaw go”.

No a później [do Ukrainy wywozili w latach 1945/46], jak już zaczęła się ta partyzantka… A brat był sołtysem, bał się, wziął walizeczkę i wyjechał do Wrocławia. Mieliśmy tam wujka, to był mamy bratanek, i on pojechał do niego. Została bratanica, babcia została, moja siostra i ten chłopiec, który nie pojechał do Ukrainy, gdyż mama nie wzięła go, zostawiła bratu.

No więc, wyszłam na drogę, patrzę: babcia jedzie na wozie, a ten chłopiec (miał 9 lat, już taki trochę starszy był) – krowa przywiązana do wozu i on za tą krową idzie.

Przyszłam do domu, mówię: „Wiesz co, stary, wszyscy ludzie jadą – to i ja pojadę, bo co ja będę tu robiła?”. A mogliśmy zostać. Przyszedł Polak, żołnierz, mówi, żebym gotowała im jedzenie, tym porucznikom. Żeby, gdy oni wrócą z akcji, „było coś ugotowane”. Mówię: Proszę pana, ja mogłabym gotować, ale z czego. „Ja wszystko dostarczę, proszę tylko zrobić”. Trzeba, to trzeba. „Ja się postaram, że pani nie wyjedzie”. Ktoś mu widocznie powiedział, że jestem Ukrainką. Przyniósł mi papierek, ale powiedziałam – Nie, wszyscy jadą, to i ja pojadę, gdzie ludzie, tam i ja będę. Myślę sobie: w nocy przyjdą [ci z UPA], trzeba nakarmić, a w dzień przyjdą [Polacy], będą mnie katować, albo zabiją. Dlatego wyjechaliśmy tu [na północ Polski].

To było w 1934 roku, może to był 1944, przyjeżdżali do nas ci z Bełżca – tam sami złodzieje byli, ci Polacy, to było takie dziadostwo! Później było już to ich wojsko, weźmie taki czapkę nałoży i już wojskowy, bo w czapce. I tak rabowali! Tak często przejeżdżali do tej naszej wioski, na ten przysiółek…

Pewnie Bakun panu [Roman, ankieta 0022] opowiadał o tym, jak na Rudzie pobili… [Proszę powiedzieć.]

Jechali Polacy do Uhnowa. Uhnów, to było miasteczko, takie nieduże. Oni tam jeździli, a po drodze, w tych wioskach, rabowali. Było kilka wozów, kilku tych żołnierzy, tacy złodzieje, ci Derzeccy [?]. Nasi zorganizowali zasadzkę, zaraz tak za wioską. Kilku zabili, nie wiem, dwóch czy trzech.

Przyjechali następnego dnia, wojsko przyjechało. To jednego… Schował się… No stary chłop, 65 lat albo i więcej, inwalida jeszcze z I wojny. Nie miał gdzie się schować, za kominem w sieniach stała beczka po kapuście, wlazł do tej beczki. Oni go tam nie zastrzelili, tylko tymi karabinami tak tłukli aż zamordowali.

Innego z kolei… Ojciec z synem, młody chłopiec, nie miał chyba jeszcze 18 lat: ojca zamordowali i tego chłopca zamordowali. I jeszcze jednego. Chyba cztery osoby wtedy zamordowali.

A my uciekliśmy. Teść miał parę koni, mówi – jedziemy, jedziemy do Korniów. Była taka wioska, tak na przełaj było 8 kilometrów. Mój mąż tam pracował, za Niemców, pracował w młynie. Powiedzieli, że to dobry młynarz, trzeba więc go tam posłać, żeby dobrą mąkę robił. I wysłali go. Miał tam już znajomych i my tam pojechaliśmy. Byliśmy tam dwa tygodnie, nawet Wielkanoc tam spędziliśmy, paskę piekliśmy tam u niego. Potem wróciliśmy, gdy tu trochę zacichło.

Tak rabowali, że o mój ty Boże! Ja nie wiem… Taka kobieta, sąsiadka, miała 8-letniego chłopczyka, wyprowadziła krowę… No bo wszyscy uciekli, kto miał krowę czy co – wszyscy uciekali do lasu, niedaleko był taki nieduży las. Wszyscy gnali w pole, a ta wyszła z krową: podszedł, za sznurek i już prowadzi [krowę], a ona wróciła do domu.

No a ja… Moja krowa stała jeszcze w stajni razem z krową teścia, teść zabrał swoją, a moją zostawił. A co ja mogę zrobić? Trójka małych dzieci! One się tak bały! Jak już dziecko zobaczyło, usłyszało – wojsko!, to ono… Boże, cała trójka: dwoje stoi koło mnie, trzecie na rękach. Pobiegłam do stajni, krowę wypuściłam. Gdybym tego nie zrobiła, to oni by ją znaleźli i zabrali. Krowa zadarła ogon i pognała po polu do lasu. Uciekła aż do Żurawców, aż do tej mojej starej wioski, gdzie wcześniej mieszkałam. Następnego dnia ktoś przyszedł do młyna i powiedział [mężowi], że „twoja krowa przyszła”. Złapali i przyprowadzili. Tę krowę potem przywieźliśmy tu [w 1947 roku na Mazury].

Na naszym terenie operowała sotnia „Gonty” [„Gonta”, Gil Jan, 1918 – 06.1947]. „Gonta” zginął w Żurawcach, w chacie. Pewnie panu już o tym wspominali. [Słyszałem, że oni byli u kogoś w domu, mieli tam pod domem…] Nie pod domem! Z domu mieli jedynie wejście do kryjówki, ktoś wydał. [Niby Michał Tomaszewicz. Pani znała takiego?] Nie, to nie on. Zawsze wskazywali na innego, Iwanko Kupicz często o tym mówił… [Jan Kupicz, ankieta 0116.]

„Dubowego” wyciągnęli stamtąd żywego, inni się zastrzelili, było jeszcze czterech – „Gonta” i jeszcze trzech. „Dubowego” prowadzali po wsi, po wsi na sznureczku, żeby pokazywał. Wskazał na takie, które były niewinne, w ogóle. [Taka] powie: „No co, ja o niczym nie wiem, gdyż nigdzie nie byłam”. Niczego nie wie, to i niczego nie powie, nikogo nie wyda.

Jedną zabrali, ale wróciła, a druga nie wróciła. Ta, która wróciła, to ją za siostrę wzięli. Mieli zaaresztować siostrę, ale zaaresztowali ją, a ona w ogóle była niewinna.

Jej ojca również zabili. Wtedy, gdy tę akcję prowadzili, na takim przysiółeczku, tam jej ojca zabili. Ten ojciec był już na górze, już będą strzelać, na górce tak stanął, wzniósł oczy do nieba, przeżegnał się i go posiali [posiekli?] tam.

Tam byli tacy, którzy stali, gdyż na forszpan przyjechali. Był tam nawet bratowej brat. On był taki garbateńki, niziutki. Ten tato mówi: „Pojadę, może mnie puszczą, może niczego mi nie zrobią”. Ten stał, więc widział, gdy do niego strzelali. A dwóch stanęło tam jak jakieś jastrzębie w wyczekiwaniu, że coś upolują, gotowi, żeby się najeść. Jeden za jedną nogę ciągnął, drugi za drugą – buty ściągali, mało się tam nie pobili.

W tym ogrodzie, nad tą kryjówką rosły ziemniaki. Ziemniaki już kwitły! No ale ktoś wydał. [Mówi pani, że to nie był Michał Tomaszewicz?] Nie… A może? Ale co to za Tomaszewicz? Nie pamiętam żadnych Tomaszewiczów, u nas takich nie było. [W którym to było roku?] To już chyba było w 1947, to mogło być w czerwcu 1947 roku. Dokładnie nie pamiętam.

[Jakie były dalsze losy „Dubowego”?] Nie wiem, zabrali go. Nie było o nim niczego słychać, nikt o nim niczego nie wiedział. Może go zabili. Na pewno zastrzelili…

Tę kobietę tak bili, tak katowali! Tę, która mieszkała w tym domu [gdzie była kryjówka]. Tak ją bili, że ona już… O co by nie pytali, ona na wszystko odpowiadała „tak” lub „nie”, ona już nie panowała nad niczym. A potem ją jeszcze w ogień wrzucili. Bo ten dom podpalili.

[Ci partyzanci w kryjówce, oni się bronili, strzelali stamtąd?] Oj… Gdy wszystko się zaczęło, to jednego tam wsadzili. On był pod ochroną. Wszyscy mówili, że to chyba on wydał. Młody chłopak, nie był jeszcze stary, miał trochę ponad 20 lat. Może bili go i powiedział? To był sąsiad, niedaleko mieszkał.

[Wejście do tej kryjówki było z podwórza czy z domu?] Z komina. Jak jest komin, to tam było wejście, tam była kryjówka, aż hen na ogród [wychodziła]. W ogrodzie kopali i tam zrobili kryjówkę. Kiedyś kominy były w sieniach, i tam były takie drzwiczki. Gdy wybierali sadzę, bo tam sadzy się nazbierało, drzwiczki otwierali i wymiatali ją, i już wszystko w porządku. Tam zrobili wejście do kryjówki.

[No ale gdy podpalili dom, to ci partyzanci nie mogli wyjść z tej kryjówki…] Ich powyciągali, wszystkich wyciągnęli. [Żywy był tylko „Dubowy”, reszta była martwa…] Martwa, sami się postrzelali. Taki Jan Sułym, on w Kanadzie zmarł, jego również tam wpuścili, żeby lazł, żeby oni się poddali, że oni im nic nie zrobią, niech tylko się poddadzą. Ten wlazł i: „Chłopaki, nie strzelajcie! Chłopaki, nie strzelajcie!”. Powiedział im, jaka jest sprawa i potem wylazł. Ale później, gdy zaczęli te granaty… Jego tam trzymali i zaczęli granaty rzucać, ale oni już sami się postrzelali. Sułym wtedy ogłuchł, i to już mu zostało.

[Pani kiedykolwiek była w takiej kryjówce?] Nie.

Oni ich powyciągali, tak wyglądali… Ja ich widziałam, ale z pewnej odległości. Przyszłam do Żurawców, idę… Bo była jeszcze nasza babcia, siostra. Zebrałam się, umyłam, przebrałam, mówię: Pójdę do babci.

Doszłam już na sam koniec lasu – wojsko stoi, dwóch żołnierzy! Wzięłam se dowód, wylegitymowali mnie i puścili. I jeszcze mówią: „A u nas takiego imienia nie ma”. Mówię: "A u nas są takie imiona, i nie mało, a dużo jest takich imion". Puścili mnie.

Przyszłam do babci, a wrócić nie mogę, nie puszczą mnie, już inni stali [żołnierze] i nie puścili mnie, gdyż mogłabym coś przenieść. Do babci nie pójdę, bo bratowa uciekła, schowała się, babcia sama, siostra też się schowała, myślę sobie: pójdę do babci – będą mnie przez nie bili, bo to było wtedy na porządku dziennym.

Był mego męża szwagier (miał jego siostrę), on również uciekł z tego przysiółka, z Rudy Żurawieckiej, i przeniósł się do naszej wioski, do Żurawiec, tak tymczasowo (potem wrócił, bo jego domu nie spalili). Mówię: „Józef, może mnie przenocujesz, bo byłam u babci, wojsko stoi i nie chcą mnie puścić do domu, nie mam gdzie przenocować, boję się”. „Kseniu, ja bym cię przenocował, ale ja sam się boję”. Wierzyłam mu, że on tak samo się boi.

I dokąd ja pójdę? A to tak było (aż wstyd mówić), że ja krowę do byka prowadziłam. Przez Żurawce trzeba było do Korhyń zaprowadzić tę krowę. No i gdzie ja się podzieję z tą krową? Co mam zrobić?

Idę. Pod wieczór oni już się zjeżdżali, już się formowali do kupy, wszyscy się zjeżdżają. Idę prosto do nich. Z tą krową idę prosto do nich, do tego starszego, do porucznika. Mówię mu, że taką mam sytuację. „Proszę zaprowadzić tę kobietę do tego domu, i tę krowę, niech się zaopiekują tą kobietą”. Planował załapać się do mnie, wieczorem przychodził, ten porucznik, chciał tam nocować ze mną. Myślał, że mu się uda.

Ale tam była wdowa, synowa też była wdową, bo Niemcy zabili, był w partyzantce i Niemcy go zabili, tylko chłopcy [dzieci] byli razem z nią. Ja z nią do szkoły chodziłam, dobrze się znałyśmy. No i ja miałam tam nocować, a on „by się tu przespał”. Ona mówi: „A gdzie tu pan będzie spał? My tu będziemy obydwie w łóżku z dzieckiem, a babcia stara będzie tam spała”. Posiedział, posiedział i poszedł.

Rano przyszedł wojskowy i zabrał mnie do sąsiadki. Tam niedaleko sąsiadka była, żebym szła pomagać gotować dla nich, dla tych, którzy wrócą z tego szabru, z tego zabójstwa.

Robiłyśmy makaron, przynieśli nam tych kur, wyparzyłyśmy je, zrobiłyśmy porządki. Ona już gotuje, ja mieszam makaron, wymieszałam, namoczyłam, rozwałkowałam, już można kroić i gotować. I wtedy ona zobaczyła, że [Polacy] prowadzą „Dubowego”. Zamilkła. Słowem już się do mnie nie odezwała. Kryjówka była pod jej domem! Pod domem była kryjówka! Zrozumiała, że on przyprowadzi ich do niej. Ale nie przyprowadził. Tak się wystraszyła, że wyjechała przed nami, zanim rozpoczęła się akcja „Wisła”. Bała się.

Polacy tej kryjówki nie znaleźli, ale ona była pusta, nikogo nie było w tej kryjówce. „Dubowy” nie wydał jej. Dziś tych domów już tam nie ma, te laszyska [od Lach – Polak] wszystko tam „pomordowali”. Na tym podwórzu gospodarstwo zrobił, takie „kamienice” powystawiali na tych naszych gospodarstwach jak nie wiem co.

Zabitych pozbierali… Krysia opowiadała, że tam jednego zabili, tych, których wyciągnęli z kryjówki, tych czterech, razem wszystkich pięciu przywieźli i tak niedaleko, było może 30 metrów, może 50, pod taką wierzbą ułożyli. Wszystkich pięciu, tego starego nieboszczyka i tych z kryjówki.

Mówi do mnie… On był takim… Jak to nazywają? No, gdy ktoś jest ranny czy coś, wtedy on… W wojsku byli tacy… Jak ich nazywali? Zapomniałam już, nie trzyma się głowy… Mówi do mnie: „Może pójdzie pani zobaczyć tych partyzantów?”. A ja: „Wie pan, ja nie lubię na nieboszczyków patrzeć”. Bałam się iść, żeby gdzie… Potem żałowałam, że nie poszłam. Mogłam pójść i popatrzeć na nich.

Potem, gdy przyjechali ich zabierać, był nad nimi ten porucznik z wojska, i on powiedział: „To partyzantka, ale zobaczcie jacy oni czyści, choć z ziemi wykopani. Nie tacy jak wy, brudasy. Jakie ich nogi czyste, a wy jakie brudasy tutaj chodzicie”. [Nie powiedział „bandyci” tylko partyzanci?] Nie wiem jak on powiedział, pewnie „banda”.

[To byli chłopcy z Żurawców?] Nie, tylko „Gonta” i ten stary mężczyzna, który bez winy był, którego za nic zamordowali. Później robili u niego rewizję i niczego nie znaleźli. Faktycznie, zginął za darmo. Takich było wielu. Wszyscy zginęli za darmo, bo przecież walczyli o swoje. Jak mawiał ten, który przed Kuczmą był… [Krawczuk…] Tak, Krawczuk, on powiedział: „Nasi ludzie kroku nie zrobili na obcej ziemi”.

2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 28 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem:

Mąż Kornel; ja Ksenia; synowie: Michał, Jarosław, Igor.

[To pani z trójką dzieci jechała w 1947 roku. Oj, to na pewno ciężko było…] Oj, ciężko było… Ale co mogliśmy zrobić? Wodę [ludzie] nabierali, gdy pociąg się zatrzymywał. I nikt nie zachorował, wszyscy przyjechali tu zdrowi.

[Więc pani w 1947 roku miała już własną rodzinę.] No tak, ale my się połączyliśmy z innymi członkami rodziny. No bo została babcia moja, brat, który był sołtysem. Był sołtysem… U nas też ta partyzantka była, on również współpracował z nimi, przechowywał ich, nocowali tam [partyzanci UPA]. U nas nie było dużych lasów, dlatego i partyzantki szczególnie nie było, tylko tacy, którzy byli w marszu. Jeśli był spokój, to dzień, dwa posiedzieli u ludzi i poszli dalej. Na ogół u nas nie było dużego ruchu.

Mimo to, brat się bał. Był sołtysem, a są tacy, którzy zaraz powiedzą, że tu jest sołtys, więc oni pójdą do sołtysa. Zabraliby go z miejsca, zaaresztowali i po wszystkim. [Dlatego wyjechał.]

5. Ile osób zostało na miejscu: 0
6. Ile osób przesiedlono: 5
7. Ile osób zaginęło: 0
8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

W Rudzie [Żurawieckiej] była jedna rodzina [żydowska]. Polacy stanowili połowę [wioski].

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

Przed wojną nie było takiej różnicy – Polacy to, czy Ukraińcy. Polacy rozmawiali tam po ukraińsku, nikt polskiego nie używał. Może jedynie tacy starzy, a młodzi ciągnęli do siebie.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Nowy drewniany dom, kryty dachówką. Nowy dom! W 1939 roku weszliśmy do tego swego domu. Zaraz, nie w 1939, a w 1941, bo przyszedł zdun do pracy, a po południu przyszła karta mobilizacyjna.

Mało kto miał dom pod dachówką, ale on [mąż] pracował, był młynarzem, zarabiał więc pieniądze i przykrył dom dachówką. A tak to prawie wszystko słomą było kryte. Mój dziadek był wielkim majstrem budowlanym, głównym, więc my również…

Mama wcześnie umarła, zostawiła ośmioro dzieci. A jak mama umrze, to już nie ma takiego…

Ojca mieliśmy bardzo dobrego, i może nawet by się ożenił po raz drugi, ale babcia nasza była… Mieliśmy babcię, mamy mamę, i tak nas chowali. Ona nie mówiła „ty się nie żeń”, czy „ty się ożeń”. A była nawet mamy siostra, wdowa. Podobno przed śmiercią mama powiedziała tacie, żeby wziął sobie Nastię (miała na imię Nastia). No ale babcia mówi: „Nie, nie bierz jej. Ona jest bardzo leniwa, ty się z nią niczego nie dorobisz”. Babcia nie pozwoliła więc, żeby jej druga córka wyszła za mąż. No i tato się nie ożenił. Babcia mówi: „Ożenisz się… Teraz nie jesteś żonaty, to dzieci są półsierotami, a jak się ożenisz, to będą okrągłymi sierotami”. Tato usłuchał i się nie żenił.

[Nowa żona, wiadomo, ciągnęłaby w swoją stronę…] Tak. I byłyby jeszcze dzieci, bo tato również był młody, po pięćdziesiątce, to co to jest.

Chlewa jeszcze nie mieliśmy, mąż dopiero szykował się do budowy. Przygotował dużo drzewa, zamierzał zbudować stodołę, stajnię, ale kiedy zrobiła się ta wywózka [gdy zaczęli wywozić ludzi], a wywozili z wszystkich wiosek, wówczas on to drzewo pociął i spalił. Mówi: „Nie będę budował dla kogoś. Nie będę tu mieszkał, to i nie będę budował”.

Ziemi mieliśmy z 5 morgów. U nas była dobra ziemia, bardzo dobra.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono?

Wywieźli nas w 1947 roku pod koniec czerwca, może był to już początek lipca – nie pamiętam.

2. Kiedy Panią/Pana przywieziono?

Przyjechaliśmy tu 8 lipca. Byliśmy w drodze około tygodnia.

3.1. Trasa przejazdu: Ruda Żurawiecka – wozy – Lubycza Królewska – wozy – Bełżec – pociąg – Giżycko – wozy – Kuty
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

Do wioski weszło wojsko. Powiedzieli: „Macie dwie godziny, żeby zebrać się w drogę”. To jak można było jakieś papiery [dokumenty] czy coś z sobą zabrać?

Dali nam dwa wozy, ale my jeszcze nie mieliśmy co wieźć, jeszcze się nie dorobiliśmy, gdybyśmy byli bogaci… [Młode małżeństwo…] Tak, tak…

Gdybym zechciała, to bym nie pojechała. Ale wyszłam, patrzę – jadą Żurawce, jadą ludzie tymi wozami, moja babcia jedzie na wozie, siostra leży, bo pobita, skatowana… [I za co?] No wzięli ją… Wyłapywali takich młodych… I brata mego… Miał dwie córki, jedna chyba miała już 18 lat, a druga 15 czy 16, taka była rosła, no i za nic – znaleźli u niej zeszyt z ukraińskimi piosenkami, partyzanckimi [upowskimi], i z tego powodu… [Nie ma tego zeszytu…] A skąd! Wszystko zabrali, pewnie spalili potem, polaczyska… Siostrę moją też tam zaprowadzili.

Moja babcia była z polskiego rodu. Dobrze umiała mówić po polsku. I gdy złapali te dziewczyny – babcia wyszła na drogę, pyta: „Oj, a gdzie to Kaśka? Gdzie jest Kaśka?”. Ktoś powiedział: Dopiero co złapali i poprowadzili do stodoły, tam do… Mego stryjka stodoła tam była. Babcia otworzyła drzwi, a one wszystkie do goła rozebrane, i, tak jak jest zapierze [?] w stodole, gdy składasz zboże to tam jest coś takiego, i tam, mówi, one oparte o tak – i biją je ile sił! Tak katowali, że się nie dało! Babcia otworzyła drzwi: „O Boże! A co tu się dzieje!? Co tu się dzieje!”. A ci mówią: „A ty stara kurwo!”. Babcia się przestraszyła i poszła do domu.

No a potem wróciła do domu… A moja siostra pojechała do Ukrainy. Jeszcze panu o jednym opowiem...

Pojechała do Ukrainy. Miała pięcioro dzieci, z szóstym była w ciąży. Też takie to biedne było, bo raz ją wywieźli – wróciła z powrotem do domu. Jeszcze „za ruskich” ją wywieźli. Ale nie, ona chce do Żurawców, do domu, do rodziny. Wróciła bez niczego. Przyjechała, a zabrać to co ona mogła? Przyjechała – domu nie ma, dom rozebrali, spalili, porozciągali, jeszcze moskale popalili to wszystko, te wioski, skąd ludzi wywieźli. No ale dobrze, gdzieś ona sobie znalazła jakąś chałupinę, zamieszkała tam. Mieszkają.

Wywożą do Ukrainy [po raz drugi]. No wywożą… Ona pojedzie. Dali jej wóz, posadziła dzieciaki na ten wóz. Jeden chłopczyk [jej syn], chyba Wasylko miała na imię, miał 8 czy 9 lat. Brat mój mówi: „My już nie będziemy mieć dzieci…”. Mieli jednego chłopca, ale ten chłopiec zmarł, lekarz powiedział żonie, że „pani nie będzie miała więcej dzieci”. On mówi: „Weźmiemy go za swego”. I ona tego chłopczyka zostawiła, bratu. No to on mówi: „Weźmiemy za swego, będzie nasz”.

A potem tak się stało, że brat uciekł, za nim uciekła bratowa, do Wrocławia wyjechali. Mieliśmy tam wujka, mamy bratanek tam był. Pojechali. Została tylko babcia z tym chłopcem, i siostra została. Patrzę – babcia jedzie, a ta [siostra] leży na wozie, nie mogła siedzieć, bo była czarna, taka zbita, że te pośladki były takie czarne jak [pokazuje] te spodnie, i twarde jak kamień.

Popatrzyłam na to, mówię: „Nie! Wszyscy jadą, to i ja pojadę. Tam, gdzie ludzie, tam i ja będę”. Bo ja mieszkałam w tej Rudzie, tam był cały ten ich sztab, który organizował wywózkę ludzi. Pod wieczór oni wszyscy się zjeżdżali. Przyszedł taki kapralina i mówi: „Wie pani co, może by pani gotowała obiady dla poruczników, jak przyjadą wieczorem zmęczone…”. Widać wiedział, że jestem Ukrainką, gdyż powiedział: „…to pani nie wywiozą. Ja się postaram i pani zostanie na miejscu”.

I ja bym została, ale gdy zobaczyłam, że to wszystko jedzie, wtedy powiedziałam: Co ja będę tu robiła? Wieczorem przyjdą partyzanci – trzeba nakarmić, prawda? W dzień przyjdą [Polacy], będą bili, bo ktoś im doniesie. Myślę: I ja będę tak cierpieć? Tak biedować? Gdzie ludzie będą biedować, tam, gdzie rodzina, tam będę i ja. I my wszyscy razem tak się złączyliśmy, że znaleźliśmy się w jednym domu. Było nas osiem osób pod jednym dachem!

[Mówi pani, że w Rudzie Żurawieckiej Polacy mieli sztab. Dużo ich tam było?] Tego to ja nie wiem, bo nasz dom był tak pod lasem. Mieli samochody, jeździli po wioskach, do tych dużych, tam aż – Nowosiółki, Machnów, Wierzbica. A pod wieczór wszyscy się tu zjeżdżali.

[Gdy byliście już na wozach, to dokąd pojechaliście?] Wyjechaliśmy na główną drogę, zaraz koło nas był asfalt – tam na Machnów, Wierzbicę i do Uhnowa, a my pojechaliśmy prosto do Lubyczy [Królewskiej], a z Lubyczy do Bełżca. Jechaliśmy wozami. Ile my tam mieliśmy – 200 metrów do głównej drogi.

[Byli z wami żołnierze?] Nie… Ja już nie pamiętam… Nie no, musieli być. Z pewnością byli, żeby ktoś nie uciekł.

W Bełżcu – tam to już ładowali nas do wagonów. Babcia miała krowę i my mieliśmy krowę, i obie te krowy przywieźliśmy tu [na Mazury]. Sama musiałam wszystkim się zajmować: i wydoić, i nakarmić.

[Jechaliście w jednym wagonie z krowami?] Nie, krowy były gdzieś w innym, w drugim czy trzecim. Można się było do nich dostać, gdy pociąg stawał. Nie pamiętam jak często pociąg stawał.

[Jeżeli byliście w drodze tydzień, to czym wy te krowy karmiliście?] Wzięło się gdzieś jakiejś trawy trochę, jeszcze czegoś, trochę wody, żeby tylko przeżyły.

[Może pani pamięta, gdzie pociąg stawał, gdzie staliście dłużej?] W jednym miejscu to my staliśmy nawet trochę dłużej, ale nie pamiętam gdzie to było, nie pamiętam. Na ogół – mało stawał, mało, nie bardzo się zatrzymywał…

W wagonie było może nawet pięć rodzin. Wytarta słoma leżała, którą ludzie przywieźli. Przebywaliśmy tam wyłącznie na gołej słomie, nikt niczego nie ścielił.

[Do jedzenia coś dawali?] Nie, dopiero w Giżycku. Ratowało nas to, co wzięliśmy z sobą. Nikt niczego nam nie dawał.

[Tego pociągu ktoś pilnował?] Wojsko.

[W niektórych pociągach dawali jeść…] Nam niczego nie dawali. Nikt nam niczego nie dawał. W Giżycku ludzie pobiegli… Siostra wylazła z tego wagonu, leży, nie może się ruszyć, bo jeszcze ją jakieś korzonki złapały. Zbita tak, że nie mogła siedzieć, to jeszcze ją korzonki złapały! A ludzie… Mówi ktoś: „Ludzie! Tu człowiek leży, co wy tak! Może jeszcze nie umrzecie z tego głodu” – po niej, po niej tak biegli do tej zupy, jakąś zupę tam dawali. Już w Giżycku. Ale my mieliśmy jeszcze chleb, krowę się wydoiło, mleko było, więc aż tak bardzo nie głodowaliśmy.

[Gdy już byliście w Giżycku, to kto wam powiedział dokąd dalej jechać?] Przyjechał wóz, woźnica wiedział, dokąd ma nas zawieźć. My nie wiedzieliśmy, dokąd jedziemy, ale woźnica wiedział. Tam był taki las, ktoś powiedział: „Tu stoi młyn, a tu jest młynarz, gdzieś tu jest młynarz, to trzeba dać mu tę chałupę koło młyna i będzie młynarzem, będzie mąkę robił”.

No i dali nas… Zamieszkaliśmy na górce, był tam taki dom na krzyżówce, taki wysoki, tam zamieszkaliśmy. Potem się zamieniliśmy, gdyż na nasze miejsce dali takiego… Taki Lisowski był, w Przerwankach, no i on gdzieś posmarował. On się nie znał, był krótkowzroczny, on tak o się patrzył…

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?

Nie wiedzieliśmy, gdzie nas wiozą.

5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony?

Nie, nikt nie wrócił.

[Pani nigdy nie próbowała tam wrócić?] Nie. [Nie chciała pani tam wracać…] Nie. Przecież tam nie było już ludzi, wszystkich wysiedlili. Jedna, dwie rodziny zostały, i to taka, że była tu, a potem wróciła tam, bo ona wyszła za Polaka, ta dziewczyna, no, nie dziewczyna, miała już dziecko.

Miała wziąć ślub z tym swoim chłopcem, on był w UPA. Wieczorem mieli wziąć ślub, a w nocy go zabili. Gdzieś tam koło Hrebennego zabili go, w tych lasach. Została sama. Wyszła za Polaka, potem go rzuciła. Miała trzech chłopców i przyjechała tu. Tu trochę mieszkała, a potem wróciła z powrotem.

Ci chłopcy już podrośli i ona wróciła tam. Dom kupili, pobudowali się, bo stary gdzieś rozebrali, no i na tym miejscu zbudowali. I ona tam jeszcze mieszkała, no, do dziś mieszka. Ale pamięci też już nie ma, głucha. Ona jest młodsza ode mnie. O ile?... Ona jest z 1922 albo 1923 roku. Ale taka głucha! Bardzo trzeba do niej krzyczeć. I pamięć traci…

Mój brat również tam wrócił.

6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE:

Wzięliśmy obraz ze ściany.

6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU:

Trochę mąki wzięliśmy, trochę zboża było, to wzięliśmy, i niczego więcej. Ani łóżka, ani stołu, żadnej szafki – niczego nie wzięliśmy.

Aha, prawda, przywiozłam jeszcze maszynę do szycia. Ile razy mi się dostało za tę maszynę, no bo przychodzili na te akcje: „Gdzie mąż?”. Mówię: Mój mąż jest młynarzem, pracuje w młynie.

Zrobił se tam kryjówkę, ukrywał się, i jeszcze partyzantów tam ukrywał. To dlatego, że się bał, no bo tak: będzie siedział [w domu], to przyjdą po niego, zabiją albo do Jaworzna zawiozą [do obozu koncentracyjnego dla Ukraińców].

Mnie kilka razy pobili, no właśnie za męża mnie pobili, bo dopytywali się „gdzie mąż”.

Pewnego razu przyjechali, i nie byle kto… Było tam kilku takich Polaków, no, koledzy, kolegowali się [z mężem], chodzili, razem wódkę pili. Ale [jeden z nich] bał się zostać, wyjechał do Bełżca i tak z tymi złodziejami jeździł.

Przyjechał do nas pod próg, wysiadł. Z wojskiem przyszedł do nas pod próg, a ten mnie karabinem po plecach: „Gdzie mąż?”. Mówię, że mąż pracuje w młynie, „a jeżeli mi nie wierzycie, to zapytajcie tego pana, przecież byli kolegami”. „A co mnie obchodzi twój mąż!” Gdyby był dobrym człowiekiem, to nie przyprowadziłby wojska pod dom.

6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE:

To, co miałam na sobie, i to, co mogłam [wziąć]. Ale co ja mogłam? Zakopałam jakieś ciuchy, ale one trochę przygniły.

6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY:

Jakieś dokumenty może i były, te kenkarty na pewno były, ale to się już tu zniszczyło.

6.5. Przywiezione przedmioty - INNE:

Krowa. Chyba było jeszcze małe prosiątko, mąż zrobił klatkę i…

7. Które z nich zachowały się do dziś?:

Obraz. Lidka [córka] chyba gdzieś tam u siebie powiesiła na ścianie. Jeszcze z tysiąc osiemset sześćdziesiątego jakiegoś roku. Przyniesie, pokaże panu.

Mam również maszynę do szycia. Stamtąd przywieźliśmy. Maszyna z nogami.

8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?: Nie.
9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?:

Nie, niczego nie schowaliśmy. Nie mieliśmy jeszcze co chować.

D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?:

Do Kut.

2. Co Państwu przydzielono?:

Dali nam dom, był chlewik, dobudowaliśmy później stodołę, chlewik trochę powiększyliśmy, żeby było miejsce dla świń.

Ziemi nam dali… ile tam tego było? Mało, chyba 2.5 hektara.

Zapomogi nie dawali. Była pomoc [od państwa] w postaci mąki kukurydzianej, cukru, tego typu rzeczy. Mąkę dawali prawie zawsze kukurydzianą, ale my mieliśmy jeszcze trochę swojej, z domu. Przez cały rok nie mieliśmy niczego, ani…

[Przyjechaliście tu 8 lipca 1947 roku, nie mieliście niczego zasianego. Więc jak wy…] Nic nie posadzone, nic nie zasiane – i przeżyliśmy. [Chodziliście gdzieś do pracy?] Chodziłam. Ja chodziłam, siostra chodziła. Chodziliśmy pracować do Polaków, do gospodarzy. Był taki – trzeci za nami, pracował w gminie, był sekretarzem, miał żonę, czwórkę dzieci, dobry był sąsiad.

Gdy już się wprowadziliśmy, na drugi czy na trzeci dzień przyszedł do nas: „Idę ja swoich sąsiadów odwiedzić”. Do pracy chodziłam tylko do niego. Wiosną w burakach siedzieliśmy, buraki dzióbaliśmy. Pieniędzy nie braliśmy, jesienią przywiózł nam cały wóz ziemniaków, cały wóz załadował workami z ziemniakami. Nie był wyrachowany. Wystarczyło nam tego na całą zimę i jeszcze świnię wyhodowaliśmy (z domu przywieźliśmy takie małe prosiątko).

Wiosną [1948], gdy nadeszła wiosna, to my już coś trochę zasialiśmy. Jeszcze nie było pomiaru, niczego nie było, ale on nam trochę tego pola dał, ten sąsiad, i my już troszkę zasialiśmy. Potem było mierzenie, i nam namierzyli, ale takiej ziemi, że tam nic się nie rodziło – kamień i żwir, i sosenki takie młodziutkie rosły, samosiejki.

Sąsiad, rodzina Baranów, oni również nie mieli dobrej ziemi, oni i my mieliśmy najgorszą ziemię. A już tu dalej przez wioskę, tam już mieli dobrą ziemię, tylko u nas ten kamień był.

[Ogólnie jednak, życie w nowym miejscu nie było aż takie złe.] No nie, potem… Na początku niektórzy niczego nie mieli. A my i mąkę sobie przywieźliśmy, trochę zboża przywieźliśmy, i to prosię, mieliśmy dwie krowy – te krowy to tak nam… Bo było gdzie paść, one tak się doiły! Cztery razy je doiliśmy.

Wkrótce te szkoły powstały. Przyjeżdżali do szkoły co miesiąc na wakacje, jeden turnus dzieci przyjechał i po nim zaraz drugi. I to mleko… Dwa razy na dzień przychodzili do nas kupować mleko. Mieliśmy ser, i masło, wszystko mieliśmy, nie głodowaliśmy, dzieci nasze głodne nie chodziły. Choć u nas było tych dzieci – osiem osób codziennie siadało do stołu, pełno było jak na jakimś przyjęciu. Bo była babcia, siostra, siostry syn z Ukrainy, ja jeszcze i jego wychowałam (też już zmarł, w Kanadzie).

Sąsiadka mówi: „On idzie do szkoły? Ty go do szkoły oddajesz!?” (siostry mojej [z Ukrainy] syna). Mówi: „Za Gębałkami jest pegeer, tam go daj, to on i dla ciebie parę złotych zarobi”. O, – mówię – nie chcę dorabiać się na czyimś dziecku.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Dom był całkowicie wyszabrowany, pusty dom. Na strychu była słoma, jakieś śmieci. Tam Niemcom chyba krzywdę robili, bo włosów gdzieś narwali, pewnie z głowy. Tam była słoma i dużo wszystkiego. Sprzątaliśmy tam może nawet przez tydzień. Porządki robiliśmy…

Była stara szafa, ściągali ją ze strychu, ale nie mogli jej ściągnąć, i ona tak wisiała na tych schodach. Potem ją ściągnęliśmy. Tylko ta szafa tam była. To była stara szafa, dziś już jej nie ma.

Naczynia były, [Niemcy] zakopali je w ogrodzie, w stajni zakopali, ale tylko doły zostały, gdzieniegdzie widać było pobite szkło.

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

Nie.

Tu stał nasz dom, zaraz był płot, a dalej mieszkała milicja. Pewnego razu przyszedł jeden i mówi: „Pan ma karabin”. „Nie mam karabinu”. „A jak ma?” [Mąż] mówi dalej: „Jeżeli pan postawił, może w chlewie, czy w stodole, to może on tam jest, pan może se zabrać, ale u mnie w chałupie nie ma".

Dokuczali nam. Przyszedł taki jeden, była trzecia godzina w nocy, akurat w tym czasie była nasza [ukraińska] kolęda. Mówi: „Ja żałuję żonę budzić, bo przyszedłem z warty, chcę się tu przespać”. A on przyszedł, żeby zobaczyć, czy u nas kogoś obcego nie ma.

[Chciał sprawdzić, czy nie odbywa się u was jakieś zebranie?] A jak! Przecież podsłuchiwali nas. Mieliśmy takiego sąsiada, no i jeszcze taki Stan był, on potem wyjechał do Ukrainy, również taki twardy Ukrainiec. Często się spotykaliśmy, gościliśmy się, na jedne święta szliśmy do nich, na inne oni przychodzili do nas. Zaczęliśmy śpiewać, a ta milicja tak łaziła pod oknami, podsłuchiwali, a my – śpiewamy, śpiewamy, a potem na zakończenie każdej piosenki [po polsku] – „Niech żyje Stalin! Niech żyje rodina!” [ros. – ojczyzna]. Potem przestali przychodzić.

Później milicjant to u nas nawet mieszkał. Mieliśmy cztery pokoje i jeden u nas mieszkał.

Był taki jeden (nawet nazwisko pamiętam), Zieliński – to było takie dziadostwo! Zapisał się i już milicjant. Była jabłonka na podwórzu, papierówka. Przyszedł, natrząsł jabłek, wziął z sobą worek, pozbierał te duże jabłka, przyszedł do nas i mówi, żebyśmy sobie pozbierali [resztę].

Za stajnią były wisienki, takie młode, ale tak obrodziły, że wszystko było czerwone. Poszłam, wybieram, które już dobrze dojrzałe. Przyszła jego żona: „A co pani tu robi?” Odpowiadam: „Wiśnie se zrywam, takie ładne, dojrzałe”. „A wie pani, że to nie pani?” Mówię: «A czyje to jest!? Mnie tu postawili, dali mi tu dom i to, co tu rośnie – też moje”. Poszła, więcej nie przychodziła po wiśnie. Patrzcie – ja na swoim podwórzu, moje tu prawo, a ona mi uwagę zwraca. To ja powinnam jemu zwrócić uwagę za te jabłka. Pozbierał te duże, to niech te mniejsze też pozbiera. Tylko, że człowiek wtedy się bał… Stary [mąż] bał się z chałupy wyjść i gdzieś coś powiedzieć.

Gdy robili ten pomiar… Przyszli i ten młyn oddali Lisowskiemu, bo Lisowski podkupił [kogoś] w Węgorzewie, on znał się z tymi złodziejami, bo sam taki był.

No i zabrał ten młyn. Przyszli wymierzyć podwórze. Chodzą mi tak koło domu, a ja mówię: „A którędy ja pójdę do chlewa, do krowy, do świń?”. „O tu o ma pani ścieżkę, tu będzie chodzić”. Mówię… Do dziś żałuję, że nie wzięłam jakiegoś kija i nie przepędziłam wszystkich z podwórza. Bo był mierniczy, i ten Lisowski był, i brat Lisowskiego, i jeszcze jeden starszy mężczyzna był w tej komisji, z naszych ludzi on był. Do dziś żałuję, że nie zrobiłam tego. Ten mierniczy mówi: „Proszę nie krzyczeć, bo podam panią do sądu”. Mówię mu: „Wiem, gdzie jest sąd w Węgorzewie, proszę podawać”. Przyszłam i mówię do starego [męża]: „Idę do gminy! Nie mogę tego znieść!”. „Oj, nigdzie nie idź, nie zaczynaj, niech biorą, co chcą, nie ruszaj ich”. [Ludzie pamiętali dramat jeszcze stamtąd, nie chcieli nowego.] Tak, to jasne, nie chcieli tego dramatu. No, ale potem jakoś oswoiliśmy się…

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

Nie chodziliśmy do cerkwi, gdyż cerkwi nie było. [Do Chrzanowa do cerkwi nie jeździliście?] To już potem – jeździliśmy, ale w którym to było roku [po raz pierwszy] – nie pamiętam. Już potem to my tam jeździliśmy, jeździliśmy paskę święcić, i na Boże Narodzenie po wodę święconą.

Nie było czym jechać. Trzeba było dostać się jakoś do Pozezdrza, z Pozezdrza do Giżycka chodził autobus, i dalej pociągiem.

Teraz jeździmy do cerkwi w Kruklankach.

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Wyszłam za mąż w 1938 roku. Trzech chłopców urodziło się tam [przed akcją „Wisła”]. Miałam trzech chłopców, gdy tu przyjechałam, a tu jeszcze dwoje się urodziło.

Pierwszy syn urodził w 1938 roku, a już w 1939 mąż poszedł na wojnę. Tam dostał się do niewoli, przebywał w Niemczech. Wrócił w 1941 roku. Gdy Niemcy napadli po raz drugi, gdy przeszedł front – od razu wrócił do domu.

Niemcy go wypuścili dlatego, że był Ukraińcem. Powiedzieli mu: „Ukrainiec! To co ty tu robisz? Żaden z ciebie wojskowy”. I zwolnili go. Przyjechał pociągiem do Bełżca, a tu granica! Nie miał gdzie się podziać.

Była wioska Przewłoka, pojechał tam, gdyż żyła tam jego ciotka. Był u niej do czasu, gdy Niemcy nawrócili po raz drugi [w czerwcu 1941 r.], gdy przyszli, wówczas wrócił do swojej wioski, do domu.

Od razu poszedł do pracy. Był młynarzem i sołtys od razu wziął go do pracy. Tak samo od razu wykończyliśmy dom. Zaczął go budować w 1939 roku, i zbudował. Przyjechali murarze, zdun przyszedł, jego kolega, on również już wrócił z niewoli, a on dobrze piece stawiał. Postawił nam kuchnię i na zimę poszliśmy tam mieszkać. I mieszkaliśmy tam do 1947 roku.

W 1947 roku mnie z mężem i dziećmi przywieźli tutaj.

Synowie Michał, Jarosław i Igor urodzili się na ziemi ojczystej. Po akcji „Wisła” urodzili się jeszcze Bogdan i Lida.

Ślub braliśmy w Żurawcach w 1938 roku. Udzielił go nam ksiądz Michał Tril, dali do nas takiego młodego księdza (długo u nas nie był). Potem ci księża zmieniali się jeden za drugim, ale tego młodego księdza pamiętam.

Wszystkie moje dzieci mieszkają w Polsce. Dwóch synów umarło – najstarszy Michał i drugi (Jarosław). Synowa również zmarła, wszystko poumierało. Najbardziej mi tego… Najstarszy syn był twardym Ukraińcem, w Węgorzewie mieszkał. Tak się cieszył, że ta Ukraina, gdy uznali tę Ukrainę, tak się cieszył: „Mamo, jedziemy do Ukrainy! Mamo, szykuj się, pojedziemy do Ukrainy!”. I wkrótce pojechaliśmy…

[Pani mąż już zmarł…] O, już 21 lat minęło…

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: Tak.
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Wynieśli z domu. Córka Lidia ukończyła ukraińskie liceum w Bartoszycach.

7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: --------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: brak danych
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: --------------
8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: --------------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?: Nie.
E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Tak.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):?

Gdzieś tam mieli te kryjówki, nawet mój stryjek miał, taką niedużą. Mówił, że [Polacy] jej nie znaleźli.

2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA:

Wiele razy nocowali u nas, przyjeżdżali tacy, których znaliśmy i nocowali. Znałam ich.

3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

No, jeść to ja im dawałam. Mąż miał takiego jednego… Był taki partyzant, któremu mąż w pole jedzenie wynosił, ja nagotowałam. Do młyna narobiłam pierogów, mąż zaniósł, a oni przychodzili i jedli.

A w Bełżcu go złapali, tego, któremu mąż w pole jedzenie wynosił. Mąż wziął małego Igora na ręce (on jest z tego roku, co pana najstarszy brat [ankietera Andrzeja Kryka], z 1945), wyszedł i wówczas on podszedł do niego… A mąż miał takie czarne włosy, taki zarost czarny, pewnie ze dwa tygodnie się nie golił, zarósł, i to go chyba uratowało. Mówi: „Zna pan takiego Kupicza? On jakimiś końmi handlował, jakiegoś konia komuś wziął”. Mąż mówi: „Ja takiego nie znam”. Nie poznał go!

Mąż później powiedział: „Czego on chce ode mnie? O jakichś koniach mówi, ja o niczym nie wiem. Jeść mu nosiłem, a on teraz swoich wydaje”.

Złapali jednego takiego, on był nawet takim trochę wyższym [w UPA]. Złapali go i on współpracował z nimi. Mój [mąż] poszedł do niego (jego też nie raz ukrywał w młynie, dobrze się znali) i mówi: „Ty, Miśku, czego on chce ode mnie?”. Ten odpowiada: „O nic nie pytaj, idź do wagonu, siądź sobie, siedź i nie wyłaź stamtąd. Tak będzie lepiej – nigdzie nie chodź”.

Siostra tak samo: gdzieś wyszła, wzięła sobie czyjeś dziecko i wyszła. A ten akurat przechodził i mówi do niej: „Ty co! Głupia, czy jak? Po co ci to dziecko? Uciekaj do wagonu i nie wychodź, bo wystarczy, że ktoś na ciebie palcem pokaże i już cię nie ma”.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

Brat męża zginął w Szczecinie, był tam w więzieniu i zginął.

Brat, siostra… Moja siostra Katarzyna również współpracowała z nimi.

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?: Nie.
5. Czy był Pan/Pani więziony?: Nie.
F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

U nas działała „Proswita”, była świetlica, na górze, po schodach – tam była świetlica. Tam organizowano przedstawienia, zabawy. Ten budynek był duży. A na dole był sklep spożywczy i mleczarnia.

[Chodziliście do tej świetlicy codziennie?] Ja nie chodziłam, gdyż babcia mnie nie puszczała, ona mnie nigdzie nie puszczała. W świetlicy odbywały się próby, spotkania, w niedziele pokazywali jakieś przedstawienia, bawili się, było bardzo dużo różnych [rozrywek].

Był człowiek [Tymoteusz Chmil], który prowadził chór, był on też dyrektorem szkoły. Był Ukraińcem i żonę miał Ukrainkę, miał trzy córki, jedna z nich wyszła za chłopaka z naszej wioski – to taka fajna rodzina była. Potem oni wyjechali.

[Do szkoły gdzie pani chodziła?] W Żurawcach. Mieliśmy bliziutko i do szkoły, i do cerkwi. Siedem lat chodziłam do szkoły, i siostra chodziła – wszyscy chodziliśmy do szkoły.

Szkoła była duża, była jedna szkoła i druga, były dwie szkoły, gdyż dzieci się nie mieściły. Skończyłam siedem klas i dalej byłam pomocą rolniczą. Pomagałam na gospodarstwie, tacie, babci pomagaliśmy przy różnych pracach.

[W cerkwi kto odprawiał?] W okresie, gdy ja tam mieszkałam, odprawiał ksiądz Łopatak Mikołaj. Stary ksiądz, nie dbał o ludzi, nie zależało mu, żeby ludzi czegoś nauczyć. Gdy zaczynał naukę, to ludzie wychodzili na dwór, bo tam nie było czego słuchać, w kółko mówił jedno i to samo.

Potem dali nam innego księdza. Takiego dali… Daćko się nazywał. Czytałam o nim nawet w kalendarzu. Kiedyś kupowałam te kalendarze, teraz nie kupuję, bo już słabo widzę, trochę szkoduję. Mam te modlitewniki, trochę jeszcze czytam, a tak, to już nie.

Potem był jeszcze taki… Daćko, ten nie był taki, z jakiegoś powodu ludzie nie zgodzili się z nim i dali innego. Jak on się nazywał? Hercuła. Ale o nim to też… O różnych księżach tak dużo mówili, nie raz pisali o nich, jeszcze kiedyś o nich w kalendarzach pisali, a o tych, którzy byli u nas, i o tym Trilu Michale, o nich nie pisali. Nie wiem, czy ich pozabijali, czy może wyjechali do Ukrainy? Nie wiem, co się z nimi stało.

Ten Hercuła… On to taki był, Boże, że wszystkiego nauczyłby ludzi, taki był dobry ksiądz. Od nas do Lubyczy, tej Królewskiej, było 5 kilometrów, to ludzie – procesja szła za nim, gdy go odprowadzali do Lubyczy do tego pociągu, tak bardzo byli za nim. Nie był u nas długo, byli tacy, którzy nie chcieli, żeby on był, żeby czegoś nauczył ludzi.

[Gdy was wywozili w 1947 roku, to księdzem był już Tril?] Nie, tego już nie było. Nie było Trila. Potem był jeszcze taki Tkaczuk [Eliasz], stary taki, gdzieś stamtąd, chyba z Ukrainy czy skąd – nie wiem. On też wyjechał, jego też zabrali. Jeszcze zdążył mego ojca pochować. A potem już nie było nikogo. Już bali się odprawiać, bo wojsko przyjeżdżało codziennie. I tacy Polacy byli, żeby tylko… A jeszcze komuniści byli…

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

O, kilka razy tam jeździłam.

Mój brat z czasem przeniósł się tu [na Mazury]. Ona miała jeszcze ojca, miała swoją rodzinę, i oni pojechali gdzieś tam na Sobiechy. Tam byli miesiąc czy dwa. Potem brat znalazł pracę w Węgorzewie w weterynarii. Pomagał, tam konie leczyli, krowy, trzeba było przytrzymać, porządki porobić. I oni tam mieszkali.

Potem oni stąd wyjechali i pobudowali się na swoim miejscu [w Żurawcach]. Stara chata jeszcze stała, trochę w niej pomieszkali. Bo tak: najpierw tam nauczyciele mieszkali, potem było coraz więcej ludzi i dzieci, nauczycieli przenieśli w inne miejsce – tam mieli szkołę i tam mieszkali.

Dom stał więc pusty. Zrobili tam mleczarnię w tym naszym domu. Mleczarnia… Z czasem tam wszystko przegniło – progi, podłogi. No więc, brat zbudował nowy dom i my tam jeździmy.

[Ten dom jeszcze stoi?] Nie, nowy zbudował, tamten rozebrał, zbudował nowy. Ale poumierali… Ona jeszcze jest w tym… Tyszowce to się nazywa (to już należało do Ziemi Hrubieszowskiej).

[Kiedy pojechała tam pani po raz pierwszy, pamięta pani?] Być może było to w latach 1950, a może to były już lata 1960, ale konkretnie roku nie pamiętam.

[Co pani czuła, gdy pani się tam znalazła po raz pierwszy po akcji „Wisła”?] To takie straszne było, mówiąc po prostu – żal serce ściskał. Ożyły wszystkie wspomnienia.

Jeszcze te domy stały, jeszcze nikt tam się nie budował, jeszcze w tych starych domach mieszkali.

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Nie wiem, dlaczego tak się stało… Pewnie nie chcieli jechać, bo tam bieda była. Jak opowiadała Marysia Baran: tato już zebrał rzeczy, ale nie pojechał. Mówi: „No co ty robisz! Co robisz! Po co ty jedziesz!? Przecież tu też trzeba być!”. Może i lepiej byłoby…

Jedni jechali, inni nie jechali, bali się, że tam będzie bieda i z tego powodu nie chcieli jechać. Mówiono, że ludzie tam biedują i dlatego nie pojechaliśmy.

[Wyjazd do Ukrainy był dobrowolny, czy…] Przymusowo wywozili, to nie było dobrowolne. [Co więc robiliście, żeby nie pojechać?] Nie wiem, nie wiem jak to się stało… Chowaliśmy się, wyjechaliśmy do lasu. Wyjechaliśmy… To była miejscowość Przewłoka, on [mąż] miał tam szwagra, a ten był Polakiem. On też wyjechał, bał się, bo już partyzantka się zaczynała, wyjechał tam, i my pojechaliśmy do niego. Byliśmy tam ze dwa dni i wróciliśmy do domu, gdyż ta akcja już przeszła, ludzi zabrali. A już później…

Jeszcze przyjeżdżali [wywozić], jeszcze raz przyjechali. Miałam wtedy swego Igora, który był malutki, na rękach go trzymałam, miał roczek, gdy przyjechali. No więc, oni tak za mną gnali się, ale ja im uciekłam, uciekłam i się schowałam. Przybiegłam do sąsiada, weszłam do domu, posadziłam Igora, a jego córka siedziała i coś tam robiła, a ja niby pomagam jej, dziecko posadziłam, bo, myślę sobie – jak przyjdą do domu, to od razu mnie zabiorą. A sąsiad, ten jej ojciec, w tym czasie drzewo rąbał. [Żołnierze] wpadli na podwórze: „Gdzie ta kurwa (bo taki był ich język), co z dzieckiem uciekła?”. A ja siedzę w domu.

Wchodzi sąsiad, mówi: „Kseniu! Wiesz co, idź tam do tej sąsiadki, tam nikt nie chodzi”. Odpowiadam mu: „Wujku, nigdzie nie pójdę. Jeśli przyjdą i mnie wezmą – no to wezmą, mówi się trudno, ale ja już nigdzie stąd nie pójdę”. Ale oni nie przyszli do tego domu. W ten sposób mnie to ominęło.

Ale kilka kobiet zdołali złapać. Minęła noc, no ale tych kilka osób bez rodzin, bez niczego przecież nie powiozą do Ukrainy. Potem wypuścili tych ludzi, to już w Lubyczy, z pociągu wypuścili, nie wieźli ich dalej. I na tym się skończyło. Zostaliśmy.

Siostra pojechała do Ukrainy z dziećmi. Gdy pojechałam do niej pierwszy raz w odwiedziny, jak popatrzyłam na to wszystko… To chyba był 1955 rok, gdy tam pojechałam, być może już 1956. Przyjechałam… Boże! Nie daj Boże! Nie daj Boże!!! Tam takie błoto było!

Trembowla, tam była poczta, takie nieduże miasteczko. Tam również wszystko było takie biedne, niczego tam nie było. Przyjechałam… A napisali mi w liście, że to będzie 6 kilometrów do tej wioski naszej, tam do mojej siostry. Ale zadzwoniliśmy z poczty do mojej siostry – przyszła córka. Przyszła i mówi: Niech pani tu zaczeka, przyjadą po pocztę, to może panią zabiorą. Czekam.

Przyjechała ta poczta, a te koniki – Matko Boska! Mówi: „Wie pani, ja bym panią zabrał, ale te konie nie pociągną”. A ja miałam dwie walizki, ledwie mogłam je ruszyć, teraz to pewnie nie podniosłabym takiej walizki. Bo to biedne było, mówi – tego przywieź, i to przywieź, i tamto. Raz nawet wysłałam im paczkę.

Przywieźli nas do tego domu. Chacina taka maciupeńka, okienko o takie o, jak te dwa okieneczka są [pokazuje]. Boże, podłogi nie ma. Stanęłam na próg, a tam dołek. Glina, ani podłogi, niczego. Tam były sienie, taka klitka, bo trochę było stodoły przyczepionej od razu, stodołę rozebrali i zabrali do kołchozu, budowali kołchoz.

Boże mój, biedota! Miała dwie córki. Rano kawy czy mleka… Nie wiem, czy miała jeszcze krowę, chyba miała, gdy byłam tam po raz pierwszy, potem już nie miała. …I chleba tego, a potem na cały dzień do buraków poszły, a ona w domu.

W każdym domu było radio. Mówi: „O, już jośko szczeka, to już trzeba wstawać” [jośko – zapewne od imienia Stalina – Josyf]. [To w Polsce było trochę lepiej…] O, to nie do porównania. Mówię panu, takie te chałupiny były tam biedne, Matko Boska!

Ale, gdy po pewnym czasie przyjechałam tam znowu, to już widzę, tam dom postawiony, tu dom zbudowano. Oni się organizowali, prawie cała wioska szła i w ciągu dnia zbudowali dom. Miesili te gliny jakieś, trociny, coś tam jeszcze, jakoś to mieszali i w ten sposób jeden drugiemu pomagał. [A w Polsce nas tu tak wymieszali, że wszyscy byli dla siebie obcy.] Tak, każdy oddzielnie był, jeden drugiego nie znał.

4. Co w życiu było najważniejsze?:

Czy ja wiem… Tam mieliśmy cerkiew, zawsze rano szliśmy do cerkwi, na nieszpory trzeba było chodzić.

Cerkiew mieliśmy bliziutko. Świetlicę również, i szkołę – tak mieliśmy bliziutko, że oto dzieci już idą do szkoły, a my jeszcze w łóżku. Dobrze nam było.

W szkole był język ukraiński i polski. Był język ukraiński, była matematyka po ukraińsku, i przyroda (biologia, kiedyś mówili przyroda), a historia, geografia, język polski – to było po polsku. Dlatego dobrze umiemy mówić, ponieważ mieliśmy ten język w szkole.

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Mówili, że to przez tego, co go zabili, [generała] Świerczewskiego, że to z tego powodu nas wysiedlili.

[A jakie jest pani zdanie?] Ja tak sobie myślę, że to chyba Rosja wszystko zrobiła, moskal. Wywieźć ludzi, a ci, którzy zostaną w lesie – będą z głodu umierać.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje:

[Powtórna odpowiedź na niektóre pytania. Pierwsze odpowiedzi są na nagraniu audio, te – na wideonagraniu.]

[W 1947 roku] w Bełżcu wsiedliśmy do pociągu. Jechaliśmy tydzień, 10 dni. Siostra była taka zbita, że nie mogła się ruszyć. Cały czas siedziała w wagonie, na słomie leżała cały czas – nie mogła się ruszyć.

Były dwie krowy, sama musiałam codziennie dawać im jeść, gdzieś trawy trochę wziąć (gdy stawaliśmy), napoić. Stary [mąż] bał się wychodzić, bo zaraz ktoś mógłby coś powiedzieć. Ja się tak tam namęczyłam, tak się namęczyłam z tym wszystkim, jak nie wiem co! Ale jakoś szczęśliwie dojechaliśmy.

[Czemu siostra była pobita?] Polacy ją złapali. Brat miał dwie córki, jedna miała… Może pan zna tego Kołodziejskiego, co w Pozezdrzu mieszkał? Ją ojciec tak bił, sznurem ją bił, mówi: „To ciebie polaczyska tak prali, że czarna byłaś jak węgielek, i ty teraz wychodzisz za tego [Kołodziejskiego]! On ci będzie robił to samo”. Mimo wszystko wyszła za niego; i tak było.

[No dobrze, ale siostrę kto bił? Polscy żołnierze?] No tak. Niech pan posłucha, jedną i drugą zabrali do stodoły, i siostrę moją tam zaprowadzili. Rozebrali je do naga, i tam, gdzie jest to zapierze [?], te deski, i one o tak [pokazuje] leżały, a ci tak je prali. Babcia moja przyszła, widać ktoś jej powiedział: „Kasię poprowadzili do stodoły!”. I babcia poszła tam. A babcia moja była Polką. Otworzyła wrota: „A ty stara kurwo…”, tak, jak to oni potrafią powiedzieć, „stara kurwo spieprzaj stąd! Uciekaj!”. Ona mówi: „Na Boga świętego, co tu się dzieje!”. Ale ci tylko zwyzywali ją i wygonili. Potem puścili je.

[To te dziewczyny tak pobili w tej stodole.] Tak bili, tak katowali – coś strasznego.

[Chcieli się czegoś dowiedzieć…] Jedna z tych dziewcząt, to ile tam – miała 14 lat, jeszcze nie miała nawet 16 lat, a druga… Znaleźli zeszyt z ukraińskimi piosenkami. Za to tak bili.

[Gwałcili również?] Nie, nie. Nie było czasu, gdyż już trwała akcja „Wisła”, już wywozili ludzi, oni już tego nie robili. I takie pobite one potem przyjechały tu [na północ Polski].

[A jak było w pociągu? Wiedzieliście, gdzie jedziecie?] Skądże! Były nas cztery rodziny w wagonie, i my tak na tej słomie, dzieci chodziły itd. I tak jakoś się jechało. Chleb mieliśmy jeszcze swój. Nie dawali nic do jedzenia, nikt nam niczego nie dał. Dopiero w Giżycku gdzieś tam chodzili (ja nie chodziłam), jakąś zupę dawali, ludzie tam biegali, bo byli głodni. My nie byliśmy głodni, bo mieliśmy jeszcze chleb, to jeszcze pół biedy, można było krowę wydoić, mleko było, głodni więc nie byliśmy. Było ciężko, bardzo było ciężko jechać. Bardzo!

[Co było dalej?] Przyjechaliśmy do Giżycka. Tu byli już ludzie. Nawet Ukrainiec z Przerwanek jednym koniem przyjechał, załadowaliśmy rzeczy na wóz i on zawiózł nas na miejsce, do Kut.

[Co wam dali w Kutach?] Dom i chlewik, w którym były wykopane dziury w ziemi. Tam Niemcy naczynia zakopali i potem [Polacy] odkopywali. W ogrodzie był jeden dół, w stajni drugi – wszystko wykopali.

W budynku była pustka. Była tam wielka szafa, polaczyska chcieli ją ściągnąć, ale im się nie udało i zostawili ją na schodach. Niczego więcej nie było, wszystko zabrali.

[Jak wam się żyło w tym pierwszym okresie? Była pomoc od państwa?] Dawali. Troszkę dawali mąki kukurydzianej, cukier dawali. Mąkę przywieźliśmy swoją, trochę zboża, babcia miała trochę swego, my też trochę przywieźliśmy, i tak przetrwaliśmy ten [pierwszy] rok.

Poszliśmy do sąsiada, pracowaliśmy u niego, przez całe lato mu pomagaliśmy. Trzeba powiedzieć, że sąsiad był dla nas bardzo dobry. Mieliśmy krowy, po roku już mieliśmy swoją słomę, pomagał nam, cięliśmy u niego sieczkę. Niczego nam nie bronił. Przez całe lato pracowaliśmy u niego, a jesienią załadował na wóz worki z ziemniakami – nie był wyrachowany. Cały wóz naładował, przywiózł, zrzuciliśmy do piwnicy i nam wystarczyło tego na całą zimę.

[Prześladowali was – sąsiedzi, władza?] No cóż, baliśmy się. Mieszkaliśmy… Tam, gdzie to skrzyżowanie, tam na wzniesieniu taki dom stoi, w tym czasie tam mieszkaliśmy, a później przenieśliśmy się tutaj. Mieszkaliśmy tam, a milicja mieszkała trochę niżej, od razu za parkanem. No więc, oni łazili pod oknami, zaglądali. Pewnego razu przyszli do męża, mówią: „Ty masz karabin!”. On odpowiada: „W mieszkaniu nie mam, ale jeżeli gdzieś tam postawiliście, to idźcie sobie weźcie. Tu nie mam, za dom gwarantuję, a za inne miejsca nie gwarantuję”. Poszli i dali nam spokój.

[Kiedy po raz pierwszy po akcji „Wisła” była pani na ukraińskiej mszy?] W Chrzanowie. To było chyba w 1955 roku, gdy urodził się najmłodszy syn, woziłam go tam do chrztu. Córka była chrzczona w Pozezdrzu [w polskim kościele], bo w tym czasie Chrzanowo nie było jeszcze takie znane, a już do pierwszej komunii to woziłam ją do Chrzanowa.

Gdy tylko w Chrzanowie zaczęli odprawiać, to my od razu zaczęliśmy tam jeździć, ale w którym to było roku?... Nie pamiętam, kiedy zaczęli tam odprawiać, kiedy oni zrobili tam remont i zorganizowali cerkiewkę. Sama nie wiem w którym to było roku. Jeździłam tam już przed 1955 rokiem. Co roku jeździliśmy, raz lub dwa razy. Nie było możliwości, żeby jeździć częściej, gdyż dzieci były małe. [A jechać trzeba było dosyć daleko…] Tak. Trzeba było dostać się do Giżycka, a z Giżycka jechaliśmy pociągiem.

[Kiedy pojechała pani w ojczyste strony?] Nie pamiętam w którym to było roku. Ale pojechaliśmy dosyć szybko. Być może, w 1951 albo w 1952, dzieci były jeszcze małe. A może było to trochę później. Siostra jeździła, brat, bratowa ze Stręgielka. Z siostrą jeździłam tam na Wielkanoc. Ale w którym to było roku – nie pamiętam, gdzieś w latach 1950.

[Jak pani przeżyła to spotkanie?] O Boże! Brat mój był ociemniały [niewidzący], coś mu się stało, a w tamtych czasach nie leczyli, teraz jedno oko straciłam, ale na drugie widzę. Przyjechaliśmy, a on na podwórzu, weszliśmy – Boże, jak on się ucieszył! Sam już nie wiedział co ma z nami robić. Po głosie poznał, że to my przyjechaliśmy. Nie powiadomiliśmy go listownie, że przyjedziemy. Bardzo był zadowolony.

[Wasz dom jeszcze stał?] Dom był, ale tam potem… No bo brat wyjechał z Wrocławia i przyjechał tu, do Węgorzewa, w Węgorzewie pracował przez pewien czas, a potem pojechał tam się budować. W naszym domu zrobili mleczarnię. Najpierw w nim mieszkały jakieś nauczycielki, potem przeniosły się w inne miejsce, tam mieszkały i uczyły, dom nasz opuściły i wtedy zrobili tam mleczarnię. Z tego powodu wszystko było poniszczone, stare, spróchniałe. Brat zbudował dom. Długo się nim nie cieszył, gdyż również poszedł do ziemi.

[Co dla pani było najważniejsze tam, gdy żyła pani na ziemi ojców?] Cerkiew, to było ważne. Dom zamykało się i wszyscy szli do cerkwi. W domu byli jeszcze dwaj młodsi bracia, bo ci starsi to już poszli na swoje, tylko dwóch zostało i dwie siostry. Tato przez 16 lat służył w cerkwi. Wychodził zawsze wcześniej, gdyż trzeba było klucze przynieść od księdza. Nawet gdy się wróciło do domu późno, z gościny czy jakiejś zabawy, to cerkiew i tak cię nie ominęła – zawsze trzeba było pójść. Wszyscy szli do cerkwi, nie tak jak teraz: z domu jeden czy dwoje idzie, a reszta siedzi.

[Jak pani sądzi, dlaczego was przesiedlili w 1947 roku?] Nikt nie wiedział, dlaczego nas przesiedlają, początkowo nikt nie wiedział. Dopiero później zaczęli mówić, że to z powodu Świerczewskiego, za to, że go zabili. A wcześniej – wywożą, to wywożą, kto tam wiedział dlaczego?

[Pani też tak myśli?] Nie wiem. Nie byłam na tyle oświecona, żeby o czymś takim… Miałam małe dzieci, nie mogłam więc…


Ankietę przeprowadził i nagrał (na dyktafon, częściowo na wideokamerę) Andrzej Kryk. Tłumaczenie na polski Romana Kryka – 19.11.2020 r.




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 15.01.2009 2. Номер анкети: 0023
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Купич Ксеня з д. Біда, д. Кирила та Марії з д. Предко

Кути, 11-610 Позездже
Polska – Польща
4. Дата народження: 11.04.1919 5. Місце народження:

Журавці, повіт Рава-Руська [після 1945 р. – Томашів-Любельський], воєвідство Львів [після 1945 р. – Люблин].

Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Руда-Журавецька.
1.2. Місце проживання до переселення:

Я народилася в Журавцях, вийшла заміж, там чоловік побудував хату і там стала мешкати. Він походив з Руди-Журавецької.

Руда-Журавецька, це було невелике село, 40 дворів, може понад 40, не знаю точно. Половина була там поляків і половина українців. Перед війною не було такої різниці – чи то поляки, чи українці. Там поляки розмовляли по-українськи, ніхто польською не спілкувався. Може лише такі старі, а ті молоді – всі вони єдналися з тими молодими.

З Журавців до Руди-Журавецької не було далеко, може 1.5 кілометра. Був такий ліс невеличкий, через той ліс [пройти] і вже була Руда-Журавецька.

Журавці то було велике село – понад 600 дворів. Велике, дуже велике село було.

В 1938 році я вийшла заміж, а в 1939 чоловік пішов на війну. Повернувся в 1941 році.

Коли в 1941 році фронт проходив – ми були в іншому селі, втекли із свого села. Німці казали нам відступити, оскільки, говорили, тут може бути бій. Ми поїхали в поле, була така яма, рів, це місце мало якусь назву. Але ми потім поїхали звідтам до села, до другого села, до польського села ми поїхали, мали там знайомих і вони нас прийняли. Одну ніч там ночували.

Фронт перейшов і ми повернулися додому. Страху вже не було, оскільки пішли вже дальше на схід і ми могли повернутися додому. Все залишили, нічого не закривали і ніщо не щезло, все було як залишили. Ми повернулися і далі господарювали.

Повернувся чоловік, так крутився туди-сюди, хотів в [новій] хаті завершити роботи, але зараз як він прийшов - його забрали до млина. Бо за професією він був мельником. Мав 16 років як пішов до млина, працював і був головним мельником.

Зараз його взяли на роботу, був там керівником. А восени ми поселилися в своїй хаті, він ту хату закінчив [будувати]. Там залишалося лише поставити п’єц, бо прийшов муляр ставити п’єц, а тут раптом [в 1939 р.] його мобілізували до війська – його та мого чоловіка, і вони разом поїхали. Обидва повернулися з тієї неволі. Повернувся, поставив нам п’єци і на зиму ми переїхали до нової хати.

І так ми жили. Ми були б доробилися, але скільки ми там були? В 1942 році [стали там жити], а в 1947 нас вивезли. Чого там можна було доробитися?

[Скажіть, на вашій території УПА діяла, партизани приходили до вас?] Приходити – приходили, переходили, не раз і ночували. Ми мали серед них справді добрих знайомих. Мій чоловік також дуже їм допомагав. Був млин, до млина привозили збіжжя молоти, возили по ночам. Треба було помолоти, бо вони організували магазини по лісах, а отже – треба було мати свою муку, щоб не голодувати. Потім поляки все позабирали, коли виявили криївки.

Бабця і сестра жили в Журавцях, а я була на Руді-Журавецькій, але то був присілок, який належав до Журавців. Я вийшла дивитися, як везуть тих журавчан [в 1947 році]: бабуся сидить на возі… А сестра моя [раніше] їхала до України, одного хлопця залишила. Брат каже: «Залиши мені, у мене нема дітей, я його візьму за свою дитину – все буде йому належати. Залиши його».

Но а пізніше [до України вивозили в 1945 чи 1946 році], як вже почалася та партизанка… А брат був солтисом, боявся, взяв собі валізочку і виїхав до Вроцлава. Ми там мали вуйка, маминого братанича, і він поїхав до нього. Залишилася братовиха, бабуся залишилася, сестра моя і хлопець, який не поїхав до України, бо мама не взяла його, залишила братові.

Так ось, я вийшла на дорогу, дивлюся: баба їде на возі, а той хлопець (йому було 9 років, вже такий трошки старший був) – корова до підводи прив’язана і він за цією коровою іде.

Я прийшла додому, кажу: «Знаєш що, старий, всі люди їдуть – і я поїду, бо що я буду тут робити?». Бо ми були б лишилися. Прийшов поляк, військовий, каже, щоб я варила їм їсти, тим поручникам. Щоб, коли вони повернуться з акції, „było coś ugotowane” [було щось зварене]. Я кажу: Прошу пана, я б зварила, але я не маю з чого. «Я все вам доставлю, ви тільки зробіть». Ну, треба робити – так треба. „Ja się postaram, że pani nie wyjedzie” [Я постараюсь і ви не поїдете]. Видно, хтось йому сказав, що я українка. І приніс мені картку, але я кажу – ні, всі їдуть, і я поїду, де люди, там і я. Думаю: вночі прийдуть [упівці], треба дати їсти, а вдень прийдуть [поляки] мене катувати, чи вбити. Через те ми виїхали туди [на північ Польщі].

Це було в 1943 році, можливо в 1944-му – їздили до нас ті з Белжця – там одні злодії були, ті поляки, то були такі голодранці! Вже як було те їхнє військо, візьме такий шапку, і вже він військовий, бо в шапці. І так вони грабували! Так часто приїжджали до нашого села, на той присілок…

Мабуть вам Бакун [Роман, анкета 0022] розповідав про те, як на Руді побили… [Нехай пані скаже.]

Їхали поляки до Угнева. Угнів, то було містечко, таке невеличке. Вони туди їздили і по дорозі, у тих селах, грабували. Було декілька підвод, кілька тих жовнірів, такі злодії, ті Дежецкі [?], і наші влаштували засідку, так зараз за селом. Кількох убили, не знаю, двох чи трьох.

Вони на другий день приїхали, військо приїхало. Відтак вони одного… Він заховався… Но, то був старий хлоп, 65 років чи навіть більше мав, інвалід ще з Першої війни. Він не мав де заховатися, за комином в сінях стояла бочка з-під капусти, він заліз в ту бочку. Його там не застрелили, а лиш тими карабінами так товкли і убили його там.

Другого знов… Тато з сином, молодий хлопець, мабуть йому ще не було 18 років: тата убили і того хлопця убили. І ще одного. Загалом мабуть чотири особи тоді убили.

А ми втекли. Тесть мав пару коней, і тесть каже – їдемо, їдемо до Корнів. Таке село було, так навпростець було 8 кілометрів. Мій чоловік там працював, за німців, працював в млині. Сказали, що він добрий мельник і його треба туди відправити, щоби він добру муку́ робив. І його туди забрали. Він там мав вже знайомих, і ми туди поїхали. Ми там були два тижні, навіть Великодні свята там провели, паску пекли там в нього. Потім ми повернулися, бо тут трохи затихло.

Та то так грабували – Боже! Я не знаю… Одна жінка, сусідка, мали одного хлопчика, йому було 8 років, вивела корову… Бо всі втекли, у кого були корови чи що – всі втікали до лісу, недалеко там був такий невеликий ліс. Всі втікали в поле, а вона вийшла з тією коровою, той прийшов, за шнурок і повів [корову], а вона повернулася до хати.

А я… Моя корова ще стояла в стайні разом з коровою тестя, тесть забрав свою, а мою лишив. А що я можу зробити? Троє діточок маленьких! Всі так боялися, стояли, як вже дитина побачила, почула – військо!, то вона… Боже, всі троє: двоє біля мене стоять, третє на руках. Я тоді побігла до стайні, корову випустила. Бо якби я не випустила, то вони знайшли б її і забрали. Корова задерла хвоста і погнала по полю до лісу. Аж до Журавців втекла, аж на те село моє старе, де я раніше жила. Наступного дня хтось прийшов до млина і сказав [чоловікові], що «твоя корова прийшла». Злапали і привели. Ми потім цю корову привезли сюди [в 1947 році на північ Польщі].

На нашому терені діяла сотня «Ґонти» [«Ґонта», Ґіль Іван, 1918 – 06.1947]. «Ґонта» загинув в Журавцях, в хаті. Вам певно про це говорили. [Я чув, що вони були в когось в хаті, мали там під хатою…] Не під хатою! Лише з хати мали вхід до криївки, видав хтось. [Неначе Михайло Томашевич. Ви такого знали?] Ні, то не він був. Завжди вказували на іншого, Іванко Купич завжди про це говорив… [Іван Купич, анкета 0116.]

«Дубово» дістали звідтам живого, а інші пострілялися, ще чотирьох було – «Ґонта» і ще трьох. «Дубового» водили по селі, по селі на шнурочку, щоб показував. Він показав на такі, що вони взагалі невинні були. [Така особа] скаже: «Ну що, я нічого не знаю, бо я ніде не була». Нічого не знає, то й нічого не скаже, нікого не видасть.

Одну забрали, але повернулася, а друга не повернулася. Та, яка повернулася, то її за сестру взяли. Мали сестру арештувати, то її арештували, а вона взагалі невинна була.

Тата її також убили. Тоді, коли ця акція там була, на такому присілочку, то там її тата убили. Той тато вже був на горі, вже будуть стріляти, він вийшов, на пагорбі так став, до неба голову підніс, перехрестився і його посіяли [посікли?] там.

Там були такі, що там стояли, бо на форшпан приїхали. Був там навіть моєї невістки брат. Він був такий горбатенький, маленький. Той тато каже: «Поїду, може мене пустять, може нічого не зроблять». А той там стояв, то він видів, як того тата стріляли. А двох стало неначе ті яструби, що вичікують, коли щось вполюють, і вони вже готові поїсти. Один за одну ногу тягнув, другий за другу – чоботи стягали, ледве не побилися там.

Там, на тім городі, над тією криївкою картопля росла. Картопля вже цвіла! Ну, але видав хтось... [Кажете, що то не був Михайло Томашевич?] Ні… А може? Але який то Томашевич? Я не пам’ятаю Томашевичів, в нас таких не було. [Якого року то було?] То мабуть в 1947 році вже було, то могло бути в червні 1947 року. Докладно не пригадую.

[Яка була подальша доля «Дубового»?] Не знаю, його забрали. Не було ніяких чуток, ніхто про нього нічого не говорив. Можливо, його убили. Напевно застрелили…

Ту жінку так били, так катували! Ту, яка жила в тій хаті [де була криївка]. Так її били, що вона вже… Що запитували – вона вже всьо казала «так» або «ні», вона вже не володіла нічим. Пізніше взяли її ще й у вогонь кинули. Бо ту хату підпалили.

[А ті партизани в криївці стали боронитися, стріляли звідтам.] Ой… Коли це почалося, то туди одного всадили. Його охороняли. Всі казали, що це мабуть він видав. Молодий хлопчина, ще був не старий, за 20 років йому було. Може його били і він сказав? А то був сусід, недалеко мешкав.

[Вхід до цієї криївки був з подвір’я чи з хати?] З комина. Як комин є, то там був вхід, там була криївка, аж гет [ген] на город [виходила]. На городі копали і там на городі зробили цю криївку. Колись комини були в сінях, і там були такі дверцятка. Коли чистили від саджі, там саджа упала, дверцята відчинив, саджу вимів і вже все в порядку. Вони звідтам зробили вхід до криївки.

[Коли поляки підпалили хату, то ті партизани не могли вийти з тої криївки...] Їх повитягали, їх всіх повитягали. [Жив тільки «Дубовий», а решта була мертва...] Мертва, вони самі пострілялися. Такий Іван Сулим, він в Канаді помер, його також туди впустили, щоби він вліз, щоб вони здалися, що вони нічого їм не зроблять, тільки щоб вони здалися. Той залазив і: «Хлопці, не стріляйте! Хлопці, не стріляйте!». Казав, що така-то справа і тоді виліз. Але потім, коли почали ті гранати… Його там тримали, а почали гранати кидати, проте вони вже самі пострілялися. Він тоді оглухнув, і це йому залишилося.

[Ви коли-небудь були в такій криївці?] Ні.

Вони їх повитягали, то такі були… Я їх бачила, але так кавальчик було. Я прийшла до Журавців, іду… Бо ще бабуня наша була, сестра. Я зібралася, помилася, переодягнулася, кажу: Піду до баби.

Прийшла вже на кінець того лісу – військо стоїть, двох жовнірів! Я взяла з собою документи, вони провірили і відпустили мене. І ще кажуть: „A u nas takiego imienia nie ma” [В наших краях такого імені нема]. Я кажу: "А в нас є такі імена, і не мало, а багато є таких імен". Відпустили мене.

Прийшла я до баби, а назад вже не повернуся, не пустять мене, вже інші стояли [жовніри] і не пустили мене, бо я могла б щось перенести. До баби не піду, братовиха втекла, заховалася, баба одна, сестра також заховалася, думаю: піду до баби – будуть мене бити через них [через тих, які заховалися], бо таке тоді було на порядку дня.

Був мого чоловіка швагер (мав його сестру), і він також з того присілка, з Руди-Журавецької, утік і став мешкати в нашому селі, в Журавцях, так тимчасово (потім повернувся, бо його хати не спалили). Я кажу: «Юзеф, може мене переночуєш, бо я була в баби, військо стоїть і не хочуть мене пустити додому, не маю де переночуватися, боюся». „Kseniu, ja bym cię przenocował, ale ja sam się boję” [Ксеню, я б тебе переночував, але я й сам боюся]. Я йому вірила, що він так само боїться.

І куди я піду? А то ще таке було (аж сором говорити), що я корову до бика водила. Через Журавці треба було до Коргинь завести цю корову. Но й куди я дінуся з цією коровою? Що я маю зробити?

Іду. Ближче вечора вже вони з’їжджаються, вже вони формуються до купки. Іду прямо до них. З цією коровою іду прямо до них, до того старшого, до поручника. Кажу йому, що така в мене ситуація. „Proszę zaprowadzić tę kobietę do tego domu, i tę krowę, niech się zaopiekują tą kobietą” [Прошу провести цю жінку до цієї хати, і цю корову, нехай там заопікуються цією жінкою.] Він планував примкнути до мене, потім ввечері приходив, той поручник, хотів там ночувати зі мною. Думав, що йому вдасться.

Але там була вдова, і невістка вдова була, бо німці убили, він був в партизанці і німці його убили, лише хлопці [діти] були з нею. Вона була така, що ми разом до школи ходили, ми добре знали себе. Но й я мала там ночувати, і він „by się tu przespał” [поспавби тут]. А вона каже: „A gdzie tu pan będzie spał? My tu będziemy obydwie w łóżku z dzieckiem, a babcia stara będzie tam spała” [А де ви будете тут спати? Ми тут обидві будемо в ліжку з дитиною, а стара баба буде там спати]. Посидів, посидів і пішов.

Наступного дня прийшов військовий і мене забрав до сусіда, бо зараз там сусідка була, щоб я йшла допомагати їй варити для тих, які приїдуть з того грабежу, з того мордування.

Ми робили макарон, принесли нам курей, ми їх попарили, поробили порядки. Вона вже варить, я замішую макарон, намісила, намочила, розкачала, вже можна кроїти і варити. І тоді вона побачила «Дубового» як його вели. Замовкла. Вже до мене слова не промовила. Криївка була під її хатою! Під хатою криївка була! Вона зрозуміла, що він їх приведе до неї. Але не привів. Вона так налякалася, що навіть виїхала ще до того як нас вивезли. Боялася.

Поляки цієї криївки не знайшли. Правда, вона була порожня, там нікого не було в цій криївці. «Дубовий» не видав її. Нині тих хат вже там нема, там все ті ляшиська «помордували». Тепер господарство на подвір’ї зробив, «кам’яниці» побудували на тих наших господарствах такі, що «ах!».

Убитих позбирали… Крися розповідала, що там одного убили, тих, яких дістали з криївки, тих чотирьох, їх всіх п’ятьох привезли і так недалеко, було може 30 метрів, може 50, під такою вербою поклали. Всіх п’ятьох, також того старого небіжчика, і тих з криївки.

Він каже до мене… Він був таким… Як то називають? Що коли є поранений чи щось, тоді він… В війську були такі, як то їх називали? Я вже забула, не тримається голови... Він каже: „Może pójdzie pani zobaczyć tych partyzanów?” [Може ви підете подивитися на тих партизан?] Я кажу: „Wie pan, ja nie lubię na nieboszczyków patrzeć” [Знаєте, я не люблю дивитися на небіжчиків]. Я боялася іти щоби раптом… Але потім я жаліла, що не пішла. Булам пішла, булам подивилася на них.

Потім, коли приїхали їх забирати, був там той поручник з війська, він командував, і каже: „To partyzantka, ale zobaczcie jacy oni czyści, choć z ziemi wykopani. Nie tacy jak wy, brudasy. Jakie ich nogi czyste, a wy jakie brudasy tutaj chodzicie”. [Хоча це партизани, але ви подивіться, які вони чисті, хоч і з землі викопані. Не такі як ви, бруднюки. Які у них ноги чисті, а ви он які брудні ходите»]. [Не сказав «бандити» тільки партизани?] Я не знаю як він казав, мабуть «банда».

[То були хлопці з Журавців?] Ні, лише «Ґонта» і той старий чоловік, що невинний був, якого задурно убили. Пізніше пішли до нього з обшуком і нічого не знайшли. Він фактично загинув задурно. Таких було багато. Всі задурно загинули, адже вони боролися за своє. Як той казав, що перед Кучмою був… [Кравчук…] Так Кравчук, він сказав: «Наші люди не ступили кроком на чужу землю».

2. Вік на момент переселення: 28 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

Чоловік Кирило; я Ксеня; сини: Михайло, Ярослав, Ігор.

[Так ви з трьома дітьми їхали в 1947 році. Ой, то напевно тяжко було…] Ой, тяжко було… Але що можна було зробити? Водою запасалися коли поїзд зупинявся. І ніхто не захворів, всі приїхали сюди здорові.

[В 1947 році ви вже мали свою окрему сім’ю.] Но так, проте ми зійшлися зі своєю родиною. Бо лишилася бабуся моя, мій брат, який був солтисом. Був солтисом… В нас теж та партизанка була, він також приймав участь з ними, переховував їх, вони [партизани УПА] там ночували. Бо в нас не було великих лісів, тому не було такої партизанки, лише ті, які переходили. Якщо було спокійно, то вони посиділи день-два по хатах і пішли дальше. А назагал в нас не було великого руху [партизанів УПА].

Но, але брат боявся. Був солтисом, а є люди, які зараз скажуть, що є тут солтис, то вони підуть до солтиса. І його зараз забрали б, арештували, і по всьому. [Тому він виїхав.]

5. Скільки осіб лишилося: 0
6. Скільки осіб переселено: 5
7. Скільки осіб пропало безвісти: 0
8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

На Руді [Журавецькій] була одна родина [жидівська]. Поляків була половина [села].

9. Стан відносин з ними:

Перед війною не було такої різниці – чи то поляки, чи українці. Там поляки розмовляли по-українськи, ніхто польською не спілкувався. Може лише такі старі, а ті молоді – всі вони єдналися з тими…

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Нова дерев’яна хата, черепицею крита. Нова хата! В 1939 році ми зайшли до цієї своєї хати. …Не в 1939 році, а в 1941, бо прийшов муляр працювати, а пополудні прийшла карта мобілізаційна на війну.

Там мало хто мав хату криту черепицею, але він [чоловік] працював, був мельником, а отже заробляв гроші і покрив хату черепицею. А так, то все було соломою крите. Мій дідо був будівельним майстром великим, головним, то ми також…

Мама рано померла, а нас восьмеро лишилося. Вже як мама помре, то вже нема такого…

Тато наш був дуже добрий, і може навіть був би оженився [вдруге], але бабуся наша була… У нас була бабуся, мами мама, і нас так ростили. Вона не казала «ти не женися» чи «ти женися». Навіть мами сестра була, вдова. Но й десь мама неначе татові таке сказала, щоб брати Настю (вона називалася Настя). Но а баба каже: «Ні, її не бери. Вона дуже гнила, ти тут з нею нічого не доробишся». Баба навіть не дозволила, щоби її друга дочка пішла заміж. Но й тато не женився. Бабуся каже: «Ти оженишся… Ти тепер не жонатий, то діти півсироти, а як ти оженишся, то діти будуть круглі сироти». Тато послухав і не женився.

[Нова жінка, це ясно, тягнула б в свою сторону…] Так. І діти ще були б, бо тато також ще молодий був, після 50 року життя, то це ніщо.

Хліва у нас ще не було, чоловік тільки збирався будувати. Дерева заготовив багато, мав побудувати стодолу, стайню, але коли зробився той вивіз [коли почали вивозити людей], бо то вивозили всі ті села, тоді він все те дерево вирізав, все спалив. Каже: «Не буду я будувати для когось. Я тут не буду мешкати, то й не буду будувати».

Землі ми мали може 5 морґів. В нас була добра земля, дуже добра.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли?

Вивезли нас в 1947 році, то був кінець червня, а може вже й початок липня – не пам’ятаю.

2. Коли Вас привезли?

Восьмого липня ми приїхали сюди. Ми їхали приблизно тиждень.

3.1. Маршрут переїзду: Руда-Журавецька – підводи – Любича-Королівська – підводи – Белжець – поїзд – Ґіжицько – підводи – Кути
3.2. Маршрут переїзду:

Прийшло військо до села. Сказали: «Маєте дві години, щоб зібратися в дорогу». То як можна було папери [документи] якісь чи щось забрати?

Дали нам дві підводи, але ми не мали ще що вести, ми ще не доробилися, якби ми були багаті... [Молоде подружжя…] Так, так…

Я, якби хотіла, ми були б не їхали. Але я вийшла, виджу – ідуть Журавці, люди їдуть на підводах, моя бабуня їде на возі, сестра лежить, бо так побили, скатували… [За що?] Но взяли… Ловили молодих таких… І брата мого… Мав дві дочки, одна мала уже мабуть 18 років, а друга 15 чи 16 років, а така росла була, і за ніщо – знайшли у неї зошит з піснями українськими, партизанськими [упівськими], і через те… [Нема того зошити…] Та де! Вони то все забрали, напевно спалили потім, полячиська… Сестру мою також туди завели.

А моя баба була з польського роду. Добре вміла говорити по-польськи. І коли їх там половили – баба вийшла на дорогу, запитує: «Ой, а де то Каська? Де то Каська?». Хтось сказав: Та во зловили і повели до стодоли, там до… Мого стрийка стодола така була там. Баба відчинила двері, а їх всіх наголо роздягнули, і так як є запір’я [?] в стодолі, коли складаєш збіжжя то є таке, і там, каже, так-во, каже, сперті – так били, що тільки! Так катували, що не було сили! Баба відчинила двері: „O Boże! A co tu się dzieje!? Co tu się dzieje!” [Господи! Що тут відбувається!?]. А ті кажуть: „A ty stara kurwo!”. Баба налякалася і пішла додому.

Но а потім вона якось прийшла додому… А сестра моя поїхала до України. Ще вам це скажу…

Поїхала до України. Мала п’ятеро дітей, з шостою була у вагітності. Також бідне то було, бо один раз її вивезли – повернулася назад додому. То було коли ще «за руських» вивозили. Но, ні, вона хоче до Журавців додому, до родини. Повернулася без нічого. Приїхала, а забрати то що вона змогла? Приїхала – хати нема, хату розібрали, спалена, порозбирали, москалі ще спалили то все, ті села, звідки вивезли людей. Но але десь вона собі знайшла якусь хатину, і там стала мешкати. Мешкають.

[Вдруге] вивозять до України. Но вивозять... Но їде вона. Дали їй підводу, тих дітей наклала на ту підводу. Хлопець один [її син], мабуть Василь його звали, мав 8 чи 9 років. А брат мій каже: «Ми не будемо мали дітей вже…». Мали одного хлопця, але помер той хлопець, лікар сказав дружині, що у них більше дітей не буде. Він каже: «Ми собі візьмемо за свого». І вона того хлопця лишила, братові. Но то він каже: "Ми візьмемо як свого, він буде наш".

А потім таке сталося – брат втік, пізніше братовиха втекла за ним, до Вроцлава виїхали. Там у нас був вуйко, мамин братанич там був. І вони поїхали. Лишилася лише бабуня з тим хлопцем, і сестра лишилася. Дивлюся – баба їде, а та [сестра] на підводі лежить, не могла сидіти, бо чорна була, настільки побита, та сідниця чорна була отак як [показує] оті штани, і тверда як камінь.

Я подивилася, кажу: «Ні! Їдуть всі, то й я поїду. Там де люди, там і я буду». Бо я мешкала на тій Руді, там був цілий той їхній штаб, який займався вивезенням людей. На вечір вони всі з’їжджалися. Прийшов такий капралина [капрал] і каже: „Wie pani co, może by pani gotowała obiady dla poruczników, jak przyjadą wieczorem zmęczone…” [Знаєте що, може ви б готували обіди поручникам, коли вони ввечері приїдуть змучені…]. Ну, видно він знав, що я українка, бо каже: „…to pani nie wywiozą. Ja się postaram i pani zostanie na miejscu” [відтак вас не вивезуть, я постараюсь, щоб ви лишилися на місці].

І я б залишилася, проте коли я подивилася, що то все їде, то сказала: Що я буду тут робила? Ввечері прийдуть партизани – треба буде дати їсти, правда? Вдень прийдуть [поляки], будуть бити, бо хтось їм підказку дасть. Кажу: І я буду так терпіти? Так бідувати? Де люди будуть бідувати, там, де родина, там [і я]. І ми так всі злучилися докупи, приїхали до однієї хати. Було нас вісім осіб в хаті!

[В Руді-Журавецькій, кажете, поляки мали штаб. Їх там багато було?] Я того не знаю, бо ми так під лісом були. У них були автомобілі, їздили по селах, ті села великі, туди ген – Новосілки, Махнів, Вербиця. А на вечір всі вони з’їжджалися сюди.

[Коли ви вже були на підводах, то ви поїхали куди?] Виїхали на головну дорогу, бо зараз біля нас був асфальт - туди на Махнів, Вербицю, до Угнева, а ми їхали прямо до Любичі [Королівської], а з Любичі до Белжця. Їхали на підводах. Ми там мали скільки – 200 метрів до головної дороги.

[З вами були вояки?] Ні… Я вже не пам’ятаю… Ні, но мали б бути. Були напевно, щоб хтось не втік.

В Белжці - там вже вантажили нас у вагони. Бабуся мала корову і ми мали свою корову, і ті вобі [обидві] корови ми перевезли сюди [на північ Польщі, на Мазури]. Я сама мусила всім трудитися: і подоїти, і нагодувати.

[Ви їхали в одному вагоні з коровами?] Ні, корови були десь в іншому. До них можна було піти, коли поїзд зупинявся. Не пам’ятаю як часто поїзд зупинявся.

[Якщо ви їхали тиждень, то чим ви годували ті корови?] Та во взяли десь якоїсь трави трохи, де чогось, трохи води, щоб тільки пережили.

[Може ви пам’ятаєте, де поїзд зупинявся, де ви довше стояли?] Десь ми в одному місці стояли навіть трохи довше, але я не пам’ятаю де то було, не пам’ятаю. А загалом – мало зупинявся, мало, не дуже зупинявся…

У вагоні було може навіть п’ять родин. Мерва така там була, що люди возили. Ми перебували виключно на одній соломі, ніхто не стелив нічого.

[А їсти вам щось давали?] Ні, аж в Ґіжицьку. Виживали за рахунок того, що взяли з собою. Ніхто нічого не давав нам.

[За тим поїздом хтось стежив?] Військо.

[В деяких інших поїздах давали їсти…] Нам нічого не давали. Ніхто нам нічого не давав. В Ґіжицьку люди бігали… Сестра моя вилізла з того вагону, лежить, не може сидіти, бо ще її якесь запалення корінців злапало. Мало того, що збита була так, що не могла сидіти, то ще корінці її злапали! А люди… Каже: «Та люди! Тут людина лежить, чого ви так! Ще може витримаєте той голод» – по ній, по ній так бігли до тієї зупи [супу], там якусь зупу давали. Вже в Ґіжицьку. Але ми мали ще хліб, корову видоїли, молоко було, то аж так не голодували.

[Як ви були вже в Ґіжицьку, хто вам сказав куди далі їхати?] Приїхала підвода, мала позначене куди нас має везти. Ми не знали куди ми їдемо, але той фірман [візник] знав куди нас везти. Тут був такий ліс, один каже: „Tu stoi młyn, a tu jest młynarz, gdzieś tu jest młynarz, to trzeba dać mu tę chałupę koło młyna i będzie młynarzem, będzie mąkę robił” [Тут стоїть млин, а тут є мельник, десь тут є мельник, то треба йому дати цю хатину біля млина і буде мельником, буде муку робити].

Но й нас дали… Ми на пагорбі стали мешкати, була така хата на крижівці [на перехресті], така висока, там ми мешкали. Ми пізніше обмінялися, бо туди дали такого… Такий Лісовський був, в Пшерванках, но й він десь підсмарував [дав хабаря]. Він не розумівся, мав короткий зір, у нього погляд ось такий-во був…

4. Чи Ви знали куди їдете?

Ми не знали, куди ми їдемо.

5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони?

Ні, ніхто не повертався.

[Ви ніколи не пробували туди повернутися?] Ні. [Ви не хотіли туди повертатися…] Ні. Адже, там уже не було людей, всіх виселили. Одна-дві родини залишилися, і то така, що була тут, потім повернулася туди, бо вона була за поляком, та дівка, но, не дівка, мала вже дитину.

Мала вінчатися з тим своїм хлопцем, він був в УПА. Ввечері мали вінчатися, а вночі його убили. Десь там біля Гребенного його убили, в тих лісах. Вона лишилася одна. Пізніше вийшла заміж за поляка, ще пізніше вона його кинула. Мала трьох хлопців і виїхали сюди, тут трохи жила, а потім повернулася назад.

Ті хлопці вже підросли, вона повернулася туди, хату купили, побудували, бо стару десь розібрали, і на тім місці побудували. І вона так ще жила, досі живе. Але вона вже також не пам’ятає, глуха. Вона молодша від мене. Наскільки?... Вона з 1922 чи 1923 року, але така глуха! Треба дуже кричати до неї. І забувається вже…

Мій брат також туди повернувся.

6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:

Взяли образ зі стіни.

6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?:

Трохи муки́ взяли, трохи збіжжя було, то взяли, і більше нічого. Ні ліжка, ні стола, ні шафки – нічого не взяли.

Ага, правда, швейну машинку ще я привезла. Скільки разів я отримала за ту машинку, адже приходили на ті акції: „Gdzie mąż?” [Де чоловік]. Я кажу: Мій чоловік – мельник, працює в млині.

Він там собі криївку зробив, переховувався, ще й партизанів там переховував. Но але боявся, но бо як: буде сидіти [вдома], то заберуть, уб’ють або до Явожна завезуть [до концтабору для українців].

Мене декілька раз побили, саме за чоловіка мене били, бо допитувалися „gdzie mąż”.

Одного разу приїхали, і то такі… Було там кілька таких поляків, но, колеги, товаришували [з чоловіком], ходили, разом горілку пили. Але він [один з них] побоявся залишатися, виїхав до Белжця, і так потім з тими злодіями приїжджав.

Приїхав до нас під поріг, вийшов [з автомобіля]. Прийшов з військом до нас під поріг, і той мене карабіном по спині: „Gdzie mąż?”. Кажу, що чоловік працює в млині, «а якщо ви мені не вірите, то запитайте цього пана, адже то були колеги». «Що мені до твого чоловіка!» Якби він був доброю людиною, то не привів би [війська] до хати.

6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?:

Те, що було на мені, і то, що змогла. Але що я могла? Десь закопала трохи тих лахів, то воно трохи загнило.

6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?:

Якісь документи може й були, ті кенкарти напевно були, але то вже тут знищилося.

6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?:

Корова. Мабуть було ще мале поросятко, клітку таку зробив чоловік і…

7. Які з них збереглися?

Образ. Десь там його Ліда [дочка] у себе мабуть повісила на стіні. Ще з тисяча вісімсот шістдесят якогось він року. Принесе, покаже вам.

Маю також швейну машину. То звітам ми привезли. Машина і ноги.

8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею? Ні.
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли?

Ні, ми нічого не заховали. Ми ще не мали що ховати.

Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили?

До Кут.

2. Які умови Вам надали?

Дали нам хату, був хлівець, пізніше ми стодолу добудували, хлівця також трошки прибільшили, щоб було місце для свиней.

Землі нам дали… скільки там? Мало, мабуть 2.5 гектара.

Ніяких грошей нам не давали. Давали запомогу: кукурудзяну муку́, цукор, отаке-во. Муку майже виключно кукурудзяну давали, але ми мали ще трохи з дому [муки]. Цілий рік ми не мали нічого, ні…

[Ви приїхали сюди 8 липня в 1947 році, у вас не було нічого посіяного. То як ви…] Ніщо не посаджене, не посіяне – і вижили. [Ви ходили кудись на роботу?] Ходила. Я ходила, сестра ходила. До поляків на роботу ми ходили, до господарів. Був такий – третій за нами, він працював в ґміні, був секретарем, мав дружину, четверо дітей, добрий був сусід.

Вже ми поселилися, на другий чи на третій день він до нас прийшов: „Idę ja swoich sąsiadów odwiedzić” [Іду я своїх сусідів провідати]. Я ніде не ходила на роботу – тільки до нього. Навесні ми в буряках сиділи, буряки дзюбали. Грошей ми не брали, восени він нам привіз цілу підводу картоплі, завантажив цілу підводу мішків з картоплею. Не був скнарою. Нам цього вистачило на всю зиму і ще свиню ми виростили (ми привезли з дому маленьке поросятко).

Навесні [1948], коли прийшла весна, то ми вже трошки щось посіяли. Ще не було вимірювання, нічого не було, але він нам трошки того поля дав, той сусід, і ми вже трошки посіяли. Пізніше було вимірювання, і нам виміряли, але таку землю, що там ніщо не родилось – камінь і жвір [рінь], і сосенки такі молоденькі росли, самосійки.

Сусід, Барани, вони також не мали доброї землі, ми і вони мали найгіршу землю. А вже туди далі в село, то там мали добру землю, тільки тут у нас такий камінь був.

[Загально однак, то життя на новому місці не було аж таким поганим.] Та ні, пізніше… Початково дехто нічого не мав. А ми якось і муки́ собі привезли, трошки збіжжя привезли, і то поросятко, мали ми дві корови – так нам ті корови… Бо було де пасти, вони давали стільки молока! Ми чотири рази доїли.

Незабаром ті школи появилися. Приїжджали до школи кожного місяця на вакації, одна тура дітей приїхала і зараз друга приїхала. І то молоко… Двічі на день приходили до нас купувати молоко. Ми і сир, і масло мали, все ми мали, так що ми не мали голоду, діти наші голодні не ходили. Хоча у нас було тих дітей – нас восьмеро щодня сідало за стіл, повно, мов на якій гостині. Бо була бабуся, сестра, і сестри син з України, я ще і його виховала (вже також помер, в Канаді).

Сусідка каже: «Він іде до школи? Ти його до школи віддаєш!?» (сестри моєї [з України] сина). Каже: «За Ґембалками є такий пеґеер [колгосп], ти його туди дай, то він ще й тобі пару злотих заробить». О, – кажу – я на чиїйсь дитині не хочу дороблятися.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці?

Хата була повністю розграбована, порожня хата. На стриху була солома та інше, там мабуть німцям кривду робили, бо волосся десь нарвали, мабуть з голови. Там і солома була, і всього було. Ми там прибирали може й цілий тиждень. Порядки робили…

Була стара шафа, її стягали зі стриху, не могли її стягнути з того стриху, і вона так висіла на тих сходах. Потім ми її стягнули. Тільки ця шафа там була. То була стара шафа, її вже нема.

Посуд був, його було закопано [німцями] на городі, в стайні було закопано, але тільки ями лишилися, і лише, де-не-де, скло було видно побите.

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

Ні.

Ось, хата наша була, тут зараз паркан і далі міліція мешкала. Одного разу прийшов один і каже: „Pan ma karabin” [У вас карабін]. «Я не маю карабіна». «А якщо знайду?» [Чоловік] каже далі: «Якщо ви поклали, може в хліві, чи в стодолі, то можливо справді є, ви можете його собі забрати, але у мене в хаті нема».

Вони нам докучали. Прийшов один такий, була третя година ночі, прийшов, саме в той час була наша [українська] коляда. Каже: „Ja żałuję żonę budzić, bo przyszedłem z warty, chcę się tu przespać” [Мені жалко дружину будити, бо я прийшов з варти, хочу тут поспати]. А він прийшов подивитися, чи в нас кого чужого нема.

[Він хотів провірити, чи у вас нема якого зібрання?] А як! Та підслуховували нас. Був у нас такий сусід, а ще такий Стан був, він виїхав потім до України, також такий твердий українець. Ми часто сходилися, гостилися, якісь свята відзначати ми йшли до них, вони приходили до нас. Почали співати, а та міліція так ходила попід вікнами, підслуховували, а ми – співаємо, співаємо, а потім на кінець після кожної пісні [польською] – «Хай живе Сталін! Хай живе родіна!» [рос. - батьківщина]. Тоді уже вони не приходили.

Згодом навіть мешкав у нас міліціонер. В нас були чотири кімнати і один в нас мешкав.

Один такий був (навіть пам’ятаю прізвище) Зєлінський – то таке дзядовство [злиденне] було! Записався і вже міліціонер. Була яблуня на подвір’ї, така паперівка. Пішов, натрусив собі тих яблук, взяв з собою мішок, позбирав ті великі яблука, прийшов до нас і каже, щоб ми собі позбирали [решту].

За стайнею були вишеньки, молоді такі, але такі рясні, що все було червоне. Но я пішла, дивлюся котра вже добре стигла. Прийшла його дружина: „A co pani tu robi?” [Що ви тут робите?]. Я кажу: „Wiśnie se zrywam, takie ładne, dojrzałe” [Зриваю вишеньки, такі гарні, стиглі]. „A wie pani, że to nie pani?” [А вам відомо, що це не ваше?]. Кажу: «А чиє то є!? Мене тут поставили, мені тут дали дім і те, що тут росте – також моє». Пішла – більше не приходила по вишні. Бачте – я на своєму подвір’ю, моє тут право, а вона мені звертає увагу. Це мені треба було йому увагу звернути через ті яблука. Позбирав ті великі яблука, нехай ті менші також позбирає. Но, але людина тоді боялася... Старий [чоловік] боявся з хати вийти і десь щось сказати.

Коли вже проводили те земельне вимірювання… Прийшли і тому Лісовському цей млин віддали, бо Лісовський підкупив [когось] в Венгожеві, він був знайомий з тими злодіями, бо сам такий був.

Но й забрав він той млин. Прийшли виміряти подвір’я. Ходять мені так попід хатою, а я кажу: «А як мені буде пройти до хліва, до корови, до свиней?». «Ось там є стежина, по ній будете ходити». Я кажу… Я ще й нині жалію, що не взяла якої гілляки і не вигнала всіх з подвір’я. Бо був землемір, і той Лісовський був, і брат Лісовського, і ще один старший мужчина був в тій комісії, і з наших людей він був. Дотепер жалію, що я того не зробила. Той землемір каже: «А ви не кричіть, бо я подам на вас у суд». Я кажу: «Я знаю, де суд в Венгожеві, будь ласка, подавайте». Прийшлам і кажу до [чоловіка]: Я іду до ґміни! Я не можу того терпіти! «Ой, та ніде не йди, не починай, нехай беруть, що хочуть, не зачіпай». [Люди пам’ятали ще ту біду звідтам, не хотіли нової.] Та, звісно, не хотіли тої біди. Но, але потім якось освоїлись і…

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

Ми не ходили до церкви, бо церкви не було. [До Хшанова до церкви ви не їздили?] Вже пізніше – їздили, але якого то було року [вперше] – не пам’ятаю. Вже потім ми туди їздили, паску возили посвятити, і на Різдво за свяченою водою.

Не було на чому їхати. Треба було добратися якось до Поседжа [Pozezdrze], з Поседжа автобус ходив до Ґіжицька, а далі – поїздом.

Тепер їздимо до церкви в Круклянках.

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

Я вийшла заміж в 1938 році. Трьох хлопців народилося там [до акції «Вісла»]. Я мала трьох хлопців, коли приїхала сюди, і тут ще двоє народилося.

Перший син народився в 1938 році, а вже в 1939 році чоловік пішов на війну. Там опинився в полоні, був в Німеччині. Повернувся в 1941 році. Коли вдруге німці напали, коли фронт перейшов – він зараз повернувся додому.

Його відпустили з Німеччини, тому, що українець. Сказали йому: «Українець! То що ти тут робиш?». І його звільнили. Приїхав поїздом до Белжця, а тут кордон! Нема куди подітися.

Було село Проволака, і він поїхав до того села, бо там мав свою тітку. Він там перебував аж доки німці не навернули вдруге [в червні 1941 р.], коли вони прийшли – тільки тоді він повернувся до свого села, додому.

Відразу пішов працювати. Він був мельником і солтис відразу взяв його на роботу. Так само ми відразу закінчили будівництво хати. Він почав її будувати в 1939 році, побудував. Приїхали мулярі, муляр прийшов, його товариш, також вже повернувся з неволі, він добре п’єци ставив. Поставив нам кухню і вже на зиму ми пішли там мешкати. І мешкали там до 1947 року.

В 1947 році мене з чоловіком і дітьми привезли сюди.

Сини Михайло, Ярослав і Ігор народилися на рідних землях. Після акції «Вісла» народилися ще Богдан та Ліда.

Вінчалися ми в Журавцях в 1938 році. Повінчав нас отець Михайло Тріль, були дали нам такого молодого священника (він у нас довго не був). Потім ті священники так змінювалися, але того молодого священника пам’ятаю.

Всі мої діти живуть в Польщі. Двох синів померло – найстарший Михайло і другий (Ярослав). Невістка також померла, вже всьо померло. Найгірше мені цього… Твердий українець був з найстаршого, в Венгожеві мешкав. Він так радів, що та Україна, коли визнали Україну, він тішився: «Мамо, їдемо до України! Мамо збирайся, поїдем до України!». І незабаром ми поїхали…

[Ваш чоловік вже помер…] О, вже 21 рік…

7. Ваші діти знають українську мову? Так.
7.1. Так - Де вивчили?

Знають з дому. Дочка Лідія закінчила український ліцей в Бартошицях.

7.2. Ні - Чому? ----------------------
8. Ваші онуки знають українську мову? немає відповіді
8.1. Так - Де вивчили? ----------------------
8.2. Ні - Чому? ----------------------
9. Чи є у Вас світлини нового місця? Ні.
Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Так.
1.2. Чи в селі були криївки УПА?

Мали десь там криївки, навіть мій стрик мав, маленьку. Казав, що [поляки] не здибали її.

2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА:

Неодноразово ночували у нас, приїжджали такі знайомі і ночували. Я знала їх.

3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

Но, та їсти давала їм. Мій чоловік ще такого мав… Такий був партизан, якому чоловік в поле їсти виносив, я приготувала. До млина наробила вареників, чоловік заніс, а вони приходили і їли.

А в Белжці його зловили, того, якому чоловік носив їсти в поле. Мій чоловік взяв маленького Ігоря на руки (він з того року, що ваш брат найстарший [анкетера Андрія Крика], з 1945), вийшов, тоді той підійшов до нього… А він [чоловік] мав таке чорне волосся, такий заріст чорний, він може два тижні не голився, заріс, і то його мабуть порятувало. І каже [партизан]: „Zna pan takiego Kupicza? On jakimiś końmi handlował, jakiegoś konia komuś wziął” [Ви знаєте такого Купича? Він якимись кіньми торгував, якогось коня комусь забрав]. Чоловік каже: «Я такого не знаю». Не впізнав його!

Пізніше каже: «Що він від мене хоче? Про якихось коней говорить, а я нічого не знаю. Я йому їсти носив, а тепер він пішов видавати своїх.

Одного такого зловили, він був навіть таким трошки вищим [в УПА]. Його зловили і він працював з ними. Мій [чоловік] пішов до нього (бо його він також не раз переховував в млині, були добрими знайомими) і каже: «Ти, Міську, що він хоче від мене?». Той каже: «Ти про ніщо не запитуй, тільки іди у вагон, сідай і не вилазь. Так краще зробиш – нікуди не ходи».

Сестра так само: десь вийшла, взяла собі чиюсь дитину і вийшла. А він проходив і каже їй: «Ти що! Дурна чи як? Нащо тобі та дитина? Втікай до вагону і навіть не вилазь, бо достатньо що хтось на тебе пальцем покаже і вже тебе нема».

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА:

Брат чоловіка загинув в Щеціні, був у в’язниці і там загинув.

Брат, сестра… Сестра моя Катерина також працювала там разом з ними.

4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням? Ні.
5. Чи перебували Ви під арештом? Ні.
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

В нас була «Просвіта», читальня, на горі, по сходах – там була читальня. Там організували вистави, забави. Той дім був такий великий. А внизу була продовольча крамниця і молочарня.

[Ви в цій читальні зустрічалися кожного дня?] Я не ходила, бо мене не пускала бабуся, вони мене нікуди не пускала. В читальні відбувалися проби, сходини, в неділі якісь вистави показували, бавилися, було дуже багато розмаїтих [розваг].

Був чоловік [Тимофій Хміль], який вів хор, він був також директором школи. Він – українець і дружина українка, мав три дочки, одна з них вийшла за хлопця з нашого села – то така файна родина була. Пізніше вони виїхали.

[До школи де ви ходили?] В Журавцях. Нам було близенько і до школи і до церкви. Сім років я ходила до школи, і сестра також – ми всі ходили до школи.

Школа була велика, одна була школа, і друга, були дві школи, тому, що діти не вміщалися. Я закінчила сім класів і далі допомагала в рільництві. На господарстві я була, татові, бабі ми допомагали в різних роботах.

[В церкві хто відправляв?] В той час, коли я там була, відправляв отець Лопатак Миколай. Старий священник, не дбав про людей, щоб людей чомусь привчити. Він як починав науку, то люди виходили надвір, бо не було що слухати, навертав одне і те саме.

Потім дали іншого священника. Такого дали… Дацько він був. Я навіть читала про нього в календарі. Колись я купувала ті календарі, тепер не купую, бо вже слабо виджу, і трошки шкодую. Ще ті молитвенники маю, то ще трохи читаю, а іншого – вже ні.

Пізніше був ще такий… Дацько не був такий, чомусь люди не згодилися з ним і дали іншого. Яке в нього було прізвище? Герцула. Але про нього також… Про різних священників так говорили багато, писали про них не раз, про них ще колись в календарях писали, а про тих, які були в нас, і про того Тріля Михайла, про них не було. Не знаю, чи їх убили, чи може вони виїхали до України? Не знаю, що з ними сталося.

Той Герцула… То такий був, Боже, той був би навчив людей усьому, такий був добрий священник. Від нас було 5 кілометрів до Любичі, тої Королівської, то люди – процесія йшла за ним, коли його проводжали до Любичі до поїзда, настільки люди його підтримували. Він не був у нас довго, бо були такі, які не хотіли, щоб він був, щоб чогось навчив людей.

[Коли вас вивозили в 1947 році, то священником був уже Тріль?] Ні, того вже не було. Не було Тріля. Пізніше був ще такий Ткачук [Еліяш], старий такий, звітам десь, мабуть з України чи звідки – не знаю. Він також виїхав, його також забрали. Він ще мого тата похоронив. А пізніше вже не було нікого. Вже боялися відправляти, бо військо приїжджало кожного дня, кожного дня приїжджало. І такі були поляки, щоб тільки… І ще комуністи були також…

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

О, я туди їздила декілька разів.

Мій брат пізніше переїхав сюди [на Мазури]. Вона мала тата ще, родину мала свою, і вони поїхали туди кудись на Соб’єхи. Там вони були 1-2 місяці. Пізніше брат знайшов собі роботу в Венгожеві у ветеринарії. Він там допомагав, там коней лікували, корів, треба було притримати, порядки поробити. І вони там мешкали.

Пізніше вони виїхали звідси і побудувалися на своєму місці [в Журавцях]. Стара хата ще стояла, вони в ній трохи мешкали. Бо було так: спершу в ній вчителі мешкали, потім було все більше людей і дітей, тоді вчителів перевели в інше місце – там мали школу і там мешкали.

Відтак хата була порожня. Зробили молочарню в тій нашій хаті. Молочарня… Згодом там все перегнило – пороги, підлоги. Отже, він побудував собі там хату і ми туди їздимо.

[То ваша хата досі стоїть?] Ні, нову побудував, тамту розібрав, побудував нову. Але повмирали... Вона ще є в тім… Тишовці це називається (то вже належало до Грубешівщини).

[Пам’ятаєте, коли ви туди поїхали вперше?] Можливо в 1950-их роках, можливо в 1960-их, але не пам’ятаю який це був рік.

[Яке було ваше враження, коли ви там вперше попали після акції «Вісла»?] То таке страшне було, просто кажучи – жаль такий був. Відновилися всі спогади.

Ще ті хати стояли, ще ніхто там не будувався, ще в тих старих хатах мешкали.

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Не знаю чому так сталося… Мабуть не хотіли їхати, бо там біда була. Як каже Баранова Марійка: тато вже зібрав речі, але не поїхав. Каже: «Та що ти робиш! Що ти робиш!? Чого ти їдеш!? Та тут теж потрібно бути!». Може й краще було б…

Одні їхали, інші не їхали, боялися, що там буде біда і через те не їхали. Казали, що там бідують люди і через те ми не поїхали.

[До України виїжджали добровільно, чи…] Примусово було, то не було добровільно. [Так що ви робили, щоб не поїхати?] Не знаю, не знаю, як то сталося… Ми ховалися, виїхали до лісу. Виїхали… То було село Проволока, він [чоловік] мав там свого швагера, а він був поляк. Він також виїхав, боявся, бо вже партизанка починалася, він виїхав туди, і ми поїхали до нього. Ми там були десь два дні і повернулися додому, бо ця акція вже пройшла, людей забрали. А вже пізніше…

Ще приїжджали [забирати], ще раз приїхали. Тоді я свого Ігоря, він був маленький, на руках тримала, йому був один рік, коли вони приїхали. Отже, вони так за мною бігли і я їм втекла, втекла і заховалася. Прибігла до сусіда, зайшла в хату, посадила Ігоря, а його дочка сиділа щось там робила, я допомагаю робити, дитину посадила, бо, кажу, як прийдуть до хати, то зараз мене заберуть. А сусід, той її тато, в той час дрова рубав. Ті [військові] пригнали на подвір’я: Де та курва (бо так вони говорили), „co z dzieckiem uciekła?” [що з дитиною втекла]. А я в хаті сиджу.

Сусід прийшов, каже: «Ксеню! Знаєш що, іди там до тієї сусідки, туди ніхто не ходить». Я кажу: «Вуйку, я ніде не піду. Як прийдуть і мене візьмуть – так візьмуть, що поробиш, але я вже ніде не піду звідси». Але вони не прийшли до цієї хати. І так це минулося.

Проте, декілька жінок вони зловили. Минула ніч, но, але тих декілька осіб без родини, без нічого не повезуть до України. Потім відпустили тих людей, вже в Любичі, з поїзду відпустили, не везли їх дальше. І на тому закінчилося. Ми лишилися.

Моя сестра поїхала до України з дітьми. Коли я поїхала перший раз до неї, як подивилася… То був мабуть 1955 рік, коли я поїхала туди, можливо, то був 1956. Я приїхала… Боже! Не дай Боже! Не дай Боже!!! Там таке болото було!

Теребовля, там була пошта, таке невеличке містечко, то також було таке бідне, нічого там не було. Я приїхала туди, а сказали в листах, що то буде 6 кілометрів до того села нашого, там до мєї сестри. Але подзвонили ми з пошти до мєї сестри – прийшла донька. Прийшла, але каже: Пані, ви тут почекайте, приїдуть за поштою, то може вас заберуть. Чекаю.

Приїхала та пошта, а ті коники – Мати Божа! Каже: «Знаєте, я б вас забрав, але ті коні не потягнуть». А я мала дві такі валізи, ледве могла їх рушити, тепер певно я б не піднесла таку валізу. Бо то бідне, каже – те привези, і те привези, і тамте. Один раз я навіть відправляла туди пакунок.

Привезли нас до тієї хати. Хатинка така мацюпця, віконце отаке-во, як ті два вікончика є [показує]. Боже, підлоги нема. Ступила на поріг, а там яма. Глина, ні підлоги, нічого. Там були сіни, комірчина, трошки було стодоли причепленої відразу, стодолу розібрали і забрали до колгоспу, будували колгосп.

Боже, бідося! Дві доньки мала. Рано каву чи молока… Не знаю, чи мала ще корову, мабуть ще мала, коли я там була вперше, потім вже не мала. …І хліба того, а далі на цілий день до буряків пішли, а вона вдома.

В кожній хаті було радіо. Каже: «О, вже йосько гавкає, то вже треба вставати» [йосько – мабуть від імені Сталіна – Йосиф]. [В Польщі було трохи краще...] О, то навіть порівнювати не можна було. Кажу вам, такі ті хатини були бідні, Мати Божа!

Але, коли я приїхала знову через певний час, то вже бачу, там хата поставлена, вже тут хата побудована. Але там так сходилися, майже ціле село йшло і за день поставили хату. Місили ті глини якісь, трачиння, ще дещо, якось то замішували і так один одному допомагали. [А в Польщі нас тут так перемішали, що всі чужими були.] Так, кожен окремо був, одне другого не знало.

4. Що в житті було головне?

Важко сказати… Там ми мали церкву, завжди зранку йшли до церкви, на вечірні треба було ходити.

Церкву ми мали близенько. Читальню також, і школу – ми так близенько мали, он, діти вже ідуть до школи, а ми ще в ліжку. Нам добре було.

В школі була мова українська і польська. Була українська мова, була математика українська, і природа (біологія, колись називали природа), а історія, географія, польська мова – це було польською. Тому ми добре вміємо говорити, бо ми мали ту мову в школі.

5. Чому Вас переселили?

Казали, що то через того, що його убили, [генерала] Сьвєрчевського, що через це нас виселили.

[А як ви думаєте?] Я так думаю, що то мабуть Росія все зробила, москаль. Вивезти людей, а ті, що в лісі – будуть з голоду помирати.

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше:

[Повторна відповідь на деякі запитання. Перші відповіді є з запису аудіо, ці – з відеозапису.]

[В 1947 році] в Белжці ми сіли до поїзду. Їхали ми тиждень, 10 днів. Сестра була така збита, що не могла поворухнутися. Увесь час сиділа в вагоні, на соломі лежала увесь час – не могла рушитися.

Були дві корови і я мусила щодня сама накормити ті корови, трави трохи взяти (коли зупинилися), напоїти. Старий (чоловік) боявся виходити, бо зараз хтось міг би щось сказати. Я так тоді намучилася, так намучилася з тим всім, як не знаю що! Але якось щасливо приїхали.

[Чому сестра була побита?] Поляки її зловили. Брат мав дві дочці, одна мала… Може знаєте того Колодзійського, що в Поседжу жив? Її тато так бив, шнуром її бив, каже: «То тебе полячиська так прали, що ти чорна була як вуглик, і ти тепер ідеш за того [Колодзійського]! Він тобі буде робити те ж саме». Але пішла таки за нього; і так було.

[Ну гаразд, але сестру хто бив? Польські вояки?] Но так. Слухайте, їх обидві забрали до стодоли, і сестру мою привели туди. Роздягнули їх до гола, і так як є то запір’я [?], ті дошки, і вони так-во [показує] лежали, а ті так прали їх. Бабуся моя прийшла, видно їй хтось сказав: «Там повели Касю до стодоли!». І бабуся пішла туди. А бабуся моя була полькою. Відчинила браму: „A ty stara kurwo…”, так, як то вони вміють сказати, „stara kurwo spieprzaj stąd! Uciekaj!” [Пішла геть, стара курво! Забирайся звідси!]. Вона каже: «Бога ради, що тут відбувається!». Але ті тільки обізвали її і вигнали. Потім відпустили [дівчат].

[Значить, тих дівчат так побили в тій стодолі.] Так. Так били, так катували – страшне.

[Хотіли щось довідатися…] Одна з тих дівчат, то що – мала 14 років, ще не мала навіть 16 років, а друга… Знайшли зошит з піснями українськими. І за то так били.

[Насилували також?] Ні, ні. Не було часу, оскільки вже йшла акція [«Вісла»], вже вивозили людей, вони уже того не робили. І такі побиті вони приїхали сюди [на північ Польщі].

[А як було в поїзді? Ви знали куди вас везуть?] Та де ми знали! Було нас чотири родині в вагоні, і так на тій соломі, діти ходили і все інше. І так якось ми їхали. Хліб ми ще мали свій. Не давали нам нічого їсти, ніхто нам нічого не дав. Щойно в Ґіжицьку кудись там ходили (я не ходила), якусь зупу [суп] давали, люди туди бігали, бо були голодні. Ми не були голодні, бо ми мали ще хліб, то нема ще біди, можна було корову подоїти, молоко було, а отже голодні ми не були. Тяжко було, дуже було тяжко їхати! Дуже!

[Що було далі?] Приїхали до Ґіжицька. Тут вже були люди. Навіть українець з Пшерванок одним конем приїхав. Завантажили речі на підводу і він нас привіз на місце, до Кут.

[Що ви отримали в Кутах?] Хату і хлівчик, в якому були викопані ями. Там німці посуд закопали і потім [поляки] відкопували. В городі була одна яма, в стайні була друга – все відкопали.

В будинку була пустка. Була велика шафа, полячиська хотіли її стягнути, але їм це не вдалося і вона залишилася на сходах. Більше нічого не було, все забрали.

[Як вам на тих початках жилося? Була допомога від держави?] Давали. Трішки давали муку́ кукурудзяну, цукор давали. Муку́ ми привезли свою, трохи збіжжя, баба мала трохи свого, ми мали трохи свого, і так ми пережили той [перший] рік.

Пішли до сусіда, працювали у нього, ціле літо допомагали. Правда, сусід ставився до нас дуже добре. У нас були корови, вже на другий рік ми мали свою солому, допомагав нам, різали січку у нього. Він нічого нам не боронив. Ціле літо ми працювали у нього, а восени завантажив для нас на підводу мішки з картоплею – не був скнарою. Повну підводу завантажив, привіз, ми скинули до підвалу і нам цього вистачило на всю зиму.

[Вас переслідували сусіди, влада?] Та боялися ми. Ми мешкали… Он, там де то перехрестя є, там високо така хата стоїть, ми тоді там мешкали, а згодом переїхали сюди. Ми там жили, а міліція мешкала там нижче, відразу за парканом. Отож, вони ходили попід вікнами, заглядали. Якось прийшли до мого чоловіка, кажуть: «У тебе є карабін!». А він каже: «Я в хаті не маю, але якщо ви може десь там поставили, то ідіть собі візьміть. Я тут не маю, за хату я гарантую, а за інші місця не гарантую». Но й після цього вони дали нам спокій.

[Коли ви вперше після акції «Вісла» були на своїй Службі Божій?] В Хшанові. То було мабуть в 1955 році, коли народився наймолодший син, я його туди возила охрестити. Дочка була хрещена в Поседжу [в римо-католицькому костелі], бо тоді про Хшаново ще так не знали, а вже до Першого причастя то я її возила до Хшанова.

Як тільки вони там в Хшанові почали відправляти, то ми відразу стали туди їздити, але який то був рік?... Я не пам’ятаю, коли там почали правити, коли вони там провели ремонт і зробили церковцю. Сама не знаю, якого то було року. Я туди їздила вже до 1955 року. Кожного року ми їхали, двічі чи один раз. Не було змоги частіше їздити, бо діти були малі. [А то досить далеко треба було їхати…] Так. Треба було добратися до Ґіжицька, з Ґіжицька їхали поїздом.

[Коли ви відвідали рідну сторону?] Не пам’ятаю, який це був рік. Ми достатньо швидко поїхали. Можливо в 1951 чи 1952 році, діти були ще малі. Можливо то було трохи пізніше. Сестра їздила, брат мій, братовиха зі Стренґєлька. Я із сестрою їздила на свята Великодні. Але який то був рік – не пам’ятаю, десь в 1950-их.

[Як ви пережили таку зустріч?] О Боже! Брат мій був темний [незрячий], щось йому сталося, а колись не лікували, я от тепер око втратила, але на друге бачу. Ми приїхали, а він на подвір’ї, ми вийшли, ой, як він втішився! Не знав, що йому робити з нами. По голосі упізнав, що то ми приїхали. Ми нічого йому не написали, що приїдемо. Дуже був задоволений.

[Ваша хата ще стояла?] Хата була, але там потім… Бо брат повернувся з Вроцлава, приїхав сюди до Венгожева, в Венгожеві певний час працював і поїхав туди будуватися. З нашої хати зробили молочарню. Спершу в ній жили якісь вчительки, потім вони пішли працювати в іншому місці, там мешкали і навчали, хату нашу залишили і тоді зробили в ній молочарню. Через це все там було понищене, старе, порохнаве. Брат побудував собі хату. Довго не втішався, бо також пішов до землі.

[Що для вас було найважливіше там, коли ви ще жили на рідній землі?] Церква, то було важливе. Хату закривали і всі йшли до церкви. Ще було двох молодших братів, бо ті старші то уже всі пішли з дому, тільки двох лишилося, і дві сестри. Тато 16 років служив при церкві. Тато виходив завжди раніше, бо треба було ключі принести від священника. Навіть якщо повернулися додому пізно, з вечірки чи забави якої, але церква ніколи не минулася – завжди треба було іти. Всі йшли до церкви, не так як тепер: з хати одне чи двоє ідуть, а решта сидить [вдома].

[Як ви думаєте, чому вас переселили в 1947 році?] Ніхто не знав чого переселяють, початково ніхто не знав. Щойно пізніше казали, що то через те, що убили Сьвєрчевського. А до того – вивозять, так вивозять, хто знав чому?

[Ви також такої думки, що то через Сьвєрчевського?] Я не знаю. Я не була аж настільки освічена, щоб я у чомусь такому… У мене були малі діти, відтак я не могла…


Анкету провів та записав (на диктафон та частково на відеокамеру) Андрій Крик. Українською мовою текст набрав Роман Крик. Остання редакція Р. Крика – 08.11.2020 р.

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 04.11.2020 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 04.11.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Wspomnienia w j.ukraińskim

 
do góry ↑
Pliki


  • Kupicz Ksenia, rozmowa z Andrzejem Kryk, 15.01.2009 r.

  •  
    do góry ↑
    VIDEO


    Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
    powiązanych z niniejszą ankietą.

    „Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
    „Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
    „A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

    Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
    Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

    stat4u

    Liczba odwiedzin:
    Число заходжень:
    1 697 593
    Dziś:
    Днесь:
    223